EBENEZER ROJT

Breivik, czyli Azja

Zrobią prawdopodobnie wszystko, co tylko możliwe, by zafałszować prawdę o mnie [...] Zaetykietkują mnie jako rasistę, faszystę, nazistowskiego potwora, tak jak to zwykle robią z każdym, kto sprzeciwia się multikulturalizmowi/kulturowemu marksizmowi.

Uważam się za antyrasistę, antyfaszystę i antynazistę. To głównie z tego powodu jestem przeciwny kulturowemu komunizmowi/europejskiemu multikulturalizmowi. To ONI są nazistami, to oni są faszystami i to oni są rasistami [1].
Obszerny i chaotyczny manifest Andersa Behringa Breivika [1a] z pewnością nie jest dziełem wielkiego intelektu. Nie usprawiedliwia to jednak powierzchownych i często niedorzecznych opinii wygłaszanych na temat poglądów jego autora [2]. Znamienne, że w komentarzach zwykle wysuwano na plan pierwszy wątki negatywne: potępienie multikulturalizmu, antyislamską retorykę, nawoływanie do nowej krucjaty etc. Rzadko zaś zadawano pytanie, czy Breivik ma jakikolwiek program pozytywny. Jakikolwiek jako tako rozsądny program pozytywny - bo trudno brać na serio fantazję o tajemniczym zakonie nowych templariuszy, dzięki którym odrodzi się w Europie średniowieczna Christianitas [3].

Program taki w istocie można w manifeście Breivika odszukać; i to na tyle realistyczny, że nie sposób zbyć go wyłącznie wzruszeniem ramion. Odwołuje się on do azjatyckiego modelu modernizacji połączonej z monokulturowością oraz pielęgnowaniem lokalnej tradycji [4]:

Najbliższe temu [co chcemy wprowadzić] [...] są w szczególności społeczeństwa Japonii i Korei Południowej oraz do pewnego stopnia model tajwański. Te trzy modele zawierają większość politycznych zasad, jakie pragniemy przywrócić. Są one realizacją wielu europejskich klasycznych konserwatywnych zasad z lat 50-tych (kulturowych) dostosowanych do nowoczesności. Inaczej mówiąc: realizacją monokulturowego, zaawansowanego naukowo i rozwijającego się ekonomicznie społeczeństwa o wysokim poziomie zabezpieczeń socjalnych, które nie zaakceptuje multikulturalizmu oraz zasad kulturowego marksizmu [5].
Breivik podkreśla zwłaszcza spoistość tych azjatyckich społeczeństw i jej dobroczynne skutki: niski poziom przestępczości, żywotność wartości rodzinnych i ogólne pokojowe nastawienie. Z tym wiąże się potrzeba znalezienia fundamentu, który mógłby zapewnić podobną spoistość rozpadającym się społeczeństwom europejskim, i to właśnie w tym kontekście pojawiają się u Breivika templariusze i chrześcijaństwo. Nie jako absolutny układ odniesienia, ale jako znaki kulturowej tożsamości - niczym samuraje i obrządki shintō w kulturze japońskiej. Nie chodzi zatem o religię w roli ideologii, lecz o religię funkcjonującą w pierwszym rzędzie jako spoiwo społeczne [6].

Azja Breivika to wprawdzie Azja po części zmitologizowana, ale i ta prawdziwa działa na europejskich multikulturalistów niczym drażniący nerwy cierń [7]. Podstawowy aksjomat lewicowej mechaniki postępu głosi bowiem, że "modernizacja idzie w pakiecie". Chcesz mieć nowoczesne drogi, musisz zaakceptować na nich parady gejów. Chcesz mieć ciepłą wodę w kranie, musisz zgodzić się na prawa kobiet i sam przy tym kranie czasem pozmywać albo nawet uprać skarpetki. Idea "modernizacyjnego pakietu" nie jest nowa - to jedynie inne przebranie starego marksistowskiego "prawa" o koniecznej zgodności bazy i nadbudowy [8]. Owszem, teoretycy marksizmu przyznawali, że społeczna rzeczywistość nie rozwija się w jednym rytmie i baza oddziaływa na nadbudowę jedynie "w ostatniej instancji". Niemniej nie należy sobie robić żadnych złudzeń: po nowoczesnej drodze prędzej czy później gejowska parada przejść musi. Tyle ideologia. W realnym świecie okazuje się jednak, że bardzo podobne "bazy" mogą być udekorowane bardzo różnymi "nadbudowami" i żadna historyczna konieczność niczego tu w pakiety nie wiąże [9].

Modernizacja po azjatycku uwidacznia także pewną wewnętrzną sprzeczność europejskiego projektu multikulti. Tę mianowicie, że mimo nieskrywanych aspiracji do uniwersalizmu jest to dalej multikulti europejskie. Kolejny prezent białego człowieka, który znów najlepiej wie, czego potrzeba ludziom z innych kultur. Tym razem prezent wygląda wprawdzie wyjątkowo przyjemnie, bo biały człowiek nie opowiada już bajek o cywilizowaniu dzikich przez ciężką i sumienną pracę, lecz sam zachęca dzikiego-Innego, by ten opowiedział mu bajkę o swych cierpieniach i upokorzeniach [10]. Nie zmienia to jednak faktu, że cały ten projekt to na dobry ład kolejna zwrotka w znanym wierszu Kiplinga o "brzemieniu białego człowieka" (The White Man's Burden), tyle że "brzemię" polega teraz na mieszaniu w kotle multikulturalizmu.

Wracając do Breivika. To chyba nie przypadek, że cechy uważane potocznie za "azjatyckie" można dostrzec także w jego osobowości. Pracuś, perfekcjonista, pełen wewnętrznej dyscypliny, z zadaniowym podejściem do życia... W szkole szóstki, pierwszy milion zarobiony w wieku 24 lat [11]. Gdy zaś czyta się jego drobiazgową relację o tym, jak majstrował swoją bombę, bez chemicznego przygotowania, godzinami coś tam warząc, mieszając, mrożąc, walcząc z psującym się sprzętem etc. etc. [12], nie sposób nie skojarzyć tego z katorżniczymi metodami wychowawczymi, które podobno stosują wobec swych pociech azjatyccy rodzice. Tak, Breivik był bez wątpienia swoją własną "chińską matką"! [13].

Uderzające jest też podobieństwo Andersa Breivika do Yukio Mishimy, słynnego japońskiego pisarza, który w 1970 roku próbował przeprowadzić zamach stanu w celu - jakże by inaczej! - przywrócenia tradycyjnych japońskich wartości w zamerykanizowanej ojczyźnie. Kiedy zaś zamach, od początku raczej amatorski, nie powiódł się, Mishima popełnił tradycyjne japońskie samobójstwo, seppuku [14]. Breivik również traktował swoją misję jako samobójczą, "męczeńską", choć z drugiej strony próbował wcześniej skalkulować swe szanse na przeżycie [15]. Napisanie czegoś w rodzaju żywotów równoległych tych dwóch postaci mogłoby być pouczającym zadaniem [16]. Naturalnie z uwzględnieniem tego, co sami mówili o sobie.

Jak mogą zaświadczyć moi przyjaciele, nie skrzywdziłbym nawet muchy i nigdy nie używałem przemocy wobec innych [...] Jestem niezmiernie cierpliwą i pozytywnie myślącą osobą. [...] Wydaje mi się, że nie jestem zbyt religijnym człowiekiem. Jestem przede wszystkim człowiekiem logicznym [17].
Anders Behring Breivik pozostał logiczny do końca. Podobno w areszcie w obliczu spodziewanej konsultacji psychiatrycznej zażyczył sobie, by zbadał go psychiatra japoński, co uzasadnił tym, że Japończyk zrozumie go znacznie lepiej niż współczesny Europejczyk.

Azja po raz drugi [dopisek po latach]

Anders Behring Breivik stawiał jako wzór w dzisiejszym świecie Japonię i Koreę Południową. Natomiast Brenton Tarrant, australijski autor zamachu na meczety w Nowej Zelandii, wybrał Chiny:
Naród najbliższy moim politycznym i społecznym wartościom to Chińska Republika Ludowa [18].
Po Breiviku-Japończyku mamy zatem Tarranta-Chińczyka. Czyli znowu wychodzi na to, że wspaniała biała rasa powinna brać przykład z rasy żółtej. Przyznacie więc chyba, że jest to rasizm zaiste specyficzny. Zważywszy jeszcze, jak bardzo obaj jednocześnie podkreślają, że czują się kulturowo Europejczykami i robią to, co robią, w imię ocalenia europejskich wartości.

Tarrant dodatkowo uważa się za eko-faszystę (wcześniej był komunistą, potem anarchistą i libertarianinem [19]). Ma się rozumieć, nie lubi przede wszystkim imigrantów, ale nie lubi także kapitalistów [20]. Ostatecznie zbrzydziła go i pchnęła do czynu wizyta we Francji, gdy przekonał się, że w każdym francuskim mieście są już najeźdźcy (tj. imigranci), a mimo to wybory w 2017 roku wygrał eks-bankier [21]. Dlatego o Froncie Narodowym Marine Le Pen (dziś: Zjednoczenie Narodowe) wyraża się z pogardą i uważa ich za mięczaków [22].

Wracajmy jednak do Azji. Tarrant powtarza tu w istocie diagnozę Breivika: siłą nie jest żadna tam różnorodność, multikulti, ale jak największa jedność etniczna i kulturowa.

Jak to jest - pyta - że to, co daje siłę narodom Zachodu (różnorodność), nie daje siły narodom Wschodu (Chiny, Japonia, Tajwan, Południowa Korea)? W jaki sposób są tak silni - Chiny staną się panującym narodem w tym stuleciu - skoro brakuje im różnorodności? Dlaczego ich pozbawione różnorodności narody radzą sobie znacznie lepiej niż nasze i to pod tak wieloma różnymi względami? [24].
Pytania niegłupie. Ale jak pokazuje przypadek Breivika, prawdopodobnie również Tarrantowi nikt nie będzie próbował na nie poważnie odpowiedzieć i dla spokoju ducha on również zostanie zamknięty w pojemnej szufladzie z napisem: obłąkany biały supremacjonista i faszysta.

[1] Andrew Berwick, 2083. A European Declaration of Independence, London 2011. Przyjmuje się obecnie, że jest to manifest skompilowany i napisany przez Andersa Behringa Breivika. Wszystkie cytaty podaję za wersją, do której prowadził odnośnik z hasła "Anders Behring Breivik" w polskiej Wikipedii. Jest to plik w formacie PDF liczący 1518 stron. Strony nie są numerowane; cytaty lokalizuję według numerów kolejnych stron w pliku.

Pierwszy cytat ze s. 1434-1435: "They will possibly do everything they can to distort the truth about me [...]. They will label me as a racist, fascist, Nazi-monster as they usually do with everyone who opposes multiculturalism/cultural Marxism". Drugi cytat ze s. 1357: "I consider myself to be an anti-racist, anti-fascist and anti-Nazi. That's the main reason why I oppose Cultural Communism/European multiculturalism. THEY are the Nazis, they are the fascists and they are the racists!"

[1a] W czerwcu 2017 Breivik zmienił imię i nazwisko na Fjotolf Hansen i przez pewien czas polska Wikipedia pisała o nim jako o Hansensie ("Hansen w czasie popełniania zbrodni..."). Angielska Wikipedia rozsądnie pozostała przy Breiviku i to rozwiązanie przyjmuję.

[2] W mediach głównego nurtu konkurowały ze sobą przeważnie dwie etykietki: "chrześcijański fundamentalista" i "filosemicki mason". Ale politycy i publicyści też sobie poszaleli. Na przykład Janusz Palikot zażądał "cofnięcia koncesji KRRIT dla Radia Maryja oraz stanowczego reagowania na groźne wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego", ponieważ w manifeście Breivika zostało wymienione (raz, na stronie 1248) Prawo i Sprawiedliwość (zob. blog Janusza Palikota Poletko Pana P., komentarz z 25 lipca 2011). Z kolei Rafał A. Ziemkiewicz uznał, że "zapiski Breivika stanowią totalny pieprznik", w którym instrukcje, jak zrobić bombę, mieszają się "z cytatami z poezji Miłosza (!)". Gdyby Ziemkiewicz naprawdę zajrzał do tych "zapisków", przekonałby się, że żadnych cytatów z poezji Miłosza tam nie ma (zob. "Breivik dla każdego i na wszystko", Interia.pl, 5 sierpnia 2011).

Natomiast Wojciech Orliński znalazł w manifeście Breivika brednie "o konieczności ochrony białej rasy" (Doom na legalu, czyli urzędnicy odwołują decyzję, "Gazeta Wyborcza", dodatek "Duży Format", 8 września 2011). Ale tego również tam nie ma! Wyrażenie "white race" pojawia się na tych 1500 stronach raptem siedmiokrotnie; głównie w cudzym artykule, który Breivik skopiował do swojego manifestu nie bez wahań. Wahał się zaś właśnie dlatego, że w artykule tym zostały użyte te nieszczęsne słowa - "biała rasa". Czuje bowiem do nich instynktowną awersję (2083, s. 390: "At first, I hesitated to include anything including the word race, white or ethnicity, mainly because I instinctively dislike writing about anything related to these words").

[Dopisek] Po czterech latach nic się nie zmieniło. W dalszym ciągu można zmyślać, że się wyczytało w manifeście Breivika dowolne bzdury. W "Wysokich Obcasach" Agnieszka Jucewicz rozmawia z Åsne Seierstad, autorką sporej książki o Breiviku i jego zbrodni, więc, zdawałoby się, osobą kompetentną.

"On się uważa za politycznego wizjonera! Napisał 1500-stronicowy manifest, w którym wykłada swój światopogląd. Dwie trzecie tego manifestu przepisał od innych skrajnie prawicowych autorów, ale jedna trzecia jest jego.

Co jest w tej jednej trzeciej?

Oprócz wywiadu, który przeprowadził sam ze sobą? Jego wizja państwa idealnego. W skrócie to Norwegia lat 50. - kobiety zamknięte w domu, patriarchat. Pod koniec ta wizja robi się coraz bardziej dziwaczna. Np. ludzi, którzy nie założą rodzin, Breivik chce zamykać w odizolowanych dzielnicach, a kobiety o aryjskiej urodzie mają rodzić po 15 dzieci w specjalnych klinikach" (Cztery lata po Utøi, "Wysokie Obcasy", 5 września 2015, s. 12).

O ile "Norwegia lat 50." jest jeszcze do przyjęcia (ale z istotnymi zastrzeżeniami), o tyle zamykanie samotnych ludzi "w odizolowanych dzielnicach" i zmuszanie kobiet "o aryjskiej urodzie" do rodzenia 15 dzieci, to tylko dziwaczne fantazje norweskiej pisarki.

Nb. określenie "aryjski", aryan, pojawia się w manifeście Breivika jeszcze rzadziej niż "biała rasa" (pięciokrotnie) i również głównie w cytatach. Ale cóż to byłby za czytelnik neonazistowskich stron internetowych ("kiedy zamieszkał u matki, zaczął odwiedzać ekstremistyczne strony internetowe - neonazistowskie, antyislamskie, antydżihadowskie"; Cztery lata po Utøi, s. 13), który nie marzyłby o zamykaniu ludzi i badaniu aryjskości ich urody. Nie znaczy to, że Breivikowi zbywa na rzeczywistej dziwaczności, ale jest ona często zbyt nieporęczna do cytowania. No bo jakże tu napisać, że ten prawicowy ekstremista pochwala zapłodnienie in vitro i zarazem proponuje radykalne ograniczenie światowej populacji do dwóch i pół miliarda niczym wzorowy ekolog (2083, s. 1202: "PCCTS, Knights Templar and a future European Federation must propagate a global population cap of 2,5 billion (1950-level); o in vitro zob. s. 1182).

[3] Jest w tej fantazji istotnie i coś z komputerowej Role Playing Game, i coś z tolkienowskiego "powrotu króla", także wiele kabotyństwa, i wreszcie jakaś wzruszająca (tak, wzruszająca...) naiwność rozzłoszczonego Piotrusia Pana. Oczywiście templariusze to tylko zabawka Piotrusia, nie zaś jego prawdziwa pasja. Nawet łacińską nazwę ich zakonu Breivik podaje z błędem: Templique Solomonici zamiast Templique Salomonici (błąd przeklejony zapewne z angielskiej Wikipedii; u Breivika zob. na stronie tytułowej, oraz np. na s. 812, 815 i nn). Podobną literówkę Breivik robi też kilkakrotnie w tytule pochwały templariuszy napisanej przez św. Bernarda z Clairvaux: De Laude Novae Militae zamiast De Laude Novae Militiae (zob. u Breivika s. 812, 831, 1334).

[4] Akurat u nas próby sięgania po wzorce azjatyckie nietrudno wykpić przypominając hasło budowania w Polsce "drugiej Japonii", które od 1980 roku propagował Lech Wałęsa. Zob. Zdzisław Zblewski, Leksykon PRL-u, Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2001, s. 39: "Druga Japonia". Także: Jacek Kuroń, Jacek Żakowski, Siedmiolatka, czyli kto ukradł Polskę, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1997, s. 64: "Wreszcie Wałęsa wrócił. Wchodzi do gabinetu. - Ja mam światełko - od drzwi do mnie krzyczy - ja ci mówię, że ja mam światełko. Ja powiedziałem, że będzie druga Japonia, i będzie druga Japonia".

[Dopisek] Ale Wałęsa nie był pierwszy. Już przed wojną Wincenty Lutosławski uważał, że "powinniśmy w karności i jednomyślności naśladować Japonię". Uzasadniał to zaś następująco:

"Jedną tylko prawdę zbyt mało dotąd uznaną dodam, po smutnych doświadczeniach walk partyjnych w ciągu ostatniego dziesięcio­lecia [tj. w latach 1926-1936]. Doszedłem do przekonania, że wszelka zorganizowana opozycja, której celem jest zastąpienie osób u steru władzy, zawsze w Polsce będzie szkodliwa.

Polska, położona między dwoma wrogiemi państwami, musi wszystkie swe siły skupić na obronie własnej niepodległości ustawicznie zagrożonej. W tych warunkach Polski nie stać na żadną zorganizowaną opozycję tego rodzaju, jaka istnieje w Anglji, a raczej powinniśmy w karności i jednomyślności naśladować Japonję. Trzeba zatem ten rząd, jaki się ma, popie­rać, wytykając mu w prasie, w sejmie i na spo­łecznych zebraniach popełniane błędy, i ufając, że prawda zawsze w końcu przeważy. Czyli, że opozycja przeciw mylnym zarządzeniom rządu powinna być doraźną i indywidualną, a nie zorganizowaną i partyjną. Pierwsza ma na celu poprawianie błędów popełnianych bez usuwania osób, druga zaś poprzez krytykę pew­nych osób sięga do władzy i stanowiska dla innych osób. Z tego zacietrzewienia ambicji wy­nika zaślepienie, wyolbrzymiające błędy popeł­niane" (Wincenty Lutosławski, Jak rośnie dobrobyt? Zarys polskiej teorji gospodarstwa narodowego, S. A. Krzyżanowski, Kraków 1936, s. II-III; wyróżnienie za oryginałem).

[5] 2083, s. 1069: "The closest similarity [...] is especially the Japanese and South Korean societies and to a certain degree the Taiwanese model. These three model contain a majority of all the political principles we seek to restore. They represent many of the European classical conservative principles of the 1950's (culturally) with modern twists; in other words a monocultural, scientifically advanced, economically progressive society with an exceptional level of welfare but which will not accept multiculturalism or Cultural Marxist principles". Zob. także 2083, s. 1404: "As for current national political systems, I especially admire the Japanese, South Korean and Taiwanese system. These three countries reject multiculturalism outright and have instead focused on maintaining and protecting their monoculture".

[6] O sobie Breivik napisał: "Nie mam zamiaru udawać, że jestem bardzo religijną osobą, bo byłoby to kłamstwo". Zob. 2083, s. 1344: "I'm not going to pretend I'm a very religious person as that would be a lie". Bardziej interesowało go to, że - jego zdaniem - chrześcijaństwo wciąż jeszcze mogłoby być w Europie wspólnym sztandarem. Zob. 2083, s. 1380-1381: "It is essential that we choose a banner that has the potential to appeal towards central and southern Europeans as well". Aczkolwiek można też znaleźć w jego manifeście rozważania, pragmatyczne - jak podkreślał, o psychologicznej funkcji religii. Zdaniem Breivika, kto wierzy w życie pozagrobowe, ten boi się mniej i działa w walce sprawniej, co jest kluczowe zwłaszcza w wypadku operacji samobójczych. Zob. 2083, s. 1345: "A spiritually confident individual, who does not fear what awaits him, is less likely to fear death and will therefore act more confidently and professionally in warfare. As such (and from a pragmatical viewpoint), religion is an essential component in warfare but ESSENTIAL in martyrdom operations".

[7] Można jeszcze od biedy ignorować "niedemokratyczne" Chiny, które po "zdemokratyzowaniu" miałyby rzekomo wejść na ścieżkę "zwykłego" postępu. Ale Japonia i Korea Południowa demokratyzacji nie wymagają, a mimo to pozostają krnąbrne wobec wizji europejskich mędrców. Na co oczywiście mogą sobie pozwolić nie tyle dzięki swym demokratycznym standardom, ile dzięki swojej pozycji w światowej gospodarce. Jak pisał Breivik: "Interesujące pytanie brzmi: dlaczego Japończycy i południowi Koreańczycy nie są demonizowani jako naziści i faszyści?". Komentarze Andersa Behringa Breivika z norweskiego forum "Document.no", komentarz z 1 września 2010 roku: "Det interessante spørsmålet blir jo; hvorfor blir ikke Japanere og Sør-Koreanere demonisert som nazister og fascister?"

[Dopisek] Klaus Theweleit, autor kuriozalnej książki Śmiech morderców. Breivik i inni, cytuje obszerne fragmenty sądowej mowy Breivika. Między innymi i ten o Japonii i Korei Południowej:

"Wiele osób uważa, że skrajni nacjonaliści jak ja, chcą stworzyć terrorystyczny reżim. To nieporozumienie! Jestem zwolennikiem modelu japońskiego albo południowokoreańskiego. Tylko tyle i aż tyle. Czy reżimy w Japonii i Korei Południowej rzeczywiście są takie złe? - Nie, nie są. Japonia i Korea Południowa to kraje niezwykle zaawansowane technologicznie. I w latach 70. XX wieku powiedziały NIE wielokulturowości i masowej imigracji. Są żywym przykładem na to, że stanowcze NIE dla masowej imigracji jest częścią narodowej strategii sukcesu. Ścisła dyscyplina, kierowanie się kodeksem honorowym i duma z własnego dziedzictwa kulturowego mają w Japonii i Korei Południowej fundamentalne znaczenie. Wobec tego to wielkie nieporozumienie sądzić, że ludzie tacy jak ja pragną wprowadzić reżim terroru. Dziś Japonia i Korea Południowa zaliczają się do krajów odnoszących największe międzynarodowe sukcesy, kraje, które zdecydowały się na etniczny protekcjonizm! Ich polityczny model jest w tej chwili najlepszym z możliwych".

Ale zawczasu całą tę mowę poprzedza takim oto unieważniającym ją zdaniem:

"Kto przez całą godzinę gada, by umocnić własne stanowisko i usprawiedliwić własne czyny, jest pod względem strukturalnym faszystą; nie ma znaczenia, jakie «treści» głosi" (Klaus Theweleit, Śmiech morderców. Breivik i inni, przekład Piotr Stronciwilk, Wydawnictwo Naukowe PWN SA, Warszawa 2016; korzystałem z wersji elektronicznej przygotowanej przez Virtualo; oba cytaty z rozdziału "Teoria 6").

Ponieważ książka Theweleita "gadała" do mnie przez ponad trzy godziny, by umocnić własne stanowisko autora i usprawiedliwić czyn jej napisania, wychodzi na to, że i Klaus Theweleit "jest pod względem strukturalnym faszystą".

[8] Pierwotnie zamierzałem użyć w tym miejscu, dla onieśmielenia czytelnika, ulubionego żargonu młodego Lukácsa i zamiast o "modernizacji w pakiecie" napisać coś o "dialektycznym podejściu całościowym" (Totalitätsbetrachtung). Uznałem jednak, że współczesna internetowa nadbudowa powinna przemówić własnym językiem: "Modernizacja idzie w pakiecie. Nie można wziąć z niej tylko autostrad, zachowując jednocześnie prawa kobiet czy gejów na poziomie pasującym do rustykalnego pejzażu z kurną chatą, wozem drabiniastym i bosonogim pastuszkiem" (zob. Wojciech Orliński, Ekskursje w dyskursie, "Pięć lat wśród kurdli i ośmiołów", 3 sierpnia 2011). Kto jednak dalej wolałby Lukácsa i jego Totalitätsbetrachtung, niech zajrzy do: György Lukács, Historia i świadomość klasowa, przełożył Marek J. Siemek, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1988, s. 82 i nn.

[9] Mniej więcej o to samo chodziło Breivikowi, gdy pisał: "Marksiści albo kapitalistyczni globaliści powiedzą, że nie możesz uniknąć globalizmu/multikulturalizmu, co jest oczywiście tylko propagandą. Japonia i Południowa Korea bardzo dobrze dowodzą fałszywości tego twierdzenia. Oba narody są monokulturowe i zarazem bardzo rozwinięte, kraje zaś zaliczają się do najlepiej prosperujących". 2083, s. 745: "The Marxists or capitalist globalists will say that you cannot stop or avoid globalism/multiculturalism which is of course nothing more than propaganda. Japan and South Korea proves very well that this statement is wrong. Both nations are monocultural and at the same time very developed and are considered two of the most successful countries".

[10] "Podstawowym wymiarem istoty ludzkiej jest zdolność do cierpienia, do doświadczania bólu i upokorzenia - w konsekwencji, ponieważ ludzie są zwierzętami symbolicznymi, podstawowym prawem jest prawo do opowiadania o swym doświadczeniu cierpienia i upokorzenia" - tak zgrabnie Žižek streszcza Rorty'ego (zob. Slavoj Žižek, Of Apes and Men. Lenin's Enlightenment). Bieda w tym, że biednych zazwyczaj nie stać na własną zajmującą "opowieść o cierpieniu"; na ogół tylko w kółko jęczą. Stąd zapotrzebowanie na zawodowców od "narracji". Ci sami zawodowcy piszą też nowe czytanki dla Murzynka Bambo, by zamiast uczyć się, jak niegdyś, że białe mzimu jest dobre, mógł teraz uczyć się pilnie ze swej czytanki, że białe jest be i zawsze takie było.

[11] O szóstkach w szkole zob. 2083, s. 1396: "I was quite happy with my grades and got 6 (A+) on certain subjects". Jeśli idzie o zarobiony "pierwszy milion", to na pozór może wydawać się dziwne, że Breivik, zdeklarowany przeciwnik społeczeństwa konsumpcyjnego (zob. s. 1401; "a fanatically consumerist society where the highest virtue and the essence of your existence is based on feeding your own ego") jest z tego osiągnięcia aż tak dumny. W tym wypadku chodzi jednak nie o "kupę pieniędzy", ale o świadectwo własnej przedsiębiorczości, niezależności i silnej woli. Poza tym już wtedy pieniądze te były zarabiane z myślą o funduszach na przyszłą walkę z multikulti. O pierwszym milionie zob. 2083, s. 1433: "establishing my company with 7 employees and making my first million at 24 and 4 million at 25-26"; z uwagi na s. 1380 wynika, że chodzi o milion norweskich koron. Zob. także komentarz Breivika na forum "Document.no" z 29 października 2010: "tjente min første mill som grunder i en alder av 24."

[Dopisek] Przechwałki Breivika trzeba naturalnie uzupełniać innymi źrodłami. Breivik na przykład nigdzie nie wspomina, że te cztery miliony (prawie cztery) zarobił na handlu fałszywymi dyplomami. Niemniej zarobił. Toteż wydaje się nierozsądne pisanie o nim z pogardą: "Osobnik, który dokonał rzezi na sześćdziesięciu ośmiu młodych ludziach, był nieudacznikiem żyjącym ze sprzedaży fałszywych dyplomów". Ktoś, kto w praworządnej i wciąż jeszcze niesionej falą surowych protestanckich cnót Norwegii sprzedał fałszywych dyplomów za cztery miliony, z pewnością nie był nieudacznikiem. Już raczej nieudacznikami byli jego klienci (cytat z: Nina Witoszek, Najlepszy kraj na świecie. Pamflet, przełożył Mariusz Kalinowski, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017, rozdział VI: "«My» i «oni» w najlepszym kraju na świecie", podrozdział "Diabeł i dziewica: fenomen Breivika"; korzystałem z wersji elektronicznej).

[12] O braku doświadczenia w chemicznych eksperymentach zob. 2083, s. 1438: "I - who has no chemistry experience whatsoever, managed to synthesize DDNP on the first try". O walce z psującymi się blenderami zob. 2083, s. 1458 (najlepszy do robienia bomb jest podobno blender marki Electrolux).

[13] Określenia "chińska matka" używam w znaczeniu, jakie nadała mu Amy Chua w swej znanej książce dowodzącej (albo i nie - zależy to od zmysłu ironii u czytelnika), że nie ma to jak rygorystyczne, pełne wymagań wychowanie. Tak więc "chińska matka" to taka matka (albo ojciec), dla której dopiero trzecia godzina ćwiczeń jej dziecka na instrumencie jest coś warta, a "szóstka minus to zły stopień". Zob. Amy Chua, Bojowa pieśń tygrysicy, przekład Magdalena Moltzan-Małkowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011, s. 13-14.

Nb. polski przekład, na ogół żywy i przyjemny, zgrzyta niestety tam, gdzie chodzi o sprawy związane z muzyką, a tych akurat w książce przewija się sporo: "seria string crossingów pod koniec" (s. 89); "pierwszy utwór koncertu skrzypcowego Brucha" (s. 112); "drugi utwór z second concerto Saint-Saënsa" (s. 113); "Rapsodia G-dur Brahmsa" (s. 148; powinno być g-moll) itp. itd. A przecież wystarczyłaby godzina konsultacji z kimś, kto kończył średnią szkołę muzyczną, by niezły przekład stał się bardzo dobry. Widocznie jednak ani tłumaczka, ani redaktorka prowadząca (Katarzyna Rudzka), ani redaktorka (Wiesława Karaczewska), ani korektorka (Grażyna Nawrocka) nie były wychowywane przez chińskie matki. Szkoda!

[14] John Natan twierdzi, że główną przyczyną samobójstwa Mishimy było jego obsesyjne, sadomasochistyczne pragnienie śmierci, które podobno odczuwał już od dzieciństwa. Natomiast patriotycznych idei głoszonych przez ostatnie lata życia, potrzebował po to, by móc swoją śmierć postrzegać jako śmierć męczeńską. Zob. John Natan, Mishima. A Biography, Da Capo Press 2000, s. ix-x; także s. xiv-xv: "I can only say that the story of his life as I perceive it appears to be principally about his erotic fascination with death. It appears, I mean, that Mishima wanted passionately to die all his life, and that he chose "patriotism" quite consciously as a means to the painful "heroic" death his lifelong fantasy prescribed. I don't believe necessarily that the ardent nationalism of his final years was a hoax. But it does seem to me that his suicide was in essence private, not social, erotic, not patriotic".

W opowiadaniu Umiłowanie ojczyzny (Yūkoku), które sam Mishima zaliczał do swych najważniejszych utworów, splata się zresztą wszystko: śmierć, erotyka, patriotyzm... Główny bohater, porucznik Takeyama, zanim popełni rytualne samobójstwo, chce jeszcze ostatni raz kochać się z żoną, a czekając na nią w sypialni, rozmyśla o ojczyźnie: "Na co teraz czekał - na śmierć czy na szaleństwo zmysłowych rozkoszy? Mogło się wydawać, że jedno i drugie splatało się nawzajem, zupełnie jak gdyby sama śmierć stawała się przedmiotem pożądania. Jedno było pewne - nigdy przedtem nie zdarzyło się porucznikowi zakosztować każdą cząstką ciała tak całkowitej, doskonałej wolności. [...] Wokół jego domu rozciągał się bezkształtny, pozbawiony ładu kraj, którego dobro tak mu leżało na sercu. Jemu odda swe życie. Nie wiedział, czy ten wielki kraj, któremu gotów był udzielić przestrogi za cenę samozniszczenia, poświęci najmniejszą choćby uwagę jego śmierci. I nie miało to znaczenia. Stał na polu bitewnym bez blasku chwały, na pobojowisku, na którym nikt nie mógł odznaczyć się chwalebnym czynem - stał na pierwszej linii ducha" (Yukio Mishima, Zimny płomień, z japońskiego przełożył Henryk Lipszyc, Świat Książki, Warszawa 2008, s. 100).

W 1966 roku Mishima nakręcił według tego opowiadania półgodzinny czarno-biały i niemy film, w którym sam zagrał rolę porucznika Takeyamy (znany pod różnymi tytułami: Yūkoku, Patriotism, Rites d'amour et de mort). O co chodzi, wyjaśniają dość obszerne napisy, a za podkład muzyczny posłużyła odtwarzana na okrągło stara płyta z Tristanem i Izoldą Wagnera. Obraz został utrzymany w ascetycznej, teatralnej konwencji: uboga scenografia i nieliczne rekwizyty, symboliczne i powściągliwe gesty - nawet w scenie miłosnej. Dopiero samobójstwo porucznika to prawdziwa orgia cielesności: drżenie mięśni, tors zroszony potem, drgawki i piana na ustach, jelita wypływające z rozciętego brzucha i wielka kałuża czarnej jak tusz krwi. A w tle cały czas leci sobie słodki Wagner...

Nb. Breivik w czasie swojej orgii zabijania słuchał w kółko Lux Aeterna Clinta Mansella; ulubiony utwór (2083, s. 849), który powinien stać się hymnem nowej konserwatywnej "Federacji Europejskiej" (2083, s. 1205): "I can’t possibly imagine how my state of mind will be during the time of the operation, though. [...] In addition, I will put my iPod on max volume as a tool to suppress fear if needed. I might just put Lux Aeterna by Clint Mansell on repeat as it is an incredibly powerful song" (2083, s. 1344).

[15] 2083, s. 1344: "I know there is a 80%+ chance I am going to die during the operation [...]".

[16] Obaj mieli poharatane dzieciństwo. Mishima przez zbzikowaną babkę, Breivik przez trudne relacje z ojcem, który założył nową rodzinę. W manifeście deklaruje wprawdzie, że nie chowa do ojca urazy, ale jednocześnie zaznacza, że gdy skończył 15 lat, to właśnie ojciec zerwał z nim kontakt. Z kolei swego ojczyma nazywa po prostu "prymitywnym seksualnym zwierzakiem", który większość wolnego czasu (major w stanie spoczynku) spędza z prostytutkami w Tajlandii (2083, s. 1386-1387). Obaj, Mishima i Breivik, fascynowali się też kulturystyką, wojskowymi organizacjami i mundurami, w których uwielbiali się fotografować. Obaj wreszcie mieli skłonności do narcyzmu oraz rozdęte ego (co jednak pisarzom wybacza się niejako automatycznie). 2083, s. 1401: "I still have a relatively inflated ego, with a constant need to feed on an intellectual level".

[17] 2083, s. 1395: "As all my friends can attest to I wouldn't be willing to hurt a fly and I have never used violence against others"; s. 1401: "I'm an extremely patient and a very positively minded individual"; s. 1404: "I guess I'm not an excessively religious man. I am first and foremost a man of logic".

[18] Brenton Tarrant, The Great Replacement. Towards a New Society, s. 15: "The nation with the closest political and social values to my own is the People’s Republic of China". Dalej cytuję jako Tarrant. Wszystkie cytaty podaję za wersją dostępną w Internecie. Jest to plik w formacie PDF liczący 74 strony. Strony nie są numerowane; cytaty lokalizuję według numerów kolejnych stron w pliku.

Nb. manifestu Tarranta nie należy czytać zbyt prostodusznie, bo autor raz po raz prezentuje dość specyficzne poczucie humoru. Na przykład z jednej strony występuje przeciwko imigrantom, a ponieważ sam (jako Australijczyk) również jest formalnie w Nowej Zelandii imigrantem, kwituje to sarkastycznym: "Jak widać, my imigranci, stwarzamy mnóstwo problemów" ("[...] it seems we immigrants seem to bring a whole host of issues"; s. 16).

[19] Tarrant, s. 17: "[...] when I was young I was a communist, then an anarchist and finally a libertarian before coming to be an eco-fascist".

[20] Tarrant, s. 21: "Why do you blame immigrants and not the capitalists? I blame both, and plan to deal with both" (Tarrant znaczną część swych poglądów przedstawia w formie pytań i odpowiedzi).

[21] Tarrant, s. 8: "In every french city, in every french town the invaders were there.

No matter where I travelled, no matter how small or rural the community I visited, the invaders were there.

The french people were often in a minority themselves, and the french that were in the streets were often alone, childless or of advanced age. Whilst the immigrants were young, energized and with large families and many children.

Tarrant, s. 8: "The internationalist, globalist, anti-white, ex-banker won".

[22] Tarrant, s. 16: "Were/are you a supporter of Front National? No, they’re a party of milquetoast civic nationalist boomers, completely incapable of creating real change and with no actual viable plan to save their nation".

[23] Tarrant, s. 33: "Why is it that what gives Western nations strength (diversity) is not what gives Eastern nations (China, Japan, Taiwan,South Korea) their strength? How are they so strong, China set to be the worlds most dominant nation in this century, whilst lacking diversity? Why is that their non diverse nations do so much better than our own, and on so many different metrics?".