EBENEZER ROJT

Zdziczenie obyczajów sztambuchowych
Bolesław Leśmian jako grafoman

Przeminęły czasy sztambuchowej niewinności. Dawniej chyba nikomu nie przychodziło do głowy, by "Na górze róże, na dole fiołki" lub cokolwiek innego ze sztambuchowego repertuaru, podpisywać "Tuwim" albo "Mickiewicz". Owszem, również Mickiewiczowi czasem przypisywano cudze wiersze i w druku takich fałszywek ukazało się z górą czterdzieści, niektóre nawet w zbiorowych wydaniach jego poezji [1]. Niemniej były to jednak na ogół wiersze innej klasy; również wtedy, gdy chodziło o wiersz wpisany do czyjegoś sztambucha.

Historycy literatury do dziś zastanawiają się, czy na przykład ten wiersz, podobno pochodzący z albumu księcia Golicyna (ale nie wiadomo którego), jednak nie wyszedł spod pióra Mickiewicza:

Jeśli znasz wolność i cenić ją umiesz,
W rozmowie naszej niepotrzebne słowa,
Ja twe westchnienie, ty mą łzę zrozumiesz
I dłoń mi ściśniesz! to jest polska mowa [2].
Jeśli to nawet fałszywka, to trudno nie odnieść wrażenia, że kiedyś takie fałszywki podrzucano znanym poetom kierując się (jakimś) smakiem, czy choćby śladowym podobieństwem (formy, tematyki etc.) do ich oryginalnych dzieł. Dziś natomiast podobny proceder stał się rozrywką jakby bardziej plebejską i nieszczęsnym poetom podrzuca się już byle co.

Ot, choćby Czesławowi Miłoszowi dostał się w stanie wojennym dość marny wiersz zaczynający się od słów "Jeszcze tym razem / Czołg, pałka, tarcza" [3]. Ten, zdaje się, miał akurat żywot niezbyt długi, w przeciwieństwie do kuriozalnego utworu Runą ("Runą i w łunach spłoną pożarnych / Krzyże kościołów, krzyże ofiarne..."), który do dziś można jako Miłoszowy znaleźć w Internecie, choć prawdziwy autor, Zbigniew Turek, znany jest od 1990 roku [4].

Jeszcze gorzej powiodło się Wisławie Szymborskiej, w dodatku tuż po otrzymaniu Nagrody Nobla.

Niestety, w czasie gdy Szymborska nie pisała wierszy, ktoś zrobił to za nią i po kraju oraz zagranicy zaczęło krążyć wierszydło "Jak ja się czuję", traktujące o starości i o tym, jak znosić ją z godnością, nie zważając na dolegliwości ("Powiadają starość okresem jest złotym / kiedy spać się kładę, zawsze myślę o tym…"). [...] Poetka zamieściła na łamach "Gazety Wyborczej" rozpaczliwe dementi: "Boli mnie, że trafiają się czytelnicy, którzy przyjmują to wierszydło z dobrą wiarą. Przecież tak głupawo i nieudolnie chyba nie piszę?". [...]

Wiersz fałszywka odznaczał się jednak zdumiewającą żywotnością. Wiemy o tłumaczeniu na francuski, z którego ktoś przełożył go na hebrajski [...].

- Ciągle dowiadywaliśmy się - mówił Rusinek - że wisi w jakiejś przychodni lub szpitalu na oddziale geriatrycznym. Cała ta sprawa tak martwiła panią Wisławę, że nie wspominałem jej nawet, gdy ktoś prosił o zgodę na przekład na portugalski lub japoński [5].

A już najgorzej sponiewierany został Zbigniew Herbert i to w książce, która była jego pierwszą biografią [6]. Otóż autorka tej książki, Joanna Siedlecka, wymyśliła sobie na podstawie pokątnych ploteczek, że Herbert pod koniec życia pod pseudonimem "Mak" systematycznie drukował w katolickim "Słowie" takie oto, utrzymane w osobliwej manierze, wierszyki:
Zielony zachwyt. Umarł.
Puchowe ptaki. Nie utulone. W żalu.
[...]
Biała depresja. Śnieg.
Bez miodu lata. Z bólem. W karku.
Na nic! Życie
albo
Za oknem. Nagle. Przepadł świat.
Od dawna. I tak go nie było.
Nic nie widziałeś.
Oglądałeś mecz.
A potem serial. Sex tango.
Tango telewidza.
Usterki na ekranie. Przyszła śmierć.
Bez duszy. I bez zmartwychwstania.
albo
Słabnę. Przed najdłuższą drogą. Ku śmierci.
Stoję na pustyni ludzkich spraw. Samotność wieje mi w twarz (POP, s. 403, 405, 402).
I tak dalej, i tak dalej, całymi metrami, a wybrałem jedynie fragmenty z wyboru Siedleckiej, czyli te, które (jej zdaniem) najdobitniej wskazują na autorstwo Herberta. Wprawdzie Siedlecka wspomniała, że niektórym dziennikarzom "Słowa" wiersze się nie podobały ("No cóż, chałturka dla katolickiego pisma, nic więcej"; POP, s. 406), ale to pewnie z zazdrości (bo "Makowi" dobrze płacono). Natomiast dla niej ta nieprawdopodobna grafomania to bez wątpienia był Herbert, o czym zresztą w redakcji podobno "wszyscy wiedzieli":
Wiersze zresztą mówiły same za siebie, zarówno pod względem treści, jak i formy, przypominającej jego prozę poetycką, tyle że rozbitą na wiersze (POP, s. 403).
Dało się nabrać na tę bajkę całkiem sporo ludzi, ale to już inna historia [7].

Wszystko to jednak nic przy bezmiarze nieszczęścia, które ostatnio dotknęło Bolesława Leśmiana, a rozmaite działania podejmowane, by zaradzić niewesołej sytuacji demograficznej w naszym kraju, jeszcze to nieszczęście pogłębiają.

Wzrost skłonności do posiadania dzieci wpływa bowiem mobilizująco na ludzką skłonność do łączenia się w pary, a więc także (mimo zmian obyczajowych) na skłonność do zawierania związków małżeńskich, co z kolei przekłada się na liczbę zaproszeń ślubnych, z których spora część to zaproszenia z okolicznościowymi wierszykami.

Obstalowuje się to pewnie jakoś tak: "- A na dole proszę dać wierszyk S43". "- Doskonały wybór" - odpowiada firma i potem na zaproszeniu goście czytają coś takiego:

Nie obiecuję Ci wiele.... bo tyle to prawie nic...
Najwyżej wiosenną zieleń, Najwyżej pogodne dni,
Najwyżej uśmiech na twarzy.. i dłoń w potrzebie...
Nie obiecuję ci wiele... bo tylko po prostu siebie." - B. Leśmian [8].
Chyba nie trzeba wam tłumaczyć, że Leśmian nigdy w życiu czegoś podobnego nie napisał. Nawet podobnego jedynie odrobinę, choćby tycią. Natomiast jako anonimowe dziełko wierszyk ten został wydrukowany dwadzieścia lat temu w zbiorze Ogród życzeń okolicznościowych, walentynkowych, imieninowych [9]. I naturalnie nie widziałbym nic złego w tym, gdyby dalej właśnie w ten sposób był rozpowszechniany.

Ale nie! Musi być bardziej szykownie, musi być Leśmian!

Jest też ta sztambuchowa rymowanka wyśpiewywana (w połączeniu z inną fałszywką) jako utwór Leśmiana przez grupę - pożal się Boże! - miłośników poezji. Swego czasu uprzejmie ich o tym powiadomiłem, odczekałem trzy lata - i co? Dalej nic [10].

Nie mam więc złudzeń, że niniejsza notka cokolwiek zmieni. Tym bardziej że autorstwo takich wierszyków bywa przechodnie: dziś jako autor podpisany jest Leśmian, a jutro może to być ktoś zupełnie inny, na przykład Walt Whitman [11]. I co z tego, że do Whitmana ten wierszyk pasuje jeszcze mniej niż do Leśmiana. W tym właśnie rzecz, że nikomu już się nie chce niczego dopasowywać ani dbać o choćby śladowe prawdopodobieństwo. Dopisuje się, co tam komu przyjdzie do głowy...

Internet można cenzurować, zamykać konta i strony, tworzyć rejestry zabronionych słów. Ale rozbestwiona ludzka fantazja nie zna granic ni kordonów.

Dlatego świat, w którym żyjemy, staje się coraz bardziej fantastyczny.

[1] Kto chciałby wiedzieć więcej o tych fałszywkach, niech zajrzy do: Adam Mickiewicz, Dzieła wszystkie, tom I, część 4: Wiersze, uzupełnienia i materiały, Ossolineum, Wrocław 1987, s. 129-155. Dalej cytuję jako AMDW.

Taka na przykład Dziewica na rozdrożu pojawiła się między innymi i w warszawskim wydaniu Poezyj z 1833 roku, i w paryskim wydaniu Pism z 1861 roku, pokąd ostatecznie nie ustalono, że wiersz ten wpisał "Helenie Szymanowskiej [nb. późniejszej szwagierce Mickiewicza] do iey Imionnika d. 12 lutego 1828 r. w M[oskwie]" Józef Jeżowski (AMDW, s. 142, przypis 1).

[2] Czesław Zgorzelski w AMDW zaliczył go ostrożnie do wierszy jedynie przypisywanych Mickiewiczowi (s. 71-73), ale znał go z wersji jednozwrotkowej, spisanej z pamięci. Niedawno odkryta wersja trzyzwrotkowa, jakby nieco zgrabniejsza (i dlatego właśnie za nią cytuję tę ostatnią zwrotkę, wcześniej traktowaną jako cały wiersz), czyni autorstwo Mickiewicza też jakby nieco bardziej prawdopodobnym. Zob. Zofia Dambek, Nieznany wiersz Adama Mickiewicza "[W albumie księcia Golicyna]"?, "Pamiętnik Literacki 2011, z. 1, s. 179-187.

[3] Wspomina o tym Andrzej Franaszek w: Miłosz. Biografia, Wydawnictwo Znak, Kraków 2011, s. 898, przypis 83.

[4] Kto jest autorem?, "Przekrój", nr 2344, 27 maja 1990, s. 14. Prawdopodobnie właśnie ten wiersz miała na myśli Agnieszka Kosińska, sekretarka Miłosza, gdy pisała (trochę bałamutnie): "Istnieją wiersze przypisywane Miłoszowi. [...] Najuporczywiej chyba trzyma się CM [Czesława Miłosza] Oda do Stalina. Wiersz pochwalny, który, jeśli czytać od tyłu, staje się oskarżeniem" (Agnieszka Kosińska, Miłosz w Krakowie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015; korzystałem z wersji elektronicznej przygotowanej przez Woblink). Nb. czytać należy nie "od tyłu", ale zestawiając obok siebie zwrotki 1 i 3 oraz 2 i 4. Wbrew legendzie, utwór ten nie był drukowany ani we lwowskim "Czerwonym Sztandarze", ani w ogóle w żadnej gazecie przechodzącej przez cenzurę, tak więc rzekome "przechytrzenie cenzora" to jedynie bajka ku pokrzepieniu serc.

[5] Anna Bikont, Joanna Szczęsna, Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 324. Michał Rusinek, sekretarz Szymborskiej, dodaje jeszcze:

"Przykro jej było także ze względu na prawdziwą autorkę tego wiersza, którą okazała się członkini Koła Terenowego Polskiego Związku Niewidomych w Wadowicach. Ktoś obu paniom zrobił głupi żart i narobił przykrości" (Michał Rusinek, Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej, Wydawnictwo Znak, Kraków 2016; korzystałem z wersji elektronicznej przygotowanej przez Woblink).

[6] Joanna Siedlecka, Pan od poezji. O Zbigniewie Herbercie, Prószyński i S-ka, Warszawa 2002. Dalej cytuję jako POP.

[7] Kto jednak chciałby wiedzieć o tym więcej, a także chciałby wiedzieć, kto naprawdę napisał wiersze "Maka", niech przeczyta w OSOBACH: "Joanna Siedlecka o Zbigniewie Herbercie albo pani od grafomanii".

Natomiast nieszczęście trochę innego rodzaju przytrafiło się również ks. Janowi Twardowskiemu. Otóż pod koniec życia ofiarował on swojej niezbyt kompetentnej edytorce, Aleksandrze Iwanowskiej, spisany z pamięci (i z wieloma błędami) jeden z najbardziej znanych wierszy Jana Lechonia Mickiewicz zmęczony. Ta zaś wydrukowała ten wiersz pod tytułem Cień jako wiersz Twardowskiego w zbiorze Zawsze na zawsze (Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 2004). Kto o tym nie wie, może dojść do wniosku, że ks. Twardowski był bezwstydnym plagiatorem.

[8] Przykład wzięty stąd, ale wszystkie te zestawy wyglądają bardzo podobnie, bo, rzecz jasna, firmy i firemki od zaproszeń nagminnie kopiują je od siebie.

[9] Ogród życzeń okolicznościowych, walentynkowych, imieninowych. Mała antologia poezji sztambuchowej, w opracowaniu Barbary i Adama Podgórskich, Wydawnictwo ASTRUM, Wrocław 1998, s. 36-37:

"Nie obiecuję Ci wiele, bo tyle to prawie nic:

Najwyżej wiosenną zieleń, najwyżej pogodne dni,

Najwyżej uśmiech na twarzy i dłoń pomocną w potrzebie.

Nie obiecuję Ci wiele, tylko po prostu siebie".

[10] Na stronie zespołu można ten utwór znaleźć tutaj.

[11] Tak chociażby w ebooku: Jolanta Valentin, Udane wesele, Internetowe Wydawnictwo Złote Myśli, Gliwice, cop. 2007, s. 70.