EBENEZER ROJT

Klementyna Suchanow obsmarowuje Witolda Gombrowicza
albo gejowskie ploteczki

Virgilio Piñera, młody kubański pisarz, poznał w Argentynie polskiego pisarza Witolda Gombrowicza.
Obu emigrantów - pisze Klementyna Suchanow - połączyły przyjaźń i kumplostwo w łazikowaniu i erotycznej przygodzie. Gombrowicz, jak powiadał Virgilio, był wtedy bardzo przystojny; żeby przeżyć, został męską prostytutką w łaźniach Buenos Aires, gdzie pozwalał się pieprzyć za kilka groszy. [...] Według Virgilia, jego przyjaciel [Gombrowicz] spotkał pewnego razu Argentyńczyka z wielkim penisem; facet już zapłacił i domagał się pieprzenia, no i oczywiście postawił na swoim. Ale, jak mówił Virgilio, tak rozerwał mu odbyt, że po przyjściu do domu Gombrowicz cały krwawił. Virgilio wypełnił wannę ciepłą wodą, zdjął z przyjaciela ubranie i wsadził go do kąpieli, żeby mu ulżyć. Virgilio mówił, że Gombrowicz spędził dwa dni w wannie, zanim rany zaczęły się goić [1].
To, że Witold Gombrowicz był pederastą (jego własne określenie) [2], ani nie jest od dawna żadną tajemnicą, ani nikogo już nie gorszy. Aczkolwiek sam był pederastą raczej dyskretnym.
Tutaj okropne rzeczy, entre nous soit dit [mówiąc między nami] - pisał do Konstantego Jeleńskiego z Berlina - okropnego ataku pederastii dostałem, nic innego nie robię, tylko to właśnie z czterema na razie Niemczykami, bój się Boga, w moim wieku! Proszę nie rozbębniaj tego Hectorowi ani nikomu, bo poufnie zwierzam. Jestem zrujnowany facet i jedyna nadzieja, że mi to wkrótce przejdzie [...]" [3].
Od tamtego czasu wszystko już się, rzecz jasna, i tak rozbębniło. Co innego jednak czterech (na razie) Niemczyków, a co innego Argentyńczyk z wielkim penisem, tanie interesy analne, a na koniec krew w wannie całkiem jak w Psychozie Hitchcocka.

Ucieszną tę historyjkę z krwawiącym odbytem Virgilio Piñera - naturalnie, też pederasta - opowiedział podobno innemu gadatliwemu pederaście, Reinaldo Arenasowi, który w wiele lat po śmierci Piñery spisał ją w autobiograficznej książce Zanim zapadnie noc, po czym chory na AIDS popełnił samobójstwo. Teraz zaś opowieść Piñery-Arenasa przypomniała i niejako nobilitowała Klementyna Suchanow wsadzając ją do swojej monumentalnej biografii Gombrowicza.

Jest tam wprawdzie enigmatyczna uwaga, że ta "drastyczna historia [...] mówi więcej o autorze tej opowieści i jej przekazicielu niż o samym jej bohaterze" (Suchanow II, s. 92), jednak opowiastka o zakrwawionej wannie nie pęta się gdzieś po kątach niczym poboczne plotkarskie curiosum zasługujące najwyżej na przypis, lecz ostatecznie trafiła do głównego tekstu książki.

Za to nieco wcześniej wyłącznie w przypisie można znaleźć informację o korespondencji Gombrowicza z filozofem Martinem Buberem [4], chociaż są i tacy, którzy uważają, że Gombrowiczowskiej filozofii w ogóle "nie sposób zrozumieć bez Bubera" [5]. To z pewnością przesada, niemniej wydaje się, że jednak Buber więcej znaczył w życiu autora Ślubu niż mógłby znaczyć nawet realny Argentyńczyk z łaźni. A mimo to Buber wypadł do petitu przypisów, podczas gdy Argentyńczyk z wielkim penisem został zapisany w życiu Gombrowicza wielką czcionką.

Takich osobliwości kompozycyjnych znajduje się w książce Suchanow znacznie więcej. Recenzenci już zauważyli, że jedną z manii autorki jest "nieopatrzne «rzucanie Gombrowicza na tło epoki»", czemu towarzyszy mnóstwo wiadomości drugo- albo i trzeciorzędnych [6]. Niekiedy sprawia to wrażenie, jakby ta biografia była z góry pisana na użytek czytelnika zagranicznego, któremu z polskich spraw trzeba prosto wyłożyć nawet te elementarne, a Gombrowicza otoczyć wianuszkiem nazwisk powszechnie znanych: Mann, Hemingway, Miller, Fitzgerald... I nic to, że z żadnym z nich Gombrowicz nawet się nie przywitał.

Różne drobne usterki są jeszcze wybaczalne (i dlatego kilka z nich podaję jedynie w przypisie [7]), ale nie te dziwacznie ustalone proporcje. Więcej w tej książce jest o tym, co zjadł pies Gombrowicza i jak jeść marchewkę, niż o tym, co Gombrowicz myślał o Husserlu. Więcej jest o Barbarze Swinarskiej, autorce berlińskiego wywiadu z Gombrowiczem będącego esbecką prowokacją (wielokrotnie już opisaną), niż o Sartrze, który Gombrowicza przez lata prowokował intelektualnie [8]. Ba, nawet o majorze Kudasiu z SB jest w sumie obficiej niż o Kierkegaardzie i Nietzschem razem wziętych, choć to właśnie Nietzsche (jak twierdzą niektórzy) zwerbował Gombrowicza do zajęcia się filozofią, a Kudaś jedynie zwerbował tę nieszczęsną Swinarską, Gombrowicz zaś o jego istnieniu w ogóle nie miał pojęcia.

A teraz jeszcze ten fantazmatyczny Argentyńczyk z wielkim wiecie-już-czym! Na majora Kudasia są przynajmniej papiery.

Być może Klementynę Suchanow Nietzsche zwyczajnie nudzi, natomiast szaletowa historyjka z boskiego Buenos bardzo jej się podoba, skoro opowiada ją już co najmniej po raz trzeci. W Argentyńskich przygodach Gombrowicza (2005) trochę się jeszcze mitygowała i ograniczyła do napomknienia:

Jak daleko posunięte było zaangażowanie Gombrowicza w homoseksualizm, świadczyć mogłaby anegdota opowiedziana przez kubańskiego pisarza Reinalda Arenasa, który miał ją zasłyszeć od Virgilia Piñery - także homoseksualisty. Arenas opisuje w Antes que anochezca (ang. tytuł: Before Night Falls) drastyczną i dramatyczną przygodę zgwałconego Gombrowicza. Dobitnie mówi się tam o prostytucji pisarza. Historia nie pochodzi jednak z pewnego źródła - Piñera znany był ze zmyślania, Arenasowi fantazji też nie brakowało [9].
Natomiast w Królowej Karaibów z 2013 roku pojawia się już cały ten cytat z detalicznym opisem Gombrowiczowskiej niedoli, tj. z penisem, odbytem i wanną [10].

Cóż takiego zdarzyło się między rokiem 2005 a rokiem 2013, że gejowska ploteczka z niepewnego źródła awansowała u Klementyny Suchanow na "przygodę" z życia Gombrowicza i ostatecznie trafiła później do jego biografii?

Otóż w 2009 roku ukazał się przewodnik kulturalno-historyczny HomoWarszawa, a skoro kulturalny, to oczywiście musiała się w nim też znaleźć historyjka o krwawiącym odbycie Gombrowicza. Cytuję ten wybryk w całości, bo mowa jest tam o pewnej mniemanej manipulacji, więc chciałbym, by moje uwagi były poza wszelkim podejrzeniem.

Witold Gombrowicz, to postać co najmniej równa literacką rangą Jarosławowi Iwaszkiewiczowi, a zdaniem wielu (także naszym), był największym polskim pisarzem ubiegłego stulecia. Przy tym jest jedynym, który na trwałe wszedł już do historii światowej literatury. Osobiście sądzimy, że Nobla pewnie też by otrzymał, gdyby tak szybko nie umarł. Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wychwycili w tym kontekście pewnego wydawniczego "zbiegu okoliczności": cytowany we wstępie Reinaldo Arenas, który zaproponował trafną i zabawną klasyfikację "pedałów realsocjalizmu", wspomniał w swojej znakomitej autobiografii Zanim zapadnie noc o Gombrowiczu. Książka ta wyszła po polsku, ale... bez pewnego fragmentu o naszym bohaterze. Nie wszyscy bowiem chcą, by polscy licealiści konfrontowali obraz "czwartego wieszcza" z opisem nie tylko sposobu, w jaki w pierwszej połowie lat czterdziestych Gombro zarabiał w Buenos Aires na chleb, lecz także dolegliwości "zawodowych", jakie go przy tym nękały. Tymczasem warto pamiętać, że w owych latach Gombrowicz po prostu nie miał z czego żyć.

Tak więc w polskiej wersji czytamy jedynie, że dwaj emigranci Virgilio i Witold, zostali przyjaciółmi i kompanami w podrywie i przygodach erotycznych. Smaląc cholewki do ognistych latynoskich dziewcząt zapewne… Tymczasem w wydanym po polsku szkicu amerykańskiego teatrologa Allena Kuharskiego, który też nie przetłumaczył całego passusu, czytamy:

Gombrowicz, jak powiadał Virgilio, był wtedy bardzo przystojny; żeby przeżyć, został męską prostytutką w buenosajreńskich łaźniach, gdzie pozwalał się pieprzyć za parę groszy.

Na tym poprzestał Kuharski, a my przypominamy ciąg dalszy:

Wedle Virgilia jego polski przyjaciel trafił kiedyś na Argentyńczyka z ogromnym penisem; człowiek ów zapłacił z góry i zdecydowanie chciał Witolda wypieprzyć - i tak oczywiście zrobił. Ale, mówił Virgilio, uszkodził odbyt Gombrowicza w takim stopniu, że Witold wrócił do domu bardzo krwawiąc. Virgilio napełnił wannę ciepłą wodą, rozebrał przyjaciela, i pomógł mu wejść do wanny, żeby złagodzić ból. Jak twierdził Virgilio, Gombrowicz spędził w wannie dwa dni, aż jego rana zaczęła się goić.

Na prawdziwość - przynajmniej częściową - powyższej relacji wskazują wielokrotnie przytaczane uwagi (także Rity Gombrowicz, którą Witold poślubił krótko przed śmiercią), iż lata wojny to dla pisarza okres tabu, czasy, o których nie chciał rozmawiać. A skandalizujące świadectwo przytaczamy - po raz pierwszy w wersji polskiej - gwoli uzyskania pełnego obrazu, pełnej prawdy o wielkim twórcy. Przecież ten epizod w niczym Gombrowicza nie pomniejsza, a wręcz przeciwnie - wskazuje na jego bogate człowieczeństwo [11].

Wskazuje na jego bogate człowieczeństwo? Hm, hm... - jak by powiedział Gombrowicz. A ponieważ o bogatym człowieczeństwie naszego największego pisarza powinni dowiedzieć się także cudzoziemcy, nic dziwnego, że HomoWarszawa już w 2010 roku wyszła po angielsku, wydana - jak można przeczytać na stronie redakcyjnej - "dzięki dofinansowaniu ze środków m.st. Warszawy" [12].

W HomoWarszawie komentarz do rzekomo usuniętego cytatu był jeszcze łagodny i aluzyjny (wydawniczy "zbieg okoliczności"), ale w Internecie niektórzy używali sobie znacznie mocniej:

Nieodgadnioną wciąż zagadką jest kwestia, co WG robił przez pierwsze lata w Argentynie, z czego żył? Podobno głodował... Kilka lat później dostał posadę w banku, jeszcze później nabył maszynę do wyrobu plastikowych duperelków - wytwarzał figurki Jezusa i Maryji, i z tego żył. Ale jak żył w Argentynie zaraz po 1939?

Odpowiedź daje nam książka Reinaldo Arenasa "Zanim zapadnie noc. Autobiografia" wydana w Polsce w 2004. W polskiej wersji książki czytamy, iż dwaj emigranci Virgilio i Witold: zostali przyjaciółmi i kompanami w podrywie i przygodach erotycznych.

Na tym kończą się, w polskim wydaniu aluzje w kwestii erotycznych przygód Gombrowicza w Argentynie. W wydaniu angielskim książki Arenasa jednak czytamy [tu następuje wiadomy cytat]
[...]
Trzeba wskazać palcem - za ocenzurowanie drastycznego akapitu z książki Arenasa odpowiada tłumaczka Urszula Kropiwiec i wydawnictwo Świat Literacki. Ciekawe jednak, co by było, gdyby i tłumaczka i wydawnictwo zaryzykowało publikację drastycznego fragmentu? Zapewne odbyłby się zwykły seans potępienia, może nawet sam arcybiskup Życiński rozkwiczałby się moralnie: nikczemny atak, haniebna podłość, łajdacka nikczemność, obyczajowa dzika lustracja w wykonaniu ludzi małych itd. itp. (Cytuję stąd; strona zarchiwizowana, pisownia oryginału).

Nic dziwnego, że Klementyna Suchanow wolała nie zadzierać z takimi postępowymi pryncypialistami. A nuż jeszcze i ją wytkną palcem, że pomija, cenzuruje i kwiczy.

Chociaż tak naprawdę całe to oskarżenie, jakoby polskie wydanie książki Arenasa ocenzurowano, jest dęte!

Podstawą polskiego przekładu był - co zrozumiałe - hiszpański pierwodruk ("Tytuł oryginału: Antes que anochezca. Autobiografía [...] first published in Spanish language by Tusquets Editores, Barcelona") [13]. Tyle że w hiszpańskim wydaniu, wyobraźcie sobie, również tego "drastycznego fragmentu" nie ma! [14].

Pojawia się on wyłącznie w angielskim przekładzie autorstwa Dolores Mercedes Koch, ale skąd się tam wziął, nie wiadomo, bo wydawca tego nie wyjaśnia, choć zarazem powołuje się na ten sam hiszpański pierwodruk wydany przez wydawnictwo Tusquets z Barcelony [15].

Nie znaczy to wcale, że jest to - w wydaniu hiszpańskim czy polskim - książka ugrzeczniona i wykastrowana, by przypadkiem nie zgorszyć jakiegoś delikatnego licealisty. Komu coś takiego przyszło do głowy, najwidoczniej w ogóle Arenasa nie przeczytał. Ot, weźmy choćby ten opis samego Virgilio Piñery:

Innym Murzynem, z którym Virgilio utrzymywał dość zażyłe stosunki, był pewien kucharz, według relacji Virgilia właściciel gigantycznego penisa. Virgilio uwielbiał jak kucharz brał go od tyłu, a potem gotował i mieszał chochlą w kotłach z Virgiliem nadzianym na kutasa. Virgilio był bardzo kruchą ciotką i łatwo mógł się utrzymać na kutasie tego potężnego Murzyna (Zanim zapadnie noc, s. 107).
Widzicie sami, że żyjemy jednak w wolnym kraju i gdy ktoś chce sobie poczytać o dużych penisach, to - proszę bardzo - może. Wprawdzie akurat w tej wesołej historyjce nie ma nic o krwawieniu z odbytu, ale prawdopodobnie tylko dlatego, że figlarny Virgilio miał bardziej wyrobione zwieracze.

Ale to jeszcze bynajmniej nie wszystko!

Koneserów nieszablonowego erotyzmu zainteresuje z pewnością rozdział zatytułowany właśnie "Erotyzm". Niech mi jednak bezpruderyjni czytelnicy wybaczą, że jako człowiek starej daty cytat z tego rozdziału podam już wyłącznie w przypisie, a to dlatego, że w tym wypadku bogactwo człowieczeństwa Arenasa zdecydowanie mnie przerosło, więc upraszam się łaski, bo mi wstydno - jak mówi bohater Trans-Atlantyku [16].

Mniejsza już jednak o to bogactwo człowieczeństwa, zakrwawione wanny i kruchych poetów nadzianych na kutasy potężnych Murzynów z chochlą. Dziś, po publikacji Kronosu Gombrowicza, z jego chłodną rejestracją rozmaitych bied i upokorzeń, trudno wątpić, że opowieść Piñery to tylko zmyślenie, choć oczywiście nikt już nie dojdzie, kto tam był gejem-mitomanem, skłonnym własną mizerię przesłaniać jeszcze większą cudzą nędzą: czy Piñera, czy Arenas, czy może obaj.

Nadto autobiografia Arenasa powstawała w czasie, gdy jej autor znajdował się w dość szczególnym stanie ducha. Wierzył na przykład, że epidemia AIDS to rezultat spisku możnych tego świata, a o swej przyszłej książce myślał jako o dziele, które będzie "moją zemstą na prawie całym gatunku ludzkim" (mi venganza contra casi todo el género humano) [17]. Takie postanowienie raczej nie dodaje jej wiarygodności.

Bałamuctw jest zresztą w tej historii więcej.

Tropiciele urojonej cenzury, którzy zastanawiają się, jak "w pierwszej połowie lat czterdziestych Gombro zarabiał w Buenos Aires na chleb" albo "jak żył w Argentynie zaraz po 1939", nie odrobili nawet podstawowej lekcji i nie wiedzą, że Piñera przyjechał do Argentyny dopiero w 1946 roku [18]. A zatem jakakolwiek historia z udziałem ich obu mogłaby się zdarzyć dopiero po tej dacie. Ale wtedy Gombrowicz dawał sobie już radę na tyle nieźle (choć w sumie wciąż marnie), że mógł przesiadywać w kawiarni Rex, by wraz z gronem młodych wielbicieli tłumaczyć na hiszpański Ferdydurke.

Osobna sprawa to niechlujstwo, z jakim sama Klementyna Suchanow cytuje Arenasa. Na dobry ład nie wiadomo, za kim go cytuje i czyj to przekład, bo informacja w przypisie też jest bałamutna. Poza tym nawias z trzema kropkami sugeruje jeszcze jakieś opuszczenie po słowach "...pieprzyć za kilka groszy", ale w rzeczywistości żadnego opuszczenia tam nie ma! [19].

Jeśli już gejowskie fantazje koniecznie muszą ubarwiać biografię Gombrowicza, to przynajmniej cytować wypadałoby je starannie, skoro miało się zamiar napisać nie pierwsze lepsze czytadło, ale książkę poważną, z aparatem naukowym, bibliografią, indeksem i wszystkimi szykanami.

Rozważania [...] dotyczące moich ewentualnych zboczeń płciowych? Ależ proszę bardzo! Póki to jest robione z powagą i taktem... (Dziennik 1961-1966, s. 210)
- prosił uprzejmie Gombrowicz. Ale Klementyna Suchanow najwidoczniej o tej prośbie na śmierć zapomniała i wzięła się do roboty niepoważnie [20]. A o takcie to już w ogóle mowy nie ma.

Podobno jednak ostatnio dała sobie spokój z obsmarowywaniem Gombrowicza i zabrała się za obsmarowywanie murów [21]. Może to i lepiej [21a].

[1] Klementyna Suchanow, Gombrowicz. Ja, geniusz, tom II, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017, s. 92-93. Dalej cytuję jako Suchanow z podaniem numeru tomu i strony.

[2] "Według Gombrowicza wszyscy mężczyźni i samce są pederastami. Na to twierdzenie nie mam już innej odpowiedzi jak odejść od niego, bo jest pomylony" (Suchanow II, s. 133). Jest to zapis z kalendarzyka Kazimierza Ryttla z 18 marca 1953 roku. Ryttel pracował razem z Gombrowiczem w Banco Polaco w Buenos Aires i z wyraźną satysfakcją odnotowywał jego rozmaite dziwactwa ("rozpina sobie spodnie, pasek kładzie na biurko"; "robi miny w lustrze").

Nb. opinię, która tak zbulwersowała Ryttla, Gombrowicz powtórzył kilkanaście lat później w Dzienniku nieco tylko osłabioną:

"[...] to moja opinia - nie ma prawie mężczyzny, który by mógł zeznać pod przysięgą, że nigdy nie doświadczył tego [homoseksualnego] pokuszenia" (Witold Gombrowicz, Dziennik 1961-1966, [w:] Dzieła, t. IX, pod redakcją Jana Błońskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 210. Dalej cytuję jako Dziennik 1961-1966.

[3] Gombrowicz. Walka o sławę. Korespondencja, część druga: Konstanty A. Jeleński, François Bondy, Dominique de Roux, układ i przedmowy Jerzy Jarzębski, przypisy Teresa Podoska, Małgorzata Nycz, Jerzy Jarzębski, tłumaczenie Ireneusz Kania, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1998, s. 97; list z 15 czerwca 1963. Hector to Héctor Bianciotti, pisarz i pederasta. Ćwierć wieku młodszy od Gombrowicza (poznali się jeszcze w Argentynie), ale nie wiem, czy Gombrowicz na niego też miał wtedy apetyt i stąd ta prośba o dyskrecję.

[4] Krótki przypis o korespondencji Gombrowicza z Buberem (Suchanow II, s. 515-516, przypis 28) to odesłanie od zdania: "Jedynym pocieszeniem jest przyniesiona przez Alejandra [Rússovicha] książka żydowskiego filozofa Martina Bubera, w której Gombrowicz odnajduje odbicie filozofii Ślubu" (Suchanow II, s. 67, 69). I tyle właśnie znalazło się o Buberze w głównym tekście.

[5] Tak twierdził Alejandro Rússovich, ale to właśnie on podsunął Gombrowiczowi Bubera, więc to zrozumiałe, że chciał dowartościować swą rolę filozoficznego posłańca. Zob. Rozmowa Krzysztofa Miklaszewskiego z Alejandro Rússovichem w: Krzysztof Miklaszewski, Distancia, Witoldo! czyli Gombrowicz oczyma argentyńskich przyjaciół, Wydawnictwo Książkowe Twój Styl, Warszawa 2004, s. 146-147: "Filozofii Gombrowicza nie sposób zrozumieć bez Bubera i jego podstawowego dzieła Co to jest człowiek, a przynajmniej dwóch wyjętych z tego dzieła zdań. «Podstawowy fakt ludzkiej egzystencji to człowiek z człowiekiem». To myśl pierwsza, przyjęta i akceptowana przez Gombrowicza w całej rozciągłości. Zdanie drugie jest równie istotne: «Poza tym co subiektywne, poza obiektywnym, na owym ostrzu, gdzie spot[y]kamy się, ja i ty, znajduje się obszar między»".

[6] Zob. Marcin Sendecki, Co widział Witold Gombrowicz, kiedy patrzył na Polaków?, wyborcza.pl, 5 września 2017. "Jest jednak, przede wszystkim w pierwszym tomie «Gombrowicza...», sporo dziwności, których nie sposób przeoczyć. Skrótowo można by je opisać jako nieopatrzne «rzucanie Gombrowicza na tło epoki». [...] Nie służy to zgoła niczemu sensownemu i wygląda tak, jakby autorka uznała, że materiału ma za mało i musi sztukować opowieść różnymi dyrdymałami".

W pierwszym tomie to "rzucanie" razi również dlatego, że takie tło zostało już daleko zgrabniej nakreślone w książce Agnieszki Stawiarskiej Gombrowicz w przedwojennej Polsce, brzydko przez Klementynę Suchanow pominiętej. Kto tej książki nie zna, ten się nie dowie, ile jej Suchanow zawdzięcza. Nie została ona bowiem wymieniona w spisie literatury najczęściej cytowanej, więc tylko ktoś, kto z wielką uwagą przestudiuje przypisy (bo indeks osób nie obejmuje nazwisk tam wymienionych), dogrzebie się paru skromnych wzmianek.

[7] W wyliczance nazwisk na stronie 229 tomu I zamiast Stanisława Piaseckiego powinien być Sergiusz Piasecki (błąd powielony również w indeksie nazwisk).

Gombrowicz zajada na przyjęciu indyka z rożna i szparagi, a Suchanow pisze, że zajada "ptifury" (Suchanow I, 381). Ale ptifury to nie 'frykasy' czy 'smakołyki', tylko kruche ciasteczka. Można by tak ewentualnie powiedzieć, gdyby przyjęcie odbywało się w cukierni, na słodko.

W opisie pokoju pewnej Argentynki zmarłej w połowie lat 40. pojawia się telewizor (Suchanow II, s. 21), ale program telewizyjny zaczęto nadawać w Argentynie dopiero w 1951 roku.

Sceny do nazistowskiego filmu Żyd Süss nie mogły być kręcone w warszawskim getcie (Suchanow II, s. 300), ponieważ film ten miał premierę we wrześniu 1940, a warszawskie getto zostało utworzone w październiku 1940.

Komentarz na s. 458 tomu II brzmi: "Gombrowicz kazał kupować tylko tanie wina. Uważał, że wina wytrawne to rzecz zbyt «burżuazyjna»". Ale określenie "wino wytrawne" nie ma nic wspólnego z jakością wina ani z jego ceną. Podłe i tanie wina wytrawne również istnieją! W tym wypadku nie wiadomo, czy Klementynę Suchanow zawiodła wiedza z zakresu enologii, czy może znów (jak z 'ptifurami') zawiodła ją polszczyzna ('wytrawne wino' to jednak coś całkiem innego niż na przykład 'wytrawna biografka').

[8] "Potem zabiorę się do dziennika o Sartrze, ta filozofia kością w gardle mi staje, o której zresztą nikt prawie pojęcia nie ma, bo wszyscy coś załapują z jego dzieł literackich, ale prawdziwy orzech do zgryzienia to Byt i nicość, jego dzieło filozoficzne, zdumiewająco precyzyjne, niesłychanie głębokie, a zarazem zaskakująco niedorzeczne, z którym ja dziwny wiodę kontredans..." (List do brata Janusza i jego pasierbicy (oraz kochanki) Stanisławy z 14 marca 1963; zob. Witold Gombrowicz, Listy do rodziny, opracował Janusz Margański, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 312).

[9] Klementyna Suchanow, Argentyńskie przygody Gombrowicza, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 63. Nb. w tym samym roku równie oględnie i z rezerwą pisał o tej sprawie Janusz Margański:

"Nie wiadomo, czy Gombrowicz był męską prostytutką i pozwalał się w miejskich łaźniach «pieprzyć za kilka groszy», jak utrzymuje Reinaldo Arenas, który tę rewelację usłyszał od Virgilio Piñery, kubańskiego homoseksualisty zaprzyjaźnionego z Gombrowiczem. Wiadomo natomiast, że jakieś intensywne doświadczenia erotyczne stały się wtedy udziałem pisarza i że wszedł wówczas w konflikt z prawem - zupełnie jak przed laty na francuskim Południu - bo po latach, gdy starał się o obywatelstwo argentyńskie i paszport, sprawy te przyszło mu wyjaśniać na policji" (Janusz Margański, Geografia pragnień. Opowieść o Gombrowiczu, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 138).

Dalej Margański pisze, że były to zapewne "egzystencjalne doświadczenia bardzo dla Gombrowicza doniosłe", ale natychmiast równoważy je obszernym cytatem z Dziennika, zaczynającym się od słów:

"Osobom, które by to interesowało, pragnę wyjaśnić, że nigdy, z wyjątkiem sporadycznych przygód w bardzo wczesnym wieku, nie byłem homoseksualistą" (Dziennik 1953-1956, [w:] Dzieła, t. VII, pod redakcją Jana Błońskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 208).

[10] "Witold niejednokrotnie trafiał na komisariaty, przyłapany na «nielegalnych związkach». Reinaldo Arenas przytacza wspomnienia Virgilia o Witoldzie i jednej z jego drastycznych przygód:

«Gombrowicz, jak powiadał Virgilio, był wtedy bardzo przystojny; żeby przeżyć, został męską prostytutką w buenosairesjańskich szaletach, gdzie pozwalał się pieprzyć za kilka groszy. [...] Według Virgilia jego przyjaciel spotkał pewnego razu Argentyńczyka z wielkim penisem; facet już zapłacił i domagał się pieprzenia, no i oczywiście postawił na swoim. Ale, jak mówił Virgilio, tak rozerwał mu odbyt, że po przyjściu do domu Gombrowicz cały krwawił. Virgilio wypełnił wannę ciepłą wodą, zdjął z przyjaciela ubranie i wsadził go do kąpieli, żeby mu ulżyć. Virgilio mówił, że Gombrowicz spędził dwa dni w wannie, zanim rany zaczęły się goić.» (Before night falls)" (Klementyna Suchanow, Królowa Karaibów, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2013; korzystałem z wersji elektronicznej przygotowanej przez Virtualo; cytat znajduje się w podrozdziale "Virgilio z Witoldem w Buenos Aires" rozdziału "Odcinek siódmy").

[11] HomoWarszawa. Przewodnik kulturalno-historyczny; korzystałem z wersji elektronicznej wydanej w 2012 roku i udostępnionej na licencji CC0; kursywa za oryginałem. Autorów ma HomoWarszawa siedmioro (Yga Kostrzewa, Michał Minałto, Marcin Pietras, Wojciech Szot, Marcin Teodorczyk, Krzysztof Tomasik, Krzysztof Zabłocki), żadna jej część nie została osobno podpisana, więc stąd zapewne wzięła się ta liczba mnoga w cytowanym ustępie ("Nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie wychwycili... " etc.).

Nb. kto by chciał wiedzieć więcej o kompetencjach i wyobraźni Krzysztofa Tomasika, niech przeczyta w OSOBACH: "Krzysztof Tomasik fantazjuje, kto mógłby z kim albo czy wierzyć anegdotkom Boya".

[12] QueerWarsaw. Historical and cultural guide to Warsaw, Stowarzyszenie Lambda Warszawa, Warszawa 2010. O Gombrowiczu na s. 85-87. Przekład jest wierny. Ostatnie zdanie z cytowanego ustępu kończy się słowami: "...it shows his rich humanity".

[13] Reinaldo Arenas, Zanim zapadnie noc. Autobiografia, przełożyła Urszula Kropiwiec, Świat Literacki, Izabelin 2004, s. 4. Dalej cytuję jako Zanim zapadnie noc. Nb. z kolei wydanie tej książki "sfinansowano z dotacji Akademii Rozwoju Filantropii w Polsce" (sic!).

[14] Sprawdziłem to w edycji będącej podstawą polskiego przekładu: Reinaldo Arenas, Antes que anochezca. Autobiografía, Tusquets, Barcelona 1992. Po zdaniu "Emigrados los dos, fueron amigos y compañeros de flete y aventuras eróticas" następuje nowy akapit zaczynający się zdaniem: "Yo creo que esta amistad influyó, notablemente, en Virgilio, en su desenfado, en su irreverencia" (s. 106). Dalej cytuję jako Antes que anochezca. Nb. wydawca hiszpański na stronie redakcyjnej informuje, że z kolei jego podstawą był rękopis pochodzący z kolekcji rękopisów Reinaldo Arenasa znajdującej się w Princeton University.

Nie jest to jedyna różnica między hiszpańskim oryginałem i angielskim przekładem. W przekładzie pojawiają się na przykład oskarżenia pod adresem kubańskiego pisarza i krytyka Severo Sarduy, których nie ma w oryginale. Rzecz jasna, niespodziewane pojawienie się w angielskim przekładzie obscenicznej anegdoty o Gombrowiczu zauważono bardzo szybko. Zob. Christopher Edward Larkosh, The Limits of the Foreign. Translation, Migration and Sexuality in 20th-Century Argentine Literature, University of California, Berkeley 1996: "[...] here I quote the book's title first in English, as the anecdote, which deals with Gombrowicz and Piñera prostituting themselves in the bathhouses of Buenos Aires, appears only in the English translation, but is curiously absent from the Spanish «original» Antes que anochezca; since this book was the result of recorded dictations made in New York with his soon-to-be English translator Dolores Koch, who «assists» (and I mean this in both the Spanish and English sense of the word) at/in the book's inception" (przypis 178 na stronie 186).

Dalej Larkosh próbuje tę różnicę jakoś wyjaśnić, ale jedyne do czego dochodzi, to stwierdzenie, że również uniwersytety i konferencje naukowe działają często niczym tabloidy i magiel roznoszący plotki ("Literature and its institutions (and here, especially the university and its scholarly conferences, or its «academic» computer communications networks such as internet) often function like a rumormill, its publications as tabloids"). Nb. pisał to, jak widać, w czasach, gdy internet traktowany był jeszcze jako akademicka sieć komputerowa.

[15] Reinaldo Arenas, Before Night Falls, przełożyła Dolores M. Koch, Serpent's Tail, Londyn 2001. Na stronie redakcyjnej informacja: "Originally published in Spain as Antes que anochezca (Autobiografía) by Tusquets Editores, S.A.". Po zdaniu "Both emigres, they became friends and buddies in cruising and erotic adventures" następuje właśnie ów "drastyczny fragment":

"Gombrowicz, as Virgilio used to say, was very handsome then; to survive he became a male prostitute at the Buenos Aires baths, letting himself be fucked for a few coins. According to Virgilio, on one occasion his friend met an Argentine with a huge penis; the man had already paid and insisted on fucking him and, of course, he did. But, as Virgilio told it, the man ruptured Gombrowicz's anus to such an extent that he came home all bloody. Virgilio filled the bathtub with hot water, took the clothes off his friend, and got him into the tub to ease his pain. Virgilio said Gombrowicz spent two days in the tub until his wounds started healing" (s. 80-81).

I dalej jest już zdanie "I think this friendship influenced Virgilio considerably, making him more daring, more irreverent".

[16] "Myślę, że zawsze byłem bardzo zachłanny seksualnie. Nie tylko kobyły, świnie, kury czy indyczki, ale prawie wszystkie zwierzęta, nie wyłączając psów, stały się prędzej czy później przedmiotem mojego pożądania. Był jeden pies, który dostarczał mi szczególnej przyjemności; chowałem się z nim za ogrodem, którego doglądały moje ciotki i zmuszałem, żeby ssał mi chuja; pies przyzwyczaił się z czasem i robił to bez przymusu.

W okresie pomiędzy siódmym a dziesiątym rokiem życia byłem wyjątkowo pobudzony erotycznie, a moja zachłanność seksualna, jak już powiedziałem, ogarniała wszystko. Ogarniała całą przyrodę, również drzewa. Na przykład, w drzewach o miękkim pniu, takich jak papaja, robiłem dziurę i wkładałem do niej penisa. Spółkowanie z drzewami należało do większych przyjemności; moi kuzyni także to robili; robili to z arbuzami, z dyniami, z owocami guanabany. Jeden z moich kuzynów, Javier, wyznał mi, że największą rozkosz daje mu pieprzenie koguta. Pewnego ranka koguta znaleziono martwego; nie sądzę, żeby zabił go dość niepokaźny członek mojego kuzyna; myślę, że biedak zdechł ze wstydu, że zgwałcono go tyle razy, podczas gdy dawniej to on gwałcił wszystkie kury na patio.

Trzeba pamiętać, że ludzie na wsi żyją w bezpośrednim kontakcie ze światem przyrody, a tym samym, ze światem erotyzmu. Światem zwierząt rządzi erotyzm i popęd seksualny. Kury spędzają całe dnie pod kogutem, kobyły pod ogierem, maciory pod knurem; ptaki spółkują w powietrzu; gołębie, po długich i uroczystych zalotach, rzucają się na siebie dosyć gwałtownie; jaszczurki parzą się całymi godzinami; muchy kopulują na stole, przy którym jemy; świnki morskie rodzą co miesiąc; pokrywane suki wydają odgłosy zdolne podniecić najpobożniejsze zakonnice; kocice w rui krzyczą nocami tak namiętnie, że budzą najskrytsze pragnienia erotyczne... Fałszywa jest teoria, podtrzymywana przez niektórych, o niewinności seksualnej wieśniaków; na wsi istnieje siła erotyczna zdolna przezwyciężyć wszelkie przesądy, ograniczenia i kary. Ta siła, siła natury, bierze górę. Myślę, że na wsi jest bardzo niewielu mężczyzn, którzy nie mieliby stosunków seksualnych z innymi mężczyznami; cielesne pożądanie jest u nich silniejsze od wszystkich patriarchalnych uprzedzeń, które wpoili nam rodzice" (Zanim zapadnie noc, s. 36-37).

Niewątpliwie - wyzwalanie się z patriarchalnych uprzedzeń to niebagatelna sprawa. Ale jak to robić w kraju, w którym nie rośnie papaja (fruta bomba)?

Nb. wiadomości zoologiczne podane wyżej należy traktować z dużą rezerwą. Zwierzęta nie parzą się nieustannie, erotomania to u nich nadzwyczaj rzadka przypadłość (w końcu brak im bogatego człowieczeństwa), a ciąża u świnek morskich (cuyes; u Arenasa curíeles) trwa dwa miesiące.

[17] "Leczy się choroby związane z AIDS, ale sam AIDS pozostaje jakby tajemnicą państwową. Mogę tylko zapewnić, że nie przypomina innych, znanych chorób. Choroby są wytworem natury i, jak wszystko co naturalne, są niedoskonale i dają się leczyć, a nawet likwidować. AIDS jest chorobą doskonałą, ponieważ wykracza poza naturę i niszczy istotę ludzką w najbardziej okrutny i systematyczny sposób. Naprawdę, nigdy nie było równie odpornej plagi. Ta szatańska doskonałość każe myśleć o ręce ludzkiej. Rządzący światem, reakcyjna klasa u steru władzy i możni wszystkich ustrojów, mogą być zadowoleni, ponieważ za sprawą tej zarazy wyginie wielka część zepchniętej na margines ludności, która chce jedynie żyć i dlatego jest wrogiem dogmatów i politycznej hipokryzji.

[...]

Kiedy wróciłem ze szpitala do mojego mieszkania, doczołgałem się do fotografii Virgilia Piñery, zmarłego w 1979 roku, i powiedziałem do niego: «Posłuchaj mnie, potrzebuję jeszcze trzech lat, żeby skończyć dzieło, które jest moją zemstą na prawie całym gatunku ludzkim»" (Zanim zapadnie noc, s. 12).

Dla koneserów to samo w oryginale:

"Se atienden las enfermedades relativas al SIDA, pero el SIDA parece más bien un secreto de Estado. Sí puedo asegurar que, de ser una enfermedad, no es una enfermedad al estilo de todas las conocidas. Las enfermedades son producto de la naturaleza y, por lo tanto, como todo lo natural no es perfecto, se pueden combatir y hasta eliminar. El SIDA es un mal perfecto porque está fuera de la naturaleza humana y su función es acabar con el ser humano de la manera más cruel y sistemática posible. Realmente jamás se ha conocido una calamidad tan invulnerable. Esta perfección diabólica es la que hace pensar a veces en la posibilidad de la mano del hombre. Los gobernantes del mundo entero, la clase reaccionaría siempre en el poder y los poderosos bajo cualquier sistema, tienen que sentirse muy contentos con el SIDA, pues gran parte de la población marginal que no aspira más que a vivir y, por lo tanto, es enemiga de todo dogma e hipocresía política, desaparecerá con esta calamidad.

[...]

Cuando yo llegué del hospital a mi apartamento, me arrastré hasta una foto que tengo en la pared de Virgilio Piñera, muerto en 1979, y le hablé de este modo: «Oyeme lo que te voy a decir, necesito tres años más de vida para terminar mi obra, que es mi venganza contra casi todo el género humano»" (Antes que anochezca, s. 15-16).

[18] Gombrowicz poznał Piñerę w lutym 1946 roku. Zob. Witold Gombrowicz, Kronos, wstęp Rita Gombrowicz, posłowie Jerzy Jarzębski, przypisy Rita Gombrowicz, Jerzy Jarzębski, Klementyna Suchanow, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013, s. 109; także przypis do tej notatki.

Nb. przypisy do Kronosu (których współautorką jest Klementyna Suchanow) są na ogół wiarygodne, ale robiono je bez przesadnej wnikliwości. Na przykład w sierpniu 1957 Gombrowicz notuje: "Kupuję książki: Koniec Hitlera, Romain Rolland etc.", ale przypis (nr 44) do Końca Hitlera brzmi: "Nie udało się ustalić autora" (s. 209). Tymczasem chodzi o dość znaną książkę Die letzten Tage der Reichskanzlei Gerharda Boldta z 1947 roku, która w przekładzie francuskim ukazała się w roku 1949 jako La fin d'Hitler. Świadectwo Boldta zostało potem wykorzystane w brytyjsko-włoskim filmie Hitler. The Last Ten Days (1973) i niemieckim, dużo głośniejszym, Der Untergang (2004).

Natomiast jeśli idzie o życie w Buenos Aires we wczesnych latach 40., to było ono stosunkowo łatwe. Wspomnienia samego Gombrowicza można by jeszcze uznać za chęć trzymania fasonu: "Pierwsze siedem lat to były prawdziwe wakacje, mimo lęków wywoływanych przez wojnę. Wtedy w Argentynie żyło się za grosze" (Witold Gombrowicz, Publicystyka. Wywiady. Teksty różne. 1963-1969, Dzieła, t. XIV, pod redakcją Jana Błońskiego i Jerzego Jarzębskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1997, s. 310; dalej cytuję jako Publicystyka).

Ale tak samo wspomina te czasy Paulin Frydman, który wtedy często widywał się z Gombrowiczem:

"Zaryzykuję twierdzenie, że gdyby W.G. zrządzeniem kapryśnego losu znalazł się w jakiejś innej stolicy, jego wysiłki utorowania sobie drogi w obcym świecie literackim natrafiłyby na trudności nie do przezwyciężenia i skończyłyby się klęską. [...] Rzecz w tym, że życie w Buenos Aires było bez porównania łatwiejsze dla tego rodzaju mimowolnych przybyszów [...] Zwięźle rzecz ujmując, za to, co gdzie indziej oznaczało biedę graniczącą z nędzą, tu można było żyć całkiem znośnie, a kto miał trochę więcej, mógł już mieć życie całkiem przyjemne" (Tango Gombrowicz, zebrał, przełożył i wstępem opatrzył Rajmund Kalicki, Wydawnictwo Literackie, Kraków - Wrocław 1984, s. 153-155).

[19] Odnoszący się do tego cytatu przypis 15 na stronie 519 wygląda następująco:

"Reinaldo Arenas, Antes que anochezca, Barcelona 1996. Cytuję za wersją angielską (Before Night Falls, New York 1993, s. 80), tłumaczoną przez Janusza Margańskiego i opublikowaną w polskim przekładzie książki Grymasy Gombrowicza. W kręgu problemów modernizmu, społeczno-kulturowej roli płci i tożsamości narodowej, red. Ewa Płonowska-Ziarek, przeł. Janusz Margański, Kraków 2001, s. 311".

Ale w wydaniu hiszpańskim (jak już była o tym mowa wyżej) tego cytatu nie ma, natomiast w angielskim przekładzie znajduje się on na stronach 80-81. Z kolei w Grymasach Gombrowicza Janusz Margański przetłumaczył z właściwej części tego cytatu, tej "drastycznej", tylko jedno zdanie:

"Obu emigrantów połączyła przyjaźń i kumplostwo w łazikowaniu i erotycznej przygodzie. Gombrowicz, jak powiadał Virgilio, był wtedy bardzo przystojny; żeby przeżyć został męską prostytutką w buenosairesjańskich łaźniach, gdzie pozwalał się pieprzyć za kilka groszy [...] Sądzę, że ta przyjaźń..." etc., etc.

Tłumaczenie nie jest identyczne z tym, którego użyła Suchanow, ale przynajmniej znak opuszczenia ma w tym wypadku sens. Tłumacz zresztą zaznaczył to opuszczenie za oryginałem, bo i tam cytat również był niepełny:

"Both émigrés, they became friends and buddies in cruising and erotic adventures. Gombrowicz, as Virgilio used to say, was very handsome then; to survive he became a male prostitute at the Buenos Aires baths, letting himself be fucked for a few coins...

I think this friendship..." etc., etc. (Zob. Allen Kuharski, Witold, Witold, and Witold. Performing Gombrowicz, [w:] Gombrowicz's Grimaces: Modernism, Gender, Nationality, redakcja Ewa Płonowska-Ziarek, State University of New York Press, Albany 1998, s. 272).

Nb. we wcześniejszym przypisie 14 na stronie 519 odnoszącym się do słów "został męską prostytutką w łaźniach" Suchanow autorytatywnie stwierdza:

"Słowo «łaźnie» nie jest dobrym tłumaczeniem, gdyż nie odpowiada faktom. Błąd wynika z przetłumaczenia hiszpańskiego baños, które może znaczyć zarówno «toaleta», jak i «łaźnia», na angielskie baths. Chodzi tu o szalety na dworcach".

Ale skoro tłumaczenie nie jest dobre, a Suchanow dysponowała jakąś tajemniczą hiszpańską wersją "przygody" Gombrowicza (bo inaczej skąd to baños), to dlaczego nie zdecydowała się na własny, poprawny przekład? I w ogóle co to za fakty, którym słowo "łaźnie" nie odpowiada? Same zagadki.

[20] I żeby w tym było jeszcze coś oryginalnego! Ale z całkiem podobną nieodpowiedzialnością krytyków Gombrowicz spotykał się już za życia:

"Obrady jury [Prix Formentor] przysporzyły mi innego rodzaju sławy, jako że jeden z uczestników jury powiedział mniej więcej tak: «Dla mnie Gombrowicz jest zagadką. Chciałbym go poznać. Być może jest on homoseksualistą, impotentem, onanistą, albo urządza on orgie à la polonaise». Oczywiście przemówienie to ogłoszone zostało w prasie i dotarło za pośrednictwem radia wszędzie, tak że kiedy przechodziłem w Vence przez plac, młoda nouvelle vague siedząca w kawiarni komentowała: «Oto homoseksualista impotent który urządza orgie!» Przepraszam za tę historyjkę nieco rubaszną. Opowiedziałem ją, żeby wykazać do jakiego stopnia ton dzisiejszej krytyki staje się brutalny i nieodpowiedzialny" (Publicystyka, s. 132).

Zdaje się, że właśnie do tej skargi Gombrowicza, może jeszcze przepuszczonej przez plotkę, nawiąże potem Stefan Kisielewski:

"Wczoraj w radio wiadomość, że na Riwierze zmarł Witold Gombrowicz. [...] I nigdy już nie będę się mógł dowiedzieć, czy był pederastą, czy impotentem, czy jak twierdził K. - «zwykłym onanistą»" (Dzienniki, Iskry, Warszawa 1996, s. 261-262).

Nb. wszystko to naturalnie nie znaczy, że Gombrowicz nie miewał zwykłych "przygód", jakie stają się udziałem podstarzałego homoseksualisty. Czasem na przykład bywał okradany. Jest na ten temat garść enigmatycznych notatek w Kronosie: "José Martínez drugi raz. Zniknięcie parkera" (s. 225); "6-go przyjeżdża Juan Andrés. Rozczarowanie: tylko 1 pokój w chalet. Zniknięcie 100 dol.!" (s. 238; w przypisie redaktorzy komentują to miłosiernie: "Pieniądze prawdopodobnie wypadły Gombrowiczowi z kieszeni"); "Alberto, niedziela. Zniknięcie płyty Schönberga" (s. 259); "Alberto (czy ukradł Schönberga?)" (s. 260); "Alberto, zniknięcie fajki" (s. 269).

Prawdopodobnie najbarwniejszą z takich przygód była przygoda, którą Gombrowicz przeżył już w kilka tygodni po przyjeździe do Argentyny, a mianowicie przygoda z kolejarzem. Poznał go na Plaza Constitución (wedle wiedzy redaktorów Kronosu było to "zwyczajowe miejsce spotkań homoseksualistów") i początkowo właśnie tam pobierał u niego lekcje hiszpańskiego ("czytam gazety na Plaza Constitución i tamże pobieram lekcje u kolejarza"). Potem jednak zbliżyli się do siebie na tyle, że "kolejarz przychodzi na lekcje do pensjonatu. Pijemy wino. Kradnie zegarek, pióro, koszule i chyba ubranie granatowe" (Kronos, s. 69). O ile jednak zegarek czy pióro można wsunąć do kieszeni, o tyle "ubranie granatowe" trudno wynieść ukradkiem. Albo więc Gombrowicz spił się i zasnął, albo też scena skończyła się tak, jak ta opisana w Trans-Atlantyku:

"Znowuż więc do domu swego zmęczony, znużony, choć w ogniach powraca, a przekąsiwszy co i wypocząwszy na szezlongu znowuż na ulicę bieży, aby jakiego Chłopca, byle zgrabnego, upatrzyć, przygadać. Jeśli więc takiego zdybał, a z nim za 2, 5 lub 10 Pezów się ugodził, zaraz jego do mieszkania swojego prowadzi i tam, na klucz drzwi zamknąwszy, kurtkę, krawat, spodnie zdejmuje, na podłogę rzuca, do Koszuli się rozbiera i światło przyciemnia, Perfumę rozpyla. A tu dopiro Chłopak go w mordę i do szafy jemu bieliznę wybierać, albo piniądze wydziera! Zmartwiały od strachu okropnego Puto krzyczeć się nie waży, wszystko jemu zabierać pozwala i bolesne razy jego znosi" (Witold Gombrowicz, Trans-Atlantyk, [w:] Dzieła, t. III, pod redakcją Jana Błońskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1988, s. 42-43).

[21] "Pisarkę i tłumaczkę Klementynę Suchanow ostatnio częściej niż w bibliotece czy na uniwersytecie można spotkać pod Sejmem i Sądem Najwyższym. [...] rzucała jajkami w rządowe limuzyny, a kilka dni temu napisała na Sejmie «Czas na sąd ostateczny». A właściwie «czas na sąd», bo przed «ostateczny» do akcji wkroczyła policja. Gleba, kajdanki, kolano na plecach. Nie pierwszy raz" (Niech mnie skują. To dla córki. Z Klementyną Suchanow rozmawia Anna J. Dudek, "Gazeta Wyborcza", 21-22 lipca 2018, s. 10).

[21a] [Dopisek po prawie dwóch latach] Niestety, okazało się, że gorzej! O ile Klementyna Suchanow jako literaturoznawczyni podchodziła do zboczeń płciowych Witolda Gombrowicza jedynie bez taktu, o tyle jako aktywistka społeczna podobno również aktywnie dręczyła osoby płciowo nieortodoksyjne. Składało się na to: "znęcanie się, lekomania, misgenderowanie i transfobia, przemoc o podłożu seksualnym, naruszanie granic, deprecjonowanie, gaslighting, przemoc i groźby, wyrzucanie z domu i bezdomność, zaburzenia odżywiania, ptsd, «solidarnościowe» ukrywanie przemocy". Kto chciałby wiedzieć więcej o niedolach owej płciowo nieortodoksyjnej osoby udręczonej przez okrutną gombrowiczolożkę ("Suchanow śni mi się w najgorszych koszmarach nieprzerwanie"), niech zajrzy tutaj lub tutaj (ta sama strona zarchiwizowana na dwa sposoby).

I jeszcze wesoły ciąg dalszy. Teraz okazuje się już, że Klementyna Suchanow dręczyła hurtem cały nieortodoksyjny płciowo kolektyw ("sprawczyni przemocy o podłożu seksualnym i ekonomicznym na nas"). Czyta się tę groteskę prawie jak Trans-Atlantyk. Tyle że Gombrowicz nie miał aż takiej fantazji.