EBENEZER ROJT

Hegel, planety i powiedzenie "Tym gorzej dla faktów"

Przyczyna opozycji przeciw Heglowi - pisze Władysław Tatarkiewicz w swojej Historii filozofii - była zupełnie wyraźna: filozofia jego była konstrukcją nie liczącą się z faktami i z pozytywnym postępem nauki. Hegel zadebiutował tym, iż w dysertacji doktorskiej dowodził a priori tez astronomicznych, które już w tym samym roku zostały obalone przez odkrycie pierwszego planetoidu; na zarzut zaś, że przyroda nie sprawdza jego poglądów, odpowiadał: "Tym gorzej dla przyrody" [1].

W rzeczywistości Hegel nigdy czegoś takiego nie powiedział, niemniej w anegdocie - bo to jedynie złośliwa anegdota! - pewnie będzie tak mówił aż do końca świata.

Wariantów tej anegdoty jest wiele. Czasem, aby upokorzenie Hegla było pełne, pojawia się w niej już nawet nie oponent z fakultetu, ale bystry student, który podważa filozoficzne spekulacje swego profesora [2]. Czasem Hegel odpowiada "tym gorzej dla natury" (so schlimmer für die Natur), a czasem rezonuje, że jeśli fakty nie pasują do teorii, to "tym gorzej dla faktów" (so schlimmer für die Tatsachen).

Trzeba się zaś zadowolić anegdotą, chcąc dać Heglowi prztyczka, bo w jego pismach niczego podobnego nie znaleziono. Przeciwnie, są one mocną przesłanką, że żadną miarą nie mógł tak powiedzieć, nawet w przystępie animuszu przy bamberskim piwie [3]. Pisał bowiem jasno (a jak na niego aż niebywale jasno), że jeśli chodzi o stosunek filozofii do doświadczenia, sprawy mają się wręcz odwrotnie. Na przykład w Encyklopedii nauk filozoficznych już we Wstępie podkreślał:

Ponieważ filozofia tylko pod względem formy różni się od innych sposobów, w jakie jedna i ta sama treść może zostać uświadomiona, więc konieczna jest jej zgodność z rzeczywistością i z doświadczeniem. Ba, zgodność ta może być uważana przynajmniej za pewien zewnętrzny probierz prawdziwości danej filozofii [...].
I potem jeszcze na wszelki wypadek powtórzył tę myśl na początku części poświęconej filozofii przyrody:
Nie tylko, że filozofia musi być zgodna z doświadczeniem przyrodniczym, lecz empiryczna fizyka stanowi ponadto przesłankę poprzedzającą i warunek powstania i rozwoju nauki filozoficznej [4].
Najwidoczniej jednak nikomu to nie przeszkadza i jeśli nawet Hegel nie pasuje do tej anegdoty, to tym gorzej dla Hegla!

Nb. powiedzenie "Tym gorzej dla faktów" przypisuje się również Fichtemu [5], ale pierwotnie było ono tylko czymś w rodzaju obiegowego bon motu, który mniej więcej od połowy XIX wieku pojawiał się w niezliczonych anegdotycznych wtrętach o "pewnym profesorze" [6] czy "pewnym Angliku" [7]. Z kolei w tradycji anglosaskiej powiedzenie to już od dawna traktowane jest jako charakterystyczne dla German metaphysicians jako takich [8].

Być może jednak anegdota upodobała sobie Hegla nie bez kozery, a to w związku z pewną serią niefortunnych zdarzeń, do jakich doszło w jego życiu w 1801 roku w Jenie. Chodzi o tę wspomnianą przez Tatarkiewicza dysertację doktorską (a ściślej mówiąc Habilitationsschrift), w której Hegel podobno dowodził a priori rozmaitych tez astronomicznych natychmiast obalonych przez nowe odkrycia.

Karl Popper, mający skądinąd wielkie zasługi w obrzydzaniu ludziom Hegla, pisał o tych wypadkach z morderczą ironią:
Hegel, inspirator wszelkiego współczesnego historycyzmu, był bezpośrednim następcą Heraklita, Platona i Arystotelesa. Dokonał niezwykłej rzeczy. Ten mistrz logiki z dziecinną łatwością posługując się swymi potężnymi metodami dialektycznymi, wyciągał rzeczywiste króliki z czysto metafizycznego kapelusza. I tak, wychodząc od Timajosa Platona i jego mistycznych liczb, udało mu się "dowieść" czysto filozoficznymi metodami (114 lat po Principiach Newtona), że planety muszą się poruszać zgodnie z prawami Keplera. Potrafił nawet wydedukować aktualne położenie planet, wykazując, że między Marsem i Jowiszem nie może być żadnej planety (niestety uszło jego uwagi, że planetę taką odkryto kilka miesięcy wcześniej) [9].
W rzeczywistości to też tylko legenda [10]. Hegel niczego w swej dysertacji nie dowodził wychodząc od Timajosa, nie dedukował aktualnego położenia planet ani nie wykazywał, że nie może być żadnej planety między Marsem a Jowiszem.

Owszem, był później z tej przygotowywanej w pośpiechu pracy [11] niezadowolony i w pierwszym wydaniu Encyklopedii nauk filozoficznych stwierdził samokrytycznie: "Tego, o co pokusiłem się w tym względzie [w kwestii odległości między planetami] w dawniejszej dysertacji, nie mogę już uważać za zadowalające" (Encyklopedia, s. 600, przypis 25). Co jednak dobrze o Heglu świadczy i przyznacie chyba, że taka postawa nie ma nic wspólnego z aroganckim "Tym gorzej dla faktów".

Dysertacja, napisana zgodnie z ówczesnymi wymogami po łacinie, nosi tytuł De orbitis planetarum (O orbitach planet) i liczy raptem 32 strony. Ale to dwie ostatnie z nich dały asumpt do najokrutniejszych szyderstw. Hegel podważa tam zasadność prawa Titiusa-Bodego (aluzyjnie, ta nazwa się u niego nie pojawia), zgodnie z którym średnie odległości planet od Słońca można uszeregować według prostej reguły. Jeśli promień orbity Ziemi znormalizujemy do 10, wtedy promienie orbit wszystkich planet otrzymujemy ze wzoru:

rn = 4 + 3 × 2n,

gdzie n to minus nieskończoność dla Merkurego, 0 dla Wenus, 1 dla Ziemi i dalej 2, 3, 4, 5... dla kolejnych planet [12].

Było to ze strony Hegla śmiałe posunięcie, bo akurat za jego życia prawo Titiusa-Bodego cieszyło się największym uznaniem. Dwadzieścia lat wcześniej William Herschel odkrył Urana, pierwszą planetę, której nie znano w starożytności, i okazało się, że jej średnia odległość od Słońca wynosi akurat tyle, ile powinna była wynieść według wzoru dla n = 6. Jednak wciąż pozostawało puste miejsce dla n = 3, ale ponieważ istnienie nieznanej planety między Marsem a Jowiszem przewidywał już sam Bode (The Titius-Bode Law, s. 13-14), astronomowie nie ustawali w jej poszukiwaniach.

I właśnie w takim momencie przychodzi Hegel i grymasi, że prawo oparte na zwykłym postępie arytmetycznym (arithmetica progressio) [13] nie może być podstawą wnioskowania, że istotnie jakaś planeta wędruje sobie nierozpoznana przez niebieskie przestrzenie (incognitus per spatia coeli vagari). Co więcej, wyciąga jeszcze tego Timajosa, bo - jak powiada - u Platona można znaleźć trochę inną serię liczb, równie dobrą, a może nawet lepszą, gdyż opromienioną nimbem filozoficznej tradycji sięgającej aż do pitagorejczyków. A zgodnie z tą serią w ogóle niczego szukać nie trzeba, ponieważ żadnej planety nie brakuje.

Niestety, miał kosmicznego pecha! 1 stycznia 1801 Piazzi odkrył Ceres.

W dodatku odkrył ją dokładnie tam, gdzie się jej spodziewano zgodnie z prawem Titiusa-Bodego - właśnie w tej niepokojącej planetarnej pustce między Marsem a Jowiszem. Wstyd zaś dla Hegla był tym większy, że wieść o odkryciu dotarła do Jeny najpóźniej na początku maja 1801 roku [14], czyli jeszcze zanim skończył pisać swoją dysertację. Tyle że on o tym nie wiedział.

Ignorancja chluby Heglowi, rzecz jasna, nie przynosi, ale jego zarzut wcale nie był nonsensowny.

Można bowiem także do prawa Titiusa-Bodego odnieść to, co Hegel napisał w wiele lat później w innym kontekście, a mianowicie, że nie było ono:
[...] niczym innym niż pewnym sposobem postępowania wyobraźni i fantazji (w tym również fantazjowania) podług analogii, które mogą być bardziej lub mniej przypadkowe czy też bardziej lub mniej znaczące i tylko w sposób zewnętrzny narzucają przedmiotom określenia i schematy (Encyklopedia, s. 262; wyróżnienia Hegla) [15].
Bo też niby na jakiej podstawie upierać się, że skoro w pierwszym koszyczku jest jedno jabłko, w drugim - dwa, w trzecim - trzy, to w czwartym koszyczku koniecznie muszą być cztery jabłka? Nawet najbardziej wyrafinowany formalizm matematyczny niczego w takim zewnętrznie narzuconym schemacie nie zmienia.

Aby zademonstrować, jak łatwo jest coś podobnego zrobić, Hegel przedstawił konkurencyjny schemat - właśnie ten z Timajosa. W dodatku poczynał sobie z "mistycznymi liczbami" Platona nadzwyczaj swobodnie. Po pierwsze, wziął serię liczb, która - jak przyznawał - w Timajosie wcale nie odnosiła się do planet (quos Timaeus non ad Planetas quidem refert), ale do sposobu, w jaki Demiurg ukształtował Duszę świata [16]. Po drugie, bez żadnego uzasadnienia poprawił tę serię podmieniając w niej 8 na 16. I po trzecie, wprowadził jeszcze dodatkową operację - również bez uzasadnienia - podnosząc każdą z tych liczb do czwartej potęgi, a następnie wyciągając pierwiastek trzeciego stopnia [17].

Ale już rezultat tej zabawy został wyrażony w ostrożnej formie warunkowej:
Jeśli ta seria [z Timajosa] bardziej zgadza się z porządkiem natury niż seria oparta na postępie arytmetycznym [wynikająca z prawa Titiusa-Bodego], wtedy między czwartą a piątą planetą [czyli między Marsem a Jowiszem] jest wielki odstęp i żadnej planety tam nie brakuje [18].
Hegel zatem ani nie dowodził - jak mu się to niekiedy imputuje - że istnieje tylko siedem planet [19], ani nawet nie wykazywał - jak zmyśla Popper - że między Marsem a Jowiszem na pewno nie ma żadnej planety. Stwierdził jedynie, że równie dobrze może jej tam nie być, jeśli zaproponowana przez niego seria - jawnie fantastyczna i arbitralna - bardziej zgadza się z porządkiem natury [20].

Jawnie fantastyczna i arbitralna, ale wcale nie bardziej fantastyczna i arbitralna niż prawo Titiusa-Bodego, które wtedy uzasadniano także teologicznie i które do dzisiaj wielu astronomów uważa za jedynie przypadkową liczbową koincydencję [21].

Uważa nie bez racji, bo passa trafnych predykcji, tak oszałamiająca w czasach Hegla, potem nagle się urwała. Hegel słusznie grymasił! Gdyby astronomowie w swoich obserwacjach trzymali się niewolniczo prawa Titiusa-Bodego, nigdy nie odkryliby ani Neptuna, ani Plutona.

Również jeśli idzie o Ceres, przez którą Hegel najadł się tyle wstydu, jego jest za grobem zwycięstwo. Bo przypomnijcie sobie tylko, jak recytowaliście w szkole szereg planet Układu Słonecznego: ...Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn... Była tam jakaś planeta między Marsem a Jowiszem?

Ktoś powie, że to tylko kwestia konwencji, ale przecież konwencji nie tworzy Przyroda, lecz Duch. Jeśli zatem Ceres przestała pasować do definicji planety, można śmiało odpowiedzieć niczym Hegel z anegdoty - tym gorzej dla Ceres [22].
[1] Władysław Tatarkiewicz, Historia filozofii, tom II: Filozofia nowożytna do roku 1830, wydanie nowe przejrzane i uzupełnione, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1958, s. 304.

Z kolei Józef Bocheński pisał o Heglu tak:

"Hegel należy więc, i to w sposób skrajny, do filozofów idealistycznych w znaczeniu platońskim. Jeśli chodzi o kierunek tego idealizmu, jest on najzupełniej po stronie Plotyna, gdyż doświadczeniem pogardza całkowicie: wsławił się powiedzeniem «Jeżeli teoria nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów»; jest zatem filozofem apriorystycznym" (Józef Bocheński, Zarys historii filozofii, Wydawnictwo Philed, Kraków 1993, s. 195).

Natomiast Maria Dąbrowska powtarzała już tylko dobrze utarty frazes:

"Nie fakty, tylko komentarze do faktów tworzą historję. Jeśli fakt nie pasuje do komentarza - won z faktem. Pod tym względem marksiści pozostali wierni Heglowi, z którego się i w innych rzeczach wywodzą" (Maria Dąbrowska, Dzienniki 1914-1965 w 13 tomach, tom VI: 1948-1949, Polska Akademia Nauk. Wydział I Nauk Społecznych. Komitet Nauk o Literaturze, Warszawa 2009, s. 37).

[2] Wersję ze studentem zwracającym uwagę Heglowi, że jakaś roślina z Ameryki Południowej nie odpowiada Pojęciu, podaje George J. Seidel (Activity and Ground. Fichte, Schelling, and Hegel, New York 1976, s. 187).

[3] Hegel szczególnie lubił piwo bamberskie, ale w Bambergu raczej nie miał okazji do prowadzenia filozoficznych polemik. W 1800 roku myślał o Bambergu przede wszystkim jako o miejscu, gdzie jest tanie życie i dobre piwo ("ze względu na mój stan fizyczny" - jak pisał w liście do Schellinga w listopadzie 1800). I rzeczywiście, gdy potem zamieszkał w tym mieście po wyjeździe z zajętej przez napoleońskie wojska Jeny, zajmował się tam w znacznym stopniu jedzeniem, piciem i życiem towarzyskim. Zob. Terry Pinkard, Hegel. A Biography, Cambridge University Press 2000, s. 85. Dalej cytuję jako Pinkard.

[4] Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Encyklopedia nauk filozoficznych, przełożył, wstępem i komentarzem opatrzył Światosław Florian Nowicki, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1990, s. 65 i 262. Dalej cytuję jako Encyklopedia.

Dla koneserów to samo w oryginale:

"Indem die Philosophie von anderem Bewußtwerden dieses einen und desselben Gehalts nur nach der Form unterschieden ist, so ist ihre Übereinstimmung mit der Wirklichkeit und Erfahrung notwendig. Ja, diese Übereinstimmung kann für einen wenigstens äußeren Prüfstein der Wahrheit einer Philosophie angesehen werden [...]" (Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Werke in zwanzig Bänden, tom 8: Enzyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse 1830. Erster Teil. Die Wissenschaft der Logik. Mit den mündlichen Zusätzen, Suhrkamp, Frankfurt nad Menem 1986, s. 47; paragraf 6).

"Nicht nur muß die Philosophie mit der Naturerfahrung übereinstimmend sein, sondern die Entstehung und Bildung der philosophischen Wissenschaft hat die empirische Physik zur Voraussetzung und Bedingung" (Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Werke in zwanzig Bänden, tom 9: Enzyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse 1830. Zweiter Teil. Die Naturphilosophie. Mit den mündlichen Zusätzen, Suhrkamp, Frankfurt nad Menem 1986, s. 15; paragraf 246).

[5] Właśnie jako słowa Fichtego ("jednego z największych klasycznych filozofów niemieckich") przytaczał je György Lukács na końcu pierwszej wersji eseju Czym jest marksizm ortodoksyjny? (zob. György Lukács, Political writings 1919-1929. The Question of Parliamentarianism and Other Essays, NLB, London 1972, s. 27). Ale po kolejnej redakcji Fichte znikł i w ostatnim wydaniu Historii i świadomości klasowej esej kończy się fragmentem Manifestu komunistycznego (zob. György Lukács, Historia i świadomość klasowa, przełożył Marek J. Siemek, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1988, s. 108). Jak pisze Leszek Kołakowski: "Wydaje się, że hasła «tym gorzej dla faktów» Lukács nie powtarzał więcej w swoich atakach na empiryzm. Jednakże stanowisko jego pozostało pod tym względem bez zmiany" (zob. Leszek Kołakowski, Główne nurty marksizmu, tom III, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009, s. 269). Także Martin Jay uważa, że w obu wersjach eseju Czym jest marksizm ortodoksyjny? zasadnicza argumentacja Lukácsa przeciwko "fetyszowi faktów" pozostała taka sama (zob. Martin Jay, Marxism and Totality. The Adventures of a Concept from Lukács to Habermas, University of California Press 1984, s. 104).

Nb. dla Lukácsa hasło "tym gorzej dla faktów" miało wydźwięk ze wszech miar pozytywny. Tak właśnie ortodoksyjny marksista powinien odpowiadać na zarzut, że fakty nie potwierdzają, jakoby sytuacja dojrzała do rewolucji. Z kolei Theodor Adorno przypisywał je Heglowi, ale podobnie uważał, że wyraża ono "śmiertelnie poważną prawdę o faktach" (Theodor W. Adorno, Hegel. Three Studies, przekład Shierry Weber Nicholsen, wstęp Shierry Weber Nicholsen i Jeremy J. Shapiro, The MIT Press, Cambridge - Londyn 1993, s. 31: "Hegel's scornful «so much the worse for the facts» is invoked against him so automatically only because it expresses the dead serious truth about the facts").

Również Heglowi przypisywał to hasło Ernst Bloch, marksista dość osobliwy. Tyle że w jego ujęciu uzasadniała je dziecinna żonglerka słowami (logicy nazywają to błędem ekwiwokacji). Weźmy wyrażenie "prawdziwy przyjaciel" - mówił Bloch pod koniec życia. Jeśli jego treści moralnej nie odpowiadają fakty, to można wtedy słusznie powiedzieć "tym gorzej dla faktów". Skoro bowiem mój faktyczny przyjaciel nie jest prawdziwym przyjacielem, to tym gorzej dla naszej faktycznej przyjaźni. Zob. Michael Lowy, Interview with Ernst Bloch, przekład Vicki Williams Hill, "New German Critique" 1976, nr 9, s. 37-38; wywiad został przeprowadzony w Tybindze 24 marca 1974.

Taki ostentacyjny antyempiryzm należał jednak w tradycji marksistowskiej do bocznego nurtu. Marksizm miał być szczytowym osiągnięciem nauki, toteż regułą stało się raczej odmienianie we wszystkich przypadkach słowa "naukowy" i powoływanie się na potwierdzone naukowo fakty. Ten swoisty scjentyzm, przynajmniej werbalny, wspierał się na autorytecie starego Engelsa, który w często przywoływanym liście do Paula Lafargue'a z 11 sierpnia 1884 roku napominał:

"Gdy się jest «człowiekiem nauki» nie ma się ideału, opracowuje się wyniki naukowe, a gdy się jeszcze jest poza tym człowiekiem partii, walczy się o wprowadzenie tych wyników w życie. Ale gdy się ma ideał, nie można być człowiekiem nauki, ponieważ to z góry przesądza, jakie trzeba zająć stanowisko" (Paul Lafargue, Pisma wybrane, tom II, przekład Irena Tarłowska, Izabela Bibrowska i Barbara Sieroszewska, Książka i Wiedza, Warszawa 1961, s. 216; wyróżnienie moje).

[6] "The story is well known of the professor who, on proclaiming certain scientific hypotheses of his and being informed that the facts in the matter did not at all tally with his theories, made answer: «So much the worse for the facts!»" (P. Carlson, The Norwegian System, Mandeville & Co, Brockton 1894, s. 3).

[7] "Opowiadają o pewnym Angliku, twórcy jakiejś oryginalnej teorji, że gdy ją zbijano, zwracając uwagę jego na jej sprzeczność z oczywistemi faktami, że ten wówczas z całym spokojem i flegmą Anglika odpowiedział: Tym gorzej dla faktów..." (Ignacy Wasserberg, Kilka uwag o krytycyzmie Kanta, "Przegląd Filozoficzny" 1905, z. 2, s. 131).

[8] "Experience they considered as valueless in this connection [...] If the facts do not square with the results of speculation, so much the worse for the facts. [...] While the German metaphysicians and their following were proving by all the rules of logic what the world really ought to be, the exact sciences were modestly finding out what it actually was" (Frank Thilly, What is Philosophy?, "The Popular Science Monthly", April 1902, s. 513-514; wyróżnienie za oryginałem). Nb. akurat Hegla traktuje Thilly nieco łagodniej: "Although Hegel does not wholly depreciate experimental knowledge [...]".

[9] Karl R. Popper, Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie, tom 2: Wysoka fala proroctw: Hegel, Marks i następstwa, przełożyła Halina Krahelska, opracował Adam Chmielewski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1993, s. 35.

Na tę antyheglowską filipikę Poppera niestety wielu dało się nabrać.

"Z podobną wyższością intelektualną w wykładzie inauguracyjnym w październiku 1801 roku Hegel przedstawiał astronomom wypracowany przez siebie dowód, iż między Marsem a Jowiszem nie może istnieć żaden obiekt planetopodobny. Dowód ten, obok wielu zalet formalnych, miał tę wadę, iż jego zasadnicza teza była fałszywa już w momencie dowodzenia, gdyż 1 stycznia 1801 roku G. Piazzi odkrył pierwszą planetoidę Ceres właśnie w tych rejonach przestrzeni, w których według spekulacji Hegla istnienie planetoid było wykluczone" (Michał Heller, Józef Życiński, Tadeusz Pabjan, Małgorzata Głódź, Jerzy Szczęsny, Jacek Urbaniec, Wszechświat - maszyna czy myśl?, Copernicus Center Press, Kraków 2014, s. 256-257).

Charakterystyczne, że nigdy przy takiej okazji nie pojawia się nawet zarys tego rzekomego dowodu, nie mówiąc już o jakimkolwiek cytacie z Hegla.

[10] Według Pinkarda jest to jedna z najstarszych legend o Heglu i podobnie jak wiele innych nieprawdziwa.

"The tesis gave rise to one of the oldest Hegel legends, that in his habilitation thesis he had a priori deduced the impossibility of there being anything between the planets Jupiter and Mars, only for it to turn out that an Italian astronomer at virtually the same time had empirically discovered the existence of some asteroids in exactly the area where Hegel had supposedly declared that it was a priori impossible for them to be. As with many legends about Hegel, this one is untrue" (Pinkard, s. 107).

[11] W pośpiechu - bo pracownicy akademiccy nie od dziś miewają problemy z terminowym wypełnieniem rozmaitych wymogów formalnych. W wypadku Hegla chodziło o dysertację pro venia legendi i od jej obrony (odbyła się akurat w 31 urodziny Hegla, 27 sierpnia 1801) zależało, czy będzie mógł w październiku zacząć wykłady na uniwersytecie w Jenie jako Privatdozent. Nb. obrona poszła gładko, bo jako oponent z urzędu i obrońca z urzędu wystąpili zaprzyjaźnieni z Heglem bracia Schellingowie (starszy, Friedrich, był jego "kolegą z akademika"), a również nie od dziś wiadomo, że najlepiej bronić się u kolegów.

[12] Michael Martin Nieto, The Titius-Bode Law of Planetary Distances. Its History and Theory, Pergamon Press, Nowy Jork 1972, s. 1. Dalej cytuję jako The Titius-Bode Law. Uwaga! Wszystko, co piszę o prawie Titiusa-Bodego, dotyczy jego klasycznej wersji z czasów Hegla. Dziś podaje się je czasem z rozmaitymi modyfikacjami, nierzadko dość wyrafinowanymi.

Pomijam także inne zagadnienia z dysertacji Hegla, na przykład jego krytykę Newtona, w tamtym czasie w Niemczech wcale nie aż tak obrazoburczą. Wystarczy wspomnieć choćby Goethego. Dziś jest ona w znacznej części nie do utrzymania, ale też nie bez wyjątków.

"Hegel's worm looks very like the real worm in Newton's apple, since what Hegel here [tj. w dysertacji] says, far from being the outcome of a misreading of Newton's text [...], does not significantly differ from the outcome of a sophisticated modern analysis of Newton's proof. Thus, far from being wrong, Hegel is in fact perfectly right" (Mauro Nasti de Vincentis, Hegel's Worm in Newton's Apple, [w:] Hegel and the Philosophy of Nature, redakcja Stephen Houlgate, State University of New York Press, Albany 1998, s. 236-237).

[13] Dysertację Hegla cytuję za pierwodrukiem: Dissertatio philosophica de orbitis planetarum [...] pro licentia docendi rite obtinenda publico examini submittit Ge. Wilh. Frid. Hegel philosophiae doctor, Prageri et Soc., Jena 1801. Dalej jako Dissertatio.

[14] O odkryciu Ceres napisało 6 maja 1801 w numerze 90 pismo "Intelligenzblatt der Jenaischen Allgemeinen Literatur-Zeitung". Zob. Theodor G. Bucher, Wissenschaftstheoretische Überlegungen zu Hegels Planetenschrift", "Hegel Studien" 1983, tom 18, s. 68, przypis 15. Bucher cytuje informację podaną w czerwcu 1801 przez "Monatliche Correspondenz zur Beförderung der Erd- und Himmelskunde", który redagował Franz Xaver von Zach, główny organizator metodycznych poszukiwań nowej planety. Nb. potem zajadły wróg Hegla.

[15] Dla koneserów to samo w oryginale:

"[...] was nichts anderes zu sein pflegte als ein Verfahren der Vorstellung und Phantasie (auch der Phantasterei) nach Analogien, die zufälliger oder bedeutender sein können und den Gegenständen Bestimmungen und Schemata nur äußerlich aufdrücken" (Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Werke in zwanzig Bänden, tom 9: Enzyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse 1830. Zweiter Teil. Die Naturphilosophie. Mit den mündlichen Zusätzen, Suhrkamp, Frankfurt nad Menem 1986, s. 15-16, paragraf 246).

[16] A kształtował ją podobno tak:

"Najpierw ujął od całej mieszaniny część; po niej ujął część równą podwójnej tamtej, potem trzecią część równą półtorej drugiej części, czyli trzy razy pierwszą, czwartą równą podwójnej drugiej, piątą równą potrójnej trzeciej, szóstą równą ośmiu pierwszym, siódmą dwadzieścia siedem razy większą od pierwszej" (Timajos 35b-c). Cytuję za: Platon, Timajos, Kritias albo Atlantyk, przełożył, wstępem, komentarzem i skorowidzem opatrzył Paweł Siwek, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1986, s. 42).

Mówiąc bardziej po ludzku, jest to seria liczb: 1, 2, 3, 4. 9, 8, 27, ale nie pytajcie mnie, dlaczego akurat taka.

[17] Dziś takie obliczenia robi się w ciągu kilku minut na pierwszym lepszym kalkulatorze (także internetowym), ale wtedy trzeba było osobiście zabawić się w rachmistrza. Hegel z potęgowania i pierwiastkowania liczb z serii 1, 2, 3, 4, 9, 16, 27 ostatecznie otrzymał serię: 1,4 - 2,56 - 4,37 - 6,34 - 18,75 - 40,34 - 81 (Dissertatio, s. 32). 1,4 wzięło się stąd, że w wypadku jedności Hegel uznał - po raz kolejny arbitralnie - że ma tam być pierwiastek trzeciego stopnia z 3. W sumie rachował całkiem nieźle. Przy zaokrągleniu do drugiej cyfry po przecinku powinno być: 1,44 - 2,52 - 4,33 - 6,35 - 18,72 - 40,32 - 81.

Niektórzy uważają, że cała ta żonglerka liczbami z Timajosa to wyłącznie przykład Heglowskiej ironii (Cinzia Ferrini, Features of Irony and Alleged Errors in Hegel's "De orbitis planetarum", "Hegel-Jahrbuch" 1991, s. 468: "[...] we give support to the view that Hegel's use of the Timaeus series here is nothing but another example of his use of irony"). Niemniej wygląda na to, że efekt tej ironii został starannie obliczony.

Nb. Hegel usunął wzmiankę o swojej dysertacji również z kolejnego wydania Nauki logiki. Ale Adam Landman, zasłużony tłumacz Hegla, zdecydował się objaśnić to miejsce, chociaż nawet nie potrafi podać poprawnie heglowskiej serii liczb (myli ją z oryginalną serią z Timajosa) i bałamuci, jakoby Hegel dowodził, że właśnie jego seria porządkuje odległości między planetami "zgodnie z zasadami rozumu". Tak więc i on niestety dołączył do długiej serii komentatorów mających coś do powiedzenia o dysertacji Hegla, której nigdy nie widzieli na oczy.

"W I wydaniu Logiki następuje zaraz po tym zdaniu [o wyobrażeniu sił dośrodkowej i odśrodkowej] ustęp: «W mojej wcześniejszej dysertacji wyjaśniłem to zagadnienie i wykazałem nicość tego rozróżniania i opartych na tym wy jaśnień». Mowa o dysertacji habilitacyjnej Hegla Dissertatio philosophica de Orbitis planetarum, w której dowodził, że zgodnie z zasadami rozumu, przejawiającymi się w świecie, odległości między planetami rosną w kolejności potęgowej, a nie arytmetycznej. Ponieważ kolejność tego szeregu wyobrażał sobie jako 1, 2, 3, 22, 32, 23, 33, uważał, że nie należy spodziewać się żadnej planety między czwartym w szeregu planetarnym Marsem (22 = 4) a piątym w tym szeregu Jowiszem (32 = 9), gdyż większa pusta przestrzeń między nimi (między 4 a 9) wynika z potęgowego wzrostu samego szeregu. Obrona dysertacji odbyła się 27 sierpnia 1801 roku, a tymczasem okazało się, że już w styczniu tegoż roku Piazzi odkrył między Marsem a Jowiszem Cererę. Dało to powód do złośliwych dowcipów - Hegel wolał prawdopodobnie nie powoływać się na dysertację, która okazała się w tym punkcie błędna" (Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Nauka logiki, tom I, przełożył i objaśnieniami opatrzył Adam Landman, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1967, przypis na stronie 589).

[18] Enigmatyczną łacinę Hegla przełożyłem swobodnie i nieco rozwlekle, by stała się jaśniejsza. Ale oczywiście dla koneserów jeszcze raz to samo w oryginale:

"Quae series si verior naturae ordo sit, quam illa arithmetica progressio, inter quartum et quintum locum magnum esse spatium, neque ibi planetam desiderari apparet" (Dissertatio, s. 32).

[19] "Hegel zadebiutował rozprawą habilitacyjną, przyjętą zresztą przez uniwersytet jenajski, w której dowodził sposobem apriorycznym pewnych tez astronomicznych, dotyczących m.in. liczby planet. W tym samym roku - był to rok 1801 - teza jego została obalona. Piazzi odkrył bowiem pierwszą planetoidę - Ceres. Hegel miał wówczas powiedzieć: tym gorzej dla przyrody. Reakcję Hegla przedstawia się czasem w postaci następującego dialogu. Hegel: istnieje tylko siedem planet. Oponent: ale temu przeczą fakty. Hegel: tym gorzej dla faktów" (Armin Teske, Wybór prac z historii fizyki i filozofii nauki, Ossolineum, Wrocław 1970, s. 165).

Sprawa wiary Hegla w istnienie dokładnie siedmiu planet to zarzut najbardziej malowniczy, ale i najbardziej absurdalny. W Encyklopedii Hegel explicite wymienia jedenaście planet: w tym Westę, Junonę, Ceres i Pallas. Więcej niż przyjmuje się dzisiaj! I znowu przy tej okazji zaznacza, że takie rzeczy należą do dziedziny nauk skończonych (endlichen Wissenschaften), w których wyłącznym potwierdzeniem hipotezy jest empiria.

"[...] die vier kleineren Planeten [...] Vesta, Juno, Ceres und Pallas [...] eine neue Gruppe bilden. [...] Es ist eine Verirrung der Naturphilosophie, daß sie allen Erscheinungen will Face machen; das geschieht so in den endlichen Wissenschaften, wo alles auf die allgemeinen Gedanken (die Hypothesen) zurückgeführt werden will. Das Empirische ist hier allein die Beglaubigung der Hypothese; also muß alles erklärt sein" (Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Werke in zwanzig Bänden, tom 9: Enzyklopädie der philosophischen Wissenschaften im Grundrisse 1830. Zweiter Teil. Die Naturphilosophie. Mit den mündlichen Zusätzen, Suhrkamp, Frankfurt nad Menem 1986, s. 106; paragraf 270).

Ale może wcześniej, w roku 1801, jednak w te siedem planet wierzył? Otóż w to, że wierzył, a nawet tę swoją wiarę "logicznie udowodnił" (The Titius-Bode Law, s. 17-18), wierzą jedynie niefrasobliwi krytycy Hegla. Że to bzdura, pisano już prawie siedemdziesiąt lat temu, ale legendy bywają bardzo odporne na fakty (zob. Bertrand Beaumont, Hegel and the Seven Planets, "Mind" 1954, tom 63, nr 250). Króciutki artykulik Beaumonta może się wprawdzie wydawać niezbyt konkluzywny, bo autor najwyraźniej zna treść dysertacji Hegla z drugiej ręki, lecz już inny artykuł sprzed prawie trzydziestu lat - identycznie zatytułowany! - nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości: "[...] there is no such «proof». In the first place, Hegel is not here concerned in any way with the total number of the planets, but only with whether there is a planet, yet to be discovered, between Mars and Jupiter" (Edward Craig, Michael Hoskin, Hegel and the Seven Planets, "Journal for the History of Astronomy" 1992, tom 23, nr 3, s. 209).

[20] Jeśli! Chodzi bowiem o zdanie warunkowe. "It is worth noting, however, that in the Latin we find a conditional sentence of possibility, not of reality [...]" (Cinzia Ferrini, Features of Irony and Alleged Errors in Hegel's "De orbitis planetarum", "Hegel-Jahrbuch" 1991, s. 467; wyróżnienie za oryginałem). To, że Hegel nigdzie nie twierdzi, jakoby właśnie jego seria liczb z Timajosa zgadzała się z porządkiem natury, podkreślają również cytowani w poprzednim przypisie Craig i Hoskin.

[21] O teologicznym kontekście prawa Titiusa-Bodego pisze w swoim komentarzu do dysertacji Hegla Wolfgang Neuser (zob. Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Dissertatio Philosophica de Orbitis Planetarum / Philosophische Erörterung über die Planetenbahnen, przełożył oraz opatrzył wstępem i komentarzem Wolfgang Neuser, Wiley-VCH 1986, s. 56-57). W najprostszej formie przyjmowało to postać religijnego przeświadczenia, że Stwórca nie mógłby tak "po nic" zostawić między planetami pustej orbity (The Titius-Bode Law, s. 14).

Opinię astronomów powtarzam za The Titius-Bode Law: "As for astronomers, some are very skeptical and consider all such «laws» to be numerical coincidences and nothing else" (s. 2). Niekiedy prawo Titiusa-Bodego podaje się nawet jako znakomity przykład (an outstanding example) dziewiętnasto- i dwudziestowiecznej numerologii (I. Bernard Cohen, The Newtonian Revolution. With illustrations of the transformation of scientific ideas, Cambridge University Press 2002, przypis 17 na s. 296).

[22] Z obfitością planetoid - a w XIX wieku namnożyło się ich co niemiara dzięki pracowitości astronomów - załatwił się natomiast po pańsku Artur Schopenhauer:

"Circa pięćdziesiąt odkrytych dodatkowo planetoid to nowinka, o której nic nie chcę słyszeć. Postępuję z nimi jak ze mną profesorowie filozofii: ignoruję je, bo nie pasują do mego kramu" (Arthur Schopenhauer, W poszukiwaniu mądrości życia. Parerga i paralipomena, tom I, przełożył i przypisami opatrzył Jan Garewicz, wstępem poprzedziła Hanna Buczyńska-Garewicz, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2002, przypis oznaczony asteryskiem na stronie 629).

Co podaję tutaj jako ciekawostkę, bo przecież właśnie Schopenhauer należał do najzacieklejszych przeciwników Hegla i nie szczędził mu obelg. Także w cytowanym wyżej pierwszym tomie Parergów z lubością cytuje Fenomenologię ducha Hegla, że "prawda jest swym własnym ruchem w sobie samej" wraz z krótkim komentarzem:

"Sądzę, iż nietrudno dostrzec, że ten, kto coś takiego umieszcza na wstępie, jest bezwstydnym szarlatanem, który chce ogłupić cymbałów znalezionych w postaci Niemców XIX wieku" (s. 32).