EBENEZER ROJT

Jan Gondowicz poprawia Jerzego Stempowskiego
albo erudycja przyszpilona

Jan Gondowicz to miłośnik mistyfikacji w stylu Jorge Luisa Borgesa. Jest też w jego książce znak ostrzegawczy: historię Billy'ego Kida autor podaje za Borgesowską Powszechną historią nikczemności [1]. Piszę więc te uwagi godząc się na ryzyko, że może wystrychnięto mnie na dudka i stałem się ofiarą mistyfikacji piętrowej. Ale niekze ta - jak mówią górale u Kazimierza Przerwy-Tetmajera i w podhalańskich wspomnieniach Antoniego Kroha [2], których przyjemną lekturę zawdzięczam właśnie Gondowiczowi.

Na wszelki wypadek pominąłem opowieści, gdzie mistyfikacja wydała mi się najbardziej prawdopodobna albo też przyczyną rozbieżności są po prostu inne źródła. Ja w każdym razie znam odmienne relacje ze sławnej teksańskiej masakry za pomocą dwóch rozpędzonych pociągów z roku 1896 (mniej nowatorstwa, więcej trupów) (Gondowicz, s. 175-176). Nie bardzo też zgadzają mi się cytaty o golusieńkich dziewczynkach z dzienników Lewisa Carrolla, ale znam je z innej drugiej ręki [3]. Niemniej wydaje mi się, że Carroll nie popełnił błędu we francuskim sans habilement (Gondowicz, s. 225) i napisał prawidłowo habillement (Cohen, s. 165). Choć to może stąd, że dokładność nie jest ulubioną cnotą Gondowicza (tyle że bez niej cała erudycja na nic).

Garść przykładów.

Zmyślone księstwo Fenwick z Myszy, która ryknęła nie może leżeć nad Dunajem (Gondowicz, s. 29: "FENWICK. Maleńkie Wielkie Księstwo nad Dunajem" [3a]), gdyż graniczy zarówno ze Szwajcarią, jak i z Francją, a tam Dunaj nie sięga. Prawidłowa pisownia tytułu brazylijskiego filmu Iraçema (s. 48) to Iracema (zwykłe "c" zamiast "c" z cedyllą) [3b]. To nie Słonimski napisał "Mam w Efezie Twojego Heraklita" (s. 52), lecz Gałczyński w Zielonej Gęsi [4]. Elizawetgrad nie "stał się Kirowogradem (a potem Zinowjewskiem, a jeszcze potem Kirowem)" (s. 119). Najpierw stał się Zinowjewskiem, potem Kirowem, a na końcu Kirowogradem. Jama Babel (La Fosse de Babel) Raymonda Abellio wyszła u Gallimarda w roku 1962, a nie 1952 (s. 123). Z kolei Losy pewnej rewolucji (Destin d'une révolution) Victora Serge'a wydano u Grasseta w roku 1937, a nie 1936 (s. 245).

Nb. nie jest prawdą, że Victor Serge wyjeżdżając do Rosji "przybrał nazwisko chemika Kibalczyca, którego bomby wyprawiły na drugi świat cara Aleksandra II" (s. 244). W rzeczywistości było to jego prawdziwe nazwisko: urodził się bowiem jako Wiktor Lwowicz Kibalczycz (Виктор Львович Кибальчич). Na samym początku swoich pamiętników Serge wspomina nawet, że ten Kibalczycz od bomb to daleki krewny jego ojca.

Nie jest również prawdą niefrasobliwie powtórzona za Boyem wiadomość, jakoby doktor Stanisław Kurkiewicz zaproponował na określenie pewnej czynności płciowej słowo 'samiectwo' (s. 49). A to znaczy, że Gondowicz ani nie zajrzał do Słownika płciowego tego autora, ani nawet nie wie o istnieniu dzieła zatytułowanego Samieństwo ("Onania"). Określenie - istota - znaczenie - skutki - i t. p. wiadomości dla osób dojrzałych. U Kurkiewicza jest, owszem, samiarstwo (samiarzenie), w tym łechtkowe oraz wzajemne, jest samidło, jest samienie się (po pieńku), jest samina, jest wreszcie - i nade wszystko - samieństwo, ale samiectwa nie ma! Zapewne dlatego, że słowo to mogłoby wywoływać błędne skojarzenie, jakoby ową czynność mógł przedsiębrać jedynie samiec, a przecież, jak wie o tym każdy płciownik, prócz samieńców są i samienki [5].

Ze zmyśleń Gondowicza.

Gregor Baci wymalowany z kopią (lub lancą) w oku na portrecie z gabinetu osobliwości kolekcji w Schloss Ambras nie zginął "w roku 1621 [...] w walce z Turkami" (Gondowicz, s. 96), gdyż sam portret pochodzi z połowy XVI wieku, a w roku 1621 został po raz pierwszy zinwentaryzowany. Mniejsza o tę omyłkę. Po co jednak fantazjować, że "malowidło przedstawia go z drzewcem grubości męskiego ramienia, uciętym akuratnie przed oczodołem"? Naprawdę drzewce jest grubości - jak to kopia turniejowa - mniej więcej tyczki do skoków (co odpowiada grubości ramienia niemowlęcia) i wcale nie zostało akuratnie ucięte przed oczodołem, lecz wystaje z oka i sięga aż do krawędzi obrazu.

Akurat to zmyślenie jest bez znaczenia i można je potraktować jako demonstracyjny akces do Klubu Miłośników Zmyśleń Zbytecznych. Natomiast fantazja, że podejrzliwe wobec rewolucyjnych inteligentów teorie Wacława Machajskiego "posłały pod ściankę miliony ludzi mających zwyczaj czyścić paznokcie" (s. 207), to już wybryk, którego nonszalancja musi budzić niepokój [6].

Również tylko fanfaronadą jest zapewnienie Gondowicza, jakoby Émile Zola został zamordowany, o czym podobno wiadomo dziś "niemal na pewno" (s. 140). Tymczasem dziś niemal na pewno wiadomo, że to bajka. Gondowicz zaś nawet tę bajkę powtarza niechlujnie: myli daty i każe rzekomemu zdunowi-mordercy majstrować przy kominku pisarza (Zola zmarł zatruty czadem). Ale zaraz po wypadku nikt o żadnym zdunie nie wspominał (żona Zoli przeżyła), a w oryginalnej bajce zdun zatyka komin na dachu, po czym nazajutrz niezauważony go odtyka. Następnie przed śmiercią wyznaje to pewnemu farmaceucie, który wyznaje to pewnemu dziennikarzowi, który ogłasza tę rewelację w równo pięćdziesiątą rocznicę śmierci Zoli, gdy wszyscy świadkowie dawno już nie żyją.

Jednak zamierzyłem tę notkę właściwie tylko z jednego powodu. Otóż na pierwszej stronie pierwszego w tej książce eseju Gondowicz napisał:

"Kiedy Cyd okrył sławą nazwisko Corneille'a, pewna dama bardzo wysoko postawiona i jeszcze bardziej zasłużona rozkazała mi zobaczyć tę sztukę i dać znać, co o niej myślę" - powiada abbé François d'Aubignac, cytowany w klasycznym eseju Pełnomocnictwa recenzenta Jerzego Stempowskiego (1937, opublikowany w 1938). Oto wzór sytuacji recenzenckiej [...].
Niżej zaś dodał:
Niestety ta modelowa sytuacja jest fikcją Stempowskiego. W roku 1636 (nie 1663, jak błędnie podają wszystkie, z najnowszą włącznie, edycje jego eseju) Cyd wywołał dziki skandal nagromadzeniem drwin ze zdrowego rozsądku (s. 9).
Wprawdzie przestawienie dwóch cyfr, czeski błąd, to grzech powszedni, ale Stempowski nigdzie w Pełnomocnictwach recenzenta nie pisze ani nie sugeruje, że "dziki skandal" wokół Cyda miał miejsce w roku 1663. Pisze jedynie, że uwaga abbé d'Aubignaca o tym, jak to "pewna dama bardzo wysoko postawiona" kazała mu zobaczyć Cyda i zdać z tego sprawę, pochodzi z broszury, "jaką abbé d'Aubignac ogłosił w 1663 o Corneille'u" [7].

I tak właśnie było!

Abbé d'Aubignac rzeczywiście ogłosił w 1663 roku broszurę o Corneille'u. I rzeczywiście opowiada w tej broszurze, jak to "pewna dama bardzo wysoko postawiona" kazała mu zobaczyć Cyda etc. etc. Ale są to wyłącznie jego wspomnienia sprzed przeszło ćwierci wieku, bo broszura nie powstała z okazji premiery Cyda, lecz po wystawieniu Sertoriusza (luty 1662) i Sofonisby (styczeń 1663) [8].

Jan Gondowicz tym razem stanowczo za szybko sięgnął po redaktorski czerwony ołówek.

[1] Jan Gondowicz, Pan tu nie stał. Artykuły drugiej potrzeby, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2011, ostatni akapit na stronie 173. Dalej cytuję jako Gondowicz. Porównajcie z: Jorge Luis Borges, Powszechna historia nikczemności, przełożyli Andrzej Sobol-Jurczykowski i Stanisław Zembrzuski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976, s. 47-52: opowiadanie Bezinteresowny morderca Bill Harrigan. "Harrigan", bo tak wedle Borgesa naprawdę nazywał się Billy the Kid. Dziś już chyba żaden historyk tej wersji nie bierze pod uwagę.

[2] Kazimierz Przerwa-Tetmajer, Na skalnem Podhalu, Spółka Nakładowa "Książka", Kraków 1914, s. 143: "Ale największy był on [Józek Smaś Solicarz od Mrowców z Olczy] bezbożnik. Nigdy na «Pokwalony Jezus Krystus» inaczej nieodpowiedział, tylko: «Niekze ta, niekze ta», albo «Niekze se bedzie»".

Antoni Kroh, Sklep potrzeb kulturalnych, Prószyński i S-ka, Warszawa 1999, s. 21-22:

"Pamiętam, rok pięćdziesiąty drugi, trwa lekcja [...] aż tu wpada do klasy pan kierownik Ostrowski [...] krzyczy i wywija pięścią, że któryś chłopak rzucał kamieniami w izolatory dopiero co zamontowane, cała Bukowina jest bez prądu i bez telefonu. [...]

Zadzwonił dzwonek, wyszliśmy ze szkoły. [...] Pod kapliczką siedzi Michał, starszy od nas o kilka lat.

- Cy to ty, Mihale, ozdupcyłeś ten lekstryke? - zagadał obojętnym tonem Staszek, obecnie wybitny chemik.

- Ne dy jo. A bo co?

- A bo kierownik straśnie dar kufę.

- Niekze ta.

- Godoł, ze jedzie milicja.

- Niekze ta".
Antoni Kroh pisał też o nosach orlich: góralskich i żydowskich. Kto chciałby się o tym dowiedzieć więcej, niech przeczyta w DODATKACH: "Apendyks do nosów albo arystokracja i Żydzi".

[3] Morton N. Cohen, Lewis Carroll. A Biography, Vintage Books 1996, s. 164-172. Na stronach 166-167 reprodukcje czterech zachowanych fotografii nagich dziewczynek autorstwa Carrolla. Dalej cytuję jako Cohen.

[3a] P.T. Czytelnikowi, który życzy sobie występować tu jako los, zawdzięczam istotną poprawkę. Nie żadne księstwo "Fenwick", jak bezmyślnie powtórzyłem za Gondowiczem, ale Grand Fenwick. Błąd okropny, bo to trochę tak, jakby z Wielkiej Brytanii zrobić Brytanię i przenieść ją w leksykonie w sąsiedztwo Bretonii. Tym okropniejszy, że w tej sprawie nawet angielska Wikipedia potrafiła zachować klasę (zob. hasło "Grand Fenwick"). Nb. nazwę "The Duchy of Grand Fenwick" widać już w czwartej minucie filmu na opakowaniu ważnego towaru eksportowego księstwa, tj. na etykiecie butelki wina "Pinot Grand Fenwick".

Co do rzekomego położenia księstwa Grand Fenwick nad Dunajem, to, jak się zdaje, Gondowicz powtórzył ten błąd za: Alberto Manguel, Gianni Guadalupi, The Dictionary of Imaginary Places, Harcourt Brace & Company, Nowy Jork - San Diego - Londyn 2000, s. 263: "[...] the smallest and least progressive country in the world, in the southern foothills of the Alps, bordered on the north by the River Danube".

[3b] Na ten drobiażdżek uprzejmie zwrócił mi uwagę mój Korespondent, który życzy sobie występować tu jak andsol. Co podaję, byście nie myśleli, że to ja mam takie oko do portugalskiego.

[4] "Mam w Efezie pańskiego Heraklita" mówi niejaki Sandwicz w skeczu "Dwóch Polaków" (Konstanty Ildefons Gałczyński, Dzieła, tom 3: Próby teatralne, Czytelnik, Warszawa 1979, s. 348).

[5] Boy pisał o tym w felietonie Na marginesie "freudyzmu", z którego wykluła się rychło cała seria "kurkiewów" (zob. Tadeusz Boy-Żeleński, Brewerje, nakładem księgarni F. Hoesicka, Warszawa 1926, s. 68: "Ciekawsze niewątpliw[i]e są inwencje Kurkiewicza na jego ściślejszym terenie: Płcić, płciwo, samiectwo (onania), które dzieli na sobiectwo i tobiectwo [...]"). Przedrukowywano to potem wielokrotnie, ale - o ile wiem - nigdy błędu Boya nie sprostowano. Dzieło o samieństwie ukazało się w Krakowie w roku 1917 i kosztowało koronę. Tyle samo, ile wydany cztery lata wcześniej Słownik płciowy czyli Zbiór wyrażeń o płciowych: właściwościach, przypadłościach i t. p. Do użytku przy zeznawaniu przed lekarzem-płciownikiem.

Nb. warto by wreszcie sprawdzić, ile doktorowi Kurkiewiczowi zawdzięcza na przykład Witkacy albo bembergowanie Leona Wojtysa. Być może też na którąś z broszur Kurkiewicza rozsianych po Krakowie trafił młody Stanisław Lem, też przecież kształcący się na lekarza. W każdym razie rychliwiec Kurkiewicza i bladawiec Lema świadczą, że obaj panowie byli wrażliwi na te same nuty ojczystego języka.

[Dopisek] Kto zaś chciałby o doktorze Kurkiewiczu dowiedzieć się więcej, niech przeczyta w NOTATKACH: "Z przemyślań lubieżnych. Doktor Stanisław Kurkiewicz, wewnętrznik i płciownik".

[6] Nie było to zmyślenie nowe. Już w 1992 roku Gondowicz twierdził, że za idee Machajskiego "ludzkość zapłaciła hasłem «dołoj gramotnyje!», chińską rewolucją kulturalną i masakrami Pol Pota". Jest tam jeszcze przy tej okazji nieistotne zmyślenie anegdotyczne - jakoby Adolf Hitler był (jak Machajski) malarzem pokojowym. I znacznie grubsze łgarstwo: że Lew Trocki, przyszły "numer 2" w państwie rewolucji totalnej, "podkreśla w swoich wspomnieniach, jak piorunujące wrażenie wywarła na nim lektura pierwszej części pracy Machajskiego". W rzeczywistości Trocki podkreśla w swoich wspomnieniach, że praca ta stała się dla niego "radykalną szczepionką przeciw anarchizmowi" (bo traktował Machajskiego jako anarchistę). Nadto pierwsza część pracy Machajskiego to krytyka socjaldemokracji, nie zaś jego program pozytywny.

Nb. zmyślenie Gondowicza to wprost piramidalny absurd dla każdego, kto zna ten elementarny fakt, że w porewolucyjnej Rosji 'machajszczyzna' była obelgą (używał jej również Lenin). Toteż odżegnywali się od niej wszyscy, bo właśnie ogłoszenie się zwolennikiem Machajskiego mogłoby wyglądać, jak pchanie się pod ściankę. Zrazu raczej symboliczne, ale już w latach 30. niekoniecznie.

[7] Jerzy Stempowski, Eseje, Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków 1984, s. 293.

Stempowski nie był, rzecz jasna, nieomylny. Zdarzają się u niego czasem cytaty trochę kulawe, bo przyciśnięty okolicznościami musiał cytować z pamięci. W jego wersji generał Bianchetti mówi więc do Przechrzty: "Jesteście mi równi w wolności, ale nierówni w geniuszu" (s. 339). Naprawdę słowa te brzmią: "Chociażeście moi bracia w wolności, nie iesteście moiemi braćmi w geniuszu" ([Zygmunt Krasiński], Nie-boska komedyia, w typografji A[ugusta] Pinard, Paryż 1835, s. 90).

Czasem zaś trudno wymiarkować, czy zawiodła Stempowskiego pamięć, czy też zecer. Słynne słowa "oby z kości naszych powstał mściciel", które w Eneidzie wypowiada Dydona po ucieczce Eneasza (IV, 625; exoriare aliquis nostris ex ossibus ultor), w tym wydaniu przybrały kształt: Exoriar aliquis ex nostris ossibus ultor (s. 32). A kilka stron wcześniej przydarzyła się Stempowskiemu omyłka gruba i dla piszącego "Na świat przyszedłem w rodzinie polskiej na Ukrainie w roku 1894" nieco wstydliwa. Pomylił bowiem Branickiego ze Szczęsnym Potockim i to nie w jakimś pobieżnym wyliczeniu na marginesie, ale w takim oto ustępie:

"Z parków ukraińskich największą sławę miała opiewana przez Trembeckiego Zofiówka. Jak głosi tradycja, Branicki sprzedał Katarzynie II ojczyznę dla zadowolenia swej fantazji ogrodniczej" (s. 25).

Wszystkich tych usterek nie zauważył, więc ani ich nie poprawił, ani nie opatrzył stosownym przypisem redaktor tego wyboru, Wojciech Karpiński.

[8] Abbé d'Aubignac [François Hédelin], Deux dissertations concernant le poeme dramatique, en forme de remarques: Sur deux Tragédies de M. Corneille intitulées Sophonisbe & Sertorius. Envoyées à Madame la Duchesse de R*, Jacques Du-Brueil, Paryż 1663. Zdanie cytowane przez Stempowskiego znajduje się na drugiej stronie pierwszej rozprawy (zachowuję pisownię oryginału): "Quand le Cid commença de faire éclater le nom de Corneille, vne Dame de grande dignité & d'vn merite encore plus grand, m'ordonna de le voir, pour luy en faire sçauoir mon sentiment".