EBENEZER ROJT

Ryszard Koziołek cytuje Nietzschego i świętego Augustyna
albo erudycja ornamentacyjna

Profesor Ryszard Koziołek, literaturoznawca i historyk literatury, nie jest uczonym gabinetowym. Udziela się w prasie i ma coś do powiedzenia o wielu sprawach społecznych. Był też w 2015 roku przewodniczącym jury Nagrody Literackiej "Nike", które przyznało nagrodę Oldze Tokarczuk za Księgi Jakubowe.

Jego książkę Wiele tytułów [1] tak na czwartej stronie okładki zachwala Marek Bieńczyk:

Książka profesora Ryszarda Koziołka jest dla mnie wzorem - by nie powiedzieć wzorcem - naukowego pisania o literaturze. Spełniając wszelkie kryteria dyskursu akademickiego, pokazuje zarazem, w jaki sposób wyrwać akademicką rozprawę z kleszczy hermetyczności i uczynić z niej prawdziwie humanistyczną refleksję o literaturze i nad literaturą, o jej roli w życiu nie tylko osobistym, lecz przede wszystkim społecznym i politycznym.
W ambicje społeczne i polityczne profesora Koziołka nie wątpię. Szkoda tylko, że zafascynowany swoimi przemyśleniami czasem zapomina posprawdzać różne rzeczy tak, jak tego wymagają "kryteria dyskursu akademickiego".

Claude Bernard nie był filozofem nauki (Wiele tytułów, s. 141), a rzekoma sentencja ojców Kościoła: "inter urinas et faeces nascimur" (Wiele tytułów, s. 175), przytaczana z upodobaniem przez Zygmunta Freuda (o ile wiem, co najmniej trzykrotnie), to najprawdopodobniej późne nowożytne fałszerstwo. W każdym razie nikomu dotąd nie udało się jej u jakiegokolwiek ojca Kościoła znaleźć [2].

Gdy się pisze, że Bob Dylan "nigdy sobie nie wyobrażał, że kiedykolwiek znajdzie się w gronie podziwianych przez siebie pisarzy laureatów: Kiplinga, Shawa, Camusa, Bucka, Hemingwaya" (Wiele tytułów, s. 98-99), wypadałoby sprawdzić nazwisko, które się słabiej pamięta. "Buck" nie "Bucka", bo Pearl Buck była kobietą. Natomiast Leopold Bloom na pewno kupił sobie na śniadanie nerkę wieprzową [3].

To oczywiście tylko drobiazgi. Ale w Wielu tytułach na końcu każdego eseju umieszczony jest dodatkowo wykaz cytowanej bądź tylko przywoływanej literatury: Agamben, Benjamin, Celan, Derrida, Eco, Freud... Cały pawi ogon barwnej erudycji. Pełni ona jednak rolę wyłącznie ornamentacyjną. Jeśli cytuje się, że Flaubert w liście do George Sand napisał: "Wydaje mi się, że najlepszym wyjściem jest bezstronny opis tego, co doprowadza do wściekłości" (Wiele tytułów, s. 15), to adres bibliograficzny "Flaubert G., Sand G., Korespondencja, wstęp, przekł. i przypisy R. Engelking, Warszawa 2013" (Wiele tytułów, s. 29) podany bez numeru strony jest zarazem oczywisty i bezużyteczny. Kto by chciał pójść śladami autora i coś tam jeszcze sobie doczytać z tego listu Flauberta, będzie skazany na mozolne kartkowanie książki.

Owszem, swobodne cytowanie bez żadnych odesłań to przywilej eseisty i gdyby Ryszard Koziołek tak właśnie postąpił, nie miałbym mu tego za złe. Ale jaki jest sens kłucia w oczy gołymi wykazami literatury? Wygląda to tak, jakby autor chciał upokorzyć czytelnika, że ten nie zna na pamięć Ulissesa, Fausta, czy nawet Przygód Tomka Sawyera i do odnalezienia cytowanego miejsca potrzebuje jeszcze czegoś tak pospolitego jak strona.

Tymczasem i w tym wypadku warto byłoby to i owo sprawdzić, bo autor niejednokrotnie szachruje.

Niezbyt oryginalne spostrzeżenie, że czytając możemy zanurzyć się w obcy świat i przyjąć na chwilę cudzą tożsamość, Koziołek ozdabia Mandelsztamem:

W stanie zaczytania możemy wypaść na chwilę, jak pisał Mandelsztam, "ze swoich biografii jak kule bilardowe ze swoich łuz" (Wiele tytułów, s. 28).
Ale Mandelsztam użył tego zwrotu w całkiem innym kontekście! Gdy pisał w latach 20.: "Współcześni Europejczycy zostali wyrzuceni ze swoich biografii jak kule bilardowe ze swych łuz", nie myślał o nich jako o czytelnikach, lecz jako o ewentualnych bohaterach powieści [4]. Wydłubanie kawałka tego zdania i przylepienie go do banału to tylko próżny popis.

Bywa jeszcze gorzej.

Conrad nigdy nie otrząsnął się z tego, co zobaczył w Kongu, być może dlatego, że "ciemność, którą Marlow odkrywa w puszczy, w Kurtzu i w sobie samym, jest pierwotną i wszechogarniającą rzeczywistością świata" - pisze Said (Wiele tytułów, s. 90).
Ale Edward Said pisze tak tylko według profesora Koziołka, bo naprawdę jest to cytat z książki Iana Watta [5]. Najwyraźniej coś złego stało się z profesorskimi fiszkami. Być może więc pomijanie stron zaszkodziło również autorowi.

I jeszcze trzy szachrajstwa z powoływaniem się na książki, do których się nawet nie zajrzało.

Najpierw szachrajstwo z Herbertem.

O lewej łydce i stopie Chrystusa z obrazu della Francesca nie da się zapomnieć od pierwszego spojrzenia. Zbigniew Herbert tak bardzo uległ fizycznej emanacji boskiej nogi, że pomylił lewą z prawą, pisząc o Zmartwychwstałym, że "prawą nogę wsparł na krawędzi grobowca, tak jak przygniata się szyję pokonanego w pojedynku" (Barbarzyńca w ogrodzie) (Wiele tytułów, s. 213-214).
Adres bibliograficzny do tej wiadomości to: "Herbert Z., Barbarzyńca w ogrodzie, Wrocław 1999" (Wiele tytułów, s. 223). Rzeczywiście, we wczesnych wydaniach Barbarzyńcy w ogrodzie był taki - typowo Herbertowski - błąd z pomyleniem prawej i lewej strony. Koziołek pewnie gdzieś o tym przeczytał, ale nie pamiętał gdzie i wpisał bez sprawdzenia pierwsze lepsze wydanie Barbarzyńcy, które mu się nawinęło. Miał jednak pecha, bo później błąd został już poprawiony i zdanie - rzekomo cytowane za wydaniem z roku 1999 - naprawdę w tym wydaniu wygląda tak:
Lewą nogę wsparł na krawędzi grobowca, tak jak przygniata się szyję pokonanego w pojedynku [6].
Teraz szachrajstwo ze świętym Augustynem.
Model opozycyjnej polityczności, w której mogę być tylko "swoim" lub "wrogiem", przypomina zaświaty bez czyśćca, jak chciał bezwzględny święty Augustyn, twierdzący, że "istnieją tylko dwa miejsca" (Wiele tytułów, s. 23).
Mniejsza już o to, że nie bardzo wiadomo, co mogłoby być czyśćcem (i dla kogo, i za co) w modelu polityczności mniej opozycyjnej, ale w podanych w wykazie literatury Wyznaniach świętego Augustyna nie ma słów "istnieją tylko dwa miejsca". Koziołek te Wyznania beztrosko sobie dofantazjował, bo pewnie znowu nie pamiętał, gdzie o tych dwóch miejscach przeczytał, a ponieważ do wykazu trzeba było coś wpisać, wpisał bezpieczne, jak mu się wydawało, Wyznania (Wiele tytułów, s. 29). Miał jednak znowu pecha, bo to w ogóle nie są słowa bezwzględnego świętego Augustyna! To tylko jego roztargnieni czytelnicy czasem nie zauważają, że kazanie, z którego te słowa pochodzą, jest już od dawna (39 tom Patrologia Latina) umieszczane w dziale kazań jedynie przypisywanych Augustynowi. Naprawdę są to bowiem słowa świętego Cezarego z Arles z jego kazania przeciwko pijaństwu i nie mają żadnego związku z kwestią istnienia bądź nieistnienia czyśćca [7].

I na koniec szachrajstwo z Nietzschem.

Zdanie Nietzschego: "Nie ma faktów, są tylko interpretacje", było godłem mojej akademickiej edukacji (Wiele tytułów, s. 15).
Źródło godła swojej akademickiej edukacji wypadałoby znać na blachę, ale widocznie Koziołek znów zapomniał, skąd zna to zdanie i do wykazu literatury dopisał sobie coś takiego: "Nietzsche F., O prawdzie i kłamstwie w pozamoralnym sensie [w:] tegoż, Pisma pozostałe 1862-1875, przeł. B. Baran, Kraków 1993" (Wiele tytułów, s. 30).

Ale w rozprawce O prawdzie i kłamstwie w pozamoralnym sensie niczego podobnego nie ma, a słowa te pochodzą z późniejszych o kilkanaście lat notatek Nietzschego:

Przeciwko pozytywizmowi, który poprzestaje na zjawisku "istnieją tylko fakty", ja powiedziałbym: nie, faktów właśnie nie ma, są tylko interpretacje. Nie jesteśmy zdolni ustalić żadnego factum "w sobie": bodaj nonsensem jest chcieć czegoś takiego. Mówicie: "wszystko jest subiektywne"; ale już to jest wykładnią, "podmiot" nie jest czymś danym, a jedynie czymś dodatkowo zmyślonym, czymś wetkniętym od tyłu. - W ostatecznym rachunku czy niezbędną rzeczą jest ustanawiać interpretatora za [samą] interpretacją? Już to jest zmyśleniem, hipotezą [8].
To tyle, jeśli chodzi o fakty [9]. Zinterpretujcie je sobie teraz, jak tam chcecie.
[1] Ryszard Koziołek, Wiele tytułów, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2019. Dalej cytuję jako Wiele tytułów.

[2] Owszem, Claude Bernard wykraczał poza swoją specjalność i jego uwagi na temat metody naukowej niektórzy traktują jako pierwszy zarys falsyfikacjonizmu sformułowanego dużo później przez Karla Poppera. Ale w podobny sposób poza swoją specjalność wykraczało i wykracza wielu wybitnych naukowców (Albert Einstein, Werner Heisenberg, Carl Friedrich von Weizsäcker, John Eccles, Roger Penrose - żeby wymienić tylko najbardziej znanych), co jednak nie przesłania ich ściśle naukowych dokonań.

Kto chciałby wiedzieć więcej o historii sentencji Inter faeces et urinam nascimur, niech zajrzy w DODATKACH: "Rodzimy się między łajnem i uryną (Inter stercus/faeces et urinam nascimur). Od argumentu teologicznego do żartu".

[3] Koziołek pisze: "Bohater [Leopold Bloom] idzie do mięsnego kupić sobie na śniadanie nerkę baranią lub wieprzową" (Wiele tytułów, s. 292). Ale rodzaj nerki nie jest drobiazgiem bez znaczenia (zresztą trudno u Joyce'a o drobiazgi bez znaczenia). Po pierwsze, potwierdza się informacja z rozdziału drugiego (2.93; s. 31), że dzień to czwartek (16 czerwca 1904 roku rzeczywiście przypadał w czwartek), a czwartek to "nie najlepszy dzień na nerki baranie u Buckleya" (4.44-45; s. 62). Po drugie, cały cymes krótkiej scenki kupowania nerki polega na tym, że Bloom kupuje wieprzową nerkę u żydowskiego rzeźnika, Dlugosza, który zawija towar w pocięte gazety syjonistyczne z ogłoszeniami zachęcającymi do wyjazdu lub do zainwestowania w Palestynie. O czym wiadomo, bo Bloom bierze jedną taką stronicę ze stosu i czyta (4.154-162 i 4.191-199; s. 65-67).

W nawiasach okrągłych podaję najpierw miejsce w edycji Gablera a potem stronę z polskiego przekładu (James Joyce, Ulisses, przełożył Maciej Słomczyński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1981). Nb. w polskim przekładzie jest błąd i Bloom czyta, że można zainwestować w dunam sadu (tj. 1/10 hektara) w Palestynie już za osiem marek (s. 67). Powinno być tych marek osiemdziesiąt (4.195).

[4] "Współcześni Europejczycy zostali wyrzuceni ze swoich biografii jak kule bilardowe ze swych łuz. Działalnością ich, podobnie jak ruchem kul na polu bilardowym, rządzi ta sama zasada: kąt padania jest równy kątowi odbicia. Człowiek bez biografii nie może być tematem powieści. Z drugiej strony nie sposób sobie wyobrazić powieści bez zainteresowania indywidualnym losem ludzkim, bez fabuły i wszystkiego tego, co jej towarzyszy" (Osip Mandelsztam, Słowo i kultura. Szkice literackie, przełożył i komentarzem opatrzył Ryszard Przybylski, Czytelnik, Warszawa 1972, s. 154).

[5] Ian Watt, Conrad w wieku dziewiętnastym, tłumaczyła Maria Boduszyńska-Borowikowa, Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1984, s. 282: "Słowem, ciemność, którą Marlow odkrywa w puszczy, w Kurtzu i w sobie samym, jest pierwotną i wszechogarniającą rzeczywistością świata".

W oryginale jest to część dłuższego zdania, które tłumaczka podzieliła, przekładając początkowe "They must learn..." jako "Musimy się nauczyć...".

"They must learn that light is not only a lesser force than darkness in power, magnitude, and duration, but is in some way subordinate to it, or included within it; in short, that the darkness which Marlow discovers in the wilderness, in Kurtz and in himself, is the primary and all-encompassing reality of the universe" (Ian Watt, Conrad in the Nineteenth Century, University of California Press, Berkeley - Los Angeles 1981, s. 250).

[6] Zbigniew Herbert, Barbarzyńca w ogrodzie, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1999, s. 241; wyróżnienie moje.

[7] Podaję odpowiedni ustęp z tego kazania w swobodnym przekładzie:

"Bo gdyby nawet chrześcijanie nie popełniali innych grzechów, już samo pijaństwo wystarczy, jeśli częste oraz bez poprawy i pokuty, by pogrążyć ich w piekle. Zgodnie z tym, co powiedziano: "Ani pijacy nie odziedziczą królestwa Bożego". Ale powie ktoś: nie chcę królestwa Bożego, wystarczy mi wieczne odpoczywanie. Nie łudźcie się, bracia, istnieją tylko dwa miejsca, trzeciego nie ma: kto nie zasłuży, by królować z Chrystusem, ten bez wątpienia przepadnie z diabłem".

Dla koneserów to samo w oryginale:

"[...] quia, etiamsi reliqua peccata christiani non admittant, sola eos, si frequens fuerit, ebrietas, et emendatio ac paenitentia non subvenerit, in inferni profunda praecipitat, secundum illud quod iam dictum est: «Neque ebriosi regnum Dei possidebunt». Sed dicit aliquis: Ergo regnum Dei nolo, aeternam tantum requiem obtinere desidero. Nemo se decipiat, fratres, duo enim loca sunt, tertius non est ullus: Qui cum Christo regnare non meruerit, cum diabolo absque ulla dubitatione peribit" (Caesarius Arelatensis, Sancti Caesarii Arelatensis sermones, tom I, redakcja Germain Morin, Brepols, Turnhout 1953, s. 214; kazanie 47.5).

[8] Friedrich Nietzsche, Notatki z lat 1885-1887, [w:] Idem, Dzieła wszystkie, tom 12, przełożyli Marta Kopij i Grzegorz Sowinski, Wydawnictwo Officyna, Łódź 2012, s. 282; wyróżnienia za oryginałem.

Dla koneserów to samo w oryginale:

"Gegen den Positivismus, welcher bei dem Phänomen stehen bleibt «es giebt nur Thatsachen», würde ich sagen: nein, gerade Thatsachen giebt es nicht, nur Interpretationen. Wir können kein Factum «an sich» feststellen: vielleicht ist es ein Unsinn, so etwas zu wollen. «Es ist alles subjektiv» sagt ihr: aber schon das ist Auslegung, das «Subjekt» ist nichts Gegebenes, sondern etwas Hinzu-Erdichtetes, Dahinter-Gestecktes. - Ist es zuletzt nöthig, den Interpreten noch hinter die Interpretation zu setzen? Schon das ist Dichtung, Hypothese" (Friedrich Nietzsche, Nachgelassene Fragmente 1885-1887, [w:] Idem, Sämtliche Werke. Kritische Studienausgabe in 15 Bänden, tom 12, Deutscher Taschenbuch Verlag, de Gruyter, Berlin - Nowy Jork 1999, s. 315; wyróżnienie za oryginałem).

[9] Nb. profesor Koziołek dziś już - wbrew Nietzschemu - wierzy w fakty. Na przykład wierzy w pewne fakty podane w sprawie katastrofy smoleńskiej. W związku z tym uważa, że każdy rozsądny człowiek powinien "uznać, przynajmniej na razie, stan faktyczny, czyli to, że ponad dwieście pięćdziesiąt zbadanych próbek nie zawierało śladów trotylu" (Wiele tytułów, s. 12). Niestety, sam zaniedbał sprawdzić fakty nawet najmniej kontrowersyjne i swój esej zakończył zdaniem o "samolocie wiozącym 10 kwietnia 2010 roku do Smoleńska parę prezydencką i dziewięćdziesięcioro dwoje członków polskiej delegacji" (Wiele tytułów, s. 29). Jak by jednak nie liczyć, parze prezydenckiej nie towarzyszyło "dziewięćdziesięcioro dwoje członków polskiej delegacji". Faktycznie zginęło wtedy 96 osób, w tym ośmioro członków załogi samolotu i ośmiu funkcjonariuszy Biura Ochrony Rządu.