EBENEZER ROJT

Rodzimy się między łajnem i uryną
(Inter stercus/faeces et urinam nascimur)
Od argumentu teologicznego do żartu

Niewiele ponad sto lat po misterium Golgoty herezjarcha Marcjon uznał, że niepodobna pogodzić Starego Testamentu z Nowym, opowiadają one bowiem o dwóch różnych bogach. Pierwszy z nich, niezbyt przyjemny żydowski Jehowa - raczej demiurg niż bóg - dał nam nasze haniebne ciała ulepione z prochu ziemi. Drugi, Bóg prawdziwy, zesłał nam Jezusa Chrystusa, by zbawił nasze uwięzione w tych ciałach dusze.

Umiarkowana deprecjacja cielesności nawet w kulturze antycznej nie byłaby niczym szczególnym. Począwszy od orfików, poprzez pitagorejczyków, Platona i jego następców powtarzano przecież tę grecką grę słów, że ciało (soma) to grób (sema) duszy [1]. Jej doczesne więzienie, z którego powinna się wyzwolić. Ale Platon miał równocześnie wiele dobrego do powiedzenia o pięknie ciał i o potędze Erosa. Natomiast Marcjon był radykałem.

Jak poświadcza Tertulian, zwolennicy Marcjona nie wierzyli, że Chrystus przyszedł w prawdziwym ludzkim ciele również dlatego, ponieważ uważali ciało już nie tyle za więzienie duszy, ile za niegodne miejsce wypełnione łajnem (stercoribus infersam) [2]. Ten sam radykalizm objawi się wkrótce u Maniego, dla którego ludzkie ciało to będzie krew, żółć, pierdy i sromotne łajno (skybala tes aischynes) [3].

Na początku czwartego wieku inny osobliwy chrześcijanin (bo zarówno Marcjon, jak i Mani też uważali się za chrześcijan!), Arnobiusz z afrykańskiego Sikka, polemizując z poganami z naciskiem podkreślał, by nie liczyli na to, że w tym na wskroś marnym świecie przynajmniej ich dusze mają w sobie coś niebiańskiego i jako nieśmiertelne na mocy samej swojej natury powrócą ostatecznie tam, skąd przyszły. Otóż nie! Gdyby bowiem - argumentował - ludzkie dusze były niebiańskie i nieśmiertelne, nie przebywałyby tutaj w tak ohydnym miejscu.

Jeśli dusze byłyby, jak się mawia, dziećmi boga i zrodzone z mocy Najwyższego, to niczego by nie brakowało ich doskonałości, ponieważ zrodzone przez moc doskonałą, miałyby wszystkie takie samo poznanie i we wszystkim byłyby jednej myśli. Mieszkałyby zawsze w niebiańskich pałacach i nigdy nie opuszczałyby tych błogosławionych siedzib, w których poznały i zachowywały boską wiedzę, i nie szukałyby lekkomyślnie mrocznych miejsc na ziemi, by uwięzione w ciałach pędzić życie pośród krwi i flegmy, między workami łajna i uryny (inter stercoris hos utres et saccati obscenissimas serias) [4].
Argument teologiczny Arnobiusza odwoływał się do natury ludzkiego zwierzęcia w ogólności, bez wskazywania na płeć. Natomiast sto lat po Arnobiuszu święty Jan Chryzostom w homilii O kobietach i piękności (Peri gynaikon kai kallous) wykorzystał podobny obraz, by pouczyć słuchaczy (zapewne w celu chwalebnego ostudzenia ich chuci), co tak naprawdę kryje się pod niewieścimi wdziękami. A kryje się - jak już pewnie zgadliście - znajomy zestaw: flegma, śluz, krew i soki ze strawionego pokarmu (phlegma kai rheuma kai haima kai trophes diamasetheises chylos). Co święty podsumował, nawiązując zgrabnie do słów Pańskich, że powabne kobiece ciało to w istocie grób pobielany (taphon kekoniamenon) pełen nieczystości (akatharsias) [5].

Później wprawdzie coś podobnego o męskim ciele pisał Boecjusz [6], ale ponieważ wrażliwość na męskie powaby mogłaby sugerować, że autora ciągnie do grzechu sodomskiego (wołającego o pomstę do nieba), bezpieczniej było skupić się na kobietach. Tak jak to zrobił choćby Odo z Cluny w swojej nieco mizoginicznej znanej tyradzie, tej z "workiem łajna" (stercoris sacco) [7]. Aczkolwiek zdawano sobie sprawę, że kobieca nieczystość musi się z konieczności udzielać również mężczyznom, ponieważ kobieta każde swoje dziecko poczyna - to już papież Innocenty III (ale napisał te słowa, gdy jeszcze nie był papieżem) - "w nieczystości i smrodzie" (cum immunditia et foetore) [8].

Mniej więcej w tym samym czasie, gdy brud i smród zaprzątał średniowieczną wyobraźnię, a dogmat o transsubstancjacji (nb. przyjęty na soborze zwołanym przez papieża z poprzedniego akapitu) ożywił już wcześniej pojawiające się kłopotliwe pytanie, co ostatecznie dzieje się z Prawdziwym Ciałem po przejściu przez zwykłe ludzkie ciało z jego workami łajna i uryny [9], anonimowy autor ułożył zbiór ciekawostek anatomiczno-przyrodniczych zatytułowany Problemata Aristotelis [10]. Zawartość tego dzieła dość dobrze oddaje podtytuł polskiego przekładu: Gadki z pisma wielkiego philozopha Aristotela, y też inszych mędrczów tak przyrodzoney iako y lekarskiey nauki z pilnością wybrane. Pytanie rozmaite o składności człowieczich członków rozwięzuiące, ku biegłości rozmowy ludzkiey tak roskoszne iako y pożyteczne [11].

Był ten fałszywy Arystoteles wielkim bestsellerem, wznawianym potem w dziesiątkach wydań aż do dwudziestego wieku [12], ale też chętnie wykorzystywanym w rozmaitych przeróbkach i kompilacjach. Pod tą samą okładką drukowano na przykład podobne w formie problemy Aleksandra z Afrodyzji czy Alberta Wielkiego. Do jednej z takich swobodnych kompilacji, tym razem zatytułowanej Dicta notabilia Aristotelis, dodano w 1536 roku po raz pierwszy Problemata Marka Antoniego Zimary, wtedy filozofa dość znanego, a dziś kompletnie zapomnianego [13].

Zimara w swoich Problematach zadaje między innymi pytanie, czemu człowiek wynosi się ponad inne zwierzęta. I odpowiada, że może dzieje się tak dlatego, bo człowiek jest dumny ze swej wiedzy, z tego, że zajmuje miejsce pośrednie między Bogiem a światem, że rządzi wszystkimi stworzeniami. Ale może też duma ta bierze się przede wszystkim z ignorancji. Gdyby bowiem pamiętał, że został poczęty między łajnem i uryną (si se inter stercus et urinam conceptum fuisse reminisceretur), że nagi przychodzi na ten świat, by pędzić tu życie w nędzy, znoju i w oczekiwaniu na pewną śmierć, nie miałby żadnych powodów do dumy [14].

To właśnie ta fraza: inter stercus et urinam..., dalekie echo Arnobiuszowego inter stercoris..., miała w przyszłości zmienić się w jedną z najczęściej przywoływanych "sentencji Ojców Kościoła".

Dalsze jej przemiany opowiem wam w wielkim skrócie, bo w dzisiejszych czasach, gdy już wie się, czego literalnie szukać, nie potrzeba do tego Ebenezera Rojta. W zupełności wystarczą maszyny, a te przecież potraficie zatrudnić sami [15].

Otóż najwcześniej frazę tę podchwycili autorzy dzieł traktujących o anatomii [16]. Co może dziwić, bo przecież akurat z ich fachowego punktu widzenia nie było nic odkrywczego w banalnym spostrzeżeniu, że poczynamy się bądź rodzimy w pobliżu organów służących do wydalania. Jednak z drugiej strony, badania anatomiczne, jako mające do czynienia z ludzkimi zwłokami, wymagały również jakiegoś wyższego uzasadnienia. Bo chociaż sekcji dokonywano (najzupełniej legalnie) już w późnym średniowieczu [17], to właśnie w tamtym czasie, mniej więcej od połowy XVI wieku, coraz częściej przeprowadza się je publicznie [18].

W tym celu powstają nawet specjalne teatry anatomiczne. Zrazu powołane w celach dydaktycznych (na pewno widzieliście Lekcję anatomii doktora Tulpa), szybko stają się miejscami modnej (i płatnej) rozrywki dla szerokiej publiczności [19]. A tej z pewnością przyjemnie było myśleć, że krwawe widowisko, w którym uczestniczy, ma także wymiar duchowy, gdyż gładzi ludzką pychę i skłania do zbożnej pokory. Toteż posępna maksyma, że rodzimy się między łajnem i uryną, mogła z powodzeniem pojawiać się przy takich okazjach jako moralistyczny bon mot doczepiony do anatomicznej rzeźni.

W XVIII wieku bon mot ten wszedł już na dobre do powszechnego obiegu [20]. Znają go i Linneusz [21], i Wolter [22], i zapewne tuziny innych europejskich hommes de lettres. Ale impuls, który dał mu w kolejnym stuleciu drugie życie, wyszedł znowu z podręcznika anatomii. Podręcznik ten, jak to podręcznik anatomii, opisywał również kobiece organy i przy tej okazji autor dodał tam drobne wtrącenie w nawiasie: "(inter feces et urinas nascimur, klagt der Kirchenvater)" [23]. Traf chciał, że zapamiętał to wtrącenie młody wiedeński lekarz, Zygmunt Freud, kobiecymi organami zainteresowany niejako zawodowo. Przypomniał zaś sobie o nim po latach, gdy analizując słynny przypadek Dory (na papierze analiza wyszła pięknie, sama Dora już nie miała takiego szczęścia), próbował zrekonstruować genezę obrzydzenia, którego biedna Dora doznała przy pewnym pocałunku:

Wydaje się przecież, że doznanie obrzydzenia było pierwotnie reakcją na zapach (później również na widok) ekskrementów. Ale genitalia, a konkretnie członek męski, mogą przywodzić na myśl funkcję wydalniczą dlatego, że tutaj narząd ten - poza tym, że pełni funkcję seksualną - służy również czynności opróżniania pęcherza. Ba, funkcja ta jest starsza, a w okresie przedseksualnym występuje jako jedyna znana. W ten sposób obrzydzenie zostało zlokalizowane wśród afektowych przejawów życia seksualnego. To właśnie sentencja Ojców Kościoła "inter urinas et faeces nascimur" przylgnęła do życia seksualnego i wbrew wszelkim próbom idealizacji nie chce się od niego oderwać [24].
Nieco później Havelock Ellis, swego czasu autor niezmiernie poczytny (i czytany z wypiekami, bo specjalizujący się w seksie nieortodoksyjnym), przytoczył tę sentencję w wersji Inter faeces et urinam nascimur już jako słowa świętego Augustyna [25]. Ponieważ zaś zarówno Freuda, jak i Ellisa wypadało przynajmniej przekartkować, obie te fałszywe atrybucje powtarzają do dzisiaj przy najróżniejszych okazjach całe dywizje humanistów. Kilka nudnych przykładów, z których niewiele wynika, podaję w przypisie [26].

Wśród czytelników Ellisa znalazł się jednak także Stanisław Lem [27], czytelnik doprawdy wyjątkowy, toteż to, co u Ellisa, Freuda i wszystkich ich poprzedników było smętne, pod piórem Lema nieoczekiwanie stało się wesołe.

Ludzkość odziedziczyła rozwiązanie spraw rozrodu po zwierzętach z nader fatalnymi konsekwencjami. Wydalniczy układ moczowy został połączony z układem płciowym, bo było to najprostsze i oszczędne materiałowo. Ale jak wiadomo, narzędzia uniwersalne, co to służą wielu czynnościom naraz, są niewiele warte. [...] A ponadto umiejscowienie narządów rozrodczych niestety zachowało do dnia dzisiejszego charakter publicznego skandalu, żebym nie powiedział wręcz: policzka, wymierzonego dobremu wychowaniu, estetyce oraz wyższym ideałom. Jeszcze święty Augustyn zauważył trafnie, że inter faeces et urinam nascimur. Miejsce, z którego człowiek rzuca pierwsze spojrzenie przychodząc na świat, nie zostało wybrane zbyt szczęśliwie z punktu widzenia estetyki oraz godności naszego gatunku. Tylko od wieków trwającą niemocą wykonania niezbędnych przeróbek można tłumaczyć istniejący dotąd wulgarny stan rzeczy [28].
Toteż szydzą z nas mieszkańcy innych, szczęśliwszych planet:
Gdy w pędzie dziewczę me zapylę
Liryki piszę, w których tańczą
Pszczółki, różyczki i motyle.
Lecz ty, nieszczęsna ludzka nacjo,
Która, kochając swe samice,
Musisz się łączyć opętańczo
Niestety, z ich kanalizacją
Zali wysławisz ją - w liryce...? [29].
Ćwierć wieku później dowcip o niefortunnym sąsiedztwie kanalizacji znali już wszyscy. W filmie Człowiek roku główny bohater (w tej roli Robin Williams), komik, który postanawia wystartować w wyborach prezydenckich, podczas jednego ze swoich występów w kampanii rzuca:
Ludzie mówią: "Inteligentny Projekt. Trzeba uczyć o Inteligentnym Projekcie". Spójrzcie tylko na ludzkie ciało. Co w tym jest inteligentnego? Choćby ten pomysł: zakład przetwarzania odpadów zaraz obok terenów rekreacyjnych [30].
Tak oto niegdysiejszy argument teologiczny kończy w naszych czasach jako stand-upowy żart [31].
[1] Platon tak właśnie objaśnia (ustami Sokratesa) znaczenie nazwy soma (ciało):

"Ta nazwa wydaje mi się skomplikowana, a jeśli ktoś nieznacznie jej formę zmieni, to nawet bardzo skomplikowana. Niektórzy nazywają ciało (soma) «grobowcem» (sema) duszy, niejako w nim obecnie pochowanej. Poza tym, ponieważ poprzez nie «wyraża się» (semainei) dusza, to słusznie jest ono nazywane «znakiem» (sema). Wydaje mi się, że to szczególnie orficy utworzyli tę nazwę, uważając, że dusza została ukarana za grzechy i cierpi, a żeby ją pilnować (sodzetai), ma takie ogrodzenie na kształt więzienia. Ciało jest więc, zgodnie z tym jak się nazywa, «więzieniem» (soma) duszy, dopóki ta nie zapłaci swych win, i nie trzeba zmieniać żadnej litery" (Kratylos 400b-c; przekład Witolda Stefańskiego).

[2] Adversus Marcionem, III, 10, 1. Cytuję wydanie: Quinti Septimi Florentis Tertulliani opera, część I: Opera catholica. Adversus Marcionem, Brepols, Turnhout 1954, s. 521. W przekładzie Stefana Ryznara (ATK, Warszawa 1994) jest "mierzwą wypchanym".

Nb. Tertulian w tym miejscu rozsądnie zauważa, że przyjęcie przez Marcjona, jakoby Chrystus wziął na siebie jedynie pozór (simulacrum) ciała, to dziwaczny wybieg, gdyż obraz czegoś niegodnego sam też nie może być godny (Nullius enim dedignandae rei imago dignanda est: sequitur statum similitudo).

Sam ciałem się nie brzydził. Przeciwnie, miał je za oczywiste narzędzie zbawienia, znowu rozsądnie zauważając, że przecież wszystkie znaki chrześcijańskiego wtajemniczenia mają za podstawę właśnie ciało. To ciało obmywa woda chrztu, to ciało się namaszcza, na ciele czyni znak krzyża, na ciało nakłada ręce, wreszcie - najważniejsze! - to ciało karmi się ciałem i krwią Chrystusa, by w ten sposób i duszę Bogiem posilić (caro corpore et sanguine Christi uescitur, ut et anima de deo saginetur; De resurrectione mortuorum VIII, 3). Cytuję wydanie: Quinti Septimi Florentis Tertulliani opera, część II: Opera montanistica, Brepols, Turnhout 1954, s. 931; obie części mają ciągłą numerację stron.

[3] Ściśle biorąc, w Kolońskim Kodeksie Maniego jest to wyliczenie substancji, w które ostatecznie zamienia się wszystko, co jemy: haima kai chole kai pneumata kai skybala tes aischynes (CMC 81, 10-12). Ponieważ jednak manichejczycy byli na wskroś materialistami, nie robi to istotnej różnicy. "The Manichaeans were thoroughgoing materialists" - takim zdaniem zaczyna Jason BeDuhn swoją rozprawę o manichejskim ujęciu ludzkiej fizjologii (zob. Jason BeDuhn, The Metabolism of Salvation. Manichaean Concepts of Human Physiology, [w:] The Light and the Darkness. Studies in Manichaeism and its World, redakcja Paul Mirecki i Jason BeDuhn, Brill, Lejda - Boston - Kolonia, s. 5). Toteż Mani, konsekwentnie, zrezygnował z rytualnych oczyszczeń praktykowanych w jego środowisku: "Mani freed himself from the self-limiting punctilio of his fellow-villagers through emphasizing the utter bankruptcy of the body. How could such «blood and bile and flatulence and excrement of shame,» such a «mould of defilement,» ever hope to be made clean by mere external washings? In itself, the body was a lost cause" (Peter Brown, The Body and Society. Men, Women and Sexual Renunciation in Early Christianity, Columbia University Press, Nowy Jork 1988, s. 198).

Koloński Kodeks Maniego cytuję za wydaniem: Der Kölner Mani-Kodex. Über das Werden seines Leibes. Kritische Edition, redakcja Ludwig Koenen i Cornelia Römer, Westdeutscher Verlag, Opladen 1988, s. 56. Jest to wydanie dwujęzyczne. W niemieckim przekładzie (s. 57) wyliczanka ta wygląda tak: "Blut, Galle, Winde, schändlicher Kot".

Użyte w tej wyliczance mocne określenie skybalon, oznaczające przede wszystkim ludzkie odchody, pojawia się raz jeden także w Nowym Testamencie, mianowicie w Liście św. Pawła do Filipian (3, 8). Ponieważ jednak dziś bywa na ogół przekładane łagodniej, na przykład jako 'śmieci', zacytuję ten wers w starym przekładzie Biblii Gdańskiej: "Owszem i wszystko poczytam sobie za szkodę dla zacności znajomości Chrystusa Jezusa, Pana mojego, dla któregom wszystko utracił i mam to sobie za gnój (skybala, liczba mnoga), abym Chrystusa zyskał". We współczesnej polszczyźnie Paweł powiedziałby może, że to wszystko, co stracił dla Chrystusa, było tak naprawdę gówno warte.

Mani naturalnie również nie wierzył, że Chrystus przyszedł w zwykłym ludzkim ciele. W Kephalaia (12, 24) powiada wręcz, że przyszedł w ogóle bez ciała (The Kephalaia of the Teacher. The Edited Coptic Manichaean Texts in Translation with Commentary, przekład i redakcja Iain Gardner, Brill, Lejda - Nowy Jork - Kolonia 1995, s. 18: "[...] for he came without body!").

Nb. święty Augustyn dość ryzykownie sugerował, że Mani dlatego zaprzeczał realności Chrystusowego ciała, ponieważ sam proroczo spodziewał się męczeńskiej śmierci, która - jako że dokonana w prawdziwym ciele - miałaby w takim wypadku szanse być czczona bardziej niż spektakl iluzji w wykonaniu Chrystusa.

"Kto pilniej zbadawszy sprawę, nie będzie podejrzewał, że Mani dlatego zaprzecza, że Chrystus został narodzony z niewiasty oraz, że posiadał ciało ludzkie, ażeby Jego męka, która już dla całego świata stanowi okres najbardziej świąteczny, nie była obchodzona przez tych, którzy jemu uwierzyli, i z obawy, żeby nie obchodzono dnia jego śmierci bez większej czci dla niego, której się spodziewał?" (Św. Augustyn, List, który nazywają "Listem podstawowym", [w:] Idem, Pisma przeciw manichejczykom, przełożył Jan Sulowski, wstęp i opracowanie ks. Wincenty Myszor, Akademia Teologii Katolickiej, Warszawa 1990, s. 119).

[4] Adversus Nationes, II, 37.1. Na Arnobiusza wiele lat temu uprzejmie zwrócił moją uwagę pan Andrzej Skurdo.

Korzystam z przekładu Krzysztofa Homy (który jednak miejscami swobodnie modyfikuję!) znajdującego się w: Arnobiusz z Sicca, Adversus Nationes, księgi I-II, przekład i komentarz Krzysztof Homa, Wydawnictwo Naukowe Akademii Ignatianum w Krakowie, Kraków 2019, s. 161. Dalej cytuję jako Homa.

Dla koneserów to samo w oryginale (za starym, ale łatwo dostępnym wydaniem w serii Corpus Scriptorum Ecclesiasticorum Latinorum):

"quodsi essent ut fama est dominicae prolis et potestatis animae generatio principalis, nihil eis ad perfectionem defuisset uirtute perfectissima procreatis, unum omnes intellectum habuissent unumque consensum, aulam semper incolerent regiam nec praetermissis beatitudinis sedibus, in quibus augustissimas nouerant retinebantque doctrinas, imprudenter adpeterent terrena haec loca, tenebrosis ut corporibus inuolutae inter pituitas et sanguinem degerent, inter stercoris hos utres et saccati obscenissimas serias umoris" (Arnobii Adversus Nationes Libri 7, redakcja August Reifferscheid, Wiedeń 1875 (reprint 1968), s. 77-78).

Jak nietrudno się domyślić, również Arnobiusz miał problem z Wcieleniem i jego chrystologia jest co najmniej mętna. Niektórzy doszukują się w niej (moim zdaniem, nie bez racji) wpływów Marcjona, niektórzy uważają, że to tylko specyficznie odczytany List do Filipian, ale przecież i Marcjon był pilnym czytelnikiem świętego Pawła. Najprawdopodobniej według Arnobiusza Chrystus jedynie przebrał się w ludzkie ciało, tak jak czasem w bajkach królowie przebierają się w żebracze łachmany, bo bez udawania człowieka (sine homine simulato; Adversus Nationes, I, 61.1) nie mógłby wykonać tego, co zamierzył. I to nie Bóg umarł na krzyżu, ale jedynie człowiek, którego na siebie przywdział (Homo quem induerat; Adversus Nationes, I, 62.2). Nie sposób obronić ortodoksyjności takiego stanowiska, toteż już na początku szóstego wieku Decretum Gelasianum (którego piąta część to coś w rodzaju protoindeksu ksiąg zakazanych) wymienia Arnobiusza wśród heretyków (nb. razem z Marcjonem, Tertulianem i paroma manichejczykami).

Wszechogarniający pesymizm Arnobiusza przypomina miejscami (na co zwracano już wielokrotnie uwagę) pesymizm Pascala. Świat jest tak przeraźliwie mało wart, że nawet zwykły rozsądek każe postawić wszystko na jedną kartę - to znaczy na Chrystusa, bo tylko w nim nadzieja zbawienia. Trochę jak w katarynkowym refrenie księdza Baki: "Łaska Boska grunt, grunt, grunt, / A świat cały fig funt, funt". Można u Arnobiusza znaleźć nawet coś, co wygląda niczym pierwszy rzut słynnego Zakładu (i co skłania do przypuszczeń, że Pascal znał Adversus Nationes). Arnobiusz zrazu przyznaje, że nauka Chrystusa o zbawieniu nie jest pewna, gdyż dotyczy przyszłości, lecz wyciąga z tego następujący wniosek:

"Skoro więc cechą rzeczy przyszłych jest to, iż nie można ich pojąć ani zrozumieć poprzez uprzednie doświadczenie, czyż nie jest słuszniejszą rzeczą, w wypadku dwóch zdarzeń niepewnych i będących przedmiotem niejasnych oczekiwań, wierzyć raczej temu, które niesie ze sobą jakąś nadzieję, niźli temu, które nie niesie żadnej? W pierwszym przypadku nie ma żadnego niebezpieczeństwa, jeśli oczekiwanie się nie wypełni i okaże się próżne. W drugim przypadku grozi najwyższe niebezpieczeństwo, to znaczy utrata zbawienia, jeśli się okaże z czasem, iż nie było kłamstwem" (Adversus Nationes, II, 4.7-8; Homa, s. 126).

Ba, trafiają się u Arnobiusza nawet obrazy bliskie nowożytnemu nihilizmowi. "Nic nie zostało nam obiecane w tym życiu, dopóki znajduje się ten kawałek mięsa w tej marnej powłoce (in carunculae huius folliculo constitutis), nie została nam obiecana żadna pomoc ani ratunek" (Adversus Nationes, II, 76.4; Homa, s. 198). Kawałek mięsa! I jeszcze na dokładkę przeświadczenie, że rodzaj ludzki jest tutaj zbędnym naddatkiem, skoro i bez nas cały świat dalej szedłby swoim torem:

"Cóż więc, jeśliby nie było ludzi, świat by ustał w swoich obowiązkach, gwiazdy nie przechodziłyby swoich ewolucji, nie byłoby lata albo zimy, zamilkłyby podmuchy wiatru i z chmur pędzonych i wiszących nie spadłyby na ziemię ulewy, aby przynieść ulgę w suszy? Lecz przeciwnie, jest konieczne, aby wszystko, co zdąża według własnego biegu, nie zaniedbało kontynuowania porządku mu wrodzonego, chociaż w świecie nie słyszałoby się żadnego ludzkiego imienia i cała ziemia zamilkłaby w pustej samotności".

Gdy w Ostatniej taśmie Krapp wspomina pewną pamiętną noc w swoim życiu, kończy to wspomnienie słowami: "Nigdy nie słyszałem podobnej ciszy. Jakby ziemia była nie zamieszkana" (Samuel Beckett, Dzieła dramatyczne w przekładzie Antoniego Libery, ze wstępem i objaśnieniami tłumacza, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1988, s. 249).

[5] Sancti patris nostri Joannis Chrysostomi, opera omnia, tom XII, redakcja Bernard de Montfaucon, Paryż 1735, s. 523 B-C. Zajrzałem do akurat tego wydania, ponieważ powołuje się na nie (niczego jednak nie cytując) Johan Huizinga w jednym z przypisów do swojej szeroko czytanej Jesieni średniowiecza (zob. Johan Huizinga, Jesień średniowiecza, przełożył Tadeusz Brzostowski, wstępem opatrzył Henryk Barycz, posłowie Stanisław Herbst, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1992, przypis 9 na s. 409-410; dalej cytuję jako Jesień). Powołuje się zaś na dowód, że właśnie z tej homilii św. Jana Chryzostoma wywodzi się zarówno "motyw, jak i jego opracowanie" wykorzystane później przez Odona z Cluny (którego cytuję za Huizingą w przypisie 7).

Koncept Chryzostoma, że piękne ciało to grób pobielany, przywoła potem Gerald z Walii i wielu innych (zob. Giraldi Cambrensis opera, tom II: Gemma ecclesiastica, redakcja J[ohn] S[herren] Brewer, Londyn 1852, s. 181: "[...] nihil aliud nisi sepulchrum dealbatum pronuntiabunt esse istam corporis pulchritudinem [...]".

[6] Consolatio philosophiae, III, prosa 8. "Piękno zaś kształtów jak jest krótkotrwałe, jak przelotne, jak prędzej niż zmienność kwiatów wiosennych przemijające! Gdyby człowiek miał oczy Lynceusa, jak mówi Arystoteles, który bystrością mógłby przeniknąć wszystkie przeszkody, czyżby wówczas wejrzawszy we wnętrzności Alcybiadesa nie widział, że to najpiękniejsze na zewnątrz ciało, okazało się najbrzydszym" (Anicius Manlius Severinus Boethius, O pocieszeniu jakie daje filozofia, przełożył Witold Olszewski, przypisami opatrzył Leon Joachimowicz, wstępem poprzedził Jan Legowicz, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1962, s. 64-65).

[7] "Piękno ciała tkwi wyłącznie w skórze. Gdyby bowiem ludzie mogli zobaczyć, co się znajduje pod skórą, gdyby tak mogli ujrzeć wnętrze, jak to się opowiada o pewnym ostrowidzu z Beocji, mierziłoby ich spoglądanie na kobiety. Ich powab składa się z flegmy i krwi, z wilgotności i żółci (Iste decor in flegmate, et sanguine, et humore ac felle, consisti). Gdyby ktokolwiek zastanowił się, co ukrywa się w dziurkach od nosa, w gardle i w brzuchu, doszedłby do wniosku, że są tam tylko nieczystości. A jeśli nie możemy nawet czubkiem palca dotknąć flegmy czy kału (flegma vel stercus), jak przeto możemy pragnąć obejmować worek łajna (stercoris saccum)?" (Jesień, s. 171). Porównałem z wydaniem Migne'a: Patrologia Latina, tom 133, kol. 556 i za nim podałem wstawki łacińskie.

Nb. cytat ten wraz z przypisem wynotował z Huizingi do swoich Pasaży Walter Benjamin (ale czegóż to on sobie nie wynotował!). Zob. Walter Benjamin, Pasaże, pod redakcją Rolfa Tiedemanna, przełożył Ireneusz Kania, posłowiem opatrzył Zygmunt Bauman, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2005, s. 446. Aczkolwiek od swojego przyjaciela, Gershoma Scholema, mógłby się dowiedzieć, że według Talmudu taki właśnie jest z boskiego zrządzenia porządek rzeczy, że mężczyzna goni za kobietą, choćby była ona jak naczynie pełne nieczystości (Bawli Szabat 152a).

W XIV wieku dominikański kaznodzieja, John Bromyard, dorzucił w tym przedmiocie jeszcze jedno łatwo zapadające w pamięć zdanie. A ponieważ umieścił je w czymś w rodzaju kaznodziejskiego leksykonu opatrzonego rozbudowanymi indeksami (ówczesna nowość w przetwarzaniu informacji!), będzie potem to zdanie przez wieki powtarzane i parafrazowane z najrozmaitszymi fałszywymi atrybucjami (Sokrates, Tertulian, św. Augustyn, Boecjusz, św. Bernard...). Może i wam obiło się ono o uszy: "Piękna kobieta jest świątynią wzniesioną nad kloaką" (Ioannes Bromiardus, Summa praedicantium omni eruditione refertissima explicans praecipuos catholicae disciplinae sensus..., część II, drukował Domenico Nicolini, Wenecja 1586, rozdział XIV: "Pulchritudo", karta 280r: Mulier pulchra templum est aedificatum super cloacam).

Słychać w tych słowach chyba pogłos lektury Cycerona, który w mowie w obronie Gnejusza Plancjusza używa zwrotu "me arcem facere e cloaca" (Pro Plancio, 95) - że oto pomawiają go, jakoby chwaląc Plancjusza robił z igły widły (dosłownie: robił warownię z wychodka).

Sam Bromyard powiedzenie o kobiecie-świątyni nad kloaką przypisuje filozofowi Diogenesowi (Quia sicut dicit Diogenes philosophus), zapewne temu od beczki, o którym mówiono, że publicznie sikał i czynił inne bezeceństwa, więc taka obcesowa (i cyniczna!) uwaga byłaby w jego ustach prawdopodobna. Ale to też tylko zmyślenie.

Ponieważ zaś następne zdanie brzmi: Et sicut dicit Bernardus, mniej uważni czytelnicy czasem sądzą, że autorem tego powiedzenia był (przynajmniej według Bromyarda) Bernard. Ma się rozumieć, ten najsławniejszy - z Clairvaux. Tak na przykład sądzi Susan Haskins (Mary Magdalen. Myth and Metaphor, Riverhead Books, Nowy Jork 1995, przypis 53 na stronie 422). Nadto daje w cytacie niepotrzebne opuszczenie i myli numer rozdziału. Może skądś przepisywała?

Natomiast kawiarniane intelektualistki w rodzaju Simone de Beauvoir już w ogóle żadnym cytowaniem się nie kłopoczą, tylko ex cathedra oznajmiają, że to Tertulian:

"Cała chrześcijańska literatura stara się spotęgować odrazę, jaką mężczyzna może odczuwać w stosunku do kobiety. Tertulian określa ją jako Templum aedificatum super cloacam" (Simone de Beauvoir, Druga płeć, tom I: Fakty i mity, przekład Gabriela Mycielska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1972, s. 254).

Tymczasem to właśnie Tertulian takie poniżanie kobiecego łona - rzekomo niegodnego, by porodzić Boga - ostro piętnuje w swej filipice przeciwko Marcjonowi:

"Nazwij łono matki kloaką (cloacam uoca uterum) - fabryką (officina) wytwarzającą tak wielkie zwierzę, to jest człowieka! Zwalczaj nieczyste i wstydliwe (immunda et pudenda) cierpienia rodzenia, jak też brudne (spurcos), trwożliwe i krótkotrwałe skutki samegoż z kolei porodu! Jednak, gdy już wszystko to zdruzgocesz, aby potwierdzić, że to niegodne jest Boga, narodzenie nie będzie mniej niegodne od umierania i niemowlęctwo od krzyża, natura od kary, i ciało od potępienia" (Adversus Marcionem, III, 11, 7; przekład Stefana Ryznara).

I jeszcze w innym miejscu sarkastycznie wypunktowuje, jak to zdaniem marcjonistów Chrystus "nie wyszedł z łona niewiasty, choć dziewicy [...], nie okrzepł tam w ciało, choć nie z nasienia, to jednak zgodnie z prawem istoty cielesnej z krwi i z łonowego płynu (ex sanguine et humore) [...], nie mógł być wylany na ziemię przez cielesny kanał (per corporis cloacam) po tak nagłych i wstrząsających boleściach rodzenia, nie mógł leżeć w brudach (caeno) przez czas tak długi ani nie mógł nagle powitać światła swoim kwileniem i zapłakać z powodu pierwszej swojej rany-pępowiny", ale "musiał być zaraz wielkim z nieba zesłanym, zaraz całym, natychmiast Chrystusem, Duchem i Mocą i jedynie Bogiem" (Adversus Marcionem, IV, 21, 11; przekład Stefana Ryznara; w obu cytatach wstawki łacińskie według wydania cytowanego w przypisie 2).

[8] Innocenty III, De contemptu mundi sive de miseria humanae conditionis libri tres, redakcja Johann Heinrich Achterfeldt, Bonn 1855, s. 23: "Concipit [mulier] ergo cum immunditia et foetore, parit cum tristitia et dolore, nutrit cum angustia et labore, custodit cum instantia et timore" (ks. I, roz. VII).

Wcześniej w podobnym duchu zadumy nad marnością ludzkiego żywota pisał święty Bernard z Clairvaux, wedle którego w nieczystościach się poczynamy, w ciemnościach wzrastamy, w bólach się rodzimy (In sordibus generamur, in tenebris confovemur, in doloribus parturimur; cytuję za łatwo dostępnym wydaniem Migne'a: Patrologia Latina, tom 183, kol. 266). Po czym przypomniał słowa z początku czternastego rozdziału Księgi Hioba: "Człowiek zrodzony z niewiasty ma krótkie i bolesne życie".

Nb. świętemu Bernardowi z Clairvaux długo przypisywano (ale mylnie) traktat Meditationes piissimae de cognitione humanae conditionis. W jego trzecim rozdziale pojawia się cytowane potem po wielekroć zdanie: "Człowiek to jedynie cuchnące nasienie, worek łajna i pokarm dla robaków" (Sanctus Bernardus, Opera omnia, tom II, część 1, Paryż 1839, kol. 668: "Nihil aliud est homo, quam sperma fetidum, saccus stercorum, cibus vermium").

Coś podobnego znajduje się też u Piotra z Blois (Compendium in Job), ale nie podejmuję się orzec, jaki był kierunek wpływu: "Cuidam sic quaerenti a quodam philosopho: quid fui, quid sum, quid ergo. Legitur philosophus respondisse: vile sperma, saccus stercorum, cibus vermium" (Petrus Blesensis, Opera omnia, tom III: Opuscula, redakcja John Allen Gilles, Oxonia [czyli Oxford] 1846, s. 40).

[9] O związku między jednym i drugim zob. Susan Signe Morrison, Excrement in the Late Middle Ages. Sacred Filth and Chaucer's Fecopoetics, Palgrave Macmillan, Nowy Jork 2008, s. 79: "The increase in excremental discourse in the late Middle Ages, especially the fourteenth and fifteenth centuries, could be linked to the establishment of the doctrine of transubstantiation, the subsequent popularity of Corpus Christi festivals, and anxiety concerning the Word made Flesh".

Spór teologiczny toczył się głównie wokół interpretacji słów Jezusa, że wszystko co wchodzi do ust, idzie do brzucha i kończy w latrynie (aphedron) (Mt 15, 17). Herezja sterkorian (od stercus - łajno, gówno), czyli po naszemu herezja gówniarzy, brała te słowa literalnie, w związku z czym zaprzeczała materialistycznemu pojmowaniu Eucharystii, bo wtedy trzeba by konsekwentnie przyjąć, że również ciało Chrystusa kończy, jak każdy pokarm, w latrynie (David Gurmatt, Material Eucharist, Oxford University Press 2016, s. 176: "Discussions of this came into sharpest focus in the so-called stercorian heresy. This scatological thesis, which was promoted by critics of materialist conceptions of the Eucharist, was that if Christ's body was taken into the human body then it was also expelled from the human body").

Nb. już w XI wieku kwestią trawienia eucharystycznego chleba zajmował się wcale dowcipnie Guitmund z Aversy w traktacie De corporis et sanguinis Christi veritate in eucharistia libri tres. Nie zadowolił się czysto teologiczną deklaracją, że trzeba wierzyć nieugięcie, iż Ciało Pańskie żadną miarą nie może wylądować w wychodku (II, 13; nullo modo in secessum mitti), ale próbował uzasadnić to również naukowo. Jak bowiem twierdzą przyrodnicy i medycy (physici et medici), tylko najgrubsze (corpulentior) części pokarmu trafiają do wychodka, podczas gdy te subtelniejsze (subtilior) pozostają w ciele i odżywiają je. Natomiast te części pokarmu, które nie są ani grube, ani dość subtelne opuszczają ciało wraz z potem (per poros evaporari) albo śliną (per sputa). A zatem nawet w wypadku zwykłego pokarmu nie jest prawdą, że wszystko to, co idzie do brzucha, kończy w latrynie (II, 14; Quae si ila sunt, non igitur cibus qui in ventrem vadit, omnis in secessum emittitur). Co zresztą zgadza się pięknie z Ewangelią, bo przecież Pan nie powiedział, że wszystko z brzucha kończy w latrynie. Owszem, powiedział, że wszystko z ust trafia do brzucha, a to jednak nie to samo. Korzystałem z przekładu angielskiego: Lanfranc of Canterbury, On the Body and Blood of the Lord; Guitmund of Aversa, On the Truth of the Body and Blood of Christ in the Eucharist, przełożył Mark G. Vaillancourt, Catholic University of America Press, Waszyngton 2009, s. 138. Wstawki łacińskie znów za wydaniem Migne'a: Patrologia Latina, tom 149, kol. 1451.

[10] Długo mylono je z podobnymi (ale starożytnymi) podróbkami Arystotelesa, też wydawanymi jako Problemata. Dopiero nieco pół wieku temu ostatecznie ustalono, że są to jednak dwa różne zbiory. Zob. Brian Lawn, The Salernitan Questions. An Introduction to the History of Medieval and Renaissance Problem Literature, Oxford University Press 1963, s. 99: "The first of these [collections], which became easily the most popular of all the later problem books, is usually atributed to Aristotle, although, as a matter of fact, it has nothing whatever to do with the pseudo-Aristotelian Problems translated by Bartholomew and Peter of Albano. Let us call this collection the Omnes homines, from the opening words of the incipit".

[11] Problemata Aristotelis. Gadki z pisma wielkiego philozopha Aristotela... etc. Prassowano w Krakowie przez Floriana Unglera. Roku od narodzenia Bożego 1535 (dla większej czytelności tu i dalej zmieniam nieco pisownię).

Przetłumaczył te Gadki Andrzej Glaber, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego, i zadedykował je "wielmożney paniey [...] Hedwidze z Kościelcza", czyli Jadwidze Kościeleckiej, drugiej żonie Seweryna Bonera, bankiera królewskiego. Z czego wynika, że profesor Andrzej Glaber mimo studiowania wielkich philozophów był zarazem człowiekiem trzeźwo myślącym i roztropnym.

Polski przekład ukazał się - co warto podkreślić - jako drugi po niemieckim, a dwadzieścia lat przed przekładem francuskim i sześćdziesiąt lat przed angielskim. Ponieważ jest on w czasach internetowych łatwo dostępny, tu na zachętę tylko kilka znajdujących się w nim "pytań rozmaitych": "Przecz niewiastam broda nie obrasta"; "Czemuż nietopyrze chocia lataią maią uszi"; "Czemu niektóre niewiasty zwłaszcza brzemienne maią chęć ku rzeczam nie strawnym iako iest węgle glina riby surowe"; "Czemu rzecz którą miłuiemy obłapiaiącz ku piersiom przytulamy"; "Czemu niewiasty maią gładszą płeć y subtelnieyszą niźli mężowie" (tu od razu przypomina się zakończenie Wielkiego testamentu François Villona: "Ciałko niewieście, tak wybornie / Gładkie, ach, więcey niźli trzeba!") etc., etc.

Znaleźć tam można także roskoszne y pożyteczne uwagi fizjologiczno-psychologiczne: "Kto ma wzrost niski a miąsszy [gruby], to iest znamię człowieka zawisnego, próżnego, więczey prostego niż mądrego" albo "Człowiek który sie barzo richło smieie a leba czemu, bywa taki grubego rozumu". A nawet dietetyczne: "Czemu cebula /czosnek/ por albo łuk [też odmiana czosnku], są rzeczy niezdrowe" - bo "z ich zbytniego pożiwania przichodzą niemoci mózgowe iako Apoplexia Epilensia zawraczanie głowy".

Nb. polski przekład to w istocie mocno przeredagowany skrót. Między innymi opuszczone zostały uwagi z dziedziny edukacji seksualnej (De Menstruis, De Conceptione), niebinarnej identyfikacji płciowej (De Hermaphroditis, De Monstris) czy też dotyczące aborcji (De Abortiuo). Widocznie już wtedy były to w Polszcze problemata drażliwe.

[12] "The rich print fortuna of the «Omnes homines» [taki tytuł, od pierwszych słów przedmowy, zaproponował Lawn] spanned four languages (Latin, German, French and English) and almost as many centuries, from incunabula in Latin and German to an afterlife in English editions, which lasted through the nineteenth and probably into the twentieth century" (Ann Blair, Authorship in the Popular "Problemata Aristotelis", "Early Science and Medicine" 1999, tom 4, nr 3, s. 190).

Ann Blair doliczyła się ponad 60 edycji łacińskich, ponad 20 niemieckich oraz kilkadziesięciu edycji francuskich i angielskich, ale nie zna ani polskiego przekładu, ani edycji łacińskiej, która ukazała się w 1528 roku w Krakowie. Toteż niezbędnym uzupełnieniem jej pracy jest: artykuł Marty Wojtkowskiej-Maksymik: Aristotle for women. On the Polish translation of the Problemata Aristotelis (Omnes homines) (1535), "Philosophical Readings" 2020, tom XII ("This article can be treated as a supplement to the list she [Ann Blair] prepared [...]", s. 350).

[13] Dicta notabilia Aristotelis, et aliorum quam plurimum, prout in sequenti tabula facile videre poteris, denuo impressa. Quibus de recenti addita sunt Marciantonij Zimarae Problemata, una cum CCC Arist. et Auerr. propositionibus superadditis, suisque in locis insertis, in Officina Diui Bernardini, Wenecja 1536. Problemata Zimary na kartach (bo numerowane są karty, nie strony!) 153-182.

Zimara głównie komentował Arystotelesa i Awerroesa (niektórzy nawet jego samego uważają za awerroistę), ale zajmował się też astrologią, alchemią i medycyną, a nawet opisał perpetuum mobile własnego pomysłu - bardzo filozoficzne, bo całkiem bez sensu (zob. G. Kasten Tallmadge, The Perpetual Motion Machine of Mark Antony Zimara, "Isis" 1941, tom 33, nr 1; na stronie 13 współczesny rysunek, jak to perpetuum mobile miałoby mniej więcej wyglądać). Spolszczyłem mu imiona, bo skoro po angielsku piszą go Mark Antony Zimara, po francusku - Marc-Antoine Zimara, to chyba i nam wolno po naszemu. Zresztą już za życia pisano go rozmaicie: czasem Marco Antonio Zimara, czasem Marcantonio Zimara, a czasem Marcus Antonius Zimara.

Problemata powstały prawdopodobnie przed rokiem 1514, ale już to pierwsze wydanie w Dicta notabilia było wydaniem pośmiertnym (zob. Charles H. Lohr, Renaissance Latin Aristotle Commentaries: Authors So-Z, "Renaissance Quarterly" 1982, tom 35, nr 2, s. 252-253). Natomiast ich wielka kariera zaczęła się kilka lat później, gdy dołączono je do Problematów fałszywego Arystotelesa.

Po raz pierwszy do wydania drukowanego w Bazylei w (najprawdopodobniej) 1540 roku i zatytułowanego: Aristotelis, ac philosophorum medicorumque complurium Problemata, ad uarias quaestiones cognoscendas admodum digna, et ad naturalem philosophiam discutiendam maxime spectantia. Marci Antonii Zimarae Sanctipetrinatis Problemata his addita, una cum Trecentis Aristotelis, et Auerrois Propositionibus, suis in locis insertis. Wydanie to wprawdzie udaje wydanie trzecie ("Omnia iam tertio edita"), ale - o ile wiem - nikt dotąd nie widział żadnego z dwóch poprzednich, więc to pewnie tylko chwyt reklamowy wydawcy, Roberta Wintera.

Nb. Ann Blair błędnie podaje (za Lohrem), że Dicta notabilia z pierwodrukiem Problematów Zimary ukazały się w 1537 roku, chociaż prawidłową datę (rok 1536) podał kilka lat później Charles B. Schmitt (Auctoritates, Repertorium, Dicta, Sententiae, Flores, Thesaurus, and Axiomata. Latin Aristotelian Florilegia in the Renaissance, [w:] Aristoteles. Werk und Wirkung, tom II: Kommentierung, Überlieferung, Nachleben, redakcja Jürgen Wiesner, Walter De Gruyter, Berlin - Nowy Jork 1987, s. 522, przypis 23: "Zimara's name first appears on the title page of the 1536 edition"). Podobnie podaje Luca Carbone, który ponadto doliczył się aż stu szesnastu wydań Problematów Zimary do końca XVII wieku (zob. Del Libro dei Problemi di Marco Antonio Zimara Filosofo & Medico, redakcja Luca Carbone, Editrice Salentina, Galatina 2019, s. 12-14).

[14] Moje ostatnie zdanie to jedynie zwięzła parafraza słów Zimary, toteż dla koneserów podaję odpowiedni ustęp w oryginale, nieznacznie tylko zmieniając pisownię oraz interpunkcję:

"An quia illud respondebo, hominis superbiam ex sui ignoratione provenire. Quippe si se inter stercus et urinam conceptum fuisse reminisceretur, si se nudum in lucem prodisse animaduerteret, si se cum miseris et laboribus vitam ducere perpenderet, si tandem se mortis vinculis astrictum pensitaret, non utique superbiret".

W Dicta notabilia jest to karta 158. W Aristotelis, ac philosophorum strona 16 (Problemata Zimary mają tam osobną numerację stron).

Nb. wiem, że przynajmniej angielskie przekłady tego ustępu nie były mechanicznie kopiowane. W wydaniu z końca XVII wieku (Londyn 1689) tłumacz dał: "For truly, if he would remember that he is conceived like unto dung and urine", natomiast w wydaniu niedatowanym, ale późniejszym mniej więcej o stulecie, mamy już tylko: "for truly would he remember that he is but Dust and Ashes".

[15] Rezultat takiego zatrudnienia, całkiem rzetelny, ale jak na mój gust nieco zbyt powierzchowny i nieforemny, można znaleźć na przykład w książce Konstantina Wasiljewicza Duszenki Цитата в пространстве культуры. Из истории цитат и крылатых слов (Instytut Informacji Naukowej Nauk Społecznych Rosyjskiej Akademii Nauk, Moskwa 2019) na stronach 422-430.

[16] Trzy przykłady w kolejności chronologicznej (za każdym razem cytuję pierwsze wydanie, ale skracam ówczesne obszerne tytuły).

Realdo Colombo, De re anatomica libri XV, Nicolò Beuilacqua, Wenecja 1559. W szesnastym rozdziale jedenastej księgi Colombo opisuje położenie macicy i dodaje, że to tu dumny człowieczek, proch ziemi, rodzi się między nieczystościami ("En qui superbis homuncio, terra, et cinis inter excrementa natus", strona 241).

Caspar Bartholin (starszy), Anatomicae institutiones corporis humani, Berhtoldus Raab, [Wittenberga] 1611. W dwudziestym ósmym rozdziale pierwszej księgi, "De utero in genere", a więc znów o macicy, pyta (też w duchu Zimary): z czego tu być dumnym, skoro rodzimy się między łajnem i uryną? ("Quid ergo superbimus, qui inter stercus et urinam nascimur?", strona 149).

Gregor Nymman poświęcił życiu płodu w macicy całą książeczkę (De vita foetus in utero, Paulus Hellwig, Wittenberga 1628). I on także, już prawie pod sam koniec, przypomina, że między łajnem i moczem poczynamy się, formujemy i rodzimy ("inter stercus et urinam conceptos, formatos ac generatos", strona 68). O dziwo, powołuje się przy tym na Arnobiusza, choć przecież Arnobiusz ani o poczynaniu, ani o rodzeniu się nie wspominał. Opisywał w podobnie malowniczy sposób jedynie doczesne mieszkanie duszy.

Nb. Nymman był chyba pierwszym, który zauważył, że płód ma swoją własną siłę życiową (nie zaś - jak sądzono - czerpie wyłącznie z sił życiowych matki), a więc tym samym jest osobnym organizmem. Niektórzy, jak się zdaje, nie zauważyli tego do dzisiaj.

[17] Fakty bowiem przeczą utrzymującemu się jeszcze tu i ówdzie mitowi, jakoby Kościół narzucał w tej sprawie jakieś bezwzględne zakazy. Co więcej, ze szczególnym zainteresowaniem dokonywano wtedy sekcji zwłok kobiecych, a to z uwagi na osobliwości macicy i całego układu rozrodczego:

"Even in anatomical works by academic writers, the dissection of women received special emphasis, whereas male bodies were from the beginning described matter-of-factly. In such works, male interiors appear simultaneously as familiar and as not particularly important for understanding the male self. In contrast, women's bodies - described largely or entirely in terms of their reproductive functions - appear as puzzling and imperfectly known" (Katharine Park, Secrets of Women. Gender, Generation, and the Origins of Human Dissections, Zone Books, Nowy Jork 2010, s. 263).

Kto woli krótkie i popularne ujęcie, niech zajrzy do artykuliku tej samej autorki: That the Medieval Church Prohibited Human Dissection, [w:] Galileo Goes to Jail and Other Myths about Science and Religion, redakcja Ronald L. Numbers, Harvard University Press 2009, s. 43-49.

[18] Początki nie były łatwe, bo krojenia trupów nie uważano za szczególnie wyrafinowany kunszt i na przykład w Amsterdamie zajmujący się tym chirurdzy długo należeli do jednego cechu z wytwórcami chodaków. Niemniej w 1555 roku amsterdamski cech chirurgów, już osobny, otrzymał łaskawe zezwolenie na dokonywanie każdego roku publicznych sekcji zwłok (B. Baljet, The painted Amsterdam anatomy lessons. Anatomy performances in dissecting rooms?, "Annals of Anatomy" 2000, tom 182, s 4).

[19] "The anatomical theatres were cultural 'centres', not only because they were centres of art and the focus of informal learned societies, but also because they had a public function. The anatomical dissections of the corpse of a criminal were annual public manifestations around Christmas; [...] Admission to the anatomical demonstrations [...] was subject to certain regulations, but in principle open to everyone" (Jan C. C. Rupp, Matters of Life and Death. The Social and Cultural Conditions of the Rise of Anatomical Theatres, with Special Reference to Seventeenth Century Holland, "History of Science" 1990, tom 28, nr 3, s. 264). Nb. sekcji dokonywano w okolicach Bożego Narodzenia nie ze względów religijnych, lecz praktycznych: było zimno, więc zwłoki mogły dłużej pozostać świeże.

[20] Matthew Mackaile, chirurg z Aberdeen, już pod koniec XVII wieku traktuje powiedzenie Inter stercus et urinam nascimur jako przysłowie, a więc coś powszechnie znanego. Zob. jego: Terrae Prodromus Theoricus. Containing, A Short Account of Moses Philosophans. Or, The Old (yet New) and True, Scripture Theory of the Earth, George Mosman, Aberdeen 1691, s. 10: "The Uterus lying betwixt the Bladder and the Intestinum rectum. Wherefore it is a Proverb, Inter stercus et urinam nascimur".

[21] Linneusz, u którego podobno kruchość i nędza ludzkiej kondycji była stałym motywem, w niedatowanych notatkach zapisał: "Poczynamy się ze spienionej kropli żądzy w odrażającym miejscu. Rodzimy się w kloace między łajnem i uryną" (Podaję za: Gunnar Broberg, Homo Sapiens L. Studier i Carl von Linnés naturuppfattning och människolära, Uppsala 1975, s. 284: "Wij äro tilkomne af guttula spumantis libidinis in loco obscoentissimo. Wij äro utkläkte in cloaca inter stercus et urinam").

[22] W niewielkim dziełku Les adorateurs ou les louanges de Dieu, nb. udającym przekład z łaciny, drugi czciciel (le second adorateur) zastanawia się między innymi nad tym, czy coś tak marnego jak człowiek, jest w stanie obrazić Pana Boga:

"Je l'adore avec vous; je reconnais en lui la cause, la fin, l'enveloppe & le centre de toutes choses; mais je crains en parlant, de lui faire quelque offense, si pourtant le fini peut outrager l'infini, si un être misérable qui est à peine un mode de l'Etre, un embrion né entre de l'urine & des excrémens, excrément lui-même formé pour engraisser la fange dont il fort, peut faire une injure à l'Etre éternel" ([Voltaire], Les adorateurs ou les louanges de Dieu, Berlin [naprawdę Genewa] 1769. s. 28; nieznacznie zmieniłem pisownię, wyróżnienie moje).

[23] Był to bardzo popularny w drugiej połowie XIX wieku i często wznawiany podręcznik Hyrtla. Wtrącenie w nawiasie pojawia się dopiero w jego szóstym wydaniu w paragrafie 264 "Mutterscheide", a kontekst tego wtrącenia wygląda tak:

"Die Scheide liegt zwischen Harnblase und Mastdarm (inter feces et urinas nascimur, klagt der Kirchenvater), und endigt nach oben mit dem Scheidengewölbe [...]" (Joseph Hyrtl, Lehrbuch der Anatomie des Menschen, Wilhelm Braümuller, Wiedeń 1859, s. 649).

Nb. feces (zamiast faeces) i urinas (zamiast urinam) to nie literówki. Feces to alternatywna pisownia faeces, a urinas to czwarty przypadek od urinae, uryny w liczbie mnogiej.

[24] Sigmund Freud, Fragment analizy pewnej histerii, [w:] Sigmund Freud, Dzieła, tom VII: Histeria i lęk, przełożył Robert Reszke, Wydawnictwo KR, Warszawa 2001, s. 92.

Freud jeszcze przynajmniej dwukrotnie w swoich pismach przypomina sobie tę mniemaną "sentencję Ojców Kościoła".

W O najpowszechniejszym poniżeniu życia miłosnego gładko przechodzi od niej do parafrazy słynnego powiedzenia Napoleona "Polityka jest losem". Tym razem losem okazuje się anatomia:

"To, co ekskrementalne, zbyt ściśle i nierozerwalnie zrosło się z tym, co seksualne, a czynnikiem określającym i niezmiennym pozostaje położenie genitaliów - «inter urinas et faeces». Można by tutaj, transponując znane powiedzenie Napoleona, stwierdzić: anatomia to fatum" (Sigmund Freud, O najpowszechniejszym poniżeniu życia miłosnego, [w:] Sigmund Freud, Dzieła, tom V: Życie seksualne, przełożył Robert Reszke, Wydawnictwo KR, Warszawa 2009, s. 189-190).

W Kulturze jako źródle cierpień fantazjuje (ale ostrożnie):

"Prawdopodobnie mamy prawo zakładać, że znaczenie życia seksualnego jako źródła szczęśliwych doznań - a zatem funkcji urzeczywistniającej cel życia ludzkiego - znacznie zmalało. Niekiedy wydaje się, że dokonało się to nie tylko pod presją kultury, lecz że coś w naturze samej tej funkcji odmawia nam pełnego zaspokojenia i spychu nas na inne drogi. Może się mylę - trudno to rozstrzygnąć".

I w przypisie do tej smutnej diagnozy dodaje między innymi:

"Najgłębiej jednak sięga hipoteza [...] że wraz z przyjęciem przez człowieka postawy wyprostowanej i deprecjacją zmysłu powonienia nie tylko erotyka analna, ale cała wręcz seksualność staje w obliczu niebezpieczeństwa, iż padnie ofiarą organicznego wyparcia, tak że odtąd funkcji seksualnej towarzyszyć będzie nie dający się uzasadnić opór, który przeszkadza pełnemu zaspokojeniu i wypiera popęd od celu seksualnego do sublimacji i przesunięć libido. [...] Faktem, że "inter urinas et faeces nascimur" ["w urynie i fekaliach zostaliśmy urodzeni"], gorszą się wszyscy neurotycy i wielu innych. Genitalia wytwarzają też silne doznania zapachowe, które dla wielu ludzi są czymś nieznośnym i obrzydzają im stosunki płciowe" (Sigmund Freud, Kultura jako źródło cierpień, [w:] Sigmund Freud, Dzieła, tom IV: Pisma społeczne, przełożyli Aleksander Ochocki, Marcin Poręba, Robert Reszke, opracował Robert Reszke, Wydawnictwo KR, Warszawa 1998, s. 197-198).

I jeszcze dla koneserów wszystkie te trzy cytaty w oryginale, ale ponieważ wydań Freuda jest bardzo wiele, podaję je z takimi lokalizacjami, które można będzie bez trudu odnaleźć w dowolnym wydaniu.

Fragment analizy pewnej histerii (Bruchstück einer Hysterie-Analyse, 1905):

"Die Ekelempfindung scheint ja ursprünglich die Reaktion auf den Geruch (später auch auf den Anblick) der Exkremente zu sein. An die exkrementellen Funkt ionen können die Genitalien und speziell das männliche Glied aber erinnern, weil hier das Organ außer der sexuellen auch der Funktion der Harnentleerung dient. Ja, diese Verrichtung ist die älter bekannte und die in der vorsexuellen Zeit einzig bekannte. So gelangt der Ekel unter die Affektäußerungen des Sexuallebens. Es ist das inter urinas et faeces nascimur des Kirchenvaters, welches dem Sexualleben anhaftet und aller idealisierenden Bemühung zum Trotze von ihm nicht abzulösen ist" (w okolicy jednej trzeciej pierwszej części).

O najpowszechniejszym poniżeniu życia miłosnego (Über die allgemeinste Erniedrigung des Liebeslebens, 1912):

"Das Exkrementelle ist allzu innig und untrennbar mit dem Sexuellen verwachsen, die Lage der Genitalien - inter urinas et faeces - bleibt das bestimmende unveränderliche Moment. Man könnte hier, ein bekanntes Wort des großen Napoleon variierend, sagen: die Anatomie ist das Schicksal" (blisko końca całości).

Kultura jako źródło cierpień (Das Unbehagen in der Kultur, 1930):

"Man hat wahrscheinlich ein Recht anzunehmen, daß seine Bedeutung als Quelle von Glücksempfindungen, also in der Erfüllung unseres Lebenszweckes, empfindlich nachgelassen hat. Manchmal glaubt man zu erkennen, es sei nicht allein der Druck der Kultur, sondern etwas am Wesen der Funktion selbst versage uns die volle Befriedigung und dränge uns auf andere Wege. Es mag ein Irrtum sein, es ist schwer zu entscheiden Folgende. [...] Am tiefsten reicht aber die Vermutung, [...] daß mit der Aufrichtung des Menschen und der Entwertung des Geruchssinnes die gesamte Sexualität, nicht nur die Analerotik, ein Opfer der organischen Verdrängung zu werden drohte, so daß seither die sexuelle Funktion von einem weiter nicht zu begründenden Widerstreben begleitet wird, das eine volle Befriedigung verhindert und vom Sexualziel wegdrängt zu Sublimierungen und Libidoverschiebungen. [...] An der Tatsache des «Inter urinas et faeces nascimur» nehmen alle Neurotiker und viele außer ihnen Anstoß. Die Genitalien erzeugen auch starke Geruchsempfindungen, die vielen Menschen unerträglich sind und ihnen den Sexualverkehr verleiden" (koniec czwartej części).

[25] Havelock Ellis, Studies in the Psychology of Sex, tom VI: Sex in Relation to Society, F. A. Davis Company, Filadelfia 1910, s. 120:

"We may regard as a special variety of the ascetic view of sex, - for the ascetics, as we see, freely but not quite legitimately, based their asceticism largely on aesthetic considerations, - that insistence on the proximity of the sexual to the excretory centres which found expression in the early Church in Augustine's depreciatory assertion: «Inter faeces et urinam nascimur» and still persists among many who by no means always associate it with religious asceticism".

[26] Ernest Crawley, Studies of Savages and Sex, redakcja Theodore Besterman, Methuen, Londyn 1929 (reprint 1969), s. 64: "«Inter faeces et urinam nascimur» is Augustine's famous epigram".

Georges Bataille, L'Érotisme, [w:] Œuvres complètes, tom X, Gallimard, Paryż 1987, s. 60: "Saint Augustin insistait péniblement sur l'obscénité des organes et de la fonction de reproduction. «Inter faeces et urinam nascimur», disait-il «Nous naissons entre la fiente et l'urine»" (Bataille przytaczał tego fałszywego św. Augustyna także w innych pracach).

Lawrence Durrell, Livia or Buried Alive, Faber and Faber, Londyn - Boston 1978, s. 263: "A quotation came into his mind. Inter faesces [sic!] et urinam nascimur. Yes, it was appropriate enough. It had been, after all, Augustine's «City of God», transplanted once upon a time to this green and innocent country" (nb. faesces zamiast faeces to nie literówka, bo w innej powieści Durrella z kwintetu awiniońskiego, Monsieur, or The Prince of Darkness, pisownia jest identyczna).

I na koniec raz jeszcze niezawodna w powtarzaniu modnych fantazji Simone de Beauvoir: "Św. Augustyn ze zgrozą podkreśla bliskie sąsiedztwo organów seksualnych i wydalniczych: Inter faeces et urinam nascimur" (Druga płeć, tom I: Fakty i mity [sic!], przekład Gabriela Mycielska, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1972, s. 254). Nb. wybitny historyk wczesnego chrześcijaństwa, Robert M. Grant, określił kompetencje Simone de Beauvoir w tym przedmiocie bardzo zwięźle: "Her picture of the Fathers is nothing but a parody" (w recenzji książki Petera Browna ogłoszonej w "Church History" 1994, tom 63, nr 2, s. 256).

[27] Stanisław Lem, Dzieła zebrane, tom 25: Fantastyka i futurologia, tom II, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 243:

"[...] dawno temu jeden z pierwszych seksuologów, Havelock Ellis, jeśli się nie mylę, powiedział, że seks, być może, zmieniłby swój charakter, gdyby podległ anatomicznej translokacji. Rozumowanie szło takim torem: dla zwykłej ekonomii środków połączyła ewolucja narządy rozrodcze z końcowymi odcinkami układów wydalniczych, i to, że inter faeces et urinam nascimur, jak również to, iż taką lokalizację posiada ziszczenie atrakcji miłosnej, bywało kamieniem obrazy dla typowo sublimacyjnych, uwznioślających robót, jakich się kultura ima, przystępując do ciała ludzkiego".

[28] Stanisław Lem, Godzina przyjęć profesora Tarantogi, [w:] Stanisław Lem, Powtórka, Iskry, Warszawa 1979, s. 117-118. Jak to u Lema, nie mogło się też obyć bez prognoz, jakie usprawnienia zostaną w związku z tą naszą skandaliczną cielesnością wprowadzone w przyszłości. "Dalej, różnice płci są dziś skrajne, każdy jest albo kobietą, albo mężczyzną, i koniec. Temu się zaradzi. Stopniowe przejścia, subtelne gradacje otworzą nowe horyzonty miłości" (s. 121). Albo: "nie będzie już wizyt lekarskich, bo centralny dozór zdrowia zdalnie będzie się opiekował biegiem życiowych procesów każdego obywatela, aby w razie potrzeby drogą radiową rozpocząć leczenie..." (s. 122). I co, może się nie sprawdziło?

[29] Stanisław Lem, Wizja lokalna, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1982, przypis na stronie 118. Akurat ten wiersz to niestety tylko apokryf udający utwór encjański (u Encjan do zapłodnienia dochodzi wyłącznie w biegu, stąd "w pędzie dziewczę me zapylę"). Jednak dość niechlujnie podrobiony, bo jak wiadomo na Encji nie ma pszczółek, różyczek i motyli.

Kto ciekaw, jak Lem komentował te strofy (oraz sam problemat "zrostu narządów wydalniczych z rozrodczymi u ziemskich ssaków", s. 111) w rozmowach ze Stanisławem Beresiem, niech zajrzy w nich na koniec rozdziału "W pajęczej sieci".

Nb. również w Wizji lokalnej przy okazji rozważania tego problematu nie obyło się bez świętego Augustyna:

"Ileż [ludzie] musieli się namęczyć i samooszukiwać, żeby teza o kreacji na obraz i podobieństwo Najwyższego uzgodniła im się ze zrostem narządowym, nad którym święty Augustyn w popłochu wykrzyknął, że «inter faeces et urinam nascimur»" (s. 123).

Ale zmyślać w powieści to żaden grzech.

[30] Man of the Year (2006, reżyseria i scenariusz Barry Levinson), w okolicy 32 minuty: "You have people saying: «Intelligent Design. We must teach Intelligent Design». Look at the human body, is that intelligent? I find it more interesting. You have a waste processing plant next to a recreation area".

Nb. żart ten powtórzył rok później Stephen Fry na końcu pierwszego odcinka piątej serii brytyjskiego programu rozrywkowego QI. W jego wersji brzmiał on tak: "How do you know that God is a civil engineer? Because when he designed the human body, he put the recreation area right next to the sewage outflow". Była w tym odrobina perwersji, ponieważ Fry jest jawnym homoseksualistą, a taki podział traci sens w wypadku kogoś, kto potrafi znaleźć walory rekreacyjne również w głównej rurze kanalizacyjnej.

[31] Naturalnie dalej można napotkać rozmaite residua kulturowe. Na przykład jeden z zespołów metalowych (które ideowo rzadko wykraczają poza fantazje Aleistera Crowleya) w tym samym 2006 roku, w którym Robin Williams kpił z mało inteligentnie zaprojektowanego ludzkiego ciała, jak najpoważniej warczał i charczał przy wykonywaniu piosenki "Between Shit and Piss We Are Born" (Anaal Nathrakh, druga ścieżka na płycie Eschaton).