EBENEZER ROJT

Wojciech Orliński poleca romans z pedofilem
albo twórcze pisanie po amerykańsku

Mimo dramatycznego tematu ta lektura fascynuje i podnosi na duchu. To opowieść dziewczyny, której całe życie upłynęło wśród patologii. Chora psychicznie matka, skory do bicia ojciec, a do tego wieloletnie molestowanie przez pedofila. Ale przerwała ten krąg przemocy i zaczęła normalne życie.
Tak o książce Margaux Fragoso Zabawa w miłość napisał Wojciech Orliński w rekomendacji na ostatniej stronie okładki [1], a potem jeszcze dodatkowo omówił ją w niewielkim artykule [2]. Książka opowiada historię siedmioletniej dziewczynki, Margaux, która poznaje starszego o 44 lata Petera i stopniowo wchodzi z nim w osobliwą przyjacielsko-erotyczną relację. Trwa to wiele lat i rozwija się bardzo powoli, bez żadnych gwałtów czy lochów w stylu Fritzla (choć czasem akcja dzieje się w piwnicy). Dziewczynka żyje poza tym całkiem zwyczajnie i bez problemu zdaje z klasy do klasy. O tym zaś, że spotyka się ze swoim "przyjacielem", wie sporo osób; coś tam nawet podejrzewających, bo w pewnym momencie sprawą interesuje się opieka społeczna. Ale para głównych bohaterów idzie w zaparte i romans trwa dalej. Dlaczego więc w ogóle się kończy? Według Orlińskiego kończy się, bo:
Oprawca po prostu umarł i to jest bodajże jedyna zaleta starych pedofilów. Za sprawą samej biologii nie mogą bardzo długo krzywdzić swoich ofiar.
Orliński zmyśla. Autorka już w drugim zdaniu na pierwszej stronie książki jasno napisała:
Nasz związek trwał lat piętnaście, aż do samobójczej śmierci Petera, wówczas sześćdziesięciosześcioletniego (s. 9; kursywa moja)
Nic się więc nie skończyło "za sprawą samej biologii". Peter popełnia samobójstwo. Trochę ze strachu przed zdemaskowaniem, ale trochę też w poczuciu opuszczenia, gdyż bohaterka zdążyła już wcześniej rozluźnić ich symbiotyczną więź: ma teraz chłopaka i własne życie. Bo Margaux bynajmniej nie występuje w tej historii wyłącznie w roli biernej ofiary. Toteż Orliński znów zmyśla określając ją mianem "zahukanej dziewczynki". Znacznie bliżej jej bowiem do typu bezczelnej smarkuli, czy nawet perwersyjnej Nabokovowskiej Lolity [3]. To ona inicjuje znajomość z Peterem - bez żadnej zachęty z jego strony. Także później zdaje się dobrze wiedzieć, czego chce. Wprawdzie autorka oznajmia w posłowiu, że "gruntowne przemyślenie wszystkiego, co mnie spotkało, ujawniło liczne przykłady tego, w jaki sposób Peter manipulował mną i moją rodziną" (s. 305), ale wygląda to na poprawnościowy frazes dodany dla uspokojenia czytelników [4]. W każdym razie w samej książce trudno te "gruntowne przemyślenia" i "liczne przykłady" znaleźć.

Nonsensem opartym na zmyśleniu jest również główna teza artykułu Orlińskiego, jakoby Margaux była przykładem zastraszonego i potulnego dziecka, które rodzice nauczyli przesadnego "szacunku i posłuszeństwa wobec starszych" - co rzekomo wykorzystują pedofile. Kiedy ojciec podstępem każe ją u fryzjera krótko ostrzyc (Margaux ma wtedy bodaj 9 lat i wie, że jej długie włosy podobają się Peterowi), "posłuszne dziecko" na ulicy krzyczy "na całe gardło": "Nienawidzę cię!", "Ani mi się waż" i "Mam gdzieś, co sobie myślisz! (s. 83). Brak potem wzmianki, by ten rzekomo "skory do bicia ojciec" (ale tylko w fantazji Orlińskiego) dał jej za to choć małego klapsa.

"Z opisu Fragoso wynika, że molestujący ją Peter nie miał szans na normalny seks" - zmyśla dalej Orliński w najlepsze. Kiedy Margaux zaczyna spotykać się z Peterem, żyje on w wolnym związku z miłą Latynoską "o imieniu Inès". Rzeczywiście jest już stary i coraz mniej atrakcyjny, a jego możliwości jako kochanka są dodatkowo ograniczone dawnym urazem kręgosłupa (Peter żyje z renty). Niemniej wcześniej miał dwie żony (z drugą z nich nawet cztery córki, s. 197), a z Inès przestał sypiać dopiero po bliższym poznaniu Margaux:

Peter wyjaśnił, iż przed ponad trzema laty powiedział jej [Inès], że nie mogą dłużej ze sobą sypiać. Było to na krótko po tym, jak się do siebie zbliżyliśmy [...] (s. 147).
Następujący potem opis "psychologii pedofila" to znowu wyłącznie fantazja Orlińskiego. Najpierw Orliński raz jeszcze powtarza bajkę, jakoby Peter był skazany na małe dziewczynki, bo bał się umówić "na randkę z dorosłą kobietą", a potem dodaje dwa nowe zmyślenia. Że Peter wywoływał w Margaux lęk "przed gniewem rodziców", i że zwabiał ją, okazując zainteresowanie, "którego jej brakowało w domu rodzinnym". W książkowej rzeczywistości Peter nie tylko nie odwołuje się do "gniewu rodziców", ale przeważnie ich autorytet podważa! Z kolei znajomość z nim to dla Margaux nie żadna banalna namiastka rodzicielskiej czułości, ale coś o wiele ciekawszego. To fascynująca i niepowtarzalna zabawa, w której Peter, tak niepodobny do innych dorosłych i pełen niesamowitej wyobraźni, zachowuje się jednocześnie jak duże dziecko. Tego żadni zwyczajni rodzice nie mogliby jej zapewnić.

Inna sprawa, czy Peter w ogóle pasuje do sylwetki psychologicznej standardowego pedofila [5]. On również, jako partner Margaux-Lolity, jest wariacją na temat Humberta Humberta. Postacią literacką, a nie przypadkiem medycznym! Jego pragnienia w żadnym razie nie dają się sprowadzić do psychiatrycznego standardu w rodzaju "lubieżnej fascynacji ciałem niedojrzałej płciowo dziewczynki". Gdy Margaux zaczyna stawać się kobietą, Peter nie tylko jej nie zostawia w poszukiwaniu nowej, młodszej ofiary, ale przeciwnie - temperatura erotyczna ich związku zdecydowanie rośnie [6]!

Po wyliczeniu zmyśleń Orlińskiego pora na kilka słów o samej książce. Wydawca informuje, że autorka "obroniła doktorat z twórczego pisania na Uniwersytecie Binghamton". W przekonaniu pedagogów z tego uniwersytetu twórcze pisanie polega chyba głównie na wypisywaniu mnóstwa rozmaitych nieistotnych szczegółów. Jeśli chce się napisać, że gdzieś był chomik, to trzeba dodać, że był brązowo-biały, a jego klatka nieduża i siatkowa. Nie wolno też napisać zwyczajnie, że były rybki, ale że były "pomarańczowe, czarne i nakrapiane" oraz że "lawirowały wśród podwodnych roślin, kamiennego domku, kamiennej syreny i kamiennej ropuchy, mijając wiatrak z którego leciały bąbelki" (s. 27).

Trzeba też w każdej sytuacji koniecznie napisać, co kto jadł. Na przykład, że "mama jadła swojego tuńczyka z ryżem, a Peter i ja salami i provolone na włoskim chlebie, nasączonym octem i oliwą" (s. 34). Albo: "Otworzyłam torebkę i wciągnęłam w nozdrza aromat zupy wonton i smażonego ryżu z homarem" (s. 294). Jak łatwo się domyślić, takie twórcze pisanie daje w rezultacie tempo narracji znane uczniom polskich szkół z lektury Orzeszkowej. Zarazem nie należy się łudzić, że ktoś się tym tuńczykiem albo homarem zadławi, co choć trochę pchnie akcję naprzód. Zjedzą do końca, a czytelnik tylko się obliże.

Książkę reklamuje się jako autentyczne wspomnienia autorki, z czego wynika, że wszystkie te chomiki, rybki, najrozmaitsze menu oraz setki innych szczegółów zapamiętała przeszło dwadzieścia lat wcześniej mała dziewczynka, a Margaux Fragoso teraz zwraca je niczym magnetofonowa taśma [7]. Ja wprawdzie nie pamiętam, co jadłem tydzień temu, ale może właśnie na tym polega trauma, że się do końca życia pamięta raz zjedzone provolone. Autystyczne dzieci podobno też tak czasem potrafią. Z drugiej jednak strony trauma spowodowała również pewne spustoszenia w pamięci autorki, wskutek czego nie bardzo trzyma się kupy biografia jej głównego bohatera [8]. Jeśli ktoś nadal wierzy, że ma tu do czynienia z "prawdziwą historią", jest naiwny jak dziecko wabione przez pedofila [9].

W sumie Zabawa w miłość to twórcze połączenie harlequina z soft (a czasem hard) porno [10], miejscami w miarę sprawne, miejscami grafomańskie [11]. Raz trochę romansu, raz trochę seksu oralnego itp. itd. Całość zaś została obudowana antypedofilskimi deklaracjami na tyle zręcznie, że amatorzy pedofilskich podnietek mogą sięgnąć po tę książkę bez obaw [12]. W razie czego nawet samym sobie wytłumaczą, że nie interesują ich pupy małych dziewczynek, ale ich "traumy", i to nad nimi empatycznie się pochylają. Tak tylko przy okazji z wypiekami na twarzy podpatrując, skąd się te traumy wzięły. Przy tej profesjonalnej manipulacji wydawców oszustewka przeciętnego pedofila to czysta amatorszczyzna.

Wojciech Orliński uznał tę lekturę za fascynującą. Ktoś nieżyczliwy mógłby po takim wyznaniu podejrzewać, że być może należy on do tych mężczyzn, w których jest - jak to sformułował inny znawca przedmiotu - "przynajmniej kawałek z małego pedofila" [13]. Na szczęście okazało się, że Orliński wcale książki nie czytał i jest w nim - cóż za ulga! - jedynie kawałek z małego kłamczuszka.

A to już przecież tylko grzech powszedni [14].

[1] Margaux Fragoso, Zabawa w miłość. Prawdziwa historia uwiedzionego dziecka, przekład Magdalena Moltzan-Małkowska, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011. Polski wydawca zmienił oryginalny tytuł Tiger, Tiger, bo w Polsce mało kto skojarzyłby to z wierszem Williama Blake'a. Zresztą harlequinowa Zabawa w miłość trafniej odpowiada zawartości. Wydawca ujednoznacznił również podtytuł, podkreślając, że jest to "prawdziwa historia", co oryginalne A Memoir jedynie sugeruje, nie wykluczając jednak literackiej kreacji. W polskim wydaniu brak też adnotacji umieszczonej w oryginale na stronie metryczki, że imiona i dane identyfikacyjne niektórych osób opisanych w tej książce zostały zmienione.

[2] Wojciech Orliński, Dzieci, które słuchają dorosłych, "Gazeta Wyborcza, dodatek "Wysokie Obcasy", 21 maja 2011.

[3] Na tę oczywistą inspirację wskazywało wielu recenzentów Zabawy w miłość, zazwyczaj podkreślając jednak, że to zupełnie nie ten poziom. Zob. np. recenzję Jenny Diski ogłoszoną w "The Guardian", 9 kwietnia 2011 [Tiger, Tiger by Margaux Fragoso - review]. W samej książce wspomina się zarówno o Lolicie Nabokova, jej ekranizacji (s. 214-215), jak i o jakimś pornograficznym filmie z Lolitą w tytule (s. 201-203).

[4] Takich poprawnościowych frazesów jest w tej książce więcej. Gdy czytelnik dowiaduje się, że Peter jako dziesięciolatek został zgwałcony przez homoseksualistę, autorka natychmiast zapewnia: "nie był jednak homofobem; w Palisades Park podziwiał gejów, którzy otwarcie trzymali się za ręce, i zawsze podkreślał, że ich miłość nie jest gorsza od innej" (s. 288).

[5] "Miał dziwny nawyk oceniania mijanych dziewcząt i kobiet w skali od jednego do dziesięciu. 'Idzie ósemka. A tam szóstka z psem. Dwie piątki przy skrzynce na listy'. Nie zawracał sobie głowy kobietami powyżej trzydziestki, ale czterolatkami jak najbardziej" (s. 188; kursywa moja). Nie jest to wprawdzie całkiem niezgodne z tym, co dziś przyjmuje psychiatria, ale z pewnością nie pokrywa się z tym gazetowym obrazem pedofila lękającego się starszych kobiet, do którego odwołuje się Orliński. Zob. DSM-IV, tj. Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders, Fourth Edition, American Psychiatric Association, Washington 1994, s. 527: "Some individuals with Pedophilia are sexually attracted only to children (Exclusive Type), whereas others are sometimes attracted to adults (Nonexclusive Type)".

[6] Według DSM-IV pedofile, którzy wolą dziewczynki, na ogół wybierają te między 8 a 10 rokiem życia (s. 527: "Those attracted to females usually prefer 8- to 10-year-olds"). Natomiast w wypadku Petera i Margaux ich romans rozkręca się właśnie wtedy, gdy Margaux osiąga wiek Lolity, tj. staje się dwunastoletnią "nimfetką". Peter wprawdzie nie lubi dużych piersi oraz włosów łonowych (s. 188), ale adoruje w Margaux jej pączkującą kobiecość, nie zaś dziecko. "Miałam dwanaście lat i byłam kobietą. Miałam dwanaście lat i miłość płonęła we mnie jak ogień. Peter ukląkł przede mną jak przed ołtarzem, jakby widział i słyszał wyłącznie mnie, jakby dzięki mnie tylko zyskiwał rację bytu, i za to będzie mi dozgonnie wdzięczny" (s. 162).

[7] Ba, mała Margaux dokładnie zapamiętała nawet kretyńską - ale dla ośmiolatki z pewnością zbyt skomplikowaną - dyskusję o Hitlerze i Mansonie, jaką podobno prowadził z Peterem jej ojciec (s. 105-107) oraz uwagi ojca o wyższości Picassa nad Renoirem (s. 110). Nb. pierwsza wzmianka o tym, że narratorka prowadzi pamiętnik, pojawia się w książce dopiero na stronie 263, ale wtedy Margaux ma już chyba 17 lat.

[8] Margaux urodziła się w roku 1979. Peter jest od niej starszy o 44 lata, a więc urodził się w roku 1935. Na stronie 29 mówi, że urazu kręgosłupa nabawił się, gdy pracował jako cieśla w czasie wojny koreańskiej, czyli gdy miał najwyżej 18 lat (wojna koreańska skończyła się w roku 1953). Teoretycznie nie jest to chyba wykluczone, ale na stronie 103 dodaje: "Byłem ślusarzem, zanim dorobiłem się kłopotów z kręgosłupem", a więc musiał być ślusarzem przed 18 rokiem życia. Z kolei na stronie 197 jest wzmianka, że "ślusarzem został znacznie później, po rozwodzie z drugą żoną". Wszystkich tych informacji (urodzony w roku 1935, najpierw dwa małżeństwa, potem ślusarz, potem wojna w Korei) uzgodnić się nie da. Autorka najwyraźniej nie dostrzega tych sprzeczności.

[9] Tym bardziej że Zabawa w miłość to wzorcowy przykład misery memoirs, ulubionego gatunku wszelkiego rodzaju oszustów, mitomanów oraz nieszczęśliwców, którzy swoje rzeczywiste, ale nudne i szare nieszczęścia przerabiają na barwne opowieści, zarazem szczegółowe i niezborne.

[Dopisek] We współczesnej literaturze polskiej najbardziej znanymi misery memoirs są książki Halszki Opfer (pseudonim; Opfer to po niemiecku "ofiara"): Kato-tata. Nie-pamiętnik i Monidło. Życie po Kato-tacie. Również w tym wypadku oprawca w chwili napisania książki już nie żyje, autorka ma zaś w związku ze swoją tragiczną historią ogromny apetyt na sławę, co znać nawet po jej wpisach na Twitterze:

"Po traumatycznych przeżyciach dzieciństwa (molestowanie przez ojca) postanowiłam jako pierwsza w kraju przełamać tabu milczenia na ten temat. Moje książki są lekturą na wydziałach psychologii na kilku uniwersytetach. Nie jest to lektura łatwa ani przyjemna w odbiorze".

"Zapraszam do współpracy wszystkich poważnych producentów filmowych oraz dziennikarzy. Oferuję profesjonalnie napisany i opracowany scenariusz o mojej historii. Scenariusz nosi roboczy tytuł - «Życie według Halszki O.»" (Twitter, 16 stycznia 2018).

Wygląda jednak na to, że ruch "Me too" wypchnął z rynku takie ambitne amatorki i dzisiaj trzeba być już molestowaną przez znanego celebrytę z branży filmowej lub politycznej, by w ogóle zwrócić na siebie uwagę.

[10] Nie przesadzam. Cytowana wyżej Jenny Diski pisze: "With all its explicit sex, melodramatic conversations and dogged chronological detail,Tiger, Tiger is as dreary a read as soft porn". Z kolei Lorna Bradbury w recenzji ogłoszonej w "The Telegraph" ujęła to tak: "It delivers a stomach-churning kind of paedophile porn, and seems to delight in thrilling the reader".

Jeszcze mocniej od obu pań zareagował mężczyzna, Wesley Yang, który uznał, że: "A scene in which an 8-year-old Fragoso begs to be spared the oral-genital contact that Curran is urging upon her is perhaps the most indecent thing published in any major book of the last decade" ("New York Magazine", recenzja została zatytułowana Indecent Exposure, co jest terminem używanym zazwyczaj na określenie wybryków ekshibicjonistów. Natomiast, przypominam, Wojciecha Orlińskiego "ta lektura fascynuje ".

[11] I nie jest to wina tłumaczki. Wprawdzie takie frazy, jak "Woda była przejrzystym bezmiarem błękitu, który pochłaniał moje ociekające ciało" (s. 22), czy "zanurzyłam rękę w długiej sierści o barwie jesiennych liści" (s. 27), brzmią koszmarnie, ale w oryginale nie jest wcale lepiej: "The pool water was a clear, light, wide-open blue that spread itself to take in my wet, bulleting body" (s. 16); "I plunged my hand into his long autumn-colored fur" (s. 22). Cytuję wydanie: Margaux Fragoso, Tiger, Tiger. A Memoir, Farrar, Straus and Giroux 2011.

[12] Podobno autorka zapytana mailem przez Orlińskiego, czemu w książce jest tyle drastycznych opisów, odpowiedziała, że to dlatego, bo "pisanie tej książki było dla niej samej aktem terapii. A nie ma innego sposobu na radzenie sobie z traumą niż zaatakowanie jej frontalnie ('head on'). Kontynuowanie zmowy milczenia, którą na ofierze wymusił sprawca, będzie tylko przedłużało depresję. Trzeba to z siebie wyrzucić nawet kosztem ujawnienia drastycznych szczegółów - to przecież obciąża pedofila, a nie wykorzystywaną dziewczynkę". Jest to spory postęp taktyczny w stosunku do wcześniejszych wypowiedzi, w których prostodusznie przyznawała, że seksu domagał się wydawca, bo bez pornografii czytało się to jak romans: "She told the Globe and Mail: 'I didn't want to write about the sex, but encouragement [from editors and creative writing professors] came about because in earlier drafts, without that horrifying sexuality, it read as a romance". Zob. 'A paedophile can make a child's world ecstatic': Anger at girl's book that reveals her affection for 15-year abuser.

Wypada jednak zauważyć, że oprócz scen z "wykorzystywaną dziewczynką" są też w tej książce dość dokładne opisy filmów pornograficznych oglądanych przez bohaterów (s. 202-203), a także opisy zdjęć z czasopism gejowskich! Dla czytelnika kolejna trauma do przerobienia. Zob. np. s. 230: "Na jednym ze zdjęć muskularny mężczyzna trzymał za włosy twinka, który energicznie i z pełnym zaangażowaniem ciągnął mu druta. Ze scenki biła czułość; oto prawdziwa synergia, pomyślałam". Nb. tym razem rozmyślającą o "prawdziwej synergii" czternastolatkę zmyśliła tłumaczka. W oryginale mowa jest o a cooperative energy (Tiger, Tiger, s. 239).

[13] Zob. wywiad Magdy Gessler z Piotrem Najsztubem Kłamiesz, Piotrek, kłamiesz! zamieszczony w "Gali" z 26 lipca 2011: "W każdym mężczyźnie jest przynajmniej kawałek z małego pedofila". Ma się rozumieć, "każdy mężczyzna" znaczy tu tyle, co "każdy mężczyzna, który jest takim mężczyzną, jak Piotr Najsztub".

Nb. podobną opinię wygłasza w książce Fragoso pedofil Peter: "Wszyscy faceci lubią dziewczynki, czy się do tego przyznają, czy nie. Większość po prostu nie mówi prawdy. No bo skąd wzięłoby się nagle tyle filmów [chodzi o filmy pornograficzne], gdzie starsze dziewczęta przebierają się za młodsze" (s. 203). Dla prawdziwych pedofilów takie wypowiedzi muszą być miodem na ich skołatane serca.

[14] W wypadku Orlińskiego nawet bardzo powszedni. W innym artykule udawał z kolei, że czytał Arystofanesa: "W komedii Arystofanesa Lizystrata kończy wojnę peloponeską, namawiając greckie kobiety, by te odmawiały seksu swoim mężczyznom, dopóki nie zaprzestaną oni absurdalnej wojny. W finale ateński przywódca Kinezjasz zawiera pokój ze spartańskim wysłannikiem. Straże początkowo nie chcą wpuścić posłańca, bo podejrzewają, że "skrywa lancę pod tuniką", ale Kinezjasz wyjaśnia im, że sam od dawna ma podobny problem "lancy pod tuniką" za sprawą zwodniczych manewrów swej żony Myrrhiny (chór starców złośliwie przy tym rechocze)". W Lizystracie takiej sceny nie ma. Jest to zmyślenie na motywach kilku poplątanych wątków z trzeciego epejsodionu tej komedii (czyli nawet nie z finału). Może Orliński widział kiedyś jakąś twórczą inscenizację Lizystraty? Zob. Wojciech Orliński, Lanca pod tuniką czyli jak obalić patriarchalizm, "Gazeta Wyborcza", dodatek "Duży Format", 11 sierpnia 2011.