Mają też Żydzi - pisał młody Bolesław Prus - pewne, zewnętrzne wprawdzie, lecz niesympatyczne cechy, które nas od nich odstręczają. Połamany język, wielka zarozumiałość, samochwalstwo i pomiatanie uboższymi- a jego słowa zacytowała dr Alina Cała na początku swojej skromnej ośmiostronicowej rozprawki Zapożyczenia z mowy żydowskiej w narracji antysemickiej [1]. Rozprawkę tę, widocznie jej zdaniem szczególnie udaną, wymieniła również pośród swoich osiągnięć badawczych, stanowiących podstawę postępowania habilitacyjnego [2].
Skromność rozprawki będzie tu zaletą, dotąd bowiem brałem na warsztat wyłącznie grube i grubsze książki dr Całej [3], a w takim wypadku ile by nie wytknąć bałamuctw, choćby największego kalibru, dla niektórych zawsze będzie mało. I cóż z tego - powiedzą - że na 900 stronach jest tuzin (dwa tuziny, trzy tuziny...) bzdur, skoro to tylko drobny ułamek całości i, kto wie, może złośliwie wydłubany. Tym razem jednak przeczytam całość, strona po stronie, więc jakiekolwiek wydłubywanie w ogóle nie wchodzi w grę.
Niechlujstwo zaczyna się już od tego cytatu z Prusa. Bez wątpienia skądś na chybcika odpisanego i dlatego adres bibliograficzny wygląda u Całej tak: "[Prus 1953: 223]", co z kolei odsyła do pozycji opisanej w bibliografii jako: "Prus Bolesław, 1953, Kroniki, Warszawa: PIW" (Zapożyczenia, s. 8). Tyle że taka książka nie istnieje, a odpowiedniego tomu Kronik (których jest w tej edycji dwadzieścia) autorka nawet nie widziała na oczy. Naprawdę cytat ten pochodzi z drugiej części pierwszego tomu Kronik, wydanego w roku 1956. Oto jakimi szacherkami kończy się pospolite lenistwo [4].
Kolejny cytat (a to wciąż jeszcze pierwsza strona rozprawki) ma wprawdzie na końcu prawidłowy adres bibliograficzny (Cohn Adolf Jakub, 1879, O żargonie żydowskim, "Izraelita", nr 22, s. 179), ale już w tekście strona 179 zmieniła się na stronę 1. Natomiast Cała od lat uparcie psuje polszczyznę Cohna, cytując go już co najmniej po raz trzeci z tymi samymi usterkami (bo za każdym razem odpisuje ten cytat od siebie samej) [5].
Skąd przepisała tytuły rozpraw Teofila Merunowicza wymienione na początku strony drugiej, nie wiem, ale nazywa je "pamfletami", a w jednym wypadku myli o kilkanaście lat datę wydania i na pewno nie jest to literówka [6].
Dwa zdania dalej twierdzi, że takie zapożyczenia z jidysz, jak "geszeft" czy "machlojka", były z początku bardzo rzadkie.
Próżno szukać tych wyrazów w publicystyce "Głosu" (1886-1894), "Przeglądu Wszechpolskiego" (1896-1905) czy w tekstach programowych Romana Dmowskiego, publikowanych przed rewolucją 1905 r. Słowo "geszeft" pojawiało się w narracji antysemickich nacjonalistów dopiero przed pierwszą wojną światową, zwłaszcza w endeckich pismach brukowych (Zapożyczenia, s. 2)."Próżno szukać" - i pewnie dlatego w ogóle nie szukała. Specjalistka od antysemityzmu nawet nie czyta Dmowskiego! Przecież już w Myślach nowoczesnego Polaka (pisanych w 1902 roku) są "geszefciarze" [7]. I naturalnie jest u wczesnego Dmowskiego (tego sprzed roku 1905) również "geszeft". W Programie "wszechpolskim" pisał na przykład:
[...] polityka stała się tu jednem z najgłówniejszych pól do robienia osobistej karyery materyalnej. [...] To sprawia, że wszędzie w podobnych warunkach polityka słabsze charaktery bardzo łatwo wypacza i ze szlachetnej pracy dla dobra publicznego zamienia się u nich w brudny geszeft, wyzyskujący sprawy publiczne z krzywdą ogółu dla widoków osobistych ("Przegląd Wszechpolski", wrzesień 1902, nr 9, s. 647; ciągła numeracja w ramach rocznika) [8].Bo i dlaczego Dmowski nie miałby pisać "geszeft", skoro przed rokiem 1905 używał tego słowa także socjalista Żeromski, jeszcze wcześniej Prus [9], a w Ziemi obiecanej geszeftu jest tyle, że już bez trudu znajdziecie go sobie sami.
Toteż banialuki, że geszeftu "próżno szukać" - i to banialuki nie w pobocznej dygresji, lecz ściśle związane z tematem pracy - z miejsca dyskwalifikują ten artykulik dr Całej, ale dalej jest jeszcze gorzej:
W drugiej połowie XIX w. bardzo popularne były krotochwile Aleksandra Ładnowskiego, na przykład Kimedia pod tytułem Żiwi i umarły czyli Powstanie na kuszer albo Psy wilka pożarły lub Tajfel Lorbe Fuszer, Żicie i śmierć Jaśnie wielmożnego Święte Pamięciów Pana Rzegote Zajońćkowski, gojm a grojsse inkwizytor oraz Berek zapieczętowany, albo Żyd w beczce [...]. Żydowski bohater tych błazenad co chwila popadał w śmieszne tarapaty, odgrywane na scenie za pomocą nagłych fikołków oraz towarzyszącego im okrzyku "gewałt", nieodmiennie budzącego śmiech publiczności, bowiem słowo to kojarzyło się nieprzyzwoicie (Zapożyczenia, s. 2).Alina Cała zajmuje się kwestią żydowską w dziewiętnastowiecznej Polsce już dobrze ponad trzydzieści lat. Doktoryzowała się z tej problematyki! Ale przez wszystkie te lata nawet nie udało jej się przeczytać tych kilku - jak sama pisze - bardzo popularnych utworów, co można zrobić z powodzeniem w ciągu jednego wieczoru. Ba, nie miała ich nawet w ręku! Mniejsza już o to, że ich tytuły pisze z błędami [10], ale gdyby je nawet tylko przekartkowała, wiedziałaby, że Kimedia... i Żicie... to nie są żadne krotochwile do wystawiania w teatrze, tylko satyryczne wiersze! Natomiast Berek zapieczętowany i Żyd w beczce to dwa całkiem różne utwory, w ogóle do siebie niepodobne, a nagłe fikołki dałoby się od biedy zaaranżować (bo i czegóż to reżyserzy nie aranżują!) jedynie w ostatnim z nich, zresztą błędnie przypisanym Ładnowskiemu [11].
Jeśli zaś chodzi o słowo "gewałt", które rzekomo "kojarzyło się nieprzyzwoicie", to czy Całej w dzieciństwie nigdy nie czytano Małpy w kąpieli Aleksandra hrabiego Fredry? Gdyby uzupełniła przynajmniej tę podstawową lekturę, wiedziałaby, że małpi okrzyk "Aj gwałtu!" (bo ukrop piecze) brzmiał w tamtych czasach zgoła niewinnie (podobnie jak znacznie częstsze "Gwałtu, rety!") [12].
Dalej na stronach 2 i 3 są u Całej przykłady jidyszyzmów niechlujnie wypisane z jednego rocznika "Myśli Narodowej" (lub niechlujnie od kogoś przepisane). Kilka wyrywkowo sprawdziłem. Niestety, oba odnośniki wskazujące na 35 numer "Myśli Narodowej" z 1924 roku są błędne. Tego, co Cała cytuje, w tym numerze nie ma. Same przykłady też są czasem dziwaczne. Czy "polityka [...] echt krakauerska" to jidyszyzm? Albo takie igraszki (autorstwa Adolfa Nowaczyńskiego), jak "Gedali Pupek Belmont" czy "Bene-Ryk Hertz". To mają być "zapożyczenia z mowy żydowskiej? Czy jakiś Żyd mówil kiedykolwiek na Leo Belmonta "Gedali Pupek", a na Benedykta Hertza - "Bene-Ryk"? Czy "Bene-Ryk" to po żydowsku?
Można się też od Całej dowiedzieć, że Konstanty Ildefons Gałczyński
swoich literackich konkurentów nazywał "alfonsami i sutenerami poezji", "Peipergudłajami i lokajami peipergudłajów", chorymi na "nieuleczalny tryper metafory", zarzucając im "talmudyczny, kabalistyczny kult słowa" oraz "straszącą izraelicką abstrakcję" (Zapożyczenia, s. 3).Aj, brzydki ten Konstanty! Ale znowu - gdzież tu zapożyczenia z mowy żydowskiej? Czy "alfons" albo "tryper" to jidysz? Bo chyba nie "abstrakcja"... [13].
Dwie kolejne strony to zbiór dość przypadkowych cytatów z książki Wojna żydowsko-niemiecka [14]. Niechlujnie poprzepisywane [15] i na ogół bez sensu, bo w wielu tych cytatach znowu nie ma ani jednego jidyszyzmu czy hebraizmu. Absolutnie nic [16]. Jest natomiast dużo uwag Całej o polskim antysemityzmie. Zdrowo dostaje się nawet autorowi "Nowego Dnia", podziemnego pisma związanego ze środowiskami demokratycznymi, za to, że ośmielił się odnotować w roku 1943 taką oto scenkę rodzajową:
Starsza wiekiem, lecz dostatnio ubrana, niemal dystyngowana Żydówka trzyma na kolanach dorodnego malca, wcinającego niedbale kawał czekolady. Dzieciak ma już całą gębę umorusaną na brązowo. Żydówka zajęta rozmyślaniem w pewnej chwili zwraca się do dzieciaka: - Moniek, ty świnia - jak się tak będziesz paskudził, nie dostaniesz więcej czekolady.Dla dr Całej pisanie czegoś takiego to, rzecz jasna, wprost okropny antysemityzm. Ale co w takim razie powiedzieć o Marku Edelmanie, który bez porównania ostrzej reagował na podobne ekscesy bogatych Żydów, zajadających się w getcie czekoladą i pomarańczami.
Myśmy uznali, że to poniżej godności: że jeść pomarańcze, kiedy tu żydowskie dzieci umierają z głodu, to skurwysyństwo. Więc paru zabiliśmy [...] [17].Im bliżej współczesności, tym większy w tej rozprawce groch z kapustą. Ktoś tam - podaje Cała - telewizję nazwał "Tel-Awizją", a ktoś inny Unię Wolności - "Sanhedrynem". Gdzieś ktoś napisał "hucpa", a jeszcze ktoś inny "rejwach"... Tym razem są to w sporej części wypisy z osławionej książki Zamiast procesu [18]. Znowu przypadkowe, niechlujne i znowu nic z nich nie wynika.
Pomiędzy nudnymi cytatami trafiają się zaś również i takie kwiatki:
Dla Narodowego Odrodzenia Polski (grupy skinów, wchłoniętej później przez Młodzież Wszechpolską) władze kraju były "koszerne" ("Łódzki szaniec" 2000, nr 5) (Zapożyczenia, s. 5).Narodowe Odrodzenie Polski jako grupa skinów wchłonięta przez Młodzież Wszechpolską? Kompetencje naukowe dr Całej nie sięgają w tym wypadku nawet poziomu Wikipedii. Poza tym - jeśli wierzyć Rafałowi Pankowskiemu - w Łodzi z tą zmianą barw organizacyjnych było akurat odwrotnie [19].
Jednak najciekawszą nowinę dr Cała zostawiła swoim czytelnikom na deser:
Po wojnie jom-kippurowej polskie media zostały zobligowane do ostrej krytyki Izraela i syjonizmu. Ówczesna kampania prasowa wprowadziła w obieg słowa hebrajskie, ale nie kalki z jidysz. Być może był to zabieg świadomy, próba uniknięcia odniesień do przedwojennego antysemityzmu w atakach na państwo żydowskie. Jeżeli nawet tak było, było to nieskuteczne. Miało i ma natomiast wpływ na język współczesnych antysemitów, którzy bodaj chętniej posługują się terminami hebrajskimi niż znanymi z przedwojennych źródeł parodiami jidysz. Wskazuje to na siłę rażenia propagandy moczarowskiej [...] (Zapożyczenia, s. 7-8).Ale wojna z 1967 roku, po której nastąpiła "kampania prasowa" i dała o sobie znać siła rażenia "propagandy moczarowskiej", to inaczej wojna sześciodniowa. Pomylić ją z wojną Jom Kipur z roku 1973, to jak pomylić powstanie listopadowe ze styczniowym. Niegdyś za taki mętlik w głowie miało się w szkole powszechnej poprawkę z historii.
Na szczęście dziś żyjemy w szczęśliwszych czasach. Również Rada Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie nie składała się z bezdusznych szczególarzy i dlatego uchwałą nr 185 z dnia 20 czerwca 2017 nadała dr Alinie Całej "stopień naukowy doktora habilitowanego w dziedzinie nauk humanistycznych w dyscyplinie historia, specjalność: historia społeczna XIX i XX wieku".
Nadała między innymi i za to dziełko, o którym wam tutaj opowiedziałem.
[1] Alina Cała, Zapożyczenia z mowy żydowskiej w narracji antysemickiej, "Studia Litteraria et Historica", 2012, nr 1, s. 1-8. Dalej cytuję jako Zapożyczenia z odpowiednim numerem strony w nawiasie okrągłym.
[2] Na stronie piątej swojego "Autoreferatu" (który można znaleźć tutaj) opisała ją następująco:
"Etno-lingwistyki dotyka mój artykuł Zapożyczenia z mowy żydowskiej w narracji antysemickiej, opublikowany w internetowym piśmie «Studia Litteraria Historica» (2012, nr 1), wydawanym przez Instytut Slawistyki UW".
Nie byłaby sobą, gdyby nawet przy takiej okazji nie zrobiła w tym jednym prostym zdaniu trzech byków. Słowo 'etnolingwistyka' zwykło się pisać bez dywizu, a pismo, które odważnie przyjęło jej dziełko, nosi tytuł "Studia Litteraria et Historica" i jest wydawane przez Instytut Slawistyki PAN.
[3] Kto chciałby wiedzieć, co z tego wynikło, niech przeczyta w OSOBACH: "Alina Cała na tropie antysemitów albo bzdury pospolite i ezoteryczne" oraz "Alina Cała - habilitacja. Część I albo jak przechytrzyć mędrców Syjonu".
[4] Rok 1953 to jedynie rok, w którym tę edycję Kronik rozpoczęto i wydano wtedy tom drugi. Felieton Prusa, z którego Cała zacytowała dwa zdania (drugie urwane bez zaznaczenia) ukazał się pierwotnie w jedenastym numerze siódmego tomu "Niwy" z 1 czerwca 1875 roku (Prus ma wtedy 28 lat), więc dla koneserów teraz cały akapit według pierwodruku:
"Mają też żydzi pewne zewnętrzne wprawdzie, lecz niesympatyczne cechy, które nas od nich odstręczają. Połamany język, wielka zarozumiałość, samochwalstwo i pomiatanie uboższemi, nie sąto przymioty miłe w towarzystwie. Lecz rada na to prosta: zbliżmy się do nich i żyjmy z niemi, a nadewszystko własnem postępowaniem pokażmy im wyższość skromności nad zadzieraniem nosa, a może i to się zmieni na lepsze (s. 862; numeracja ciągła w ramach tomu).
"Zbliżmy się do nich"! Prus bowiem pisze ten felieton jako zdeklarowany filosemita.
"Oho! powiecie, - przybył nam nowy żydofil i nieomylicie się. Jestem żydofilem i tak dalece równouprawniłem żydów w mojem szlacheckiem i chrześcijańskiem sercu, że nie wyróżniam ich od reszty moich ukochanych współmieszkańców kraju tutejszego, i że bez wahania przyznaję im ich zalety, a żartuję z ich wad i śmieszności, ile razy zdarzy się sposobność" (s. 861).
Ale Alina Cała znalazła u Prusa wyłącznie "pogardliwy stosunek do jidysz", który potem "przejęli antysemici" (Zapożyczenia, s. 1).
[5] Wcześniej cytowała Cohna w pracach: Alina Cała, Polacy niechciani. Z zagadnień asymilującej się inteligencji żydowskiej w Królestwie Polskim (1864-1897), [w:] Inteligencja polska XIX i XX wieku. Studia 5, redakcja Ryszarda Czepulis-Rastenis, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1987, s. 202 oraz: Alina Cała, Asymilacja Żydów w Królestwie Polskim (1864-1897). Postawy, konflikty, stereotypy, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1989, s. 271.
We wszystkich trzech wypadkach cytat wygląda tak:
"wyrodziła się z tąd gmatwanina, która będąc parodją wszystkich języków żyjących nie może mieć pretensji do żadnego z nich".
Naprawdę Cohn napisał prawidłowo "wyrodziła się ztąd" i postawił przecinek po "żyjących". Jak na ironię, Cała popsuła mu to zdanie w artykule, w którym sama oburza się na antysemitów złośliwie parodiujących kulawą polszczyznę Żydów.
[6] "[...] pamflety Teofila Merunowicza: Żydzi. Studium społeczne, O metodzie i celach rozpraw nad kwestią żydowską oraz Żydowscy radykaliści (wszystkie opublikowane w 1879 r.) [...]" (Zapożyczenia, s. 2). Rozprawy te liczą, odpowiednio, 224 strony, 63 strony i 208 stron. Żydowscy radykaliści nie ukazali się w roku 1879, lecz czternaście lat później i kończy się ten "pamflet" (zdaniem Całej - bezwzględnie antysemicki) wezwaniem:
"Przeciwko niemieckiemu antisemityzmowi, my podnieśmy w imię tradycyj naszego Wielkiego Sejmu hasło rzetelnego równouprawnienia żydów, prawdziwego ich uobywatelenia" (s. 205; wyróżnienie autora).
[Dopisek] Czytelnik, który pragnie pozostać anonimowy, zwrócił mi uwagę, że być może 'pamflety' wzięły się z angielskich 'pamphlets', tak właśnie nieudolnie spolszczonych (angielskie 'pamphlet' to w podstawowym znaczeniu polska 'broszura'). Na przykład Theodore R. Weeks pisząc o Merunowiczu używa sformułowania "Merunowicz had earlier published pamphlets on the Jewish problem". Zob. Theodore R. Weeks, Politics, Society, and Antisemitism. Peculiarities of the Russian Empire and Lithuanian Lands, [w:] The Vanished World of Lithuanian Jews, redakcja Alvydas Nikžentaitis, Stefan Schreiner i Darius Staliūnas, Rodopi, Amsterdam - Nowy Jork 2004, przypis 9 na stronie 55. To samo w: Theodore R. Weeks, From Assimilation to Antisemitism. The Jewish Question in Poland, 1850-1914, Northern Illinois University Press 2006, przypis 68 na stronie 206.
Nb. Weeks też jest niechlujem. Żydowscy radykaliści Merunowicza to u niego konsekwentnie Żydowscy radikaliści (Politics..., s. 58; From Assimilation..., s. 206 i 231). W Politics... myli też rok wydania O metodzie i celach... Merunowicza (daje 1893 zamiast 1879). Natomiast w From Assimilation... w przypisie 40 na stronie 192 pisze:
"An excellent overwiev of positivist attitudes toward Jews and assimilation is Alina Cała, Asymilacja Żydów w Królestwie Polskim (1864-1897). Postawy, Konflikty, Stereotypy (Warsaw: PIW, 1989), 216-67".
[7] Pisząc o polityce francuskiej, Dmowski tak ją podsumował:
"Takie warunki otwierają pole czynu jedynie najzwyklejszym geszefciarzom lub mężom stanu typu dziennikarsko-adwokackiego, a to, co stanowi wykwit narodowego ducha, odwraca się od sfery czynu ku kontemplacyi, ku szukaniu nowości w biernem używaniu życia, najwięcej ze wszystkiego demoralizującem duszę społeczeństwa" (Roman Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, wydanie drugie, Lwów 1904, s. 135).
A były to, przypomnę, czasy, gdy francuscy mężowie stanu jeszcze nie tulili się do czarnoskórych kryminalistów.
[8] Ma się rozumieć, nie tylko Dmowski pisał "geszeft". Dokładnie trzy lata wcześniej w "Przeglądzie Wszechpolskim" Zygmunt Wasilewski wzywał Orzeszkową, by powiedziała wprost, że coś tam napisała "dla geszeftu" (Z...i [Zygmunt Wasilewski], Listy warszawskie. IX, "Przegląd Wszechpolski", wrzesień 1899, nr 9, s. 539).
[9] Stefan Żeromski, Ludzie bezdomni. Powieść, t. II, nakład Bronisława Natansona, Warszawa 1900, s. 170. W opisie Sosnowca: "[...] miasto smutne dla oczu, dziwaczne, nieprawidłowe i zimne, jak geszeft pieniężny".
Bolesław Prus, Lalka. Powieść w trzech tomach, t. I, nakład Gebethnera i Wolffa, Warszawa 1890, s. 271-272. Rzecki rozmawia z Lisieckim o Szlangbaumie: "- Ależ to porządny człowiek... - Dla geszeftu... Dla geszeftu nazywał się też Szlangowskim, a teraz znowu Szlangbaumem, kiedy jego stary ma astmę". Dalej są też "geszefciarze" i "geszefciarstwo".
Nb. w gazetowym pierwodruku ("Kurjer Codzienny", 12 stycznia 1888, s. 2) zamiast "- Ależ to porządny człowiek..." Rzecki mówił "- Był na Syberji, narażał się...", co czyniło sugestię Lisieckiego o geszefcie już całkiem absurdalną, ale ponieważ w wydaniu książkowym cenzura starannie usuwała wszelkie wzmianki o Syberii (początkowo w gazecie przepuszczane), były powstaniec Szlangbaum został na kilkadziesiąt lat (aż do edycji Lalki w opracowaniu Zygmunta Szweykowskiego) jedynie porządnym człowiekiem.
[10] Nie "Żiwi", ale "Żywy"; nie "Jaśnie wielmożnego", ale "Jaśniewielmożnego"; nie "Święte Pamięciów", ale "Świente Pamięciuf"; nie "Zajońćkowski, gojm", ale "Zaiońć Kowskigojm".
Nb. w oryginale tytuły są pisane wersalikami branymi z kilku czcionek, w których chyba czasem brakowało polskich znaków, toteż ich uzupełnienie oraz używanie wielkich/małych liter musi być arbitralne i tego nie tykam. Również tego, że Cała urywa tytuł Żicia..., bo zajmuje on niemal całą stronę tytułową (liczy ponad sto słów!).
[11] "Niezrozumiałe jest zaś przypisywanie Ładnowskiemu autorstwa innej, bardzo popularnej komedioopery żydowskiej pt. Żyd w beczce. Mimo że ta farsa była dość często grana w teatrze krakowskim za czasów Ładnowskiego, ani razu jednak nie została podpisana jego nazwiskiem. Żyd w beczce jest raczej tylko wznowieniem komedioopery nieznanego autora, granej w Krakowie na benefis Kuzawińskiego już 12 czerwca 1832 roku pt. Lichwiarz w beczce (Ładnowski miał wtedy 17 lat)" (Jan Ciechowicz. Sam na scenie. Teatr jednoosobowy w Polsce. Z dziejów form dramatyczno-teatralnych, Ossolineum, Wrocław 1984, s. 95, przypis 98).
[12] Małpa w kąpieli to naturalnie bajeczka z Pana Jowialskiego, ale potem często wydawana osobno. W oryginale ustęp ten idzie tak:
"Małpa nie ciele, / Sobie poradzi, / Skąd ukrop ciecze, / Tam palec wsadzi - / Aj gwałtu! piecze! / Niéma co czekać, / Trzeba uciekać" (Komedije Alexandra hrabiego Fredra (sic!), tom IV, Wytłocznia Narodowa Ossolińskich, Lwów 1834, s. 264).
Nb. Fredro jest również autorem utworu z "gwałtem" w tytule, a mianowicie komedii Gwałtu, co się dzieje!
[13] Dr Cała nie napracowała się zbytnio nad tą demaskacją antysemity Gałczyńskiego. Wszystkie te przykłady pochodzą z jego jednego artykułu, ale ponieważ najpewniej znów je od kogoś odpisała, odnośnik bibliograficzny po raz kolejny jest błędny: artykuł ten nie znajduje się na szóstej stronie 21 numeru "Prosto z Mostu" z roku 1936, lecz na stronach 1-2.
[14] Wojna żydowsko-niemiecka. Polska prasa konspiracyjna 1943-1944 o powstaniu w getcie Warszawy, wybór i opracowanie Paweł Szapiro, ANEKS, Londyn 1992.
[15] Cała myli numery stron (327 zamiast 326), daty (25 maja zamiast 27) i - co najgorsze - koślawi cytaty. Zamiast "żydowski kontredans" powinno być "żydowski «kontredans»". W cudzysłowie.
[16] Oto dwa pierwsze cytaty wybrane przez Całą z Wojny żydowsko-niemieckiej (Zapożyczenia, s. 4):
"dziś mimo łezki w oku nad spalonym ghettem, programy wszystkich polskich ugrupowań zgadzają się na wyeliminowanie wpływów żydowskich. Zwycięstwo zostało osiągnięte" (z pisma "Młoda Polska").
"był to odosobniony odruch, podyktowany śmiertelnym strachem o własną, dobrze utuczoną, złotem zabezpieczoną skórę" (z pisma "Drużyna").
[17] Zob. Witold Bereś, Krzysztof Burnetko, Marek Edelman. Życie. Po prostu, Świat Książki, Warszawa 2008, s. 97.
[18] Sergiusz Kowalski, Magdalena Tulli, Zamiast procesu. Raport o mowie nienawiści, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2003.
[19] "There was some movement in the other direction, too; for example, the radical Łódź branch of MW [tj. Młodzieży Wszechpolskiej], which published virulently antisemitic publication 'Łódzki Szaniec' ('Łódź Bulwark'), defected to the NOP [tj. Narodowego Odrodzenia Polski] in the late 1990s" (Rafal Pankowski, The Populist Radical Right in Poland. The Patriots, Routledge, Londyn - Nowy Jork 2010, s. 119; wstawki w nawiasach kwadratowych moje).