EBENEZER ROJT

Kto pisał o śledziu?
Mały przypis do wielkiej biografii Herberta

Jak opowiada Andrzej Franaszek, we wrześniu 1951 roku Zbigniew Herbert "złożył podanie do rektora Uniwersytetu Warszawskiego, prosząc o przyjęcie na czwarty rok studiów na Wydziale Filozoficzno-Społecznym" [1]. Nie za bardzo tam mu się podobało. Swojemu filozoficznemu mistrzowi, Henrykowi Elzenbergowi, skarżył się, że na wykładach Stanisława Ossowskiego o kulturze "to drogie dla mnie pojęcie gubiło się pod nawałem socjologii", a "prof. Kroński [...] nawet kiedy mówił głupstwa nie ożywiał doktryny" [2].
Najgorzej jednak wypadły spotkania z Kotarbińskim, które Herbert będzie opisywać z dużą konsekwencją: i w liście do Elzenberga z maja 1952 roku, gdzie czytamy, że była to męka, jakiej nie zaznał, "ucząc się księgowości, procedury cywilnej i prawa kanonicznego", i w późniejszej o kilkanaście lat relacji [skierowanej do Miłosza], w której podkreśla, że w porównaniu ze zgłębianiem prawideł logiki "praca kasjera w Banku Narodowym" wydawała mu się "szczytem fantazji i rozpusty intelektualnej". Zachowana w archiwum poety fraszka "Kotarbiński" nie należy do udanych, oddaje jednak poczucie marnowania sił umysłowych, które czytelnikowi Nietzschego [tj. Herbertowi] towarzyszyło podczas analiz sylogizmów: "Szukając jasnych głębi / nie mógł trafić w sedno / śledź pewien / obdarzony naturą subtelną // gdziekolwiek zawędrował / wszędzie nadaremno / tu jasno ale płytko tam głębia lecz ciemno" (Franaszek, s. 385).
Według podanego w przypisie numeru akcesyjnego, fraszka znajduje się w Archiwum Zbigniewa Herberta w Bibliotece Narodowej w notatnikach poety z lat 1952-1953. Od tej strony wszystko się więc zgadza.

Rzecz jednak w tym, że naprawdę autorem tej fraszki nie jest wcale Herbert, ale właśnie sam Tadeusz Kotarbiński! W oryginale brzmi zaś ona tak:

Do jasnych dążąc głębin - nie mógł trafić w sedno
Śledź pewien, obdarzony naturą wybredną.
Dokądkolwiek wędrował, zawsze nadaremno:
Tu jasno, ale płytko - tam głębia, lecz ciemno [3].
Herbert prawdopodobnie gdzieś tę fraszkę usłyszał - na wykładzie Kotarbińskiego? po wykładzie od kolegów-studentów? - i potem zanotował (nie do końca wiernie) z pamięci. Swoją drogą, dobrze to o Kotarbińskim świadczy, że potrafił być we własnych fraszkach aż tak autoironiczny, że przyciągało to uwagę nawet mniej życzliwie usposobionych do niego słuchaczy. Natomiast Herbertowi chyba jeszcze bardziej spodobałaby się fraszka o logice, źródle jego ówczesnej męki:
Gdziekolwiek myślą sięgnąć, tkwi błędu łodyga.
Logiko, karcicielko, po badylach śmigaj!
- Na chwasty moja praca później się rozpostrze.
- A teraz czym się trudnisz? - Sama siebie ostrzę (Wesołe smutki, s. 12) [4].
No dobrze - Franaszek się pomylił: fraszka Kotarbińskiego, a nie Herberta. Pomyłka jednak w sumie błaha, anegdotyczna. Zdarza się. Nie każdy musi być Ebenezerem Rojtem. Ale dlaczego napisał, że fraszka o śledziu "nie należy do udanych", skoro akurat udana jest bardzo. A w każdym razie wielu wpadła w ucho.

Cytowali wybrednego śledzia filozofowie, na przykład Leszek Kołakowski, który uważał, że to jeden ze "zgrabnych i mądrych wierszyków" Kotarbińskiego [5]. Cytowali również poeci, na przykład Czesław Miłosz, potwierdzający tym cytatem przekonanie, że "zbytnia jasność dnia chyba nie jest dobra dla twórczości" [6].

Być może obniżając rangę tej fraszki Franaszek chciał nieco osłabić jej krytyczną wobec Kotarbińskiego (jak sądził) wymowę. Jakby tym samym miarkował kolejny nieumiarkowany sąd bohatera swojej książki.

Być może z podobnych względów w całej tej wielkiej biografii (łącznie ponad 1800 stron!) nie znalazło się miejsce dla innej krytycznej wypowiedzi Herberta, tym razem na pewno jego autorstwa. W dodatku wypowiedzi szeroko znanej i komentowanej, więc już choćby dlatego zasługującej na odnotowanie również przez biografa. Przypomnę:

Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca. Oszust intelektualny. Ideologia tych panów, to jest to, żeby w Polsce zapanował socjalizm z ludzką twarzą. To jest widmo dla mnie zupełnie nie do zniesienia. Jak jest potwór, to powinien mieć twarz potwora. Ja nie wytrzymuję takich hybryd, ja uciekam przez okno z krzykiem [7].
Trzeba jednak Franaszka zrozumieć. Tysiąc osiemset stron, owoc pracowitych kwerend w wielu miejscach i krajach, to nie jest robota, którą można wykonać samotnie na pniu ściętego drzewa, bez życzliwej przychylności cesarza. A cesarz, jak wiadomo, owszem, lubi odwagę cywilną, ale do pewnych granic do pewnych rozsądnych granic...
[1] Andrzej Franaszek, Herbert. Biografia, tom I: Niepokój, Wydawnictwo Znak, Kraków 2018, s. 384. Dalej cytuję jako Franaszek.

[2] Zbigniew Herbert, Henryk Elzenberg, Korespondencja, redakcja i posłowie Barbara Toruńczyk, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2002, s. 33; list z 30 maja 1952.

[3] Tadeusz Kotarbiński, Wesołe smutki, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1957, s. 13. W tym wydaniu fraszka została opatrzona datą: 1942. Dalej cytuję jako Wesołe smutki.

Nb. dylemat śledzia rozwiązał już jakieś dwieście lat temu Artur Schopenhauer, pisząc:

"W ogóle każdy prawdziwy filozof będzie szukał wszędzie jasności i wyraźności, i będzie chciał się upodobnić nie do mętnego, rwącego potoku, ale raczej do szwajcarskiego jeziora, które przez swój spokój ma przy wielkiej głębi wielką przejrzystość, tę głębię dopiero uwidaczniającą" (Artur Schopenhauer, Czworaki korzeń zasady racji dostatecznej, przełożył Józef Marzęcki, Wydawnictwo ANTYK, Kęty 2003, s. 13; wyróżnienie moje).

Zapamiętajcie więc sobie: każdy prawdziwy filozof jest jak szwajcarskie jezioro - głęboki i jasny. Reszta to Hegel i makulatura.

[Dopisek] Aczkolwiek nawet przejrzystego jak szwajcarskie jezioro Schopenhauera nie zawsze można rozgryźć. Ale i na to jest sposób:

"Bardzo lubiłem mocny alkohol. Najlepiej mi się piło z kubka, bo to pobudza myślenie, gdy człowiek ma zablokowany umysł i nic mu nie wychodzi, jak nie potraf rozgryźć tekstu. Kiedy nie umiałem rozgryźć Artura Schopenhauera, wtedy szybko nalewałem sobie kubek wódki, potem drugi i od razu mi się w łepetynie robiło jaśniej" (Bohumil Hrabal, Spotkanie autorskie w restauracji "Leśna", przełożył Jan Stachowski, [w:] Idem, Piękna rupieciarnia, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2006, s. 9).

[4] "Sama siebie ostrzę". Bardzo to w duchu znanej anegdoty o Edmundzie Husserlu, twórcy fenomenologii; filozofii, która chciała być - nie śmiejcie się! - nauką ścisłą (Husserl nawet napisał dziełko pod tym zabawnym tytułem: Philosophie als strenge Wissenschaft). Otóż mały Edmund dostał pewnego razu kieszonkowy nożyk, który postanowił perfekcyjnie naostrzyć. Toteż ostrzył go i ostrzył z takim zapałem i tak długo, aż ostatecznie z nożyka nic nie zostało. Anegdotę tę puścił w obieg Emmanuel Levinas, któremu podobno opowiedział ją sam Husserl: ale wspominał tę przygodę z dzieciństwa ze smutkiem (in traurigem Ton), bo miała dla niego wydźwięk symboliczny.

Zob. S[tephan] Strasser, Einleitung, [w:] Edmund Husserl, Cartesianische Meditationen und Pariser Vorträge (Husserliana, tom I), redakcja prof. dr S. Strasser, drugie wydanie, Martinus Nijhoff, Haga 1973, s. XXIX: "Bezeichnend für Husserls Tendenz, seine philosophische Methode stets zu vervollkommnen, und sei es auch auf Kosten endgültiger systematischer Formulierungen, ist eine Anekdote, die Dr. E. Levinas dem Herausgeber mitgeteilt hat: Gelegentlich seines (soeben erwähnten) Straßburger Aufenthaltes erzählte Husserl, daß er einst als Kind ein Taschenmesser zum Geschenk erhalten habe. Er fand jedoch, daß die Schneide nicht scharf genug sei und schliff sie immer wieder. Nur darauf bedacht, das Messer zu schärfen, bemerkte der Knabe Husserl nicht, daß die Klinge immer kleiner wurde und schwand. Levinas versichert, daß Husserl diese Kindheitserinnerung in traurigem Ton erzählt habe, da er ihr eine symbolische Bedeutung beimaß".

[5] Leszek Kołakowski, Wśród znajomych. O różnych ludziach mądrych, zacnych, interesujących i o tym, jak czasy swoje urabiali, Wydawnictwo Znak, Kraków 2004, s. 55.

[6] Czesław Miłosz, Życie na wyspach, Wydawnictwo Znak, Kraków 1997, s. 30.

[7] Tę wypowiedź Herberta rozpowszechnił przede wszystkim film Obywatel poeta (2000) Jerzego Zalewskiego (do wysłuchania w okolicach 58 minuty). Film skądinąd miejscami bałamutny, bo powielający i utrwalający niektóre biograficzne zmyślenia poety. Kto chciałby o nich wiedzieć więcej, niech przeczyta w DODATKACH: "Zbigniew Herbert wymyśla swoje życie. Materiały do biografii" oraz "Zbigniew Herbert wymyśla swoje życie. Aneks".

Nb. w chwili, gdy to piszę, fraza "Michnik jest manipulatorem. To jest człowiek złej woli, kłamca" znajdowana jest przez Google na mniej więcej trzech tysiącach stron. Fraza "a ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę" ma o połowę mniej trafień.