Był taki szlak od Hybryd do uniwersytetu - wspominał Jan Pietrzak - po którym chodziło się od kiosku do kiosku, szukając piwa. Kiedyś szliśmy nim z Jankiem Himilsbachem, obaj zziajani, bo był upał. Na rogu Książęcej trafiliśmy na dostawę. Stoimy szczęśliwi, że udało nam się to piwo znaleźć, żłopiemy je, a obok ekipa remontuje drogę. Młoty pneumatyczne wyją, kurzy się piekielnie, a Himilsbach patrzy, patrzy i mówi: "Patrz Janek, drogi, k..., budują, a iść nie ma dokąd". Miał na myśli, że nie wiemy, gdzie dalej szukać piwa, ale dla mnie to była kwintesencja lat sześćdziesiątych [1].Słynne powiedzonko Himilsbacha o tym, że drogi budują, a nie ma gdzie iść, pojawia się w bezliku anegdot, powtarzane w najróżniejszych wariantach. Czasem rzecz dzieje się w Warszawie pod barem "Zodiak" [2], czasem pod zupełnie innym barem, czasem w zupełnie innym mieście, czasem gdzieś w Polsce.
Któregoś dnia bladym świtem wracałem z całym towarzystwem do motelu "Promyk" [w Łagowie], gdy nagle w pobliskiej piaskownicy zauważyłem człowieka w pozycji zgiętego scyzoryka z głową w piachu. Podniosłem biedaka i wtedy rozpoznałem w nim Jana Himilsbacha, który mieszkał w motelu na tym samym piętrze co ja. Dostarczyłem go z trudem do pokoju, w którym przebywał razem ze znanym krytykiem Krzysztofem Mętrakiem. Himilsbach podziękował mi serdecznie za opiekę i odtąd przez kilka dni przyjaźniliśmy się, głównie w GS-owskiej szynkowni. [...] W tym okresie lubił nieco pozować na następcę Marka Hłaski. Co jakiś czas powtarzał swoje ulubione zdanie: "Drogi budują, a nie ma dokąd iść" [3].Zmieniają się także osoby. Istnieje wersja, w której to Maklakiewicz mówi do Himilsbacha "Patrz, Jasiu, ile dróg budują...". A wersja z "k...", najpopularniejsza, trafiła nawet do uczonych ksiąg, jako przykład poświadczający, że w języku polskim słowo "kurwa" to
bardzo wulgarne przekleństwo wyrażające zależnie od okoliczności różne, pozytywne i negatywne emocje mówiącego [4].Nikt jednak, k..., dotąd nie zauważył, że to ulubione zdanie Himilsbacha, to w rzeczywistości cytat!
W dodatku cytat z Maksyma Gorkiego. Tak, tego samego, którego Matkę niektórzy jeszcze piłowali w szkole. Tego samego, który w 1929 roku zwiedzał obóz pracy na Sołowkach, a w 1934 firmował książkę 36 sowieckich pisarzy o tym, jak mordercza harówka przy budowie Biełomorkanału imienia Stalina dobrze wpływa na resocjalizację [5]. I tego samego, którego podobno w dwa lata później Stalin kazał na wszelki wypadek otruć w przededniu Wielkiej Czystki [5a].
Tak czy owak, Gorki skończył smutno - niczym wyciśnięta i odrzucona cytryna. Niemniej trzydzieści lat wcześniej był z niego kawał całkiem niezłego pisarza. To właśnie wtedy, w tych lepszych czasach, napisał sztukę Barbarzyńcy, i właśnie z tej sztuki pochodzi ulubione zdanie Himilsbacha o drogach.
Wypowiada je w I akcie Barbarzyńców, zaraz na początku, Duńkiny mąż, jeden z mieszkańców powiatowego miasteczka Wierchopole, którego senne życie elektryzuje akurat nowina: do miasteczka mają przyjechać inżynierowie budujący kolej. To wtedy coś takiego, jak dziś podłączyć się do Internetu - nareszcie świat staje otworem, nowe możliwości, nowe perspektywy [6].
Ale nie dla wszystkich. Duńkiny mąż to - jak go charakteryzuje sam autor - "postać nieokreślona", lat około 40. Rozbitek życiowy i pijanica ("Zrujnowała mnie żona... [...] Zaczęła pić, a ja razem z nią" [7]). I to właśnie on nie ma gdzie iść.
Duńkiny mąż: - Dziś przyjadą inżynierowie...Dla Pietrzaka te słowa Gorkiego powtarzane przez Himilsbacha przy piciu piwa "to była kwintesencja lat sześćdziesiątych". Również innym kojarzyły się one z beznadziejnością socjalizmu, zwłaszcza w wydaniu schyłkowego Gomułki [9]. Natomiast nauka radziecka dostrzegła w nich, ma się rozumieć, kwintesencję beznadziejności schyłkowego kapitalizmu.
Matwiej: - Żeby budować drogę?
Duńkiny mąż: Tak... budują drogi, a człowiek nie ma gdzie iść... (Barbarzyńcy, s. 19) [8].
Nieszczęśliwy Duńkiny mąż wypowiada słowa, które mogłyby być mottem "Barbarzyńców", słowa, które zawierają wyczerpującą ocenę cywilizacyjnej roli kapitalizmu: "Budują drogi, a człowiek nie ma gdzie iść" [10].Jak widać, dobry pisarz pasuje i nie pasuje zarazem do każdego ustroju.
Pozostaje jeszcze na koniec pytanie, czy Himilsbach wiedział, że powtarza Gorkiego [10a].
Nie da się oczywiście wykluczyć, że kiedyś Barbarzyńców przeczytał albo obejrzał w teatrze. W sierpniu 1971 telewizja pokazała spektakl w reżyserii Lidii Zamkow przeniesiony z Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. W pięć lat później, w maju 1976, miała miejsce dość głośna premiera Barbarzyńców w warszawskim Teatrze Powszechnym w reżyserii Aleksandra Bardiniego. Recenzenci na tyle szczegółowo referowali treść sztuki (cytując również sentencję o drogach), że jeszcze w ćwierć wieku później można było dzięki temu łatwiej wyrobić w "Gazecie Wyborczej" wierszówkę [11].
Najprawdopodobniej jednak Himilsbach usłyszał to zdanie od Marka Hłaski. Hłasko zaś Gorkiego czytał w młodości łapczywie i wielbił niemal bałwochwalczo. "Gorki - pisarz, który swoją tęsknotą i czystością wzruszać będzie za lat pięćset" [12]. W roku 1955 w tym samym felietonie, w którym filozofię Dostojewskiego nazywał "filozofią dziesięcioletniego dziecka", a Ferdydurke uznawał za "ciekawy obrazeczek karkołomnej ekwilibrystyki umysłowej", o Gorkim pisał z czcią: "Gorki - ten najczystszy chyba w literaturze człowiek [...]" [13].
Ku temu przypuszczeniu skłania mnie też inne znane mi świadectwo. Otóż w czerwcu 1979 roku w okolicach 10. rocznicy śmierci Marka Hłaski Himilsbach użył tego zwrotu w trakcie pewnej dwuosobowej dyskusji o Dostojewskim, która odbyła się ciepłą wieczorową porą na ławce nad Wisłą. Przypisał wtedy tę maksymę właśnie Hłasce ("jak to mówił Marek, drogi budują...").
Trzeba jednak dodać, że Himilsbach znajdował się wówczas w stanie upojenia alkoholowego, to jest był, k..., w trzy d... pijany, i drugi z uczestników tego sympozjonu baczył głównie, by nie zostać znienacka obrzyganym. Tak więc jest to świadectwo człowieka w stresie i powinno być traktowane wyłącznie jako poszlaka [14].
[1] Andrzej Niziołek, Jan Pietrzak. Człowiek z kabaretu, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2005, s. 32. Pietrzak opowiadał tę historię wielokrotnie. "Pewnego upalnego dnia po całej Warszawie szukaliśmy z Jankiem Himilsbachem piwa, oczywiście ciepłego, bo w tamtych czasach innego nie sprzedawano. Zmęczeni bezskutecznymi wysiłkami usiedliśmy na murku przy wylocie ulicy Książęcej na placu Trzech Krzyży. Wokół trwały prace budowlane, zrywano asfalt, układano płyty chodnikowe. Janek chwilę się temu wszystkiemu przyglądał, przełknął resztkę śliny i wygłosił swoje życiowe motto: «Patrz, tyle, kurwa, dróg budują, a nie ma dokąd pójść» - wspomina satyryk Jan Pietrzak. To chyba najbardziej znane powiedzenie Himilsbacha stało się podstawą pomysłu na «Wniebowziętych». Skoro nie ma dokąd pójść, to może trzeba gdzieś polecieć!" (Maciej Łuczak, Wniebowzięci, czyli jak to się robi hydrozagadkę, Prószyński i S-ka, Warszawa 2004, s. 68).
[2] Wersja przytoczona m.in. w "Wikicytatach".
[3] Tadeusz Więcek, Życie w kinie 1948-2005, Oficyna Wydawnicza STON 2, Kielce 2005, s. 170. W Łagowie odbywa się od 1969 roku festiwal filmowy "Lubuskie Lato Filmowe".
[4] Słownik polskich leksemów potocznych, tom IV: K-L, pod redakcją Władysława Lubasia, Wydawnictwo LEXIS, Kraków 2006, s. 447. Przykład podany na stronie 448 pochodzi z felietonu Macieja Rybińskiego ("Rzeczpospolita" 2004, nr 231): "Drogi, k..., budują, a iść nie ma dokąd - powiedział niezapomniany Jan Himilsbach w PRL".
[5] Беломорско-Балтийский канал имени Сталина. История строительства, pod redakcją Maksyma Gorkiego, Leopolda Awerbacha i Siemiona Firina, Государственное издательство "История фабрик и заводов", Moskwa 1934. Gorki dołączył do tej książki również rytualny panegiryk. Wprawdzie tytuł wodza partii (вождя партии) przysługuje w nim wyłącznie Stalinowi, ale okazuje się, że proletariat Związku Sowieckiego odczuwa dumę i szczęście z posiadania również wielu innych wodzów będących wiernymi uczniami Lenina (Пролетариат Союза советов горд и счастлив тем, что у него такие вожди, как Сталин и многие другие верные последователи Ильича). Takie herezje musiały się skończyć Wielką Czystką. Dlatego dwaj pozostali redaktorzy przeżyli Gorkiego zaledwie o rok. Obaj zostali rozstrzelani tego samego dnia, 14 sierpnia 1937.
[5a] Pan Aleksander Madyda uprzejmie powiadomił mnie, że Stalin jednak nie otruł Gorkiego. Jak wynika z książki Witalija Szentalinskiego (Wskrzeszone słowo. Z "archiwów literackich" KGB, tłum. różni, SW "Czytelnik", Warszawa 1996, zwł. s. 404-410), przyczyny śmierci pisarza były całkiem naturalne. Trudno rozeznać, czy jest to w sumie dobra, czy zła wiadomość. Gorki otruty przez Stalina zyskiwał mimo wszystko pewien rys heroiczny jako ofiara tyrana. Gorki, którego tyranowi nawet truć się nie chciało, to już tylko bezwolny i nieszczęsny starzec.
[6] Nina Berberowa opowiada, jak to na pewnym galowym przeglądzie szlachty jej dziadek został zaszczycony pytaniem przez samego cara, Mikołaja II. "Mikołaj szedł wolno, przystawał, zadawał pytania. Zatrzymał się przy dziadku i zapytał, czy z jego stron daleko jest do kolei żelaznej. Dziadek nie pohamował się i odpowiedział: «Sto wiorst, wasza cesarska mość. Czas już przeprowadzić linię do nas, od dawna czas». - Rosja jest rozległa - powiedział car, uśmiechnąwszy się ze smutkiem, jak to carom przystoi - nie sposób w tak ogromnym kraju zrobić wszystkiego od razu". No i linii kolejowej nie przeprowadzono, a sto wiorst to jakby nie było dobrze ponad sto kilometrów. Zob. Nina Berberowa, Podkreślenia moje. Autobiografia, przełożyła Eugenia Siemaszkiewicz, Noir sur Blanc 1998, s. 27.
[7] Maksym Gorki, Barbarzyńcy, Sceny z miasta powiatowego, przełożyli Anna Kamieńska i Jan Śpiewak, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1952, s. 17-18. Dalej cytuję jako Barbarzyńcy.
[8] W oryginale idzie to tak:
"Дунькин муж: - Сегодня инженеры приедут...
Матвей: - Дорогу строить?
Дунькин муж: - Да... дороги строят, а идти человеку некуда..." (Максим Горький, Собрание сочинений в тридцати томах, Том 6: Пьесы 1901-1906, Государственное издательство художественной литературы, Moskwa 1949, s. 383).
Niestety, Kamieńska i Śpiewak popsuli potem swój przekład przesadną wiernością. Doszli bowiem do wniosku, że skoro inżynierowie budują kolej, "drogę żelazną", trzeba to wyraźnie zaznaczyć. I wyszło im tak:
"Duńkiny mąż: Dziś przyjadą inżynierowie...
Matwiej: Żeby budować kolej?
Duńkiny mąż: Tak... budują kolej, a człowiek nie ma dokąd iść..." (Maksym Gorki, Pisma, t. 4: Utwory dramatyczne 1901-1906, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1955, s. 613).
Na szczęście Barbarzyńcy są w Polsce grywani na ogół wedle tekstu pierwszego przekładu.
[9] Michał Wyszomirski, Louis Armstrong z Krakowskiego Przedmieścia, "Kultura" 1990, nr 4, s. 131: "Przede wszystkim jednak był [Himilsbach] autorem niezliczonej ilości cennych powiedzonek, uderzających bezpośredniością i wyczuciem chwili. «Drogi budują, a iść nie ma dokąd» - miał oświadczyć kiedyś na widok maszyny i robotników układających asfalt. Były to ostatnie dni Gomułki".
Nb. jest w tym krótkim wspomnieniu jeszcze parę drobnych błędów. W księgarni PIW-u na ulicy Foksal nie witała gości pani Bianka, lecz pani Blanka (tak się do niej zwracano, choć w rzeczywistości nazywała się Bibianna; swoją drogą imię dość ryzykowne dla kogoś, kto nosi nazwisko Ciompała). Himilsbach nie miał w dowodzie osobistym wpisanej daty "31 luty". Chodzi o wpisaną już w metryce datę 31 listopada. Poza tym Wyszomirski brzydko sobie poczyna z Hłaską nie odmieniając jego nazwiska: "gdzie poznał Marka Hłasko".
[10] Варвары. Материалы и исследования, redakcja Г. П Миронова, Борис Аронович Бялик, Всероссийское театральное общество, Moskwa 1980, s. 51: "Жалкий Дунькин муж произносит слова, которые могли бы служить эпиграфом к пьесе «Варвары», слова, дающие исчерпывающую оценку цивилизаторской роли капитализма: « Дороги строят, а идти человеку некуда»".
[10a] Wiedział, wiedział na pewno! Pan Adam Kowalczyk uprzejmie powiadomił mnie, że w swym późnym opowiadaniu Miesiąc miodowy przed ślubem Himilsbach cytuje te słowa "z podaniem autora". I rzeczywiście tak jest! Odpowiedni ustęp z rozmowy pary głównych bohaterów, Tomka i Iwony, wygląda tam następująco:
"Nagle przypomniał sobie zdanie z Gorkiego: - «...drogi budują, a człowiek nie ma dokąd iść». - Nigdy tego nie słyszałam. Smutne to, ale prawdziwe".
Samo opowiadanie zostało napisane wyjątkowo nieporadnie i chyba wyłącznie dla pieniędzy, toteż nikogo do jego czytania nie zachęcam. Cytuję je za pierwodrukiem ogłoszonym w "Miesięczniku Literackim" (1988, nr 2-3, s. 35). Pierwsze wydanie książkowe: Jan Himilsbach, Raj na Ziemi i inne historie, Wydawnictwo Etiuda, Kraków 2003 ("zdanie z Gorkiego" na stronie 110 z literówką: "drogi buduję" zamiast "drogi budują"; powtórzoną zresztą w kolejnym wydaniu w: Jan Himilsbach, Opowiadania zebrane, Wydawnictwo vis-à-vis/Etiuda, Kraków 2010, s. 483).
Nb. w "Miesięczniku Literackim" wydrukowano tylko końcową część opowiadania (z zaznaczeniem, że jest to fragment), w której bohaterowie jak gdyby nigdy nic jedzą sobie jaja na szynce ze świeżymi bułeczkami i kawą ("Byłeś w sklepie?", s. 32) oraz bez problemu kupują w kiosku Carmeny. Natomiast pominięto część, w której piją whisky Johnnie Walker (koniecznie w pękatych butelkach), palą Camele, a w restauracji zamawiają półmisek Bakonyi. W roku 1988, czasach kartek na wołowe z kością, taki socjalistyczny realizm magiczny wciąż jeszcze niósł potencje wywrotowe.
[11] Oto fragment recenzji z przedstawienia Barbarzyńców w reżyserii Aleksandra Bardiniego, którą zamieszczono w tygodniku "Przyjaźń" w roku 1976 (cytowane tutaj):
"W ogrodzie, a może na jakimś skwerze, gdzie gospodarz kiosku z kwasem chlebowym wystawił kilka stolików, spotykają się ludzie z miasteczka. Plotki, ploteczki. [...] I nagle z tej powszechnej paplaniny wynika, że do miasta mają przyjechać inżynierowie, którzy będą budowali drogę. (...) Droga, która ma połączyć miasteczko ze światem, o którym zresztą niewiele wiemy, jest prawie symbolem. [...] Ale wśród wielu sentencji tej sztuki jest i ta, że «ludzie budują drogi, a człowiek nie ma gdzie iść...»".
A oto fragment recenzji z przedstawienia Barbarzyńców w reżyserii Agnieszki Glińskiej, którą zamieszczono w "Gazecie Wyborczej" w roku 2000.
"W ogrodzie, na jakimś skwerze, gdzie gospodarz sklepiku z kwasem chlebowym wystawił kilka stolików, spotykają się, plotkują, wymieniają sensacjami. Wszystko w monotonnym rytmie, leniwie. Aż pewnego dnia do powiatowego miasteczka przyjadą inżynierowie budować «drogę żelazną». Dla wielu mieszkańców Wierchopola to nie lada atrakcja ci przybysze z «wielkiego świata». Droga ma połączyć miasteczko ze światem. Ale wśród wielu sentencji sztuki znajdzie się i taka: «Ludzie budują drogi, a człowiek nie ma gdzie iść»" (DOW, Miniświat Gorkiego, "Gazeta Stołeczna" nr 133, s. 8, dodatek do "Gazety Wyborczej" z 16 maja 2000).
[12] Marek Hłasko, Listy z Ameryki. Felietony i recenzje, Wydawnictwo Da Capo, Warszawa 1997, s. 89: "Niesłychanie wiele pięknych i prawdziwych opisów pracy pozostawił nam Gorki - pisarz, który swoją tęsknotą i czystością wzruszać będzie za lat pięćset. Żaden chyba pisarz nie przekazał potomnym tyle prawdy o pracy swego narodu i czasu, w którym żył, jak uczynił to Gorki" (pierwodruk: Marek Hłasko, Na marginesie opowieści Hemingwaya, czyli o pięknie pracy, "Po Prostu" 1955 nr 18).
[13] Listy z Ameryki, s. 97, 99: "Dostojewski nie wierzył w pozytywne szczęście człowieka na ziemi. Filozofia Dostojewskiego jest filozofią dziesięcioletniego dziecka, jeśli w ogóle filozofią nazwać można to, co proponował człowiekowi Dostojewski".
"Być może, że Ferdydurke to ciekawy obrazeczek karkołomnej ekwilibrystyki umysłowej i tej czy innej postawy filozoficznej wobec świata, lecz śmiać i płakać chce się na myśl o tym, że książka ta powstała wtedy, kiedy pętało się po kraju kilka milionów bezrobotnych, kiedy w więzieniach zwyrodnialcy na rozkaz władz dusili komunistów i ludzie konali z głodu" (pierwodruk: Marek Hłasko, O niespokojnych sercach, "Po Prostu" 1955, nr 20).
Jednak z czasem Hłasko Dostojewskiego też polubił i może nawet zauważył, że kwestia o człowieku, który nie ma gdzie iść, co to ją u Gorkiego wygłasza Duńkiny mąż, rozbitek życiowy i pijanica, to niemal jawne nawiązanie do słów innego rozbitka życiowego i pijanicy, Marmieładowa ze Zbrodni i kary:
"Przecie koniecznie trzeba, żeby każdy człowiek mógł choć dokądkolwiek pójść. Albowiem bywają takie dnie, kiedy nieodzownie trzeba pójść, choć gdziekolwiek bądź!" (Fiodor Dostojewski, Zbrodnia i kara. Powieść w sześciu częściach z epilogiem, przełożył Czesław Jastrzębiec-Kozłowski, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1977, s. 19).
[14] Z notki tej zechciała skorzystać pani Anna Poppek w swojej biografii Himilsbacha Rejs na krzywy ryj... czyli Jan Himilsbach i jego czasy (vis-à-vis/Etiuda i A.Liber, Kraków 2013). Na początku rozdziału V ("Maszynopis znaleziony w lodówce") powtarza anegdotę Pietrzaka i ujawnia, że zdanie o drogach to cytat z Gorkiego. Ale ponieważ czytała moją notkę zanim dodałem przypis 10a, poprzestaje na sugestii, że "cytat podrzucił Himilsbachowi Marek Hłasko, który znał i wysoko oceniał twórczość Gorkiego", po czym kończy wątek cytatem z Hłaski o Gorkim z przypisu 12. Wspominam tu o tym, ponieważ moja notka nie zmieściła się w załączonej do książki bibliografii. O co zresztą nie mam specjalnych pretensji, bo bibliografia jest bardzo skromna, a cała biografia dość swobodna, taka na krzywy ryj...