EBENEZER ROJT

Jerzy Pilch o Lalce Bolesława Prusa
albo luki pamięciowe w przebiegu choroby alkoholowej

"Życie alkoholika jest życiem w kłamstwie" - wyznaje Jerzy Pilch w rozmowie z Eweliną Pietrowiak [1]. A zdaje się, że i później, już po wyczołganiu się z nałogu, ciągnie się jeszcze za nieszczęśnikiem ta alkoholiczna münchhauseniada wskutek ogólnego oszołomienia organizmu i osłabienia władz umysłowych. W każdym razie w rozmowach z panią Pietrowiak Pilch zmyśla bez opamiętania od pierwszej do (niemal) ostatniej strony.
Uwielbiam anegdotę przytaczaną przez Czechowa, a spisaną przez Iwana Bunina. Otóż Czechow, bodajże w roku 1906, odwiedził chorego Tołstoja... (Zawsze, s. 244; wyróżnienie moje) [2].
Czechow zmarł w roku 1904, ale w tym wypadku ratuje Pilcha to "bodajże" i bodaj by częściej go używał! Ale nie! Raz tylko mu się wypsnęło, na sam koniec.

Bo już plotkę o rzekomym homoseksualizmie Ernesta Hemingwaya powtarza bez żadnych wahań i nawet jeszcze próbuje ją uwiarygodnić, zresztą dość banalnie (Zawsze, s. 63):

Hemingway - uwaga - zdemaskowany gej, stąd ta oszalała męskość na przykrywkę, ostentacyjny karabin i broda (Zawsze, s. 63; wyróżnienie moje) [3].
Prócz śledzenia, o którym z pisarzy plotkują, że był gejem, Pilch podobno prowadzi też od lat "zakrojone na szeroką skalę badania dotyczące wzrostu pisarzy" (Zawsze, s. 142). Ale Kafka w jego badawczej wizji wygląda tak:
Franz Kafka musiał wyglądać jak widmo. On miał ponad dwa metry. Koszykarski wzrost, przy potwornej chudości i chybotliwym przygarbieniu, gdy chodził po Pradze - niejedno dziecko musiało do końca życia mieć koszmary (Zawsze, s. 143).
Skąd Pilch wytrzasnął ten nonsens o "koszykarskim wzroście" Kafki, nie mam pojęcia. Owszem, Kafka był wysoki; mniej więcej wzrostu Tołstoja albo Hemingwaya - czyli nieco ponad metr osiemdziesiąt [4] - ale do dwóch metrów sporo mu brakowało. Wprawdzie na znanym zdjęciu z nieszczęsną narzeczoną, Felicją Bauer, jest od niej wyższy o głowę, ale zdjęcie to bywa często przycinane i wtedy nie widać, że Franz stoi, natomiast Felicja siedzi!

Teraz zaś opowieść autobiograficzna Pilcha z pierwszej strony książki:

[Jerzy Pilch] Mój ojciec miał bibliotekę zajmującą jedną całą ścianę [...] między innymi książki naukowe [...]. Byli też klasycy: Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki. Ale najwięcej miejsca pod powałą zajmowały dzieła zebrane Ignacego Sewera Maciejowskiego. Mówi ci coś to nazwisko?

[Ewelina Pietrowiak] Szczerze? Nic.

[Jerzy Pilch] A ja wychowywałem się w cieniu dzieł zebranych Ignacego Sewera! To prozaik młodopolski, o którym dziś ani be, ani me, ani kukuryku. Pisał historie z życia ludu wzięte. Jego popularność brała się z artystostwa skrzyżowanego z erotyzmem, wyraźnie zmierzającym w kierunku pornografii, tak jak ją ówcześnie pojmowano. Wiem, bo w końcu sprawdziłem. Dwanaście tomów powieści i opowiadań o takiej treści na przykład: namawianie dorodnej dziewuchy spod Bronowic do pozowania malarzowi, to znaczy do tego, żeby się rozebrała. Nawiasem mówiąc, dzieła zebrane Sewera zaczęły się ukazywać za jego życia - taki fakt ma jednak wagę wieka trumiennego... (Zawsze, s. 7-8; wyróżnienia moje).
Mniejsza już o tego "prozaika młodopolskiego" (w monumentalnym Obrazie literatury polskiej XIX i XX wieku Sewer nie bez racji trafił do szufladki Literatura polska w okresie realizmu i naturalizmu) [5]. Mniejsza nawet o ten erotyzm rzekomo zmierzający "w kierunku pornografii" i złośliwe streszczenia [6]. Niechże stary Pilch przynajmniej w złośliwości staremu Tołstojowi dorówna!

Sęk jednak w tym, że dzieła zebrane Sewera (które Pilch rzekomo "w końcu sprawdził") nie istnieją, a to, co już po jego śmierci (nie zaś za życia) wyszło w dwunastu niewielkich tomach w Warszawie jako dodatek dla prenumeratorów "Wędrowca", to był jedynie "Wybór pism", raczej chudy i zajmujący na półce najwyżej ćwierć metra. Bardzo zatem musiała być skromna ta Pilchowa powała.

Te drobne bałamuctwa o pisarzach byłyby jeszcze do wybaczenia [7]. Ot, takie niegroźne besserwisserstwo, by znów zaimponować byłej flamie, z którą niegdyś chodziło się na czworakach [8]. Ale Pilchowi to nie wystarczyło i na dokładkę z własnej nieprzymuszonej woli ogłosił się wielkim miłośnikiem i wybornym znawcą Lalki Prusa.

Na imieninach Jana Błońskiego [...] bywali też Henryk Markiewicz i Bronio Maj. Obaj szczycili się tym, że znają na pamięć Lalkę. Tu mała dygresja - mówię o tym, bo niedawno ukazał się gdzieś tekst Jasia Polkowskiego, w którym dezawuuje Lalkę jako powieść zdradziecką. A jak wiemy, mistrzostwem Prusa jest między innymi to, że nigdzie nie pada jedno rosyjskie słowo; rzecz dzieje się pod zaborem, a jest napisana tak, jakby go nie było [9].

Markiewicz zadaje nam więc pytania w konkursie na znajomość Lalki, na przykład: jak miał na imię pies Rzeckiego? Bronio z pogardą: Ir. A ja na to, że mogę zadać pytanie z mojej działki. Otóż, jak wiadomo, Rzecki po wręczeniu albumu Rossiemu udał się do knajpy, wrócił do domu, wspomniany Ir na niego zaszczekał, a Rzecki do niego: "Milcz, ty przeklęta świnio!". Pytanie brzmi: jakim trunkiem i w jakiej ilości raczył się Rzecki? Bronio wiedział, że piwem, ale nie wiedział, że wypił ich siedem, Markiewicz tego akurat nie pamiętał (Zawsze, s. 13).
Wychodzi na to, że Pilch zna Lalkę lepiej niż Bronisław (Bronio) Maj i profesor Henryk Markiewicz razem wzięci. Ten "nie wiedział", tamten "akurat nie pamiętał", a Pilch wie i pamięta. Siedem piw!

Ale kufle Rzeckiego zapamiętał może tylko dlatego, że ma z piwem na pieńku [10], natomiast o innych sprawach w ulubionej Lalce również bałamuci niezgorzej.

Trzy przykłady.

Wyborny stylista (za jakiego uchodzi Jerzy Pilch) nie powinien używać ryzykownego zwrotu "jak wiadomo, Rzecki po wręczeniu albumu Rossiemu udał się do knajpy", bo, jak wiadomo, Rzecki tego albumu nie wręczał. Był do tego stopnia, mówiąc nowocześnie, zestresowany całą sytuacją, że album wręczył na jego prośbę przypadkowo spotkany w teatrze Pifke, znajomy fabrykant pierników [11]. I to właśnie ten stres sprawił, że doszło później aż do siódmego kufla.

To, że Lalka "dzieje się pod zaborem, a jest napisana tak, jakby go nie było", nie wynika z "mistrzostwa" Prusa. Już dawno temu Cat-Mackiewicz zauważył, że tak na ogół wygląda każda powieść obyczajowa z tamtych czasów [12]. Ba, specjaliści twierdzą, że akurat w Lalce obecności rosyjskiej jest stosunkowo najwięcej [13]. O to zaś, by było jej jak najmniej, postarała się już carska cenzura, która w wydaniu książkowym Lalki (i od pewnego momentu w pierwodruku gazetowym) usunęła na przykład wszystkie wzmianki o Syberii, jak również kilka rosyjskich słów [14].

Na koniec bałamuctwo największe i aż żenujące.

[Ewelina Pietrowiak] Już kilka razy wspomniałeś o Lalce, wymieniłeś ją też kiedyś jako polską powieść wszech czasów. Dlaczego?

[Jerzy Pilch] Bo jest najlepsza: w sensie konstrukcji, objętości, pomysłów oraz postaci pierwszo- i drugoplanowych to jest po prostu świetne. Wchodzisz w ten świat i jesteś elementarnie ciekaw, co będzie dalej. Niesłychana kopalnia cytatów. Jeden z ulubionych cytatów Markiewicza, używanych, gdy miał powiedzieć coś o czyjejś książce, ale złej, przywoływał to, co stary Szlangbaum mówi do Wokulskiego, który kupił za bezcen kamienicę Łęckich i stracił na tym duże pieniądze... (Zawsze, s. 14).
Wszystko na odwrót! Nie "kupił za bezcen", ale rozmyślnie przepłacił. I nie "stracił", ale ostatecznie całkiem nieźle zarobił. Ponieważ zaś kontredanse wokół kamienicy Łęckich to jeden z obszerniejszych wątków Lalki - z umawianiem fałszywych licytantów, chimerami Łęckiego, histerią Krzeszowskiej, komentarzami Rzeckiego... etc., etc. - w każdej szkole takie pomieszanie z poplątaniem uznane zostałoby za wystarczający dowód, że uczeń książki nie przeczytał.

To jednak jeszcze nie najbardziej przykra dziura w pamięci Jerzego Pilcha. Opowiadając o swojej młodości w Krakowie, Pilch wspomina, że niżej na polonistyce studiował razem z nim "świętej pamięci Stanisław Pyjas", zabity najprawdopodobniej przez SB, po śmierci którego powstał w Krakowie Studencki Komitet Solidarności.

Sama śmierć Pyjasa była szokiem. Atmosferę wokół tego wydarzenia próbowałem opisać w opowiadaniu Kraków. Dzień, w którym go znaleziono w bramie przy ulicy Szewskiej 7, był dniem, w którym przez Kraków szły procesje, w zakładach pracy była niedziela czynu partyjnego, w Nowej Hucie kazanie miał kardynał Wojtyła (Zawsze, s. 166-167).
Ale w opowiadaniu Kraków nie ma nic o atmosferze wokół śmierci Pyjasa. Jest tylko fraza "Mijałem [...] schody, z których runął pijany student" [15] - jakby przepisana ze starej gazety. A snując dziś wspomnienia o świętej pamięci Stanisławie Pyjasie Pilch ani słowem nie daje poznać, że on sam wtedy nie wstępował bynajmniej do Studenckiego Komitetu Solidarności, lecz do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Raczej dziwny efekt szoku [16].

Biograficzne fantazje Jerzego Pilcha coraz bardziej przypominają biograficzne fantazje Jerzego Kosińskiego [17]. Nie trzeba chyba przypominać, jak smutno się to skończyło.

[1] Jerzy Pilch, Ewelina Pietrowiak, Zawsze nie ma nigdy. Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2016, s. 89. Dalej cytuję jako Zawsze.

[2] By was nie skręcało z ciekawości, oto cała uwielbiana anegdota. Najpierw w wersji Pilcha:

"Otóż Czechow, bodajże w roku 1906, odwiedził chorego Tołstoja, który leżał w łóżku, powoli wracając do zdrowia, i rozmawiali o tym i owym. Gdy Czechow zaczął się żegnać, Tołstoj powiedział: «Pocałuj mnie na pożegnanie», a gdy pocałunek został dopełniony, wyszeptał Czechowowi do ucha: «Mimo wszystko Szekspir to bardzo marny pisarz, źle pisał, ale ty piszesz jeszcze gorzej». Nawiasem mówiąc, czy coś wiemy o wzroście Tołstoja? - Znam tylko portrety siedzące" - odpowiada Ewelina Pietrowiak (Zawsze, s. 244-245).

I jeszcze raz w wersji Bunina, dużo lepszej stylistycznie:

"Wie pan [opowiadał Buninowi Czechow], niedawno byłem u Tołstoja w Gasprze. Leżał w łóżku po chorobie, ale dużo mówił o wszystkim, a mówiąc nawiasem i o mnie także. Wreszcie wstaję i żegnam się. A on zatrzymuje moją rękę w swojej i mówi: «Niech mnie pan pocałuje». I pocałowawszy się ze mną nagle szepce mi do ucha z takim energicznym, starczym pośpiechem: «A mimo wszystko sztuk pańskich nie znoszę! Szekspir źle pisał, a pan jeszcze gorzej»" (Iwan Bunin, Czechow, [w:] Czechow we wspomnieniach swoich współczesnych, przełożyły Stefania Bądkowska i Stefania Podhorska-Okołów, Czytelnik, Warszawa 1960, s. 443).

Jeśli zaś idzie o wzrost Tołstoja, to był on jak na tamte czasy słuszny - dwa arszyny i dziewięć werszków, czyli na nasze metr osiemdziesiąt dwa. Zachowało się kilka ujęć filmowych starego Tołstoja nakręconych w Jasnej Polanie z okazji jego osiemdziesiątych urodzin, na których, choć już nieco przygarbiony, wciąż należy do najwyższych z obecnych tam osób.

[3] Plotki o homoseksualizmie Hemingwaya krążyły już za jego życia, więc o żadnej sensacyjnej "demaskacji" i tak nie może być mowy. Na przykład plotka o jego związku ze Scottem Fitzgeraldem, którą nb. podsycała niezrównoważona i ogólnie zazdrosna o wszystkich żona Fitzgeralda, Zelda:

"Accusations of homosexuality were thick on the ground in Paris in the 1920s, and it is not entirely surprising many of them seemed to spring up around Ernest and Scott. Closer to home, Zelda apparently believed that her husband and Ernest had a homosexual relationship, accusing Scott one night during an argument on the rue Palatine" (Mary V. Dearborn, Ernest Hemingway. A Biography, Knopff, Nowy Jork 2017, s. 269).

Mary Dearborn, autorka cytowanej wyżej najnowszej biografii Hemingwaya, twierdzi, że ani jedna z tych plotek nie została dotąd w jakikolwiek sposób potwierdzona.

Pilch najprawdopodobniej bezkrytycznie uwierzył Trumanowi Capote, który podobno w rozmowach z Grobelem mówił o Hemingwayu, że "jest zakamuflowaną ciotą i w ogóle". Można to cytować jako anegdotę, jeden z wielu przykładów złośliwości Trumana, ale nie jako fakt. Zob. Laurence Grobel, Rozmowy z Capote'em, przełożył Waldemar Łyś, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 1997, s. 99. Nb. kolejne wydanie tej książki wyszło akurat w 2014 roku, czyli tuż przed wydaniem rozmów Pilcha.

[4] "Slightly under six feet tall (1.82 m) and weighing 133 pounds (61 kg), Kafka was someone whose mother constantly encouraged him to 'eat, eat, my son'. The average Czech man of the time was five foot five to six inches tall and the average Central European Jew was much shorter - five foot" (Sander L. Gilman, Franz Kafka, Reaktion Books, Londyn 2005, s. 14; dane pochodzą z badania lekarskiego, któremu Kafka poddał się w 1907 roku).

Według Gilmana przeciętny środkowoeuropejski Żyd był wtedy malutki, bo pięć stóp to nieco ponad metr pięćdziesiąt. Tymczasem Max Brod na zdjęciach nie wygląda na niższego od Kafki. Być może jednak w Pradze obaj aż tak bardzo się nie wyróżniali, średnią zaś zaniżała głównie biedota ze sztetli.

[5] Prawda, trochę ta szufladka dla niego przyciasna, bo Sewer zawsze pisał tak, jak się akurat pisało: realistycznie, naturalistycznie, młodopolsko... Byle płacili. A to dlatego, że gospodarowanie na wsi nie bardzo mu szło (w końcu zresztą zbankrutował), więc - jak objaśniał przyjaciołom - "literatura musi dosypać, aby dojść do końca pod strychulec koniecznych wydatków". I martwił się tylko, by "mózg wydolił szybkości pióra" (zob. Stanisław Frybes, Ignacy Maciejowski (Sewer), [w:] Obraz literatury polskiej XIX i XX wieku, seria 4: Literatura polska w okresie realizmu i naturalizmu, t. 2, redakcja Janina Kulczycka-Saloni, Henryk Markiewicz, Zbigniew Żabicki, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1966, s. 424. Dalej cytuję jako Frybes. Cytowane słowa pochodzą z listu Sewera do Mieczysława Pawlikowskiego). Takim go zapamiętano: "Obdarzony wielką łatwością pióra tworzył bez namysłu powieści i nowele najpierw na najbliższe mu tematy wiejskie, później na temat wszystkiego, co zajmowało myśl i uczucia ogółu [...]" (Alina Świderska, Trwa, choć przeminęło, [w:] Kopiec wspomnień, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1964, s. 335).

Nb. za robotę literacką wziął się Sewer późno, koło czterdziestki, natomiast pierwszą jego publikacją (nie odnotowują jej ani Frybes, ani Estreicher, ani nawet Nowy Korbut!) była książka tak oto zapowiadana na pierwszej stronie "Gazety Warszawskiej" w numerze 130 z 1858 roku: "Ignacy Maciejowski napisał rzecz o plantacyi buraków, która wyjdzie nakładem Nowoleckiego, księgarza w Warszawie". Była to rozprawa dyplomowa, którą Maciejowski zakończył "studia rolnicze w marymonckim Instytucie Agronomicznym" (PSB, tom XIX: Machowski Wawrzyniec - Maria Kazimiera, Ossolineum, Wrocław 1974, s. 56).

[6] A oto próbka Sewerowego erotyzmu zmierzającego - jak to dziś Pilch pojmuje - "w kierunku pornografii, tak jak ją ówcześnie pojmowano":

"Zapłonione dziewczę stanęło za stołem, rzucając urwane kawałki bułki do mleka. Czarne jej oczy świeciły z poza ciemnych rzęs, ręce drżały, a usta wyginały się rozkoszą radości. Zawinęła rękawy od koszuli, Wacek zręcznie pocałował ją wyżej łokcia. Nic nie powiedziała, lecz mówił za nią szkarłat na smagławej jej twarzy i gorący oddech, podnoszący młodą pierś" (Sewer [Ignacy Maciejowski], Bajecznie kolorowa, Spółka Wydawnicza Polska, Kraków, 1899, s. 44-45).

Bajecznie kolorowa to jest właśnie ta powiastka o namawianiu "dorodnej dziewuchy spod Bronowic do pozowania malarzowi". Stanisław Frybes twierdzi, że akurat ten utwór Sewera wszedł "na długie lata do kanonów lektury szkolnej" (Frybes, s. 431). Bo czemu nie? Zwracam uwagę, że w powyższej scenie tylko rękawy są podwinięte, natomiast koszula znajduje się cały czas na swoim miejscu. Porównajcie ten erotyzm z ówczesnymi wyczynami Przybyszewskiego czy choćby z erotykami Tetmajera.

[7] Wybaczenia tym łatwiejszego, że Pilch nie umie korzystać z internetu, w którym przynajmniej część tych bałamuctw mógłby od ręki sprawdzić. Na przykład sprawdzić w katalogu Biblioteki Narodowej, jak to jest z tymi dziełami zebranymi Sewera.

Skąd wiem, że Pilch nie umie korzystać z internetu? Ano stąd, że przez kilka lat skarżył się, że nie może zdobyć brakujących mu tomów Czechowa.

"Z najpierwszych, a zarazem najostatniejszych potrzeb brakuje mi siedmiu tomów Dzieł Czechowa, mam tylko pierwsze cztery" (Jerzy Pilch, Ewelina Pietrowiak, Inne ochoty. Jerzy Pilch w rozmowach z Eweliną Pietrowiak, część 2, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2017, s. 134).

"Antoni Czechow np. - po staremu wielki. Swoją drogą - mając jakieś wybory opowiadań - polowałem na dzieła zebrane w 11 tomach. Pierwsze cztery jakoś trafiłem, potem zastój. Nie ma. Nawet w internecie nie ma. A wiadomo, czasy są takie, że czego nie ma w internecie, to nie istnieje" (Justyna Sobolewska, Jerzy Pilch w rozmowie o końcu świata, polityka.pl, 18 grudnia 2018).

Tymczasem w ciągu tych kilku lat tylko na samym Allegro dzieł Czechowa było skolko ugodno. Jedenastotomowe komplety, pojedyncze tomy... O czym łatwo się przekonać przeglądając archiwum tego serwisu.

[8] Tę niedyskretną informację, dziś już publiczną, powtarzam za: Katarzyna Kubisiowska, Pilch w sensie ścisłym, Wydawnictwo Znak, Kraków 2016, s. 381 (dalej cytuję jako Kubisiowska):

"Wanda Pilch [matka Jerzego Pilcha]:

- Gdyby nie Baczyński [Jerzy Baczyński, redaktor naczelny «Polityki»], Jurek by umarł. W programie Niny Terentiew mówił, że Ewa [czyli właśnie Ewelina Pietrowiak] - wielka miłość - uratowała go przed śmiercią. To nieprawda - uratował go naczelny «Polityki».

Baczyński włamywał się do Jurka do mieszkania, przyszedł tam z policją. Na Hożej Ewę i Jurka zastał kompletnie pijanych, chodzili «po piesku», jak to się u nas mówi. Baczyński postawił Jurkowi warunek: «Masz się leczyć»".

Trzeba tu jednak koniecznie podkreślić, że Ewelina Pietrowiak jest o całe trzy lata starsza od córki Jerzego Pilcha, więc jakieś zasady obyczajowe zostały wtedy jednak zachowane. Natomiast w kilkanaście lat później szczęściarz Jerzy ożenił się - i to na trzeźwo! - z dziewczyną, która mogłaby być nawet jego wnuczką.

[9] Pilch ma zapewne na myśli osobliwy artykuł Jana Polkowskiego: "Lalka". Pamflet na polskość, "wSieci" 2015, nr 9, s. 70-74. Polkowski powtarza tam (podobnie jak Pilch) stare bałamuctwo, że Prus umyślnie tak napisał Lalkę, jakby żadnych Rosjan w Warszawie nie było. Tyle że dla Polkowskiego nie jest to (jak dla Pilcha) "mistrzostwo", lecz haniebne fałszowanie rzeczywistości.

[10] Właśnie piwo uważa Pilch za arcyniebezpieczny trunek prowadzący do nałogu. "Natomiast można by polikwidować pewne rzeczy, które ewidentnie wpływają na wzrost alkoholizmu. W moim przekonaniu są to - wiem, że zabrzmi to dziwnie - reklamy piwa w telewizji. Nawiasem mówiąc, nie widziałem chyba żadnej słabej, wszystkie są udane z punktu widzenia sztuki reklamy. Jakbym miał osiemnaście lat, tobym się dał nabrać, a od tego się zaczyna" (Zawsze, s. 90).

Podobny pogląd miała Małgorzata Minclowa: "Ach, panie Rzecki! Iluż nieszczęść w małżeństwie jest źródłem to okropne piwo... Przez osiem lat, panie, jakbym nie miała męża..." (Bolesław Prus, Lalka, tom I, opracował Józef Bachórz, Ossolineum, Wrocław 1998, s. 383; dalej cytuję jako Lalka z podaniem numeru tomu i strony).

[11] "Rossi [...] grał znakomicie i klaskali mu wszyscy z równym zapałem. Najmocniej jednak pan Pifke, jowialny fabrykant pierników, który stosownie do umowy po trzecim akcie z wielkim hałasem podał Rossiemu album" (Lalka, I, s. 533).

[12] "Ale weźmy polską powieść obyczajową z tych czasów. Czyta ją człowiek i nie spotyka w niej rosyjskich władz okupacyjnych. Na podstawie tych powieści cudzoziemiec nie mógłby wiedzieć, że w urzędach Warszawy, w szkołach trzeba było mówić po rosyjsku, że koleje i policja, i wojsko były rosyjskie, że nawet zarząd teatrami polskimi był w ręku urzędników - Rosjan. Polska literatura zachowywała się tak, jakby o okupancie nic nie wiedziała, nie znała go. Bojkotowała, nie przyjmowała do wiadomości jego obecności. Żadna ówczesna inna literatura europejska nie była tworzona w takim nawiasie rzeczywistego życia" (Stanisław Cat-Mackiewicz, Był bal, UNIVERSITAS, Kraków 2012, s. 302).

[13] "Przy uważnej wszakże lekturze Lalki - także i innych utworów Prusa - wyśledzimy nadspodziewanie liczne motywy obecności rosyjskiej w Warszawie. Chciałoby się powiedzieć: aż przekornie liczne wobec naszych ostentacyjnie bojkotowych przemilczeń pod panowaniem carskiej cenzury wszystkiego, co rosyjskie w kraju i w jego stolicy" (Józef Bachórz, Sprawa kupca Suzina, czyli Rosjanie w Lalce i niektórych innych utworach Bolesława Prusa, [w:] Idem, Spotkania z Lalką. Mendel studiów i szkiców o powieści Bolesława Prusa, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 2010, s. 203).

[14] O tym, jak bardzo cenzura poharatała Lalkę, pisał już prawie sto lat temu Zygmunt Szweykowski (Skreślenia cenzuralne w "Lalce" B. Prusa, "Tygodnik Illustrowany" 1925, nr 24, s. 470). I to poharatała mimo starań Prusa, który od początku montował w miarę ezoteryczny system aluzji. Ale gdy raz spróbował pisać tylko odrobinę śmielej (w scenie rozmowy Wokulskiego z Suzinem w pokoju Rzeckiego), senny dotąd cenzor natychmiast oprzytomniał, odcinek skonfiskował i zaostrzył obowiązujący reżym, co potem znacznie zaciążyło nad wydaniem książkowym.

Z książki zniknęła między innymi opowieść Rzeckiego (przepuszczona w gazecie) o przyjeżdżającym z Moskwy Mraczewskim:

"Moraczewski [...] przywiózł ze sobą trzy bardzo podejrzane indywidua, nazywając ich «prykaszczykami» i - całą pakę jakichś broszur. Owi «prykaszczykowie» mieli niby coś oglądać w naszym sklepie, ale robili to w taki sposób, że nikt ich u nas nie widział. Włóczyli się po całych dniach i przysiągłbym, że przygotowywali u nas grunt do jakiejś rewolucji. Spostrzegłszy jednak, że mam na nich zwrócone oko, ile razy przyszli do sklepu, zawsze udawali pijanych, a ze mną rozmawiali wyłącznie o kobietach, twierdząc, wbrew Moraczewskiemu, że polki to «sama prelest» - tylko bardzo podobne do żydówek".

Cytuję z zachowaniem pisowni za pierwodrukiem gazetowym ("Kurjer Codzienny" 1888, nr 13 (13 stycznia, piątek!), s. 1), dlatego Mraczewski nazywa się jeszcze Moraczewski (Prus potem zmienił mu nazwisko na żądanie rodziny Moraczewskich). "Prykaszczyki" to приказчики, czyli subiekci, natomiast "sama prelest" to сама прелесть - sam czar. Ponieważ w wydaniach po 1935 roku przywrócono to, co skreślił cenzor, również i z tego powodu żaden sumienny czytelnik Lalki nie pozwoliłby sobie na tromtadrackie zapewnienia, że nigdzie w niej "nie pada jedno rosyjskie słowo".

Nb. twierdzenie prykaszczyków, że czarowne Polki są "bardzo podobne do żydówek", to najprawdopodobniej subtelna aluzja Prusa do faktu, że w tamtych latach (a także później) w warszawskich domach publicznych - zwłaszcza tych tańszych, w sam raz na kieszeń szeregowych rewolucjonistów - bardzo często pracowały właśnie Żydówki.

[15] Jerzy Pilch, Kraków, [w:] Idem, Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 22.

[16] "Faktem jest, że Jurka i Hankę [wtedy żonę Jerzego Pilcha] przyjęto w najgorszym momencie - 15 maja 1977, kiedy odbywał się pogrzeb Pyjasa. To była niedziela, święcono nowohucki kościół Arka Pana, dzień tzw. czynu partyjnego, i Pilch w nim uczestniczył" (Kubisiowska, s. 168; wypowiedź Mariana Stali, przyjaciela Pilcha).

Swoją drogą, posunięcie to chyba nie było zaskakujące dla tych, którzy wiedzieli, że dwa lata wcześniej Jerzy Pilch wyprawiał swoje wesele w sali budynku Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. Wspomina jego matka:

"- Kogo tam nie było! Józef Klasa, wojewoda, pierwszy sekretarz, prezydent miasta Pękala, cała prominencka elita krakowska. Ogromne wesele, mnóstwo prezentów" (Kubisiowska, s. 185).

Nb. pogrzeb Stanisława Pyjasa odbył się 10 maja w Gilowicach, natomiast 15 maja odprawiona została w krakowskim klasztorze dominikanów msza żałobna, a ulicami Krakowa przeszedł czarny marsz.

[17] Fantazje te udzielają się również angielskojęzycznym wikipedystom, którzy w haśle "Jerzy Pilch" piszą m.in, że Pilch, towarzysz bez wyrazu, był pod koniec lat 70. aktywny w literackim podziemiu Krakowa ("...became active in the city's underground literary scene in the late 1970s").

Nb. bardzo życzliwy Pilchowi Dariusz Nowacki tak posumował biografię napisaną przez Katarzynę Kubisiowską (cytowany wyżej Pilch w sensie ścisłym):

"Bodaj mimowolnie Katarzyna Kubisiowska zajrzała pod powierzchnię masek i kostiumów, za którymi zwykł się ukrywać Jerzy Pilch. Niechcący zdemaskowała - powtórzmy - egzystencjalny kicz i wstydliwą tandetę, pokazała nieporównanie mniej pociągającego pisarza i człowieka; w gruncie rzeczy bezbronnego, gdyż pozbawionego mocy zagadywania kwestii trudnych, przedstawiania opowieści z jego życia na własnych warunkach" (Dariusz Nowacki, Pilch zamieniony w kicz. Katarzyna Kubisiowska napisała najgłośniejszą biografię jesieni, wyborcza.pl, 4 listopada 2016; wyróżnienia moje).

[Dopisek] To, co wam tutaj wyłożyłem prosto, można również wyłożyć uczenie. Na przykład tak:

"Spotykamy się w niej [kolejnej książce Pilcha] z całkiem instruktywnym przykładem wykorzystania podmiotu sylleptycznego, który zamiast przeciwstawieniem (konfliktem) autobiograficznej relacji i fikcji operuje ich koniunkcją. W swojej trzeciej powieści Pilch utożsamił siebie-autora z bohaterem-narratorem, a jednocześnie przedłożył czytelnikom swego rodzaju wspomnienie-zmyślenie; ściślej rzecz ujmując: zaproponował ostentacyjnie jawne zmyślenie podstawione w miejsce jakoby utraconego (zatartego czy niedostępnego) wspomnienia" (Krzysztof Uniłowski, Pisarz jako gwiazdor. Przypadek Jerzego Pilcha, [w:] Obraz literatury w komunikacji społecznej po roku '89, redakcja Andrzej Werner i Tomasz Żukowski, Wydawnictwo Instytutu Badań Literackich PAN, Warszawa 2013, s. 315).

Trzeba przyznać, że koniunkcja fikcji i rzeczywistości brzmi dużo lepiej niż zwyczajna bujda.