EBENEZER ROJT

Jakub Wojewódzki czyta Romana Dmowskiego
albo powtórka z historii

Jakub (Kuba) Wojewódzki, telewizyjny showman, ale także stały współpracownik "Polityki", udzielił wywiadu pismu "Exklusiv" [1]. Prócz uwag o "metodologii przewrotności", brodzie Szopena oraz wyznań w rodzaju "Zawsze definiowałem siebie jako kabotyna podążającego za swoim instynktem", potrącił także o poważniejsze tematy:

Jak się patrzy na prawicę i lewicę na Zachodzie, różnice są niewielkie, u nas to jest przepaść. Patriotyzm jest przymiotem ludzi małych i mściwych. Boję się słowa patriotyzm. Kiedy naprzeciwko domu mojej mamy postawiono pomnik Dmowskiego, który słowo naród odmieniał przez wszystkie przypadki, to ścierpła mi skóra. Czytaliście Myśli nowoczesnego Polaka? On tam podjął się analizy fenomenu Hitlera, który robiąc porządek we własnym kraju, musiał wyrzucić z niego Żydów. Ten agresywny facet stoi sobie teraz naprzeciwko Łazienek Królewskich. I się dziwili nasi narodowcy, że jest obrzucany farbą.
Zasadniczy trzon Myśli nowoczesnego Polaka został ogłoszony już w 1902 roku w serii artykułów w "Przeglądzie Wszechpolskim". Adolf Hitler skończył akurat 13 lat i nie planował jeszcze robienia porządku we własnym kraju, którym była wtedy Austria. W roku następnym ukazało się we Florencji pierwsze książkowe wydanie Myśli, natomiast w roku 1904 wydrukowano we Lwowie nakładem Towarzystwa Wydawniczego wydanie drugie. W tym samym roku piętnastoletni Adolf Hitler uczęszczał bez sukcesów do Realschule w Linzu, mijając się na jej korytarzach z Ludwigiem Wittgensteinem, przyszłym filozofem oraz autorem zdania: "Kłamstwo jest pewną grą językową, której tak samo trzeba się nauczyć, jak każdej innej" [2].

Trzecie wydanie Myśli nowoczesnego Polaka ukazało się w roku 1907, znowu we Lwowie, i było to wydanie powiększone o część ósmą ("Podstawy polityki polskiej"). Nadal jednak próżno by w niej szukać analizy fenomenu pewnego, podówczas, osiemnastolatka, przebywającego teraz we Wiedniu i zajmującego się najchętniej malowaniem akwarelek. Niestety, także bez specjalnych sukcesów.

Na kolejne wydanie Myśli trzeba było czekać aż 26 lat. Malarz akwarelek został właśnie kanclerzem Rzeszy, Dmowski zaś uzupełnił swą książeczkę o "Przewroty", trzy artykuły, z których ostatni, "Kryzys cywilizacji europejskiej", prorokował powszechny upadek handlu prowadzący do samoistnego rozwiązania kwestii żydowskiej. Bez wspominania choćby słowem o Hitlerze czy o wyrzucaniu Żydów. Wątki te nie pojawiają się także w wydaniu okupacyjnym Myśli ani w dołączonej do nich anonimowej przedmowie [3].

Tym samym kwestię "analizy fenomenu Hitlera", wyczytanej w Myślach nowoczesnego Polaka Romana Dmowskiego przez Jakuba (Kubę) Wojewódzkiego, można uznać za zamkniętą [4].

[1] Wywiad dostępny także na stronie internetowej pisma: Być jak Kuba W., "Exklusiv", maj 2009.

[2] Ludwig Wittgenstein, Dociekania filozoficzne, przełożył Bogusław Wolniewicz, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000, s. 131. Według Raya Monka, biografa Wittgensteina, Ludwig i Adolf chodzili do tej samej szkoły tylko w roku szkolnym 1904-1905 i nie istnieją żadne świadectwa, że w ogóle kiedykolwiek się poznali (zob. Ray Monk, Ludwig Wittgenstein. The Duty of Genius, Penguin 1991, s. 15). Naturalnie, dla rozmaitych kabotynów podążających za własnym instynktem nie jest to żadną przeszkodą w snuciu opowieści, jakoby właśnie wskutek spotkania z Wittgensteinem Hitler stał się antysemitą (zob. Kimberley Cornish, The Jew of Linz. Wittgenstein, Hitler and Their Secret Battle for the Mind, Arrow Books Ltd 1999). Z czego znów inny kabotyn wyciągnął wniosek, że Wittgenstein musiał o tym wiedzieć i pod koniec życia męczyła go świadomość, że - pośrednio - stał się przyczyną Holokaustu.

Niestety, gorzej wykształcone pisarki powtarzają potem u nas te niedorzeczności: "Szkoda, że Wittgenstein nie dogadał się z Hitlerem, gdy wspólnie chodzili do szkoły w Linzu. Byli przecież w tej samej klasie, ale najwidoczniej nie znaleźli wspólnego języka. Gdyby nieśmiały Ludwiś wpłynął wtedy na zakompleksionego Adolfka, nie doszłoby może do anszlusu i wojny" (Manuela Gretkowska, Silikon, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2000, s. 113). Wittgenstein i Hitler nie byli w tej samej klasie. Byli wprawdzie rówieśnikami (i to z dokładnością do sześciu dni), ale Ludwig chodził do wyższej klasy, niż wynikałoby z metryki, natomiast Adolf odwrotnie - do niższej. Tak więc na szczeblach edukacji dzieliły ich wtedy dwa lata.

Jeśli zaś chodzi o gorzej wykształconą pisarkę, to nie ma chyba takiej bredni, którą zawahałaby się powtórzyć. W innej książce (Manuela Gretkowska, Podręcznik do ludzi, W.A.B., Warszawa 1999) fantazjowała, że Zygmunt Freud nie odważał się zapisywać swoim pacjentom kokainy "z obawy przed policją" (s. 45), chociaż w czasach, gdy Freud interesował się kokainą, była ona najzupełniej legalna. Z kolei kilka stron wcześniej zmyśliła opowieść, jak to "umierającemu Huxleyowi żona i przyjaciele wyświadczyli ostatnią przysługę, kładąc mu w znieruchomiałe usta opłatki LSD. Te miligramy dwuetyloamidu kwasu lisergowego wyciszyły biologiczną agonię" (s. 39-40). Mniejsza już o chemiczną nazwę, ani chybi przełożoną na kolanie z angielskiego, ale w rzeczywistości nie było żadnego "opłatka" ani tym bardziej "miligramów", lecz dwa domięśniowe zastrzyki po jedną dziesiątą miligrama LSD każdy. Dalej są u pisarki jeszcze androny o "dualnym mózgu", "enzymach antyreprodukcyjnych", "enzymach pochodnych adrenaliny" etc., etc. Jednak na sam szczyt zuchwałej ignorancji wspięło się zdanie: "Czym jest rzeczywistość spostrzegana bez pośrednictwa mylących zmysłów, próbowali opisać Kant, Kartezjusz oraz Husserl" (s. 43). Za coś takiego na porządnym wydziale filozofii z miejsca wyrzuca się studenta za drzwi.

[3] Autorem tej przedmowy, zatytułowanej "Od wydawców" i zamieszczonej na stronach 5-10, był Jan Dobraczyński. Książka nosiła fałszywą datę wydania - 1934 zamiast 1943 - choć prawdziwej daty można było się domyślić ze zdania na stronie 8: "Minęło lat czterdzieści od ukazania się «Myśli nowoczesnego Polaka»" (w roku 1934 mijało tych lat 31). Zawierała wszystkie przedmowy Dmowskiego do wydań I-IV, ale pozbawiona była dodatków z wydań III i IV, a więc w istocie podawała tekst według wydania pierwszego.

[4] Jakub Wojewódzki wprawdzie jest kłamczuszkiem, ale przynajmniej tytuły i nazwiska powtarza poprawnie. Natomiast jego kolega z show-biznesu, Tymon Tymański, też udaje, że coś tam czyta, ale wychodzi mu to jeszcze gorzej:

"GALA: Nie jesteś dumny z tego, że jesteś Polakiem?

TYMON TYMAŃSKI: Jestem! Tyle tylko, że Polska nie jest jednością. Przeczytałem w książce Marii Janion historię o zgrzytach między prożydowskim Mickiewiczem a żydożercą Krasickim. Po raz kolejny stało się dla mnie jasne, że od wielu wieków istnieją co najmniej dwie Polski. Z jednej strony ksiądz Tischner, z drugiej - Radio Maryja" (Tymon Tymański. Miłość na złom, "Gala", 25 czerwca 2009).

Krasicki, Krasiński... Nikt z "Gali" też tego nie poprawił. W końcu matura to bzdura.