Jest dla mnie głębokim duchowym zaszczytem, żeby móc razem z Państwem podejmować refleksję na temat wielkiej, godnej człowieka jako osoby i w sensie chrześcijańskim Dziecka Bożego kultury mediów w kontekście ogromnego napięcia istniejącego pomiędzy prawdą a kłamstwem - także w mediach polskich.Tak właśnie, wzniośle i łagodnie niczym gołębica, zaczął ksiądz Tadeusz Guz swoje wystąpienie na konferencji zorganizowanej przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Katolickich [1]. Krwawa jatka zaczęła się później. W niecałe trzy kwadranse ksiądz profesor rozprawił się z Lutrem, Heglem, Marksem i Engelsem, Heideggerem oraz całą Szkołą Frankfurcką na dokładkę. Niezły wynik!
Wystąpienie nosiło uczony tytuł "Ukonstytuowanie prawdy poprzez kłamstwo w nowożytnej myśli filozoficznej" i aż brzmiało w nim, niczym w trzcinie w Szczebrzeszynie, od trudnych słów i zawiłych zdań [2]. Musiało zaś zrobić na słuchaczach tym większe wrażenie, że gęsto upstrzono je cytatami z pognębianych autorów.
Aliści dziwne były to cytaty. Tylko wyjątkowo ks. Guz podawał cudzą myśl w całości. Znacznie częściej ograniczał się do ułomków zdań, a nawet do pojedynczych słów! [3]. Ponieważ rozplątywanie Hegla czy Heideggera wymaga biegłej znajomości filozoficznego żargonu, solidna próbka prozy księdza profesora, którą tu zaraz przytoczę, pochodzi z bardziej ludzkim językiem napisanej części poświęconej Karolowi Marksowi i Fryderykowi Engelsowi. A oto i ona:
Wszystkie tajemnice w komunistycznie określonej ideologii sprowadzają Marks z Engelsem do "tajemnicy przerywania ciąży i zatruwania" nowego życia ludzkiego w łonie matki, czego ostatnie stulecie dokonało na ponad jednym miliardzie osób nienarodzonych. Marks stwierdza cynicznie, że "ta tajemnica nie mogła się sprytniej uczynić 'dobrem wspólnym świata' jak przemieniając się w tajemnice, które nie są już więcej żadnymi tajemnicami". Według Marksa i Engelsa "wszystkie tajemnice" redukują się do "środka do przerywania ciąży dla ciężarnych i do trucizny do zabijania"{58}. Poprzez ten proces można według nich najszybciej "zdetronizować" "podmiot absolutny"{59}, czyli samego Boga Objawienia chrześcijańskiego. To jest materialistyczna droga "rewolucji proletariackiej" do uczynienia "wreszcie ludzi panami..., równocześnie panami przyrody, panami ich samych - wolnymi" od konieczności "ujrzenia Boga historii"{60}.Przypisy 58 i 59 do cytatów o tajemnicy przerywania ciąży, truciźnie i detronizowaniu Boga oraz przypis 64 do cytatu o przemyśle i handlu jako podstawie komunistycznego królestwa odsyłają do wczesnego dziełka Marksa i Engelsa pt. Święta rodzina wydanego w roku 1845 [4]. Z kolei przypis 60 odsyła do jednej z najpopularniejszych prac starego Engelsa Rozwój socjalizmu od utopii do nauki, po raz pierwszy wydanej w roku 1880, a potem jeszcze przerabianej [5]. Pod przypisem 63 zaś kryje się inne wczesne dzieło Marksa i Engelsa: Ideologia niemiecka z roku 1846 [6].
[...]
W ten sposób dochodzi do "dnia zmartwychwstania" w komunistycznym "królestwie ducha na ziemi"{63}, gdzie "przemysł i handel uzasadniają całkowicie inne królestwa uniwersalne jak chrześcijaństwo i moralność, szczęście rodzinne i dobrobyt obywatelski" {64} (Guz, s. 185-186; w nawiasach {} numery przypisów autora).
Już samo to zlepianie mikrocytatów z różnych wypowiedzi, czasem odległych od siebie o przeszło 30 lat, mogłoby budzić uzasadnioną nieufność. Choćby dlatego, że z powyrywanych fragmentów kilku zdań z kilku książek - również, jak myślę, z książek księdza profesora - nietrudno ulepić dowolną tezę.
Ale gdybyż jeszcze Marks z Engelsem przynajmniej te powyrywane fragmenty rzeczywiście napisali!
Tymczasem w Rozwoju socjalizmu... Engelsa nie ma nic o żadnej konieczności "ujrzenia Boga historii", od której podobno miałaby ludzi uczynić wolnymi materialistyczna droga "rewolucji proletariackiej". Ksiądz profesor beztrosko sobie to "ujrzenie Boga historii" zmyślił [7].
Podobnie w Ideologii niemieckiej nie ma nic o żadnym "dniu zmartwychwstania" w komunistycznym "królestwie ducha na ziemi". Wprawdzie samo wyrażenie "królestwo ducha na ziemi" jeden raz się tam pojawia i to w tytule piątego rozdziału drugiego tomu, ale nie na serio przecież, lecz wyłącznie - jak to mówił Kaowiec w Rejsie - "żartobliwie, ironicznie". Marks z Engelsem bowiem jawnie szydzą tam z doktora Jerzego Kuhlmanna, postaci dziś kompletnie zapomnianej.
Pełny tytuł tego zawadiackiego rozdziałku to: "«Dr Jerzy Kuhlmann z Holsztynu» czyli Proroctwo prawdziwego socjalizmu. «Nowy Świat czyli Królestwo ducha na ziemi. Zwiastowanie»" (Ideologia, s. 609). Co Karol M. i Fryderyk E. myśleli wówczas o doktorze Kuhlmannie, może najlepiej odda stosowny cytat (oczywiście znacznie dłuższy niż te u prof. dr. hab. ks. Guza):
Nie uważamy bynajmniej doktora Kuhlmanna z Holsztynu za całkiem pospolitego szarlatana i zręcznego oszusta, który sam nie wierzy w uzdrawiającą moc swego eliksiru życia i którego cała makrobiotyka ma na celu jedynie utrzymanie przy życiu jego własnej osoby. Nie, wiemy bardzo dobrze, że ten natchniony doktor jest spirytualistycznym szarlatanem, pobożnym oszustem, mistycznym cwaniakiem, który jednak, podobnie jak wszyscy ludzie tego rodzaju, nie jest zbyt sumienny w wyborze środków, ponieważ osoba jego jest ściśle zrośnięta z jego świętym celem (Ideologia, s. 610; kursywa za oryginałem).Prawda, że wesołe? "Królestwo ducha na ziemi" (w oryginale "das Reich des Geistes auf Erden") odnosi się właśnie do tych świętych celów natchnionego doktora Kuhlmanna. Kapitał niestety nie był już pisany z takim biglem. Ale podczas pracy nad Ideologią niemiecką obaj autorzy mieli mniej więcej tyle lat, ile miał Robert Tekieli, gdy zakładał "bruLion". Zatem wiele było jeszcze przed nimi.
Natomiast historia bardziej niż wesoła (a ogromnie przez to smutna) przydarzyła się ks. Guzowi z cytatami ze Świętej rodziny. Otóż wszystkie te cytaty pochodzą z rozdziału, w którym Marks kpi ze słynnej powieści Eugeniusza Sue Tajemnice Paryża [8] oraz z jej filozoficznej recenzji, którą w osobliwej manierze, łączącej płaski heglizm ze wzniosłym moralizatorstwem, wysmażył niejaki Szeliga [9].
Wbrew temu, co uroił sobie ks. Guz, mrożąca krew w żyłach uwaga o redukcji wszystkich tajemnic do "środka do przerywania ciąży dla ciężarnych i do trucizny do zabijania" nie ma żadnego związku z tajemnicami "komunistycznie określonej ideologii", ale dotyczy repertuaru działań jednego z czarnych charakterów Tajemnic Paryża. Jest nim demoniczny Włoch, Cezar Bradamanti vel Polidori, jawnie występujący jako dentysta, a skrycie trudniący się właśnie przerywaniem ciąży oraz trucicielstwem. Że nie ma tu mowy o komunizmie, stałoby się zresztą od razu oczywiste, gdyby ksiądz profesor zechciał zacytować z Marksa choćby tylko to jedno całe zdanie:
Wszystkie tajemnice, które posiada Polidori, sprowadzają się wyłącznie do środka na poronienie dla ciężarnych kobiet oraz trucizny do zabijania (Rodzina, s. 87).Na wszelki wypadek dodam, że Bradamanti-Polidori to postać absolutnie fikcyjna, w powieści nie został odmalowany jako komunista albo sympatyk komunizmu, a Sue traktuje jego zbrodnie jako tak odrażające, że aż nie do wymówienia [10]. Podobnie też traktuje je recenzent Szeliga i sam Marks, który nb. komentując w innym miejscu powieść Suego za pomocą wypisów z Fouriera używa słowa "Kindermord" - dzieciobójstwo (Rodzina, s. 243-244). Widocznie wyszło mu, że "przerywanie ciąży" i "dzieciobójstwo" to w zasadzie to samo.
W porównaniu z tą nachalną i zuchwałą manipulacją księdza Guza [11] przekręt z dwoma pozostałymi cytatami ze Świętej rodziny robi już mniejsze wrażenie. Niemniej gwoli prawdy wypada zaznaczyć, że na stronie podanej w przypisie 59 wyrażenie "podmiot absolutny" nie oznacza "samego Boga Objawienia chrześcijańskiego". Marks wstawił je tam wyłącznie w celu wyszydzenia heglowskiej maniery Szeligi [12].
Również słowa "przemysł i handel uzasadniają całkowicie inne królestwa uniwersalne jak chrześcijaństwo i moralność, szczęście rodzinne i dobrobyt obywatelski" nie odnoszą się - jak chciałby ks. Guz - do komunistycznego królestwa na ziemi. To tylko kolejne szyderstwo Marksa pod adresem Szeligi i w istocie dotyczy ono współczesnego im obu kapitalizmu [13].
Na koniec jeszcze trzy uwagi, w tym przynajmniej jedna optymistyczna.
Nie uważam bynajmniej księdza Guza za pospolitego szarlatana. Nie sądzę też, by ten natchniony profesor był zwykłym "pobożnym oszustem, mistycznym cwaniakiem, który jednak, podobnie jak wszyscy ludzie tego rodzaju, nie jest zbyt sumienny w wyborze środków".
Nie chciałbym również małodusznie sugerować, że jego wystąpienie to nie szatański zbieg omyłek, przeoczeń, nadinterpretacji etc. - ale na zimno sfabrykowane oszustwo, obliczone na to, że nikomu nie będzie się chciało zaglądać do kilku zakurzonych i niemodnych dziś książek.
Konferencja, podczas której szanowny ksiądz profesor tak szczodrze ubogacił słuchaczy swoim słowem, nazywała się "Manipulacja - kłamstwo zorganizowane". Tak więc nawet najwięksi grymaśnicy nie mogą mu zarzucić, że opowiadał jakieś banialuki nie mające praktycznego związku z tematem [14].
[1] Działo się to w mieście Łodzi dnia 23 października roku Pańskiego 2010. Początek wystąpienia ks. prof. dr. hab. Tadeusza Guza cytuję za stroną internetową Oddziału Łódzkiego Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy (strona zarchiwizowana). Całą resztę za: ks. Tadeusz Guz, Ukonstytuowanie prawdy poprzez kłamstwo w nowożytnej myśli filozoficznej, "Fronda" 2011 nr 58, s. 173-190. Dalej cytuję jako Guz. Wystąpienie to można również (było) obejrzeć na "Oficjalnej Stronie Ks. Prof. Tadeusza Guza", ale przy przebudowie strony zniknęło stamtąd, choć wciąż można znaleźć je na YouTube. Zob. też niżej przypis 11
[2] Nad mętną stylistyką wystąpienia księdza profesora postanowiłem się nie pastwić, choć językowy purysta mógłby przyczepić się już do tytułu ("poprzez" zamiast "przez"). Czasem wszakże stwarza ona niemałe trudności teologiczne. "Nie tylko pragnienie wiedzy u anioła i u pierwszych ludzi, jak uważają Luter i Hegel, jest przyczyną winy - bo oni zostali stworzeni już z wglądem w prawdę - lecz świadome i dokonane z pełną determinacją wolnego, doskonałego ducha odrzucenie Boga jako prawdy najwyższej i absolutnej" (Guz, s. 184). Cóż to za doskonały duch odrzucił Boga i na czym w takim razie polegała jego doskonałość? Badanie tych manichejskich trucizn zostawiam jednak stróżom doktryny.
[3] Na 87 przypisów tylko mniej więcej jedna czwarta to przypisy do cytatów obejmujących przynajmniej jedno pełne zdanie (choć i to nie zawsze jest pewne). Przypisów do pojedynczych słów jest kilkanaście. Zob. na przykład pod koniec przypisy 77-78, 81-83, 87.
[4] Święta rodzina w tytule to nie Jezus, Maryja i Józef stary, który dzieciątko piastuje, ale bracia Bruno i Edgar Bauerowie (był jeszcze trzeci: Egbert) oraz inni przedstawiciele lewicy heglowskiej, z którymi Marks i Engels pożarli się wówczas wściekle i już na dobre. Jak pisze Kołakowski, ta pierwsza wspólna praca Marksa i Engelsa jest "rozwlekła, pełna drobnostkowych kpin, kalamburów tworzonych z nazwisk przeciwników itd.", natomiast "niewiele zawiera [...] rozwiniętych analiz własnych" (Leszek Kołakowski, Główne nurty marksizmu, tom 1, Wydawnictwo Naukowe PWN SA, Warszawa 2009, s. 143). Cytuję za wydaniem: Karol Marks, Fryderyk Engels, Święta rodzina, czyli Krytyka krytycznej krytyki. Przeciwko Brunonowi Bauerowi i spółce, przełożyli Tadeusz Kroński i Salomon Filmus, [w:] Karol Marks, Fryderyk Engels, Dzieła, tom 2, Książka i Wiedza, Warszawa 1961. Dalej cytuję jako Rodzina.
[5] Pierwsze wydanie tej niewielkiej książeczki ukazało się po francusku w Paryżu i kosztowało 50 centymów, czyli dość tanio, bo w tamtym czasie starczało to na flaszkę zwykłego winka, a dla większości paryskich robotników stanowiło mniej niż pół dniówki czynszu (zob. Tyler Edward Stovall, The Rise of the Paris Red Belt, University of California Press, Berkeley - Los Angeles - Oxford 1990, s. 23-24: "Most workers in this period could not afford to pay rents of more than 300 to 350 francs a year. [...] In 1880, 67.6 percent of housing units in the city rented for less than 300 francs [...]"). Cytuję za wydaniem: Fryderyk Engels, Rozwój socjalizmu od utopii do nauki, [w:] Karol Marks, Fryderyk Engels, Dzieła, tom 19, Książka i Wiedza, Warszawa 1972. Dalej cytuję jako Rozwój.
[6] Ale po raz pierwszy Ideologia niemiecka została wydana dopiero w roku 1932 przez moskiewski Instytut Marksizmu-Leninizmu. Nie znała jej więc ani Róża Luksemburg, ani Jerzy Plechanow, ani nawet sam wielki Lenin. Cytuję za wydaniem: Karol Marks, Fryderyk Engels, Ideologia niemiecka. Krytyka najnowszej filozofii niemieckiej w osobach jej przedstawicieli - Feuerbacha, B. Bauera i Stirnera tudzież niemieckiego socjalizmu w osobach różnych jego proroków, przełożyli Kazimierz Błeszyński i Salomon Filmus, [w:] Karol Marks, Fryderyk Engels, Dzieła, tom 3, Książka i Wiedza, Warszawa 1961. Dalej cytuję jako Ideologia.
[7] Akapit, z którego ks. Guz wyrwał tych kilka słów, wygląda w całości następująco:
"Przejęcie środków produkcji przez społeczeństwo znosi produkcję towarową, usuwając tym samym panowanie produktu nad producentami. Anarchia w produkcji społecznej ustępuje miejsca planowej, świadomej organizacji. Ustaje walka o byt jednostek. Teraz dopiero człowiek wychodzi ostatecznie, w pewnym sensie, ze świata zwierzęcego; ze zwierzęcych warunków bytu przechodzi w warunki rzeczywiście ludzkie. Cały zespół otaczających ludzi warunków życiowych, panujący dotychczas nad nimi, zostaje teraz poddany panowaniu i kontroli ludzi, którzy po raz pierwszy stają się świadomymi, rzeczywistymi panami przyrody, dlatego i przez to, że stają się panami swojego uspołecznionego bytu. Prawa ich własnej działalności społecznej, które dotychczas przeciwstawiały się im jako obce i panujące nad nimi prawa przyrody, będą odtąd przez ludzi z całą znajomością rzeczy stosowane, a tym samym i opanowane. Sam byt społeczny ludzi, który dotąd przeciwstawiał się im jak coś narzuconego przez przyrodę i historię, staje się odtąd tworem ich własnego swobodnego czynu. Obiektywne, obce potęgi, które panowały dotąd nad historią, zostają poddane kontroli samych ludzi. Odtąd dopiero ludzie z pełną świadomością będą tworzyli własną historię, odtąd dopiero uruchamiane przez nich przyczyny społeczne będą też przeważnie i w coraz większej mierze powodować zamierzone przez nich skutki. Jest to skok ludzkości z królestwa konieczności w królestwo wolności" (Rozwój, s. 245-246).
Jak widać, mówi się tu wprawdzie o ludziach, którzy stają się "rzeczywistymi panami przyrody, dlatego i przez to, że stają się panami swojego uspołecznionego bytu", ale słowa "Bóg" czy "rewolucja proletariacka" nawet się nie pojawiają.
Dla koneserów jeszcze raz to samo w oryginale:
"Mit der Besitzergreifung der Produktionsmittel durch die Gesellschaft ist die Warenproduktion beseitigt und damit die Herrschaft des Produkts über die Produzenten. Die Anarchie innerhalb der gesellschaftlichen Produktion wird ersetzt durch planmäßige bewußte Organisation. Der Kampf ums Einzeldasein hört auf. Damit erst scheidet der Mensch, in gewissem Sinn, endgültig aus dem Tierreich, tritt aus tierischen Daseinsbedingungen in wirklich menschliche. Der Umkreis der die Menschen umgebenden Lebensbedingungen, der die Menschen bis jetzt beherrschte, tritt jetzt unter die Herrschaft und Kontrolle der Menschen, die zum ersten Male bewußte, wirkliche Herren der Natur, weil und indem sie Herren ihrer eignen Vergesellschaftung werden. Die Gesetze ihres eignen gesellschaftlichen Tuns, die ihnen bisher als fremde, sie beherrschende Naturgesetze gegenüberstanden, werden dann von den Menschen mit voller Sachkenntnis angewandt und damit beherrscht. Die eigne Vergesellschaftung der Menschen, die ihnen bisher als von Natur und Geschichte aufgenötigt gegenüberstand, wird jetzt ihre freie Tat. Die objektiven, fremden Mächte, die bisher die Geschichte beherrschten, treten unter die Kontrolle der Menschen selbst. Erst von da an werden die Menschen ihre Geschichte mit vollem Bewußtsein selbst machen, erst von da an werden die von ihnen in Bewegung gesetzten gesellschaftlichen Ursachen vorwiegend und in stets steigendem Maß auch die von ihnen gewollten Wirkungen haben. Es ist der Sprung der Menschheit aus dem Reich der Notwendigkeit in das Reich der Freiheit" (Friedrich Engels, Die Entwicklung des Sozialismus von der Utopie zur Wissenschaft, [w:], Karl Marx, Friedrich Engels, Werke, tom 19, Dietz Verlag, Berlin 1973, s. 226).
[8] Drukowana najpierw w odcinkach w latach 1842-1843 w gazecie "Journal des Débats". Opowiadała o życiu paryskiej biedoty i paryskim świecie przestępczym, a wśród jej licznych bohaterów nie brakowało zarówno zbrodniarza zatwardziałego, jak i zbrodniarza nawróconego, uciśnionej dziewicy (ale po przejściach), tudzież hrabin, markiz, a nawet obrzydliwie bogatego księcia krwi - wszelako z rozkoszą udzielającego ze swych majętności potrzebującym. Szybko stała się jednym z największych bestsellerów XIX wieku, Sue zaś, jak to często bywa, zarobił na biednych niezły grosz.
Maciej Żurowski w "Posłowiu" do polskiego przekładu pisze: "Powodzenie Tajemnic Paryża było fantastyczne. «Journal des Débats» stał się pismem rozrywanym. Nie istniała wtedy sprzedaż pojedynczych numerów i poza prenumeratą dzienniki były dostępne tylko w czytelniach, które teraz podnosiły opłaty i robiły znakomite interesy: w ogonku do tej gazety ludzie stali po cztery godziny". Cytuję za wydaniem: Eugeniusz Sue, Tajemnice Paryża, przekład anonimowy przejrzała i poprawiła Zofia Wasitowa, Iskry, Warszawa 1987, s. 393. Dalej cytuję jako Tajemnice.
[9] Był to pseudonim Franza Zychlin von Zychlinskiego ze zniemczonej gałęzi rodu Żychlińskich herbu Szeliga z Żychlina koło Konina (czasem mylonego z miasteczkiem Żychlin koło Kutna, z którego wywodzi się chasydzka dynastia Zychlin). Sam Szeliga urodził się 27 marca 1816 w Allenburgu. Kiedy pisał swoją recenzję z Tajemnic Paryża, służył w pruskim wojsku jako oficer i jednocześnie interesował się filozofią (tak, takich wtedy Prusy miały oficerów!). Potem napisał jeszcze między innymi Historię 24 pułku piechoty, wydaną w Berlinie w latach 50. w dwóch tomach, dostał order Pour le Mérite za wojnę austriacko-pruską w 1866 roku, aż w końcu zmarł w słusznym wieku i w stopniu generała 17 marca 1900 roku. Przeżył wszystkich: Eugeniusza Sue, trzech braci Bauerów, a także Marksa z Engelsem, choć był od nich starszy. Najwidoczniej służba w wojsku robi człowiekowi lepiej niż wymyślanie sposobów na uszczęśliwienie ludzkości.
[10] "[...] pan Bradamanti, co mieszka na trzecim piętrze. To dopiero uczony! [...] A jak zęby wyrywa... nie dla pieniędzy, tylko dla honoru. [...] A jednak są niegodziwi ludzie, którzy mu zarzucają... ale nie... włosy by panu na głowie powstały!...
- Cóż takiego mówią?
- Nie śmiem powiedzieć... nigdy się nie odważę... Powiadają o nim, że... - I stara szepnęła cicho kilka słów Rudolfowi [Rudolf to właśnie ten szlachetny książę krwi], który zbladł.
- Ależ to by było okropne!...
- Prawda, że okropne, gdyby to była prawda? - odezwała się odźwierna" (Tajemnice, s. 70-71).
[11] W wersji konferencyjnej wyglądało to jeszcze gorzej, gdyż z mównicy ksiądz profesor perorował tak:
"I właśnie. I co jest największą tajemnicą... komunistycznego... komunistycznej koncepcji prawdy. Co obejmuje wszystkie tajemnice. Bytu. I prawdy i kłamstwa. I Karol Marks pisze, że właściwie wszystkie tajemnice komunistycznie pojętej rzeczywistości przemieniają się w tajemnicę przerywania ciąży i zatruwania. I nie można byłoby w sposób bardziej, jak on się wyraża geschickt, czyli taki sprytny, doskonały, precyzyjny, przemienić wszystkich tajemnic świata w ostateczny byt najdoskonalszy, jak poprzez wspólne dobro świata, którym jest środek do przerywania ciąży dla ciężarnych kobiet i truciznę do zabijania. Jego własny cytat.
I w tej rewolucji proletariackiej staną się jak Hege... Marks z Engelsem obiecują, ludzie wład... w końcu panami. Panami natury, panami ich samych, wolni, żeby na horyzoncie historii zobaczyć jakiegoś... musieć zobaczyć jakiegoś boga. Wreszcie wystąpią na scenie historii jako bogowie.
A czym jest chrześcijańska demokracja według Karola Marksa? W miejsce pośrednika Jezusa z Nazaretu musimy wprowadzić systematycznie państwo demokratyczne względnie ateistyczne, które będzie sięgać po tę metodę i ten środek najskuteczniejszy. Żeby kobietom w stanie łaski podawać środek na przerywanie ciąży i truciznę do unicestwiania życia" (spisałem z filmu umieszczonego na "Oficjalnej Stronie Ks. Prof. Tadeusza Guza"; Część 2, od 7'40'' do 10'10''; film ten wprawdzie potem zniknął przy przebudowie strony, ale wciąż można go znaleźć na YouTube).
W druku komunistyczna ideologia, tu komunistyczna koncepcja prawdy a za chwilę komunistycznie pojęta rzeczywistość. Przemienianie tajemnic świata w byt najdoskonalszy. "Chrześcijańska demokracja według Karola Marksa" (sic!) posługująca się, niczym zbrodzień Polidori, przerywaniem ciąży i trucizną. Owszem, na żywo każdemu może przytrafić się śmieszny lapsus (i dlatego za podstawę przyjąłem tekst wydrukowany we "Frondzie"), ale ten bełkot przekracza już wszelkie granice. Natomiast w sprawie "jego własnego cytatu" zob. niżej przypis 12.
[12] "Pan Szeliga zamierza przedstawić służących i portiera Pipeleta wraz z żoną jako wcielenie tajemnicy absolutnej. Chce skonstruować służących i portiera "tajemnicy". Jakżeż on to urządzi, aby zniżyć się od czystej kategorii aż do "służącego", który "szpieguje pod zamkniętymi drzwiami", jak to zrobi, by z tajemnicy jako absolutnego podmiotu, który króluje wysoko nad dachami, w chmurach abstrakcji, spaść aż na parter, gdzie mieści się loża portiera?" (Rodzina, s. 88; kursywa za oryginałem).
Nb. z tego samego powodu - by wykpić językową manierę adwersarza - Marks powtarza wciąż słowo "tajemnica", które Szeliga stosował nagminnie do najoczywistszych nawet spraw. Stąd te rzekome "tajemnice przerywania ciąży", które oczywiście żadnymi tajemnicami nie były. Również "dobro powszechne" to fraza przejęta od Szeligi i dlatego u Marksa pojawiająca się w cudzysłowie. Jak na przykład w tym oto szyderczym akapicie, w którym ks. Guz dopatrzył się wszystkich tajemnic "komunistycznie pojętej rzeczywistości" oraz sprytnego komunistycznego sposobu na przemienienie tych tajemnic "w ostateczny byt najdoskonalszy" (patrz przypis 11):
"Tajemnica, absolutna tajemnica, w tej postaci, w jakiej wystąpiła ona ostatnio, jako "dobro powszechne", polega więc na tajemnicy poronienia i trucia. Tajemnica nie mogła zręczniej [w oryginale: "könnte sich nicht geschickter" - to tu dojrzał ks. Guz komunistyczny spryt] uczynić się "dobrem powszechnym" niż w ten sposób, że przekształciła się w tajemnice, które nie są dla nikogo tajemnicami" (Rodzina, s. 87; wyróżnienie za oryginałem).
[13] "Kultura i cywilizacja są dla pana Szeligi identyczne z kulturą arystokratyczną. Nie jest więc zdolny widzieć, że przemysł i handel zakładają zgoła inne królestwa uniwersalne niż chrześcijaństwo i moralność, szczęście rodzinne i dobrobyt mieszczański" (Rodzina, s. 85). Za kilka lat Marks rozwinie tę myśl w znanych passusach z Manifestu komunistycznego o tym, jak to sama burżuazja (czyli "przemysł i handel") zdarła "aureolę świętości z wszystkich rodzajów zajęć", a ze stosunków rodzinnych "ich tkliwie sentymentalną zasłonę".
[14] [Dopisek] Manipulowaniem cytatami z Marksa mało kto się przejął, bo ludziom, którzy Marksa nie czytają, i tak jest wszystko jedno, a ci, co czytają, na ogół nie przejmują się tym, co o Marksie mówi jakiś ksiądz, nawet profesor. Natomiast zrobiło się trochę szumu, gdy w podobny sposób został potraktowany Luter. Zwłaszcza jeden zmanipulowany cytat z Lutra ks. Guz powtarzał wielokrotnie i ze smakiem, bo jakoby wynikało z niego, że według Lutra Bóg jest Szatanem, a może odwrotnie. W każdym razie - jeden diabeł.
Nie wracałbym do tej smutnej sprawy, gdyby nie to, że sam ks. Guz wrócił do niej w najnowszym filmie Grzegorza Brauna Luter i rewolucja protestancka (premiera pod koniec 2017 roku). Mniej więcej w 61 minucie mówi tam:
"Marcin Luter dokonuje tym samym aktu satanizacji Boga. Pisze w swoim komentarzu do Księgi Psalmów następującą sentencję, cytuję: «Summa, Gott kann nicht Gott sein, er muss zuvor der Teufel werden». «Summa, Bóg nie może być Bogiem, zanim najpierw nie stanie się Szatanem»".
Literalnie są to rzeczywiście słowa napisane przez doktora Marcina Lutra. Można je znaleźć na przykład w powszechnie używanej edycji weimarskiej pism Lutra, w pierwszej części 31 tomu na stronie 249 (wersy 25-26; "ein Teufel" zamiast "der Teufel"). Kto by tam jednak zajrzał, ten przekonałby się natychmiast, że nie jest to żadna "sentencja" ani nawet podsumowanie tego konkretnego komentarza (do psalmu 117, nb. najkrótszego ze wszystkich). Ksiądz Guz bowiem swoim zwyczajem wyciął Lutrowi nieco ponad ćwierć jego oryginalnego zdania, zdanie z akapitu, akapit z kontekstu etc. etc. A potem sens tego wypreparowanego kadłubka nagiął do swojej fantazji.
Tymczasem Lutrowi chodziło o rzecz dziś dla nas już dość banalną, bo przez ludzi areligijnych powtarzaną wręcz do znudzenia. Że mianowicie nie wyobrażają sobie oni, jak można wierzyć w Boga, który stworzył ten świat pełen bólu i cierpienia, umierających w mękach dzieci, rzężących starców etc. etc. i jeszcze domaga się za to hołdów. Czyli Boga-okrutnika, a w języku Lutra właśnie Szatana.
I Luter zgadza się, że taki ogląd świata jest poniekąd uzasadniony i może zostać przekroczony wyłącznie dzięki łasce wiary. Bez niej świat wydaje się człowiekowi tworem raczej diabelskim, przedsionkiem piekła, a obietnica zbawienia - jakimś przewrotnym kłamstwem. Bóg wtedy staje się - jak pisze Luter - kłamcą, ein Lügner, ale staje się nim jedynie w naszych sercach, in unsern Herzen. I pisze to Luter nie gdzieś, hen, na innej stronie, której ks. Guz mógł przypadkiem nie doczytać, ale w zdaniu bezpośrednio poprzedzającym tę rzekomą "sentencję" o Bogu-Szatanie.
O teologii luterańskiej można ze stanowiska katolickiego napisać uczciwie wiele przykrych rzeczy. Już samo dekretowanie zasady "sola scriptura" i późniejsze trzymanie się tej tradycji ma w sobie coś z rozczulającego paralogizmu. Czemu jednak za pomocą niezdarnego oszustwa robić z Lutra satanistę?