EBENEZER ROJT

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jacek Żakowski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Jacek Żakowski. Pokaż wszystkie posty

Jacek Żakowski wymyśla sobie Wańkowicza
albo niechlujna pochwała researchu

Jacek Żakowski ogłosił w "Gazecie Wyborczej", że dziennikarstwo upada, bo dawniej redakcje pilnowały, czy w artykule zgadzają się fakty, a dziś nikt sobie takimi drobiazgami głowy nie zaprząta [1]. Nikt już nawet nie pamięta o surowych kryteriach stosowanych niegdyś "przez jakościowe media w okresie ich świetności".
Te kryteria fascynująco opisał Melchior Wańkowicz w eseiku "Prosto od krowy" (można go znaleźć w zbiorze "Karafka La Fontaine'a"). Opowiedział tam m.in. historię redaktorki tygodnika "Time", która w tekście o prezydencie Naserze puściła frazę o "brązowych oczach jego matki".

Arabki, jak wiadomo, mają brązowe oczy, a taki detal dobrze buduje ciepłą atmosferę narracji. Pech chciał, że arabska matka Nasera była krytycznym wyjątkiem i miała błękitne oczy. Jakiś czytelnik zwrócił na to uwagę i redaktorka wylądowała na bruku. Nie z tego powodu, że miała niesłuszne poglądy lub że oczy pani Naser wywołały polityczne tsunami, ale dlatego, że wiarygodność była pieczołowicie strzeżonym kapitałem każdego poważnego medium. Uznany (podpisany nazwiskiem) autor mógł wyrażać opinie, jakie mu się podobało. W ocenach każdy komentator miał prawo się pomylić. Fakty musiały się zgadzać w stu procentach.

Jak na ironię, w tym krótkim streszczeniu Wańkowiczowskiej opowiastki fakty nie zgadzają się nawet w 50 procentach.

Prosto od krowy to nie eseik z Karafki La Fontaine'a, ale osobna książeczka wydana siedem lat przed Karafką. Nie ma w niej ani słowa o Naserze, jego matce i jej oczach. Są za to uwagi o pisarskim warsztacie autora, o wymyślaniu hasła "cukier krzepi", a zwłaszcza wiele uwag o języku: jego trafności i autentyczności. Zaczyna Wańkowicz od "Bronię obywatelstwa dupy w literaturze", po czym za chwilę okazuje się, że gotów jest jeszcze zaakceptować "starą, jędrną, a poczciwą kurwę, dzielącą od wieków dole i niedole polskie", jak również bogactwo "żołnierskiej gwary z jej kluczowym słowem-wytrychem «pierdolić»: przypierdolić, wypierdolić, napierdolić, podpierdolić, zapierdolić, odpierdolić, wpierdolić, spierdolić [...]" etc., etc. [2].

Natomiast sama opowiastka rzeczywiście pochodzi z Karafki, ale u Wańkowicza nikt nie puścił frazy o "brązowych oczach" matki Nasera, nikt nie wylądował na bruku i - nade wszystko - nie ma tam nic o tym, że matka Nasera "była krytycznym wyjątkiem i miała błękitne oczy".

Wańkowicz opisuje w jednym z aneksów Karafki przygodę swojej córki Marty (zwanej Tirliporkiem), którą w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku przyjęli do pracy w słynnym "Time'ie" i "wyznaczyli 75 dolarów tygodniowo jako «reserczerce» (zbierającej materiał)". Najprzód przez kilka miesięcy Marta terminuje w redakcji i oto wreszcie dostaje pierwsze poważne zadanie: ma zebrać materiał do cover story o Naserze, który właśnie wyrzuca Anglików z Egiptu.

Dzwonek. Wzywa szefica.
- Napisałaś: "matka Nassera, czarnooka Sudanka". Skąd wiesz, że czarnooka?
- Wszystkie Sudanki są czarnookie.
- Może być wyjątek. Depeszuj do Kairu [3].
Marta depeszuje, ale gdy odpowiedź nie przychodzi przed oddaniem artykułu do druku, czarne oczy zostają automatycznie skreślone jako informacja nie potwierdzona. Za to potem okazuje się, że przepuszczono inny błąd: dziennikarz piszący artykuł pomylił Kair z portową Aleksandrią. Tyle.

Gdyby była to jedna z wielu anegdotek w tekście na zupełnie inny temat, nie miałbym serca czepiać się Żakowskiego, bo przecież coś tam, piąte przez dziesiąte, z Wańkowicza zapamiętał i także w jego wersji ma to sens. Co innego jednak beztroskie zmyślanie w rozważaniach o dziennikarskiej rzetelności. Co innego przeinaczenie historyjki, której sednem jest morał, że odpowiedzialnemu dziennikarzowi nawet przeinaczenia koloru oczu zaryzykować nie wolno.

Trudno zrozumieć, dlaczego Jacek Żakowski, w końcu nie praktykant na stażu, ale - jak go przedstawia "Gazeta" - komentator "Polityki" i kierownik Katedry Dziennikarstwa Collegium Civitas, postanowił tak ostentacyjnie zlekceważyć swoich starych czytelników i zdemoralizować do reszty swych młodszych kolegów. Tym bardziej że sprawdzenie, co naprawdę napisał Wańkowicz, nie wymagało depeszowania do Kairu.

Być może po prostu pokpił sprawę [4]. W żołnierskiej gwarze, której kluczowe słowo-wytrych przytaczałem wyżej, używa się w takim wypadku formy "spierdolić".

[1] Jacek Żakowski, Redaktor Kopciuszek na tropie prawdy, "Gazeta Wyborcza", 10 listopada 2012.

[2] Melchior Wańkowicz, Prosto od krowy, Iskry, Warszawa 1965. O dupie, kurwie i żołnierskim słowie-wytrychu na s. 61-63.

[3] Melchior Wańkowicz, Karafka La Fontaine'a, tom I, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1974, s. 590. Jest to aneks do rozdziału XI zatytułowany "Szperaczka w opałach". Wańkowicz konsekwentnie używa niegdysiejszej pisowni "Nasser" (przez dwa "s").

[4] Być może jednak wcale nie pokpił, a ma jedynie - jak zaświadcza Henryk Grynberg - bardzo swobodne podejście do drobiazgów i uważa, że nic nie szkodzi, jeśli nawet czasem coś się poplącze.

"Polska jest w tym roku [roku 2000] gościem honorowym frankfurckich Targów Książki. Polski pawilon jest rozległy i ma salę projekcyjną, gdzie kilka razy dziennie idzie Miejsce urodzenia i ludzie się za mną oglądają. Toteż nie zdziwiłem się, gdy złapał mnie redaktor Jacek Żakowski i zaprosił do budki telewizyjnej. Zastałem tam historyka Tomasza Szarotę. Żakowski pytał nas o Jedwabne. Czytałem wiele kompetentnych wypowiedzi na ten straszny temat i nie zabierałem głosu, bo nie miałem nic do dodania, więc zdziwiłem się, że mam być partnerem w rozmowie z zawodowym historykiem jak Szarota. Zdziwiłem się jeszcze bardziej, gdy redaktor zaczął mnie pytać o szczegóły, jakbym był jakimś ekspertem, a rozmowa szła na wizję na żywo. Kluczyłem jak mogłem, aż tu nagle on nazywa mnie profesorem Grossem. To ja mówię pomyłka i chcę wyjść, a Żakowski, że nie szkodzi i żebym został, więc kluczyłem dalej" (Henryk Grynberg, Pamiętnik, Świat Książki, Warszawa 2011, s. 544-545).

Jacek Żakowski broni prezydenta Komorowskiego
albo solidarność dyslektyków

Sprawa błaha i anegdotyczna, ale dobra jako ćwiczenie z logiki. W marcu 2011 po tragicznym trzęsieniu ziemi Pan Prezydent Bronisław Komorowski wpisał się do księgi kondolencyjnej wyłożonej w ambasadzie Japonii następująco:

Łączymy się, w imieniu całej Polski, z narodem Japonii w bulu i w nadzieji na pokonanie dramatu katastrofy która dotknęła Japonię i poruszyła cały świat [1] [1a].
Jest to wprawdzie zdanie rytualne, ale nie najzgrabniej sformułowane i z dość swobodną interpunkcją. Naprawdę kompromitujące były jednak dwa błędy ortograficzne ("bulu" i "nadzieji"), toteż przeciwnicy Pana Prezydenta mieli wiele radości, zwolennicy zaś głowili się, jak ów wstyd umniejszyć. Do tych ostatnich należał także Jacek Żakowski. Uznał, że najlepiej wybroni prezydenta sugerując, jakoby cierpiał on na dysleksję:

Większość pewnie się zdziwi. Ale dla mniejszości, do której należę, ortograficzna wpadka prezydenta nie jest powodem do drwin czy ubolewania. Dla nas to powód do radości. [...] Nie wiem, czy prezydent jest jednym z nas - dyslektyków. Ale "bul" na to wskazuje. Jeśli jest, to pewnie o tym nie wie, bo w jego pokoleniu dysleksja nie była jeszcze powszechnie diagnozowana. Wiele cierpiących na dysleksję inteligentnych i uzdolnionych... etc. etc. [2].
Obrona taka wydaje się nieco ryzykowna. Według obecnego stanu wiedzy dysleksja może łączyć się ze zmianami anatomicznymi w mózgu oraz z problemami natury psychiatrycznej [3]. Po przełożeniu na język potoczny obrona Żakowskiego sprowadzi się zatem do przekonania, że prezydent ma "coś z głową". Będzie to przekonanie krzywdząco uproszczone, ale trudno od szerokich kół wymagać subtelnych rozróżnień medycznych. Wiadomo również, że dysleksja szczególnie często łączy się z ADHD [4], a ta przypadłość wiercących się dzieci, które np. pierwsze siadają, pierwsze jedzą itp. [5], to kiepska rekomendacja dla polityka, zobowiązanego zawsze zachowywać spokój i zimną krew. A przynajmniej stosować się do wymogów protokołu dyplomatycznego.

Jacek Żakowski najprawdopodobniej w ogóle nie wziął tego pod uwagę. Chciał tylko sprytnie kpiny z Bronisława Komorowskiego sprowadzić do poziomu kpin "z jąkałów, łysych, inwalidów na wózkach, staruszek o laskach i dzieci cierpiących na autyzm". Taki mały szantaż moralny: kto śmieje się z prezydenta-dyslektyka, ten jest prostakiem. Ale w niepohamowanej pasji odwracania kota ogonem (dyslektyczne ADHD?) napisał jeszcze coś więcej:

Dla dyslektyka najgorsze w tym zamieszaniu były jednak słowa prezydenta, który przepraszając za swój wpis do japońskiej księgi kondolencyjnej, mówił o "kompromitującym błędzie ortograficznym". Przepraszam, ale w jakim sensie błąd ortograficzny jest - zdaniem prezydenta - kompromitujący?
I tu pora na małe ćwiczenie z logiki. Przesłanka większa: "Błąd ortograficzny w jednozdaniowym uroczystym wpisie, do którego zawczasu można było się przygotować, jest zawsze kompromitujący". Przesłanka mniejsza: "Bronisław Komorowski popełnił błąd ortograficzny w jednozdaniowym uroczystym wpisie, do którego mógł się zawczasu przygotować". Wniosek: "Bronisław Komorowski popełnił błąd kompromitujący". To właśnie w tym sensie błąd ortograficzny prezydenta był kompromitujący. Nie jest kompromitujący błąd ortograficzny w prywatnych notatkach. Nie musi być kompromitujący błąd ortograficzny w tekście publicznym, ale pisanym na gorąco. Natomiast zawsze kompromituje błąd w krótkim publicznym tekście, który mógł być z góry obmyślony i sprawdzony.

Ewentualna dysleksja nie ma tu nic do rzeczy, a na pewno nie jest okolicznością łagodzącą. Wręcz przeciwnie! Jeśli Bronisław Komorowski wie, że ma kłopoty z ortografią (a takie rzeczy w jego wieku wie się i bez specjalnej diagnozy), to tym bardziej winien jest kompromitującego zaniedbania i niechlujstwa przy wpisywaniu kondolencji. Mógł przecież tego jednego zdania nauczyć się na pamięć. W ostateczności mógł posłużyć się karteczką ze ściągą. A jeśli o tym wszystkim w nawale pracy zapomniał, zawsze jeszcze mógł poprosić, by bliska i kompetentna osoba dyskretnie zerknęła mu przez ramię i skontrolowała ortografię.

Nie był przecież w ambasadzie Japonii sam. Zdanie z "bulem" podpisała bowiem również żona Pana Prezydenta, Pani Anna Komorowska, magister filologii klasycznej.

[1] rik, Gafa prezydenta. Błędy ortograficzne w księdze kondolencyjnej, gazeta.pl, 17 marca 2011 r. Według tej notki prezydent napisał: "Jednoczymy się w imieniu całej Polski z narodem Japonii w bulu i w nadzieji na pokonanie skutków katastrofy", ale na dołączonym zdjęciu widać co innego. Dlatego podaję wpis kondolencyjny prezydenta za zdjęciem.

[1a] Mimo późniejszego zatrzęsienia wesołych memów o "bulu i nadzieji", które nawet najoporniejszemu wbiłyby do głowy prawidłową pisownię, w dziesięć lat później jako bliźniaczy dyslektyk objawił się Janusz Palikot: "W czerni nocy i w beznadzieji rodzi się każdy wielki sukces!" (Twitter, tweet z 25 grudnia 2021; o ile wiem, platforma dopuszcza używanie słowników).

[2] Jacek Żakowski, Znamy ten bul, "Gazeta Wyborcza", 21 marca 2011.

[3] "Dysleksja jest związana ze zmianami anatomicznymi w mózgu". Zob. The MIT Encyclopedia of the Cognitive Sciences, red. Robert A. Wilson i Frank Keil, MIT Press 2001, s. 250. O tym, że wraz z dysleksją mogą występować problemy natury poznawczej, psychiatrycznej lub neurologicznej, można przeczytać na poprzedniej stronie. Zwięzły przegląd takich zmian anatomicznych podaje Gavin Reid w: Dyslexia. A Practitioners Handbook. Fourth Edition, Wiley-Blackwell 2009, rozdział 2: "Explaining Dyslexia. The Range of Research". Obszerniejszy, ale bez uwzględnienia nowszych badań: Alan A. Beaton, Dyslexia, Reading and the Brain. A Sourcebook of Psychological and Biological Research, Psychology Press 2004, cała część druga "The Biological Context". Na szczególne znaczenie zmian w móżdżku wskazują Roderick I. Nicolson i Angela J. Fawcett w: Dyslexia, Learning, and the Brain, The MIT Press 2008, rozdział 5: "Dyslexia and the Cerebellum". O uwarunkowaniach genetycznych rozwoju kory mózgowej w związku z dysleksją zob. The Dyslexic Brain. New Pathways in Neuroscience Discovery, redakcja Glenn D. Rosen, Lawrence Erlbaum Associates 2006, cała sekcja 2: "The Genetics of Dyslexia and Cortical Development". O związku dysleksji z problemami natury psychiatrycznej zob. Kytja K.S. Voeller, Dyslexia w: Pediatric Neuropsychiatry, redakcja C. Edward Coffey i Roger A. Brumback, Lippincott Williams & Wilkins 2006, podrozdział: "Dyslexia and Psychiatric Comorbidity" na stronie 353.

[4] "ADHD jest najczęstszą psychiatryczną nieprawidłowością związaną z dysleksją" (ADHD is the most frequent psychiatric disorder associated with dyslexia). Abstrakt artykułu: Huc-Chabrolle M, Barthez MA, Tripi G, Barthélémy C, Bonnet-Brilhault F., Psychocognitive and psychiatric disorders associated with developmental dyslexia. A clinical and scientific issue, "L'Encéphale", 36(2), kwiecień 2010 [PMID 20434636]. Wg niektórych badań aż 50% dzieci z dysleksją cierpi na ADHD. Zob. Dyslexia in Context. Research, Policy and Practices, red. Gavin Reid i Angela Fawcett, Whurr Publishers 2004, s. 327. Współwystępowanie ADHD i learning disorders (a więc i dysleksji) uznaje za potwierdzone również DSM-IV na stronie 47.

[5] Jak podała prasa, na spotkaniu z Angelą Merkel i Nicolasem Sarkozym w Wilanowie (luty 2011) Bronisław Komorowski, gospodarz spotkania, niespodziewanie usiadł pierwszy. W tym samym miesiącu podczas spotkania z przedstawicielami Związku Polaków na Litwie prezydent zaczął z apetytem zajadać jeszcze w trakcie wygłaszanego na jego cześć przemówienia.