EBENEZER ROJT

Z przemyślań lubieżnych
Doktor Stanisław Kurkiewicz, wewnętrznik i płciownik

Porą najzwyklejszą odbywania się przemyślań lubieżnych - twierdzi doktor Kurkiewicz - jest: wieczorne ułożenie się do spania - wogóle noc, ta czarna pora, która kryje wstyd wszelaki, a w ciszy i samotności daje ostrogę do puszczenia wodzy myślom nad tem, co: za dnia się widziało i co się odczuło, co w głowie utkwiło i zaniepokoiło, i t. d. Te wodze myślom puszcza nawet ta najlepiej wychowana osoba - ta tylko "w doborowem towarzystwie" się obracająca, i właśnie przez to: z jednej strony podbudzana setne razy na setne sposoby, a z drugiej strony obowiązana setnymi powodami i przepisami kryć w sobie wszelkie objawy posiadania czulców płciowych [1].
Miałem się już ułożyć do spania, ale ponieważ opuścił mnie wstyd wszelaki, więc puściwszy wodze myślom pomyślałem o doktorze Stanisławie Kurkiewiczu. Kto o nim nic nie wie, niech przeczyta choćby w Wikipedii. To też żaden wstyd, bo jeśli dziś się o Kurkiewiczu pamięta, to głównie dlatego, że pisał o nim felietony Tadeusz Boy-Żeleński.
[...] doktór medycyny Stanisław Kurkiewicz, "płciownik", jak sam się mienił, [...] całe swoje życie poświęcił zgłębianiu i opisywaniu tajemnic płci. Działalność jego przypada na tę samą epokę, co działalność Freuda, którego zresztą prac i teorji jak się zdaje Kurkiewicz nie znał. [...] Ten zapamiętały "płciownik" był zarazem niemniej zaciekłym purystą językowym, kowalem nowego słownictwa. Nietylko rugował wszystkie obce nazwy, których w medycynie jest tyle i zastępował je polskiemi, ale, co ważniejsze, rozciągając swoją obserwację na dziewicze, nieopisane wprzód w polskim języku tereny życia płciowego, zmuszony był co chwilę stwarzać nową terminologję. [...] Pewne czynności płciowe nazwał Kurkiewicz od swego nazwiska Kurkiewy, rozróżniając w nich kurkiewy wielkie i małe. To tylko maleńka cząstka tego oryginalnego słownictwa. [...]

Z samym Kurkiewiczem zetknąłem się przed laty, kolegowaliśmy przez kilka miesięcy w szpitalu w Krakowie na oddziele chorób wewnętrznych, gdzie Kurkiewicz był zresztą jedynie tolerowany jako t. zw. hospitant. Była to osobliwa, nader charakterystyczna postać. Mógłby służyć na potwierdzenie teorji, że większość psychiatrów ma "fijoła", badanie zaś życia płciowego jest utajoną "zadośćczynką" (mówiąc terminem Kurkiewicza) erotyzmu czy erotomanji [2].

Doktor Kurkiewicz niewątpliwie miał bzika, ale był to bzik nie byle jaki, bzik wyrazisty, rozległy i potężniejący. Boy zrobił z Kurkiewicza satyra zamaskowanego lekarskim fartuchem, gdy on tymczasem wychodził w swych dociekach z poważnego stanowiska:
Wychodząc z poważnego stanowiska czci dla Stwórcy i Jego dziełem będącej przyrody - czci dla wszystkich członków, które człowiek na świat ze sobą przynosi - rozważam ja urok, jaki ma zwisak dla kobiety (Docieki II, s. 640).
Dzięki zajęciu poważnego stanowiska mógł też Kurkiewicz ustalić, że na przykład "oddawanie się liczeństwu (matematyce)" prowadzi prostą drogą do impotencji (Docieki II, s. 628; tu uwaga jakoby "Newton miał być porażennym bezwzwodkiem (paralitycznym «impotensem»)" [3]).

Natomiast dzięki bystrości oka doświadczonego płciownika widział Kurkiewicz jasno, co kryje się za uciechą tańców damsko-męskich:

Pląsy (tany, saltatio). - "Za pozwoleniem" wszystkich fikalskich i dryndalskich, i "uczciwszy uszy" wszystkich nauczycieli tańców i ich adjutantów: wodziszów (aranżerów), - są pląsy w zasadzie i z zasady: uciechą płciową; a przynajmniej z zasady bywają wyzyskiwanemi do: cielesnego zbliżenia się osób płci przeciwnej w sposób przyzwoity, względnie uchodzący za przyzwoity.
[...]
Owóż ja, mając zeznania i przygląd (obserwacyę) co do działania pląsów, powiadam, że one są stanowczo uciechą płciową i sposobem płciowym - sposobem niewinnym, niepokaźnym, ale swoją drogą bardzo skutecznym (co do odgrywania się biegu błogości). A już co najmniej, są: nieznacznym, więc dozwolonym, sposobem cielesnego zbliżania się do siebie osób płci odmiennej; dla jednych to jako właściwa kurkiewa wystarcza - drudzy pomagają sobie do skutecznego biegu błogości: napięciem wyobraźni i woli. - O ile są podstępną płciowiną, obłudną zastępczyną - zasługują na to, by taką ich rolę wyjawić, w imię prawdy (Docieki II, s. 631, 634).
Nic dziwnego, że po balu, po takim damsko-męskim rozfikaniu, nawet "mężatki przymilają się mężowi (zwykle napitemu), i wśród płcenia marzą o kimś, siedzącym im w głowie" (Docieki II, s. 632). Niby Kurkiewicz wariat, ale czy ktoś odważyłby się tej przytomnej obserwacyi zaprzeczyć?

Wszelako dość już o płceniu, bo co za dużo, to niezdrowo, więc o tym, jakie "warunki do podrażnienia płciwa" stwarza kolarstwo (roverismus), będziecie już musieli poczytać sobie sami. Naturalnie wychodząc wcześniej z poważnego stanowiska czci etc. [4].

Czy bzik Kurkiewicza dał polskiej literaturze tylko kilka felietonów Boya, czy może trochę więcej, tego nikt jeszcze porządnie nie zbadał [5]. A szkoda! Wydaje się bowiem, że coś jest na rzeczy. Porównajcie zresztą sami.

Najpierw Kurkiewicz.

Moją własnością naukową jest to w Cz.[ęści] ogólnej tylokrotnie wyrażane przedstawianie rzeczy, że: osoba prawidłowa w napięciu płciowem powodując się żądzą błogoszczenia, nie przebiera w tem, jaką drogą to błogoszczenie u niej nastać ma - i im jest obyczajniejszą i na wymogi obyczajności wrażliwszą, tem chętniej i skrzętniej popełnia takie coś płciowego, co nie jest przeciw niczemu i co przez przeciętnych ludzi za nic płciowego branem nie bywa. Dobrze rzecz zważywszy, powiedzmy, że człowiek prawidłowy, a obyczajny (moralny), właściwie nie ma innego wyjścia.
[...]
Świadomości, że jakieś zajęcie, ruch lub t. p., może być sposobem płciowym i spowodować odegranie się biegu błogości płciowej - tej świadomości nabywa zwykle każda dana osoba czysto przypadkowo, : odbywając takie zajęcie, ruch lub t. p. zrazu bez żadnych zamiarów płciowych, a tylko dla innej okoliczności. A więc wówczas to zajęcie, ruch lub t. p. są: płciowiną mimowolną (sexuactio involuntaria). Potem, już ze świadomością płciowego skutkowania popełniane - są płciowiną podstępną czyli rafinowaną (sex sollers, sex. callida).
[...]
...To posługiwanie się czynnościami, i sposobami, niepokaźnemi, na nic płciowego nie wyglądającemi, można stwierdzić dziś u mnóstwa osób [...]. I nawet u osób prawidłowych spotkamy sposoby płciowe takie, że powiemy: ani oko nie widziało ani ucho nie słyszało, co zdoli (potrafi) nie być okolicznością lub czynnikiem, płciową uciechę dającemi względnie płciowo-zadowalającemi (Docieki II, s. 585, 627, 166-167) [6].
A to już bembergujący Leon Wojtys z Kosmosu Gombrowicza.
- Bo to, trzeba panu wiedzieć, ja młodość taką sobie miałem. [...] nigdy zbyt wielką śmiałością się nie odznaczałem, ha, cóż, nieśmiały, cichy... bo ja wiem... coś tam naturalnie sobie uszczknąłem, jak się okazja nadarzyła, człowiek sobie radził, jak mógł, ale nie powiem. Mało co. Wciąż na widoku. A potem, wie pan, cóż, jak tylko do banku wstąpiłem, ożeniłem się i, bo ja wiem, trochę tam, owszem, ale znów nie za bardzo, tak sobie [...] musiałem coraz bardziej do drobnych przyjemności się uciekać, takich na boczku, prawie niewidocznych, kiedyś, panie, myśmy w Drohobyczu mieszkali, przyjechała jedna aktorka na gościnne występy, nadzwyczaj luksusowa, wprost lwica, i ja przypadkowo jej rączki dotknąłem w omnibusie, to, panie, szał, obłęd, ekscytacja dzika, żeby jeszcze raz, ale cóż mowy nie ma, nie da się, aż w końcu, w tej goryczy mojej, ja po rozum do głowy, myślę sobie, co ty będziesz cudzej ręki szukał, przecie sam masz dwie i, czy pan uwierzy, przy pewnym treningu można tak się wyspecjalizować, że jedna ręka drugą rękę maca, pod stołem, na przykład, nikt nie widzi, a choćby i zobaczył, to co, można się dotykać i nie tylko rękami, także udami na przykład, albo palcem ucha, bo, jak się okazuje, wie pan, rozkosz to kwestia intencji, jak pan się uprze to i na własnym ciele może pan używać, nie powiem dużo, ale zawsze lepszy rydz, niż nic, naturalnie chętniej bym odaliskę-huryskę jaką... ale jak nie ma... [7].
Osobny rozdział to liczne neologizmy doktora Kurkiewicza (tu też można by poszukać powinowactw: od Stanisława Ignacego Witkiewicza aż po Stanisława Lema). Większość z nich brzmi wprawdzie dziko i fantastycznie, ale sam twórca uważał je za "swojskie".
Swojskich wyrazów, zastępczych za utarte cudzoziemskie, używam w swych pismach dla zasady: strzeżenia czystości naszego języka - w którym powinny się znajdywać dla wszystkich pojęć swojskie wyrazy. W żmudnej tej pracy biorę udział już od roku 1890-go i jestem twórcą mnóstwa wyrazów i wyrażeń [...] [8].
Był jednak słowotwórcą uprzejmym: na ogół po "swojskim wyrazie" dawał w nawiasie ten utarty cudzoziemski - weźka (recepta), wewnętrznik (internista), leczarstwo (medycyna) etc. - więc da się go czytać bez siódmych potów. Z pewnością zgodziłby się też z innym niestrudzonym "kowalem nowego słownictwa" (o sto lat wcześniejszym i mniej uprzejmym), Jackiem Idzim Przybylskim, że niepotrzebna nam cudzoziemczyzna, skoro w naszej ojczystej mowie
[...] mamy wszystko, co w sobie ma bąkającego, beczącego, sykającego, szumiącego, żetającego i fiutającego Francuzczyzna, co aychającego, chuchającego, szeleszczącego i werczącego Nemeczczyzna, co ciokającego, dziadzidziącego i gwaiczącego Włoszczyzna, co lallajego, zezzującego i szeptawego Hiszpańszczyzna w takiy obfitości, iż przez zręczną umieszkę to miękich złog, to ostrych, to gromotnych, to pieskliwych, równie przy grzeczności naysłodzy podchlebić, jak przy urazie naygroźni połajać zdołamy [9].
Ostatecznie podzielił Kurkiewicz los Przybylskiego - jak on wyszydzany i wzgardzony. Boy-Żeleński wprawdzie zaznaczył, że terminologia Kurkiewicza "bywa czasem szczęśliwa" (Brewerje, s. 67), jednak nie podał ani jednego przykładu. Łatwiej było o te "nieprzeparcie humorystyczne". Tak to już bowiem jest przeznaczone entuzjastom mowy ojczystej, że chociaż nowe słowa sieją gęsto, to wschodzi z tego ziarna najwyżej jedno na sto. Niewdzięczna robota!

Nie przyjęła się bogata terminologia gramatyczna Przybylskiego, pieszczocenie zamiast zdrobnienia etc., ale został w polszczyźnie "pomnik" i "uczelnia". Bronisławowi Trentowskiemu nie udała się "chowanna" i dziesiątki terminów polskiego języka filozoficznego, ale została "jaźń" i "przesłanka" [10].

Również Stanisławowi Kurkiewiczowi przynajmniej jedno słówko się udało - mianowicie "poradnia" (którą zastępował cudzoziemski "pokój ordynacyjny"). Dziś to słowo dla nas oczywiste jak "pomnik", ale w Słowniku języka polskiego Karłowicza, Kryńskiego i Niedźwiedzkiego go nie znajdziecie (odpowiedni tom wyszedł w roku 1904). Jest "porada", jest "poradnik", ale "poradni" nie ma!

Gdy Boy-Żeleński w latach 30. otwierał Poradnię Świadomego Macierzyństwa, prawdopodobnie nie wiedział, że nazwę tę zawdzięcza po części manii swojego dawnego kolegi z krakowskiego szpitala. To on przysporzył ten klawisz gwary ojczystej, więc i do niego mógłby Boy odnieść tak często powtarzaną strofę własnego wiersza:

A jeślim gwary ojczystej
Choć jeden przysporzył klawisz,
Ty mnie od hańby wieczystej,
O mowo polska, wybawisz! [11].
Nie drwijcie tedy (zanadto) z doktora Stanisława Kurkiewicza, bo i on został zbawiony.
[1] D-r Stanisław Kurkiewicz, Z docieków (studyów) nad życiem płciowem luźne osnowy (tematy). II. Szczegółowe odróżnienie czynności płciowych, nakładem autora, Kraków 1906, s. 671. Dalej cytuję jako Docieki II. Tu i dalej zachowuję pisownię, interpunkcję i wszystkie wyróżnienia za oryginałem, natomiast opuszczam bez zaznaczenia umieszczone wewnątrz tekstu odesłania autora do innych stron jego książki poruszających pokrewne kwestie.

[2] Tadeusz Boy-Żeleński, Brewerje, nakładem księgarni F. Hoesicka, Warszawa 1926, s. 66-68. Dalej cytuję jako Brewerje.

[3] Nb. w wiele lat po dociekach doktora Kurkiewicza również bezkompromisowa krytyka feministyczna zauważyła, że coś było nie tak z tym Newtonem i kto wie, czy jego pracą naukową nie kierowało aby skryte pragnienie (ani chybi kompensacyjne) zgwałcenia całej natury.

"Jednym ze zjawisk, które przyciągnęły uwagę feministycznych historyczek, są metafory gwałtu i tortur w pismach Sir Francisa Bacona oraz innych entuzjastów nowej metody naukowej (na przykład Machiavellego). [...] Konsekwentna analiza prowadziłaby do wniosku, że pojmowanie natury jako kobiety obojętnej na gwałt, czy nawet go wyczekującej, było równie fundamentalne dla nowych koncepcji natury i sposobów jej badania. Prawdopodobnie metafory te miały również doniosłe praktyczne, metodologiczne i metafizyczne konsekwencje dla nauki. W takim razie dlaczego nie jest tak samo pouczające i uczciwe określenie praw Newtona jako «Newtonowskiego podręcznika gwałtu», jak nazwanie ich "mechaniką Newtonowską?".

Dla koneserów jeszcze raz to samo w oryginale:

"One phenomenon feminist historians have focused on is the rape and torture metaphors in the writings of Sir Francis Bacon and others (e.g., Machiavelli) enthusiastic about the new scientific method. [...] A consistent analysis would lead to the conclusion that understanding nature as a woman indifferent to or even welcoming rape was equally fundamental to the interpretations of these new conceptions of nature and inquiry. Presumably these metaphors, too, had fruitful pragmatic, methodological, and metaphysical consequences for science. In that case, why is it not as illuminating and honest to refer to Newton's laws as «Newton's rape manual» as it is to call them «Newton's mechanics»?" (Sandra Harding, The Science Question in Feminism, Cornell University Press, Ithaca i Londyn 1986, s. 113).

[4] Już tylko w przypisie dodam, że doktor Kurkiewicz potrafił pisać bez pruderii nie tylko o nieskromnych obyczajach cyklistów, lecz również o płceniu homoseksualnym - na wiele lat przed Boyem i znacznie od niego śmielej. Oto próbka:

"Rówieśnopłcenie («coitus homosexualis», homocoitus).

Rówieśnopłcenie u mężczyzn zasadza się na wpuście zwisaka jednego mężczyzny do odbytnicy (kiszki stolcowej) drugiego, zwłaszcza będącego w wieku chłopięcym (paede-rastia). Jest-to więc rzyciowanie rówieśne (homocoitus analis). Dla tego, już w starożytności znanego, płciowego sposobu mamy poszczególne nazwy dla osób czynnych i osób biernych. I tak: mężczyzna, swój zwisak drugiemu wkładający do rzyci, zwie się «pederasta czynny», «kineda» («cinaedus», moim wyrazem: rzyciownik) - zaś mężczyzna, ów zwisak do swej rzyci przyjmujący, zwie się «pederasta bierny» («pathicus», m.[oim] w.[yrazem]: rzyciowanek).

U kobiet zasadza się rówieśnopłcenie na: pocieraniu szpary sromowej kobiety wierzchniej o szparę kob. spodniej - wzgl. zetknięciu się kobiet okolicą swoich łechtek (łechtaczek) choćby przez suknie. Rzadszym jest sposób tego rodzaju, źe pomiędzy obu płciwami jest pośrednik w postaci samidła długiego, jak n. p. świecy giętkiej, którego każdy z 2 końców tkwi w jednej z obu pochew. [...] Inny rodzaj kobiecego rówieśnopłcenia, to raczej - według mojego określenia na s. 586 - rówieśne rzkomopłcenie: lizanie sromu kobiety biernej przez kobietę czynną, co się nazywa polizalstwo («sapphismus»). - Pocierstwo i polizalstwo bywają nazywane «miłością lesbicką» («amor lesbicus») - ja zaś je zwę czynnościami lesbickiemi albo saffinami" (Docieki II, s. 594-595).

I to wszystko można było sobie poczytać w roku 1906 gdzieś na ławeczce na krakowskich Plantach!

Natomiast Boy w ćwierć wieku później postawił na przesłodzony sentymentalizm niczym z panieńskiej czytanki:

"[...] znawcy twierdzą, że częściej może w homoseksualizmie spotyka się miłość sublimowaną platonicznie (nigdy imię Platona nie znalazło się bardziej na miejscu!) niż w normalnem życiu kobiet i mężczyzn. Większa tu jest ilość odcieni między miłością a przyjaźnią, większa rola powinowactwa duchowego, większa możliwość dzielenia zajęć, upodobań, lektury, zainteresowań" (Tadeusz Boy-Żeleński, Zmysły... zmysły..., Bibljoteka Boya, Warszawa 1932, s. 54-55).

W tytule zmysły, a o zwisaku albo o rzyciowaniu nie ma tam ani słowa.

[5] Pomijam Rozdartą zasłonę Maryli Szymiczkowej [Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego], w której doktor Kurkiewicz wraz ze swoimi "osobliwymi terminami" występuje wyłącznie jako pastiszowa dekoracja, "Papkin medycyny", jeszcze większy maniak niż ten z felietonów Boya. Nb. w posłowiu "Od autorki" autorzy bałamucą, jakoby Kurkiewicz wydał w 1913 roku "osobne zestawienie osobliwych terminów (zwanych przez Boya-Żeleńskiego «kurkiewami»)". Otóż, po pierwsze, nie Boy zwał "kurkiewami", lecz sam Kurkiewicz. Po drugie zaś, nie wszystkie "osobliwe terminy" zwał "kurkiewami", a jedynie niektóre (co zresztą jest już wyłożone u Boya). Na przykład rówieśnopłcenie, czyli wpust zwisaka do rzyci, żadną miarą nie zalicza się do kurkiewów.

[Dopisek] Matka Jacka Dehnela najprawdopodobniej nie czytała doktora Kurkiewicza, niemniej w edukacji seksualnej swego dziecka również postawiła na bezpruderyjną rzeczowość, czego syn jednak nie docenił:

"Był program «Luz», w którym opowiadano o AIDS. Jadłem obiad i spytałem matkę, o co chodzi z tymi homoseksualistami, a ona powiedziała, dość rzeczowo, że są to panowie, którzy wsadzają siusiaki w pupę innym panom, zawsze się przy tym obcierają, powstają drobne ranki i przez to wchodzi wirus. Oczywiście trudno z perspektywy tylu lat dokładnie zrekonstruować, o co dokładnie pytał tamten ośmio- czy dziewięciolatek, ale jestem dość przekonany, że nie chodziło mu o mikrourazy odbytu i szczegółowy opis seksu analnego. Był to pierwszy raz, kiedy rozmawiałem z rodzicami o homoseksualności, i jak mi się zdaje, ostatni, aż do mojego coming outu" (Jacek Dehnel, Wynalazek miłości, czyli homoseksualność jako przygoda, dwutygodnik.com, wydanie 329, marzec 2022).

[6] To właśnie te czynności i sposoby niepokaźne, na nic płciowego nie wyglądające, nazywał doktor Kurkiewicz kurkiewami:

"...Te wszystkie sposoby i czynności [...] nazywam: płciowinami: zaczątkowemi co do sposobu drażnienia, a płc. zastępczemi (zastępczynami) co do ich istoty i zadania [sexuactiones rudimentariae quoad modum, vicariae quoad tendentionem. (Nim je w właściwem świetle zobaczyłem, i wyśledziłem ich właściwą istotę a następnie je tak przedstawiłem - poniosłem pewne, i to znaczne, wydatki; czy mi nie wolno żądać za to nagrody? Otóż próżny - jak każdy człowiek, podpisuję się na swoim wynalazku «początkowemi» głoskami czyli «literami»)]; inaczej nazywam te płciowiny: kurkiewy (sexuactiones Kurkiewicz)" (Docieki II, s. 166-167).

[7] Witold Gombrowicz, Kosmos, [w:] Dzieła, t. V, pod redakcją Jana Błońskiego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1986, s. 111.

[8] D-r Stanisław Kurkiewicz, Ludzkie życie płciowe jako gałąź wiedzy lekarskiej wzgl. wiedzy ogólnej, jako gałąź lekarskiej praktyki, - i jako ruch społeczny: oświatowy, zapobiegawczy i t. p., nakładem autora, Kraków 1916, przypis na stronie 3.

[9] Jacek Idzi Przybylski, Pamiątka dziejów bochatyrskich z wieku grayskotroskiego w śpiewach Homera i Kwinta według pierwotworów greckich Słowianom dochowana, tom VII: Klucz staroświatniczy do sześciudziesiąt dwu śpiewów Homera i Kwinta w rubrykach całego abecadła. Druga część klucza J-Z, w Drukarni Akademickiy, nakładem Przełożyciela - Wydawcy, Kraków 1816, s. 93.

[10] Władysław Horodyski, Bronisław Trentowski (1808-1869), nakładem Akademii Umiejętności, Kraków 1913, s. 474.

[11] Tadeusz Żeleński (Boy), Spowiedź poety, [w:] Idem, Pisma, tom I: Słówka, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956, s. 193.