EBENEZER ROJT

Grzegorz Krzywiec o Romanie Dmowskim
albo zmyślenia na prawach hipotezy

Czy Roman Dmowski był kibolem? Pojęcie rzecz jasna anachroniczne, ale podobno autorzy wielu wspomnień twierdzili, że "młody Dmowski w sposobie bycia łudząco przypominał typ warszawskiego chuligana". Chyba więc był. Tak w każdym razie na prawach hipotezy zastanawia się historyk Grzegorz Krzywiec na 27 stronie swojej książki o Dmowskim zatytułowanej Szowinizm po polsku [1].
Na prawach hipotezy można zastanawiać się, czy było to [chodzi o ten sposób bycia przypominający chuligana] pozostałością młodzieńczych doświadczeń uczestnictwa w subkulturze chuligańskiej. Jak podkreślają znawcy przedmiotu, cechą charakterystyczną tej subkultury, obok poczucia rozwiniętej solidarności grupowej i bezwzględnej lojalności, było uznanie przez jej uczestników przemocy za główny środek działania oraz podstawową wartość wskazującą na prestiż jednostki w grupie.
Książka Krzywca jest gruba i uczona: liczy 500 stron dużego formatu i zawiera 66 stron bibliografii oraz blisko tysiąc przypisów! Jednak w tym wypadku przypisu zabrakło. Nie wiadomo więc, komu, dlaczego i w jakich okolicznościach Dmowski "łudząco przypominał typ warszawskiego chuligana", ani też na podstawie jakiej przesłanki, choćby tylko nędznej plotki, można sensownie założyć, że Dmowski miał doświadczenia "uczestnictwa w subkulturze chuligańskiej".

Oczywiście, żadnej kropki nad i Krzywiec również nie stawia, bo to przecież wszystko tylko taka swobodna "hipoteza", która buja sobie w obłokach. Ale skojarzenie Dmowski-chuligan zostało posiane. Skoro zaś Romek od małego chuliganił, to nic dziwnego, że potem naród pojmował jako paczkę swojaków, którzy zawsze trzymają się razem i razem biją tych z sąsiedniej ulicy; zwłaszcza jeśli na tej sąsiedniej ulicy czuć czosnkiem, a nie kapustą. A on, Romek, twardą ręką całą tą paczką rządzi i tylko pokazuje, komu przylać najpierw.

Tyle o narodzinach nowoczesnego Polaka z ducha chuligaństwa. Ale to bynajmniej nie ostatnia z hipotez Krzywca!

Jak zapamiętali współcześni, Dmowski za wzór skutecznego męża stanu często stawiał cara rosyjskiego Aleksandra III, jednego z największych satrapów epoki. Wojciech Wasiutyński wspominał, że przywódca ND publicznie podziwiał pewnego ekwadorskiego polityka, który zasłynął z faktu wsadzenia całej opozycji w pociąg i strącenia go w przepaść. Pamiętnikarze wprawdzie zgodnie podkreślali, że te przykłady pojawiały się w żartobliwych kontekstach, a wypowiadająca je osoba chciała rozdrażnić audytorium, ale te zastrzeżenia nie do końca są prawdziwe (Szowinizm, s. 219).
Zdawać by się mogło, że po rzuceniu istotnej przecież uwagi, jakoby Dmowski wcale nie tak żartobliwie ("te zastrzeżenia nie do końca są prawdziwe") traktował pomysł strącania opozycji w przepaście za pomocą taboru kolejowego, Krzywiec w jakiś sposób spróbuje uzasadnić to horrendalne oskarżenie. Ale nie! Nie dodał już ani słowa! Widocznie znowu była to uwaga "na prawach hipotezy" (czytaj: zmyślenie) i znów chodziło tylko o zasianie kolejnego negatywnego skojarzenia. Tym razem - Dmowski-okrutnik i oprawca.

Podobnie "na prawach hipotezy" Krzywiec poszerza dorobek Dmowskiego.

Na stronach 117-118 spekuluje, czy tajemniczy Witold Ziemiński, autor wieloczęściowego szkicu Czem jest Izrael? drukowanego w roku 1890 w "Głosie", to przypadkiem nie Roman Dmowski ukrywający się pod jednym z wielu swych pseudonimów. Dlaczego akurat ten szkic dobrze byłoby przypisać Dmowskiemu? Ano dlatego, że "Czem jest Izrael? to bodaj pierwszy manifest rasizmu na ziemiach polskich" (Szowinizm, s. 108). Gdyby jego faktycznym autorem okazał się Dmowski, trzeba by uznać, że był on od samego początku skrajnym rasistą i targanym namiętnościami antysemitą.

Krzywiec spekuluje dalej, że ponieważ "ten namiętny manifest rasizmu okazał się poniekąd falstartem" (Szowinizm, s. 115), Dmowski porzucił zużyty pseudonim, a w jego późniejszej publicystyce

antysemicka furia Ziemińskiego została przekształcona w drobiazgowo pedantyczne konstrukty myślowe. Można by sądzić, że ich autor uświadomił sobie, iż nie można jeszcze tej stłumionej nienawiści wprowadzić w czyn (Szowinizm, s. 118).
A zatem u samych źródeł światopoglądu Dmowskiego leżą tak naprawdę nagie emocje, antysemicka furia i stłumiona nienawiść, a "pedantyczne konstrukty myślowe" są jedynie ich późniejszą racjonalizacją oraz taktycznym sztafażem. Innymi słowy, Dmowski, przedstawiający się na zewnątrz jako chłodny racjonalista, to w środku wciąż ten sam wściekły chuligan. Ale że nabrał tymczasem nieco logiczno-przyrodoznawczej ogłady, znienawidzonych Żydków już za brody nie szarpie, tylko kłuje ich swoim piórem.

Podobieństwa między skromnym dorobkiem publicystycznym Witolda Ziemińskiego (prócz szkicu Czem jest Izrael? znany jest tylko jeszcze jeden jego artykuł), a późniejszą publicystyką Dmowskiego, to rzecz mglista, dająca się wyjaśnić także zwykłym wpływem. Dlatego spekulacja Krzywca opiera się przede wszystkim na założeniu, że żaden taki Witold Ziemiński nie istniał, a więc musiał to być czyjś pseudonim. Dmowski zaś pseudonimów używał chętnie i miał - jako przyszły kandydat nauk przyrodniczych (maj 1891 za pracę o wymoczkach) - podobnie naukowe zacięcie, co antysemicki furiat Ziemiński. Dodatkowym potwierdzeniem tego domysłu mogłoby też być nagłe zniknięcie Ziemińskiego z łamów prasy.

Z drugiej jednak strony, "Ziemiński" to mało popularne polskie nazwisko. Jeszcze trudniej o "Witolda Ziemińskiego". A gdyby w Warszawie żył wtedy inny, przypadkowy Witold Ziemiński, trzeba by to uznać za zbieg okoliczności doprawdy nadzwyczajny. Dlatego praktycznie rozstrzygającym dowodem przeciwko spekulacji Krzywca jest grobowiec rodziny Ziemińskich na Starych Powązkach (kwatera 33, rząd 4). Pochowano w nim między innymi Witolda Ziemińskiego, kandydata nauk przyrodniczych (!), urodzonego 7 listopada 1862 i zmarłego 4 listopada 1896. Oba te fakty wyjaśniają zarówno scjentyficzną manierę, upodabniającą styl Ziemińskiego do stylu Dmowskiego, jak i nagłe zamilknięcie [1a].

Książka Krzywca formalnie zajmuje się Dmowskim do roku 1905, ale jej konstrukcja jest luźna, w istocie chaotyczna, autor zaś pozwala sobie na liczne dygresje, nawroty, skoki w boki, a także na skoki w przód. Stąd wzmianka o Adolfie Hitlerze.

W latach 30. XX w., w jednej z katastroficznych prac o kryzysie Europy - jako nestor i zarazem jeden z największych radykałów w swoim obozie - Dmowski wywodził: "Jedną z najfatalniejszych strat moralnych, jakie poniosła nasza cywilizacja, jest powszechny brak wiary w przyszłość wielkiej sprawy, przywiązania do wielkiej idej, zdolność do wielkiego wysiłku i poświęcenia w ogóle, a zwłaszcza dla celów nieosobistych. Szlachetni fanatycy wymarli lub ostatni wymierają". Po kilku latach takiego idealistycznego fanatyka "narodowej" sprawy będzie upatrywał w Adolfie Hitlerze (Szowinizm, s. 155) [2].
Krzywiec nie musiał w tym miejscu dodawać, co Dmowski u schyłku życia myślał o Hitlerze. Niemniej jest to wtręt jak najbardziej dopuszczalny. Ale, ma się rozumieć, pod oczywistym w pracy naukowej warunkiem, że wskaże się konkretne źródło wypowiedzi Dmowskiego o Hitlerze jako "idealistycznym fanatyku". Adres bibliograficzny do ostatniego zdania wygląda u Krzywca tak:
Zob. R. Dmowski, Przewrót, Warszawa 1934, zwł. część: "Hitleryzm jako ruch narodowy", podrozdz. "Wódz", s. 210-214, a także podrozdz. 3: "Treść ruchu", s. 215 i n. Bez zmian Przewrót został wydany w 1939 r. w okolicznościowym cyklu pism zbiorowych Dmowskiego wznawianych przez Antoniego Gmachowskiego. [...] (Szowinizm, przypis 105 na s. 155-156).
I tu powstaje problem. Otóż ani w podrozdziałach "Wódz" i "Treść ruchu", ani w całej części "Hitleryzm jako ruch narodowy", ani w ogóle w całej książce Przewrót nie ma żadnej takiej wypowiedzi Dmowskiego, która świadczyłaby o tym, że upatrywał w Adolfie Hitlerze "idealistycznego fanatyka" [3]. Hitler był wtedy dla niego głównie "świetnym agitatorem i organizatorem" (Przewrót, s. 211), a "przedewszystkiem hypnotyzerem" (Przewrót, s. 214), u którego sztuka oddziaływania na masy to w znacznej mierze "wystudjowana umiejętność, stosowana z rozmysłem i planem" (Przewrót, s. 210). Dmowski podkreślał przy tym, że Hitler jest nie tylko "pierwszorzędnym hypnotyzerem", ale również "znakomitem medium".
Wchłania w siebie z niesłychaną łatwością wszystkie myśli i uczucia, któremi żyje dzisiejszy naród niemiecki w różnych warstwach i odłamach. Przerabia je szybko w sobie na hasła i programy i wyrzuca z siebie z talentem, budzącym nie zapał już, ale szał w słuchaczach (Przewrót, s. 216).
Takie hipnotyzersko-mediumiczne praktyki kłócą się jednak z przywiązaniem do idei i stąd właśnie w studium Dmowskiego tyle znaków zapytania, tyle niewiadomych, w jakim kierunku hitleryzm podąży [4]. A także rozczarowanie hitleryzmem właśnie od strony "idealistycznej".
Przy całem zrozumieniu dla trudnego w tym względzie położenia hitleryzmu, trzeba jednak stwierdzić, że milczenie jego w zakresie religijnym i obyczajowym stanowi wielką jego słabość, odejmuje mu najgłębszą, najistotniejszą podstawę moralną ruchów szczerze narodowych (Przewrót, s. 223; kursywa moja).
Rozczarowanie musiało być naprawdę spore, skoro pobudziło antymasońskie obsesje Dmowskiego, który w pewnym momencie na serio dopuszcza myśl, że cały ten hitleryzm to po prostu walka o wpływy między niemieckimi odłamami masonerii [5]. W języku późnego Dmowskiego była to nie byle jaka obelga! Tyle o upatrywaniu "idealistycznego fanatyka" w Adolfie Hitlerze [6].

I jeszcze na koniec, już z przymrużeniem oka, sprawa okładki. Książka dotyczy młodego Dmowskiego z lat 1886-1905, można by się więc spodziewać, że na okładkę trafi zdjęcie z tego właśnie okresu. Niechby nawet tego Dmowskiego-chuligana! Chuligani bywają czasem całkiem sympatyczni. Wybrano jednak zdjęcie z roku 1909, a Dmowski - w letnim kapelusiku i rozparty na krzesełku - wygląda na nim jak, za przeproszeniem, nadęty buc. Kto by takiego potem w ogóle czytał!

Dmowski uchodzi - zwłaszcza w kręgach osób właśnie nie czytających go z założenia - za uniwersalnego potwora. Okazuje się jednak, że aby mu dopiec, nie wystarczy zwykła, porządna kwerenda. Trzeba mu jeszcze "na prawach hipotezy" przypiąć tu i ówdzie dodatkową łatkę. Kończy się zaś to rozwydrzenie zmyślaniem i przycinaniem cytatów [7].

Niegdyś podobne prywatne idiosynkrazje dawały o sobie znać wyłącznie w publicystyce albo w paszkwilach. Dziś, jak się okazuje, można wiele "stłumionej nienawiści wprowadzić w czyn" nawet przy okazji pisania opasłych prac naukowych.

[1] Grzegorz Krzywiec, Szowinizm po polsku. Przypadek Romana Dmowskiego (1886-1905), Wydawnictwo Neriton - Instytut Historii PAN, Warszawa 2009. Dalej cytuję jako Szowinizm.

[1a] Hipoteza Krzywca okazuje się zatem czystą fantazją, ale przecież nie dla wątłych racji merytorycznych autor zdecydował się ją postawić, lecz dla efektu retorycznego. Jak pisze w swojej recenzji z Szowinizmu Krzysztof Kawalec, "cały poświęcony pamfletowi Ziemińskiego wywód stanowi majstersztyk, gdy idzie o budowanie emocji" (zob. "Dzieje Najnowsze" 2010, nr 3, s. s. 177-188). Ten sam recenzent jeszcze w kilku innych miejscach zwraca uwagę na upodobanie Krzywca do retoryki. Raz będzie to dygresja, "która niczego nie dowodząc, tworzy jednak nastrój". Innym znów razem dowód zastąpią sugestie "wyrażone w formie quasi-retorycznego pytania". A nawet zdarzyć się może, że czytelnik "zamiast wielowymiarowego obrazu otrzyma plakat" - ale "sugestywny, poruszający emocje". Proszę jednak pamiętać, że jest to elegancki, ezopowy język naukowej recenzji. Ktoś mniej uprzejmy mógłby całą tę obecną w Szowinizmie retorykę nazwać po prostu propagandą i graniem na emocjach czytelnika.

[2] Cytat zaczynający się od słów "Jedną z najfatalniejszych strat moralnych..." pochodzi - jak podaje Krzywiec - z 24 strony książki Dmowskiego Świat powojenny i Polska. Jest to odesłanie prawidłowe, ale sam cytat, w końcu niezbyt długi, Krzywiec przepisał niechlujnie. Zamiast "powszechny brak wiary" powinno być "powszechny w pokoleniach powojennych brak wiary"; zamiast "w przyszłość wielkiej sprawy" powinno być "w wielkie sprawy"; zamiast "przywiązania do wielkiej idej" powinno być "przywiązania do wielkich idej". Takich usterek można w książce Krzywca znaleźć dużo, dużo więcej. Kto chciałby wiedzieć, jak niechlujstwo służy potem oszustwu, niech zajrzy do NOTATEK I WYPISÓW: "Czy Roman Dmowski chciał wymordować Żydów?".

[3] Posługuję się wymienionym przez Krzywca wydaniem: Roman Dmowski, Pisma, t. VIII: Przewrót, Antoni Gmachowski i S-ka, Częstochowa 1938. Dalej cytuję jako Przewrót.

[4] "Program hitleryzmu jest raczej wiązanką wszystkich pragnień i dążeń narodu niemieckiego w obecnem pokoleniu, niż wyrazem myśli politycznej, stawiającej sobie cele, z jednej strony w obecnej chwili najważniejsze, z drugiej - możliwe do urzeczywistnienia w dzisiejszem położeniu i przy dzisiejszych środkach narodu. Nie stanowi on zgodnej całości: jedne jego części kłócą się z drugiemi.

Przy pomocy tego programu można prowadzić skuteczną agitację i tworzyć liczne szeregi zapalonych wyznawców, ale rządzić Niemcami na jego podstawie, wcielać wszystkich razem jego punktów w życie nie można" (Przewrót, s. 234).

[5] "Ludzie studjujący ruch nordycki w Niemczech, ten ruch, który w czasach powojennych silnie się rozrósł i stał się dla wielu Niemców ich religją rasową, coraz więcej znajdują danych na to, że ruch nordycki jest prowadzony przez loże, i to właśnie przez loże tego wschodnio-pruskiego odłamu masonerji.

Wobec tego, że prąd nordycki odgrywa w hitleryzmie niepoślednią rolę organizatorską, nie byłoby dziwnem, gdyby się okazało, że ruch hitlerowski jest w mniejszej lub większej mierze walką wschodnio-pruskiego odłamu masonerji z innemi lożami w celu odzyskania decydującego wpływu na politykę niemiecką" (Przewrót, s. 227).

[6] Warto przypomnieć, że kończąc cykl "Hitleryzm jako ruch narodowy" Dmowski przewidywał również, że polityka niemiecka może rychło wrócić w stare koleiny i wtedy "Hitler stanie się niepotrzebny". Ostatni akapit tej pracy brzmi:

"Zagadnienia, wyrastające na gruncie kryzysu gospodarczego, politycznego i moralnego będą musiały czekać na innego człowieka, który się okaże czemś więcej, niż pierwszorzędnym agitatorem" (Przewrót, s. 243; kursywa moja).

Było to proroctwo tak jaskrawo fałszywe, że Dmowski, przedrukowujący swe artykuły bez zmian, czuł jednak potrzebę, by przynajmniej w dwuzdaniowym przypisie ogólnie skorygować swe stanowisko.

[7] Więcej o przycinaniu cytatów w NOTATKACH I WYPISACH: "Czy Roman Dmowski chciał wymordować Żydów?". Jednak ani to przycinanie cytatów, ani liczne zmyślenia "na prawach hipotezy", ani wszechobecne niechlujstwo nie przeszkodziły Darii Nałęcz w uznaniu książki Krzywca za monografię historyczną, "która może służyć za wzór solidności i rzetelności badawczej" (kursywa moja). Nie jest jednak pewne, czy Daria Nałęcz w ogóle Szowinizm po polsku czytała. Gdyby to zrobiła, nie mogłaby przecież równocześnie napisać, że "autor trzyma się ściśle historiograficznych ram swego wywodu", bo to oczywista nieprawda. Zob. Daria Nałęcz, Duch przeistoczony w upiora, "Gazeta Wyborcza", 20 października 2010, s. 18.