EBENEZER ROJT

Waldemar Łysiak uświnia Czesława Miłosza
albo więcej kłamców w Rzeczypospolitej

Zamieszczenie przez Waldemara Łysiaka w książce Rzeczpospolita kłamców [1] spreparowanych cytatów z esejów i wierszy Czesława Miłosza jest już sprawą znaną, której szczegółową dokumentację można znaleźć w Internecie [2]. Dlatego tutaj ograniczę się do przypomnienia jedynie trzech charakterystycznych przykładów. Za to pointa będzie nowa.

Przykład pierwszy. Według Łysiaka:

Polska to był dla niego [Miłosza] "irytujący obszar między Niemcami a Rosją" ("Prywatne obowiązki") [...] (Rzeczpospolita, s. 114).
Ale Miłosz w Prywatnych obowiązkach naprawdę napisał:
Książek po angielsku o Rosji jest mnóstwo, a wszyscy wybitniejsi pisarze rosyjscy są czytani w dobrych albo niezłych przekładach. [...] Jednak Rosja ma w wyobraźni czytelników zachodnich pewien kształt, może dziwaczny, ale kształt. Obszar pomiędzy Rosją i Niemcami jest tylko irytujący przez swoją nieokreśloność i zbyt już wielką zawiłość plemiennych obrzędów. Ta zirytowana niewiedza nie jest zresztą niczym nowym. Pomysł rozbiorów Polski wylągł się niegdyś w głowach les philosophes, których pojętnymi uczniami okazali się monarchowie. To co zbyt szczególne, chaotyczne, wyłamujące się z norm i reguł, było bowiem wstrętne dla geometrycznego umysłu mistrzów Oświecenia [3].
Rzekomy cytat u Miłosza w ogóle się w tej postaci nie pojawia, a fraza, z której go sfabrykowano: "Obszar pomiędzy Rosją i Niemcami jest tylko irytujący...", nie wyraża opinii autora. Odnosi się jednoznacznie do "czytelników zachodnich", w dodatku zestawionych z podobnie niegdyś zirytowanymi, oświeconymi pomysłodawcami rozbiorów Polski, czego nie sposób uznać za wyraz aprobaty.

Przykład drugi. Według Łysiaka:

[Miłosz] od wczesnej młodości czuł "obsesyjną nienawiść" do Polaków ("Zaczynając od moich ulic"). Nie przeszło mu to nigdy - nigdy nie polubił "świń": "Polak musi być świnią, ponieważ się Polakiem urodził" ("Prywatne obowiązki").

Przyczyny świniowatości Polaków są według Miłosza aż trzy: głupawy nawyk patriotyzmu (zwał go "moczopędnym środkiem narodowym" - wiersz "Toast"), obsesyjny nawyk antysemityzmu i bezsensowny nawyk katolicyzmu (Rzeczpospolita, s. 114-115).

Ale słów o "obsesyjnej nienawiści" do Polaków nie ma w książce Miłosza Zaczynając od moich ulic [4]. Z kolei w Prywatnych obowiązkach Miłosz omawiając poezję Ernesta Brylla naprawdę napisał:
Poezja jego [tj. Brylla] przekształciła się w katalog sarmackich obrzydliwości, bynajmniej nie podawanych za piękne, właśnie za ohydne, ale nieuniknionych, swoich, narzuconych przez konieczność czy Opatrzność. Teza, jaką można z niej odczytać jest następująca: inteligenci wyobrażający sobie, że w Polsce może być miejsce na szlachetne zachcianki, jak w dziewiętnastym wieku, to głupcy, bo jakakolwiek wybredność podniebienia jest w Polsce ponad stan i Polak musi być świnią, ponieważ się Polakiem urodził. Zaiste, przyzwyczajono nas w tym stuleciu do wszystkiego, gotowi więc nawet jesteśmy pokwitować wzruszeniem ramion prosty fakt, że stylistycznie Bryll wywodzi się z Norwida, stanowiąc zarazem najjaskrawsze zaprzeczenie ideałów, jakim całe życie służył Norwid (Prywatne obowiązki, s. 96).
I znów: okaleczony cytat - osiem słów ze zdania liczącego ich więcej niż czterdzieści! - został umyślnie tak wyrwany z kontekstu, by zasugerować, że chodzi o pogląd samego Miłosza. Tymczasem Miłosz przedstawia jedynie tezę odczytaną z poezji Brylla ("Teza, jaką można z niej odczytać jest następująca..."), którą to poezję uznaje jednocześnie za "najjaskrawsze zaprzeczenie" ideałów Norwida. Jakby nie patrzeć, nie wygląda to na komplement [5]. Próżno też szukać w Prywatnych obowiązkach, czy gdziekolwiek indziej, trzech przyczyn "świniowatości Polaków [...] według Miłosza". Jest to od początku do końca zmyślenie Łysiaka.

Przykład trzeci. Pojawiające się w poprzednim cytacie pomówienie, jakoby Miłosz zwał patriotyzm "moczopędnym środkiem narodowym", Łysiak powtórzył szerzej w innym miejscu:

Herbert toczył z nim [Miłoszem] (jako z salonowcem i niepoprawnym lewakiem) wojnę śmiertelną. Również rymami. Charakterystycznym przykładem są ich wiersze o moczu. Miłosz w wierszu "Toast" gdakał następująco:
"Nie cierpię ludzi,
którym uderza do głowy
ten moczopędny środek narodowy,
czyli nadmierny patriotyzm".
Rozwścieczony taką ostentacyjnie antypatriotyczną apologią kosmopolityzmu, tudzież "moczopędną" metaforą - Herbert (jak ustaliła J. Salamon) ripostował cudownym, przejmującym wierszem "Wilki" [...] (Rzeczpospolita, s. 308-309).
Ale odpowiedni fragment wiersza "Toast" naprawdę brzmi:
Nie znoszę ludzi którym nazbyt słabe głowy
Zamąca moczopędny trunek narodowy.
Ich mieszanina jęków od czasów Popiela
Jątrzy mnie i do cierpkich wyrażeń ośmiela [6].
Tu już właściwie nic się nie zgadza. Zniknęły "nazbyt słabe głowy", zamiast "uderza" powinno być "zamąca", zamiast "środka narodowego" - "trunek narodowy" etc. etc. W szczególności zaś brak w oryginale słów "czyli nadmierny patriotyzm". Zostały one Miłoszowi zwyczajnie dopisane!

W obliczu tego haniebnego procederu, przypominającego najobrzydliwsze przejawy rozwydrzenia peerelowskiej cenzury [7], próbowano Łysiaka jeszcze czasem usprawiedliwiać. Ale w rezultacie wyszło na jaw, że Łysiak jedynie udawał znawcę twórczości Miłosza, podczas gdy naprawdę przytaczał jego utwory wyłącznie z drugiej ręki. Na przykład źródłem sfałszowanego niby-cytatu z "Toastu" była wypowiedź Joanny Salamon z filmu Obywatel poeta; chociaż jeszcze dodatkowo z rozmysłem przeinaczona [8]. Natomiast najobficiej czerpał Łysiak z kompilacji autorstwa niejakiego Jana Majdy [9], a swoją inwencję ograniczył jedynie do dalszego psucia już i tak poszatkowanych przez Majdę cytatów [10].

Jan Majda wymieniany jest w Rzeczypospolitej kłamców kilkakrotnie [11]. Waldemar Łysiak pisze o nim wyłącznie w samych superlatywach jako o jednym z tych nieugiętych "desperados", którzy ośmielili się przeciwstawić różowemu "Salonowi".

Brak właściwych słów uznania - słów oddających im pełną sprawiedliwość [...]. Czapką zamiatam u ich stóp.
[...]
Dr Majda i prof. Broda [który Majdy bronił] to rzadcy ludzie wielkiego ducha, mitologiczni sprawiedliwi w Sodomie (Rzeczpospolita, s. 325, 326).
Musi to więc być chyba - Majda, Broda i Łysiak - jakaś wspólnota pokrewnych duchów. Bieda w tym, że Łysiak nie tylko nie sprawdził, co przepisuje, ale i od kogo przepisuje. Otóż pierwszy z tych "rzadkich ludzi wielkiego ducha", Jan Majda, już na samym początku swych wywodów o niegodziwościach Czesława Miłosza expressis verbis zadeklarował, że wcale nie ma Miłoszowi za złe jego powojennej kolaboracji z komunistami [11a]. Przeciwnie, ma mu za złe, że komunistów porzucił, bo według Majdy ich rząd to był - w 1951 roku, w samym środku stalinizmu! - "nasz rząd" (sic!):
Gdy w 1945 r. [Miłosz] zamieszkał na kilka miesięcy w Krakowie, to prowadził też według polskiej racji stanu ożywioną działalność publicystyczną ogłaszając w "Dzienniku Polskim", w "Przekroju" i "Odrodzeniu" mnóstwo artykułów na aktualne tematy narodowe i społeczne w okresie wyzwolenia kraju i organizowania naszej państwowości. Dostrzegał wtedy dużo ważnych problemów życia narodowego, o których pisał dość racjonalnie i z dużym zaangażowaniem. Ogólnie rzecz ujmując, pisał wtedy jeszcze jako prawdziwie polski publicysta - co trzeba szczególnie podkreślić - bo nie widać było jeszcze u niego tego awersyjnego uprzedzenia do polskości, które to w postaci oszczerczej złośliwości z taką siłą wybuchnie w jego pisarstwie, gdy w 1951 r. też jako polski dyplomata zerwie stosunki z naszym rządem i jako emigrant zostanie na Zachodzie - najpierw we Francji, a potem w Stanach Zjednoczonych [12].
Cytat nie jest może tak miażdżąco zwięzły, jak Miłosz cytowany przez Majdę, ale przecież warto dokładnie poznać poglądy ludzi, których Waldemar Łysiak ogłasza sprawiedliwymi w Sodomie i swoją czapką zamiata u ich stóp.

[Aneks albo trzydzieści lat wcześniej]

Jeśli się temu dobrze przyjrzeć, wychodzi na to, że jesteśmy narodem polemistów osobliwych, polemistów spryciarzy i - excusez le mot - analfabetów. Większość polemistów tak dowcipnie czyta atakowane teksty, jakby ich w ogóle nie czytała, po czym wybiera z nich jakieś urwane na przecinku zdania i rąbie autora po grzbiecie.
[...]
Druga metoda typowej u nas polemiki polega na tym, że się atakuje u niekochanego autora jakichś opisów, sądów lub poglądów coś, czego on w ogóle nie napisał, ale co polemista ma mu za złe, że jednak napisał. Tutaj też się stosuje «cytaty», w sposób taki, w jaki klei się kawałki taśmy na stole montażowym. Słowa są, niestety, jak pieniądze - nie tylko się wyświechtują i dewaluują, ale i podlegają fałszerstwom przy nie zmienionym kształcie (Waldemar Łysiak, Polemiczne miejsce pobytu, "Kultura" [oczywiście warszawska], 31 października 1976) [13].

[1] Waldemar Łysiak, Rzeczpospolita kłamców. Salon, Wydawnictwo Nobilis, Warszawa 2004. Dalej cytuję jako Rzeczpospolita.

[2] Zob. Lysiak_Manipulator_LForum.pdf oraz Lysiak__Milosz_Konfrontacja.pdf - pliki do pobrania ze strony www.historycy.org.

[3] Czesław Miłosz, Prywatne obowiązki, Instytut Literacki, Paryż 1972, s. 114-115. Dalej cytuję jako Prywatne obowiązki.

[4] W zupełnie innej książce, Rodzinnej Europie, Miłosz opowiada o tym, jak "grypa" dziecięcego antysemityzmu przekształciła się u niego później w "niemal obsesyjną nienawiść do wyznawców idei Narodu" (Czesław Miłosz, Rodzinna Europa, Czytelnik, Warszawa 1990, s. 101). "Wyznawcy idei Narodu" mogą oczywiście oburzać się na to zdanie, ale "wyznawcy idei Narodu" to jednak z pewnością nie to samo, co "Polacy". Tak więc przeinaczenie intencji Miłosza jest ewidentne. Nb. w angielskim przekładzie Rodzinnej Europy tłumaczka chyba na wszelki wypadek użyła nawet nieco koturnowego wyrażenia "apostołowie narodu", którego już żadną miarą nie można uznać za równoważnik "Polaków". Zob. Czeslaw Milosz, Native Realm. A Search for Self-Definition, przełożyła Catherine S. Leach, Sidgwick and Jackson Limited 1981, s. 96: ...an almost obssesive hatred for the apostles of nation.

[5] Na marginesie. Przypisywanie Czesławowi Miłoszowi tego, co wyczytał on u Ernesta Brylla, to wyjątkowo nonsensowny zabieg, bo akurat Brylla traktował Miłosz z dystansem i nieufnie. Zbigniewowi Herbertowi miał na przykład za złe nawet to, że ten pozwalał Bryllowi jakiś czas mieszkać u siebie.

"U Herbertów mieszkał Bryll, Herbert Jance [żonie Miłosza] przez telefon klarował, że Bryll taki biedny etc., wszyscy oni, cały ich świat, jest jakąś plątaniną kłamstw, półprawd, unurzania w niejasnym albo jasnym świństwie, plotek, nieznanej granicy między towarzyskością i ubiactwem".

I jeszcze taki cytat (oba pochodzą z tego samego okresu, co Prywatne obowiązki):

"Bryll napisał do mnie list, skarżąc się, że go niesłusznie skopałem, bo jego Kurdesz był zdjęty ze sceny, znów przywrócony etc, a wczoraj telefonował z San Francisco, że chce ze mną się widzieć. Odpowiedziałem, że nie, bo rozmowa nasza do niczego by nie doprowadziła, człowiek musi zrozumieć sam, wytłumaczyć nic mu nie można. Wraca teraz wkrótce do Polski, tu zresztą ludziom opowiadając, że Moczar powinien być premierem, bo porządny nacjonalista i antysemita. Obawiałem się z nim spotkania, bo powoływałby się na mnie, Bóg wi co wkładając mi w usta".

Miłosz obawiał się chyba słusznie. Czego jednak nie miał okazji mu włożyć w usta Bryll, to po latach z nadwyżką nadrobił Łysiak.

Oba cytaty za: Jerzy Giedroyc, Czesław Miłosz, Listy 1964-1972, opracował Marek Kornat, Czytelnik, Warszawa 2011. Pierwszy cytat z listu Miłosza z marca 1971 (s. 446), drugi z listu ze stycznia 1971 (s. 438).

[6] Czesław Miłosz, Wiersze, tom I, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987, s. 240. Łysiak naturalnie ma prawo uważać, że "Miłosz [...] gdakał", a "Herbert [...] ripostował cudownym, przejmującym wierszem". Wypadałoby jednak wyjaśnić, czemu ta cudowna "riposta" tak niebywale się ślimaczyła. "Toast" Miłosza powstał w roku 1949, "Wilki" Herberta - przeszło czterdzieści lat później! W ciągu tych czterdziestu lat Herbert zdążył zostać uczniem Miłosza, zaprzyjaźnić się z nim i korzystać przez długi czas z jego starań i przekładów. Wtedy wygdakany "Toast" mu nie przeszkadzał. Gdyby więc przyjąć interpretację zalecaną przez Łysiaka, trzeba by zarazem uznać wcześniejszą postawę Herberta za przejaw wyjątkowo niskiego koniunkturalizmu.

Nb. właśnie te cztery wersy z "Toastu" Miłosza cytuje z uznaniem Józef Maria Bocheński w swojej książeczce Sto zabobonów, gdy objaśnia, na czym polega zabobon nacjonalizmu ("Trudno oprzeć się tutaj pokusie zacytowania poety, w tym wypadku Miłosza"). Zob. J. M. Bocheński, Sto zabobonów, Instytut Literacki, Paryż 1987, s. 72: "Nacjonalizm jest bałwochwalstwem i jako taki zabobonem - jest nawet zabobonem szczególnie niebezpiecznym, bo bardzo wiele morderstw i innych niesprawiedliwości dokonano niedawno i dalej się dokonuje w jego imieniu". Bocheński oczywiście odróżnia nacjonalizm od patriotyzmu ("Miłość ojczyzny i rodaków bynajmniej nie jest zabobonem, ale cnotą godną pielęgnowania [...]"; tamże, s. 81) i także jemu samemu, między innymi uczestnikowi walk pod Kockiem i pod Monte Cassino, nie sposób patriotyzmu odmówić.

Nadto wiersz Miłosza nawiązuje do najlepszych wzorów w polskiej poezji. Pisał przecież Juliusz Słowacki:

"Polak prawdziwy kiedy się upije,

wspomni ojczyznę i płaczem zawyje;

Potem jak ludzie w zmysłach nieprzytomni,

Smieje się głośno gdy o niej zapomni" ([Juliusz Słowacki], Poema Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle, w drukarni Bourgogne et Martinet, Paryż 1839, s. 38).

[7] "Metoda dopisywania nowych treści w miejsce starych nie upowszechniła się aż tak, jak ingerencje, nie należała jednak do rzadkości. Oprócz dopisywania poszczególnych słów czy fraz w teksty, zmuszano do dewaluowania ich treści - kontrowersyjnej z punktu widzenia władz - poprzez obudowywanie ich krytycznym komentarzem." (Marta Fik, Cenzor jako współautor, [w:] Literatura i władza, redakcja Bożena Wojnowska, Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 1996, s. 142).

Rzecz jasna, dopisywania nie wynalazła dopiero przodująca cenzura socjalistyczna. Również carscy cenzorzy lubili sobie coś dopisać, nawet do tytułu utworu. Najbardziej znany przypadek, niemal anegdotyczny (ale prawdziwy), to żądanie, by Zemsta Fredry była w Warszawie wystawiana jako Zemsta za mur graniczny, gdyż sama 'zemsta' wydała się cenzorowi zbyt dwuznaczna i prowokująca do niepożądanych skojarzeń. Tenże cenzor kazał zmienić nazwisko Papkina na brzmiące mniej z rosyjska - i tak Papkin został Papką, choć zmianę tę wprowadzono w tekście niechlujnie, "z paroma przeoczeniami". Pisze o tym wszystkim Stanisław Pigoń w komentarzach do krytycznego wydania Zemsty, które ukazało się w roku 1956. Wcześniej najprawdopodobniej nie przeszłoby to przez cenzurę (zob. Aleksander Fredro, Pisma wszystkie, tom 6: Komedie, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1956, s. 377).

[8] Film dokumentalny o Zbigniewie Herbercie Obywatel poeta, reżyseria i scenariusz Jerzy Zalewski, rok produkcji 2000. Mniej więcej w 53 minucie tego filmu Joanna Salamon interpretuje wiersz Herberta "Wilki" i mówi: "Raz pisze Herbert «ślad», raz pisze «trop». Ale dlaczego żółtawy mocz po nich został? Co to ma znaczyć? Dlaczego to wydobywa? Ano, mogę się mylić, ale sądzę, że dlatego, że Czesław Miłosz w «Toaście» napisał: «Nie cierpię ludzi, którym uderza do głowy ten moczopędny środek narodowy». Czyli, no, patriotyzm, taki nadmierny, prawda". Część tej wypowiedzi została z drobnymi zmianami przytoczona w artykule Dariusza Kubackiego o filmie Zalewskiego: "Ale dlaczego «żółtawy mocz» po nich został, dlaczego to wydobywa? Ano, mogę się mylić, ale sądzę, że dlatego, że Czesław Miłosz napisał w «Toaście»: «Nie cierpię ludzi, którym uderza do głowy ten moczopędny środek narodowy». Czyli patriotyzm, taki nadmierny" (Dariusz Kubacki, Obywatel poeta, "Życie", 27 stycznia 2001).

Niby-cytat z "Toastu" nie został w druku poprawiony, chociaż Joannę Salamon, cytującą Miłosza "z głowy", najwyraźniej zawiodła pamięć [8a]. Niemniej, jeszcze w tej fazie cytat kończył się nie najgorzej, bo na "środku narodowym". "Czyli nadmierny patriotyzm" jako rzekomy wers Miłosza musiał zatem zostać dodany później - i to z premedytacją! Własne słowa interpretatorki: "Czyli patriotyzm, taki nadmierny", już zresztą wygładzone przez Kubackiego, ale wciąż zbyt niezgrabne jako imitacja linijki wiersza, zostały przez kogoś jeszcze dodatkowo podrasowane i w takim zmienionym kształcie przypisane Miłoszowi. Czy tym kimś był sam Łysiak, czy może jakiś najęty przez niego do zbierania cytatów "murzyn", to już kwestia drugorzędna, choć dająca pewien wgląd w tzw. warsztat pisarski Waldemara Łysiaka.

Nb. oparte na fałszerstwie przekonanie, że Miłosz nazwał polski patriotyzm "środkiem moczopędnym", weszło już do kultury popularnej. Bohater powieści Rafała A. Ziemkiewicza Zgred w pewnym momencie przypomina sobie wiersz Herberta "Wilki" i mówi: "«Został na zawsze w dobrym śniegu / żółtawy mocz i ten ślad wilczy». Ten mocz to oczywiście nawiązanie do pogardliwych słów Miłosza o polskim patriotyzmie, że to «środek moczopędny» - Miłosz wielkim poetą był, ale nie dlatego jest tak obnoszony i okadzany przez salony, tylko właśnie za tę pogardę" (Rafał A. Ziemkiewicz, Zgred, Zysk i S-ka Wydawnictwo, Poznań 2011, s. 189). Nie wiem, czy było to zamierzone przez autora, ale jego bohater ma też kłopot z bezbłędnym zacytowaniem Herberta [8b]. Ostatnie dwa wersy "Wilków" brzmią: "został na zawsze w dobrym śniegu /żółtawy mocz i ten trop wilczy". "Trop", nie "ślad". Zob. Zbigniew Herbert, Rovigo, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 1992, s. 20. I jeszcze jedno. Od wielu lat utarł się obyczaj przeciwstawiania "pogmatwanego" Miłosza "prostolinijnemu" Herbertowi, ale i Herbert ma swoje nierozwikłane węzły i żmuty. Więcej na ten temat w DODATKACH: "Zbigniew Herbert wymyśla swoje życie. Materiały do biografii" oraz "Jak skompromitować Herberta. Wypisy użyteczne dla bezwzględnych patriotów".

[8a] Wybrałem interpretację najżyczliwszą, ale skądinąd nie jest tajemnicą, że Joanna Salamon to "piękny umysł" polskiego literaturoznawstwa. Taki, któremu wszystko kojarzy się ze wszystkim. Oto jednozdaniowa próbka jej krytyki wybitnego mickiewiczologa, Wiktora Weintrauba:

"Ale badacz ten, choć zasłużony, nie podczyścił głębiej i nie dotarł do tej warstwy pod spodem, gdzie [u Mickiewicza] «Moskali» znaczy Polaków, «popom tyjarę» znaczy Janowi Kochanowskiemu koronę. A jak się podczyści jeszcze głębiej, widać, że «Bank» znaczy Labirynt Jana Kochanowskiego (dlatego Leon Wojtys jest ex-dyrektorem banku w Kosmosie [Gombrowicza])" (Joanna Salamon, Latarka Gombrowicza albo żurawie i kolibry. U źródeł ukrytego nurtu w literaturze polskiej, Agencja Wydawniczo-Poligraficzna "Rubikon", Wrocław 1991, s. 231).

Bardzo więc być może, że ten moczopędny patriotyzm to również miało być takie głębsze odczytanie Miłosza za pomocą mistycznego wglądu. Dziwi tylko brak nawiązania do Kosmosu, bo przecież chyba nie bez racji dwójce bohaterów, Fuksowi i Witoldowi, w kluczowym momencie ich poszukiwań "powiało rozpaleniem muru i wonią szczyn" (zob. Witold Gombrowicz, Kosmos, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1986, s. 43). Nb. "woń moczu" pojawia się także w pewnej powieści Waldemara Łysiaka. Jeśli zastosować metodę Joanny Salamon, od razu widać, że to znak głębszego powinowactwa Łysiaka i Miłosza. Tym bardziej znaczący, że akurat tę powieść spodobało się Łysiakowi wydać pod pseudonimem, a znane jest jego upodobanie do szyfrów i anagramów (zob. Valdemar Baldhead, Konkwista, Wydawnictwo Polonia, Warszawa 1989, s. 179).

"Masz babo placek" - podsumował wywody Joanny Salamon Czesław Miłosz, gdy już w 1987 roku objaśniała mu, że on "to Mickiewicz, a Gombrowicz to Słowacki" i dlatego tak się z Gombrowiczem wadzi. Zob. Czesław Miłosz, Rok myśliwego, Wydawnictwo Znak, Kraków 1991, s. 91-92.

[8b] Prawdopodobnie jednak zamierzone nie było. Ziemkiewicz bowiem niechlujnie cytuje poetów również w swej twórczości publicystycznej. Na przykład pierwszy wers "Traktatu poetyckiego" Miłosza, "Mowa rodzinna niechaj będzie prosta", uparcie przekręca na: "Mowa ojczysta niechaj będzie prosta" (kursywa moja). Zob. Rafał A. Ziemkiewicz, Jak zostać pisarzem w III RP, "Uważam Rze", 23 kwietnia 2012: "«Mowa ojczysta niechaj będzie prosta», pisał noblista, którego oczywiście należy gorliwie okadzać, ale komu marzy się literacki sukces w czasach pseudomodernizmu, musi stosować jego wskazanie na odwrót".

Jeszcze gorzej wyszło Ziemkiewiczowi cytowanie "Traktatu poetyckiego" we wcześniejszej o trzy lata notce blogowej. Tam zacytował z błędami całą pierwszą zwrotkę. Zob. Rafał A. Ziemkiewicz, blog Les bleus sont là, notka "Niezrealizowany pisarz grzebie w starych recenzjach": "Ciekawe, dlaczego zasada skądinąd przecież czczonego przez salon Miłosza «mowa ojczysta niechaj będzie prosta» («ażeby każdy, kto usłyszy słowo / zobaczył drzewo, rzekę, zakręt drogi / tak jak się widzi w blasku błyskawicy») jest dla polskich krytyków nie do przyswojenia?". W rzeczywistości zwrotka ta brzmi: "Mowa rodzinna niechaj będzie prosta. / Ażeby każdy, kto usłyszy słowo / Widział jabłonie, rzekę, zakręt drogi, / Tak jak się widzi w letniej błyskawicy" (zob. Czesław Miłosz, Wiersze, tom II, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1987, s. 7).

[9] Zob. Jan Majda, Wisława Szymborska - Karol Wojtyła - Czesław Miłosz, Wydawnictwo i Poligrafia Zakonu Pijarów, Kraków 2002. Rozdział o Czesławie Miłoszu ("Awersja Czesława Miłosza do Polaków i polskości", s. 75-137) został bez zmian przedrukowany przez autora w książce Antypolskie oblicze Czesława Miłosza, Dom Wydawniczy "Ostoja", Krzeszowice 2005 (s. 4-73) i właśnie do tego przedruku, znacznie łatwiej dostępnego, będę się dalej odwoływał. Jest to książka kuriozalna, ocierająca się chwilami bezwiednie o kabaretową satyrę na polskie kompleksy. Na przykład wtedy, gdy Majda objaśnia, jak bardzo oburzające są słowa Miłosza o tym, że Polska była krajem ze "słomianymi strzechami":

"Na te inwektywy trzeba odpowiedzieć Miłoszowi, że owszem, mieliśmy dawniej u nas trochę domów ze słomianymi strzechami, ale to zjawisko już minęło, dziś bardzo rzadko spotyka się takie domy, przeważają piękne, murowane domy kryte dachówką lub blachą, a na południu Polski są stylowe wille - piękniejsze niż wille szwajcarskie czy austriackie, toteż często z zachwytem na nie patrzą zagraniczni turyści" (Antypolskie oblicze, s. 35).

Dziełko Majdy o Szymborskiej, Wojtyle i Miłoszu to zarazem jedyna znana mi książka, od której odciął się publicznie adresat hołdowniczej dedykacji. Jan Majda: "Panu Profesorowi Henrykowi Markiewiczowi Znakomitemu Uczonemu i Człowiekowi dużej szlachetności poświęcam". Henryk Markiewicz: "Z zakłopotaniem [...] i przykrością przeczytałem zamieszczony w tej książce tekst o Czesławie Miłoszu; znalazłem tu oceny w moim przeświadczeniu skrajnie niesprawiedliwe, a po części obraźliwe. Ponieważ książka została powiązana z moim nazwiskiem, uważam, że publicznie powinienem dać temu wyraz" (Do Redakcji "Dekady Literackiej", "Dekada Literacka" 2002, nr 3-4, s. 134).

[10] Majda rzetelnie cytuje zdanie "Obszar pomiędzy Rosją i Niemcami jest tylko irytujący..." (Antypolskie oblicze, s. 29), choć zarazem nie wspomina ani słowem o jego kontekście. Podobnie nie wspomina o kontekście słów "Polak musi być świnią, ponieważ się Polakiem urodził" (Antypolskie oblicze, s. 36). Z drugiej strony, nawet gdy bez zaznaczenia przycina cytat z Rodzinnej Europy o "obsesyjnej nienawiści", zostawia słowa o "wyznawcach idei Narodu" (Antypolskie oblicze, s. 11). Tak więc dalsze przycięcie tego cytatu wraz z sugestią, że "obsesyjna nienawiść" odnosi się do Polaków jako takich, to już właśnie przykład inwencji Waldemara Łysiaka.

[11] Pojawia się zazwyczaj jako J. Majda (W. Łysiak pielęgnuje bowiem obyczaj podawania jedynie pierwszej litery imienia) na stronach 114, 116, 119 oraz 326. Łysiak dwukrotnie cytuje (ale bez informacji o źródle!) książkę Majdy Wisława Szymborska, Karol Wojtyła, Czesław Miłosz: cytat na stronie 114 został przez Łysiaka "twórczo" obrobiony (por. Antypolskie oblicze, s. 5), cytat na stronie 116 został uzupełniony o słowo "chwalebny" (por. Antypolskie oblicze, s. 24). Natomiast na stronie 119 Łysiak cytuje wypowiedź Jana Majdy z wywiadu, jaki przeprowadził z Majdą Marek Żelazny, wydrukowanego pierwotnie w "Naszym Dzienniku" z 2 sierpnia 2004 i przedrukowanego w Antypolskim obliczu na stronach 78-84. Zdanie zacytowane przez Łysiaka, wyjątkowo tym razem bez żadnych zmian, znajduje się tam na stronach 81-82. Przy tym wszystkim Łysiak jednak nigdzie nie napomyka, nawet aluzyjnie, że liczne "cytaty" z Miłosza brał właśnie od Majdy.

[11a] Jak się okazuje, stary Czesław Miłosz też to natychmiast zauważył - i chyba nie bez odrobiny zjadliwej uciechy.

"CM [tj. Czesław Miłosz] z «Dekady Literackiej» dowiedział się, że właśnie się ukazała książka Jana Majdy Wisława Szymborska, Karol Wojtyła, Czesław Miłosz, wydana przez Wydawnictwo i Poligrafię Zakonu Pijarów w Krakowie, a sfinansowana przez Instytut Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, i natychmiast kazał mi ją kupić, co zrobiłam w poniedziałek. Jest w niej rozdział pt. Awersja Czesława Miłosza do Polaków i polskości. Przeczytał błyskawicznie. Po lekturze: «Pani Agnieszko, okazało się, że jestem nacjonalistą litewskim. Ale to bardzo ciekawe, że według Majdy wszystko było ze mną dobrze do wyjazdu na emigrację»" (Agnieszka Kosińska, Miłosz w Krakowie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2015; korzystałem z wersji elektronicznej przygotowanej przez Woblink; rozdział "Miłosz w Krakowie: dziennik", notatka z 28 czerwca 2002).

[12] Jan Majda, Antypolskie oblicze Czesława Miłosza, s. 4-5 (ze wstępu opatrzonego tytułem "Ewolucja Czesława Miłosza wobec Polski"; wyróżnienia autora). Majda wspomina wprawdzie w innym miejscu o "komunistycznym reżymie", ale trudno się zorientować, kiedy właściwie ten reżym w Polsce nastał i co takiego w nim było złego, skoro - jak jasno wynika z przytoczonego akapitu - od roku 1945 do roku 1951 byliśmy zajęci organizowaniem "naszej państwowości" i cieszyliśmy się "naszym rządem" (tu wyróżnienia moje). Nb. w rozdziale o Szymborskiej z książki Wisława Szymborska - Karol Wojtyła - Czesław Miłosz Majda tak oto zwięźle charakteryzuje jej poezję z pierwszej połowy lat pięćdziesiątych: "najpierw do roku 1956 była to poezja politycznie zaangażowana, skierowana na sprawy rozgrywające się tu i teraz" (s. 31). W co zaangażowana, "sprawiedliwy w Sodomie" nie precyzuje.

Przywołany wcześniej przez Łysiaka Zbigniew Herbert oceniał powojenną działalność Miłosza dokładnie odwrotnie. W filmie Obywatel poeta Herbert mówi (w okolicach 54 minuty, zaraz po wypowiedzi Joanny Salamon): "W decydującym momencie, rok 1945-47, kiedy ludzie nazywani bandytami umierali w lesie za Polskę, on [Miłosz] pisywał felietony, niestosowne, w "Dzienniku Polskim", za co dostał, bo tak trzeba to nazwać, posadę attaché kulturalnego w Stanach". Natomiast zdaniem Majdy, to właśnie te felietony Miłosz "pisał wtedy jeszcze jako prawdziwie polski publicysta - co trzeba szczególnie podkreślić" (wyróżnienie Majdy). Użyta w filmie wypowiedź Herberta pochodzi z rozmowy z Bogdanem Rymanowskim emitowanej w Radiu RMF FM w grudniu 1994 roku. Jej nieco odmienny zapis można znaleźć w: Herbert nieznany. Rozmowy, Fundacja Zeszytów Literackich, Warszawa 2008, s. 237: "Ale w decydującym momencie - w latach 1945-1947 - kiedy ludzie nazywani «bandytami» umierali w lesie za Polskę (używam bardzo rzadko tego patetycznego zwrotu) - Miłosz pisywał niestosowne felietony w «Dzienniku Polskim», podpisywane pseudonimem «czym». Dostał za to, bo tak trzeba to nazwać, posadę attaché kulturalnego w USA".

Miłosz odpowiedział na ten zarzut (nie wymieniając jednak nazwiska Herberta) w "Przedmowie" do zbioru swojej powojennej korespondencji:

"Po latach moi wrogowie wytknęli mi te artykuły, utrzymu­jąc, że występowałem w nich jako «chwalca reżimu» i że były one ceną za wyjazd na placówkę zagraniczną. Nie bardzo pamię­tałem ich treść, więc korzystając z pomocy krakowian, zdoby­łem kopie tych moich «Przejażdżek», umieszczanych w «Dzien­niku Polskim» w 1945 roku podpisywanych «czmił». Nie znalaz­łem w nich nic, co mogłoby mnie narazić na zarzut schlebiania nowej władzy, bo są to felietony powściągliwe i trzymające się linii «odbudowy» po wojennych zniszczeniach. Drastyczność ich polegała jedynie na tym, że oto jeden ze znanych poetów zaczął pisać do «gazety reżimowej», co przez pewien czas nie uchodziło. Muszę przyznać, że i mnie dokuczało sumienie, bo przecie rok 1945 był rokiem wielkiej polskiej tragedii, i tę trage­dię w sobie nosiłem, a pisząc, wolno było najwyżej tu i ówdzie o niej napomknąć. Akowcy teraz tropieni, jakby ofiarny udział w wojnie przeciwko Hitlerowi był zbrodnią, rodziny opłaku­jące poległych, uwięzionych, deportowanych, tysiące rodzin tracących teraz swoją ojczyznę na wschodzie, bezkształtność i bezbronność stratowanej równiny w dorzeczu Wisły, wszyst­ko to przejmowało mnie żalem i horrorem. Wystarczy przeczy­tać rozdział «Intermezzo» z mojej Rodzinnej Europy.

W lasach toczyła się wtedy wojna domowa, i w tych wa­runkach sam fakt drukowania w prasie nowego rządu równał się politycznej opcji, wbrew moralnym skrupułom" (Czesław Miłosz, Zaraz po wojnie. Korespondencja z pisarzami 1945-1950, Wydawnictwo Znak, Kraków 1998, s. 9).

Przy okazji mała korekta. Felietony Czesława Miłosza publikowane w "Dzienniku Polskim" w 1945 roku w cyklu "Przejażdżki literackie" były podpisywane zwyczajnie: imieniem i nazwiskiem. Natomiast krótkie felietoniki z cyklu "Przejażdżki" nie były podpisywane ani "czym" (jak twierdzi Herbert), ani też "czmił" (jak twierdzi Miłosz). Były podpisywane "czmi".

[13] Cytuję za: Waldemar Łysiak, Łysiak na łamach, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1988, s. 270.

I żeby jeszcze ten stół montażowy majdzizmu-łysiakizmu był oryginalny! Przecież dokładnie to samo o Miłoszu pisał już dawno temu Witold Filler w propagandowej broszurce Literatura małej emigracji wydanej w serii "Ideologia - Polityka - Obronność" przez Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej (Warszawa 1970).

"Jako obywatel świata nie skrywa więc Miłosz lekceważenia dla ludzi, których raz mie­ni «polonocentrystami» (Człowiek wśród skorpionów, Paryż 1962), raz «wyznawcami idei Narodu» (Rodzinna Europa, Paryż 1959) (s. 71).

Aczkolwiek Filler dobił wynarodowionego Miłosza zarzutem, który Łysiakowi już nie przyszedł do głowy:

"Odrzucając bowiem «polonocentryzm», głosił Miłosz ideę paneuropeizmu. Miał to być paneuropeizm wojujący: przeciwnik był na wschodzie. Do ludzi radzieckich żywi Miłosz już nie niechęć, a pogardę, której nie skrywa, gdy w grę wchodzą nawet drobne realia czy sposób bycia. Do rangi symbolu urasta «odstawiony, na znak dobrych manier, mały palec u sowieckiego oficera, rodem z Tyflisu, kiedy pije herbatę» (Rodzinna Europa). Pogarda jest jedyną według Miłosza formą obrony Europejczyka przed agresywną obcością, którą Wschód zieje ku Europie" (s. 72).