EBENEZER ROJT

Tomasz Piątek czyta projekty ustaw
albo o prawach rynku

Artyści często miewają problemy z logiką. Tomasz Piątek, pisarz, ewangelik reformowany, osoba uzależniona, miłośnik BDSM, amator polpetty etc. etc. [1] w taki oto sposób zdemaskował lobby stojące za projektem nowej ustawy o mieszkaniach komunalnych [2]:

Zgodnie z projektem ustawy, mieszkania komunalne od tej pory mają być tylko dla najbiedniejszych. Jeśli ktoś nie jest najbiedniejszy, a mieszka w mieszkaniu komunalnym, to nagle do tego mieszkania traci prawo. Gmina może jego mieszkanie "skomercjalizować". [...] Kim są ci "bogaci", którzy nagle stracą prawo do swojego mieszkania? Ci, którzy zarabiają powyżej arbitralnie ustalonych kwot minimum socjalnego, bardzo niskich - niższych niż to minimum, na granicy którego żyje większość Polaków.
[...]
Ten potworny projekt jest tak bezczelny, że aż przejrzysty. Widać, komu służy i kto na nim zarobi, które lobby. Zarobią deweloperzy, którzy nabudowali drogich mieszkań i teraz płaczą, że nikt w nich nie chce mieszkać - nowelizacja stworzy popyt na te mieszkania.
Jest to rozumowanie niedorzeczne. Opróżnienie mieszkań komunalnych z biednych lokatorów i wprowadzenie tych mieszkań na rynek w żadnym wypadku nie stworzy popytu na drogie mieszkania. Będzie akurat odwrotnie. Podaż mieszkań na rynku zwiększy się, a zatem deweloperzy stracą: wynajmą mniej mieszkań lub też będą musieli obniżyć ceny wynajmu. Tak więc lobby deweloperów dopiero teraz zapłacze naprawdę gorzkimi łzami [3].

Owszem, można przypuszczać, że gdy przybędzie bezdomnych, wzrośnie popyt na blaszane kontenery mieszkalne, na zagrzybione baraki czy też na piwnice udające sutereny. Być może nawet zrobi się ciasno pod mostami. Natomiast hipoteza, że jeśli ubogim ludziom zabierze się mieszkania komunalne, wzrośnie popyt na apartamenty, jest tak samo fantastyczna, jak przekonanie, że jeśli wyrwie się biednemu skórkę od chleba, wzrośnie popyt na ciastka.

Propozycja, by biedni jedli ciastka zamiast chleba, wprawdzie już kiedyś padła, przynajmniej w legendzie [4]. Ale nawet wtedy nie towarzyszyła jej sugestia, że za brakiem chleba stoi spisek cukierników.

[1] Nie powtarzam niczyich pomówień. Wszystkie te informacje pochodzą ze strony internetowej Tomasza Piątka, jest to więc jego własna stylizacja, którą widocznie uważa za udaną. Można tam między innymi wyczytać również, że Piątek w ciągu życia (do roku 2010) wydał na alkohol i narkotyki "ok. 800 000 złotych", jak też, że polpetta "jest to regionalne danie włoskie. Duża ośmiornica nadziewana rybimi wątróbkami i drobnymi żyjątkami morskimi, pieczona na rożnie". Co do BDSM, to skrót ten oznacza z grubsza rozmaite praktyki sadomasochistyczne, klasyfikowane na ogół jako parafilie. Zob. DSM-IV, tj. Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders, Fourth Edition, American Psychiatric Association, Washington 1994, s. 529-530.

[Dopisek] W kilka lat po opublikowaniu tej notki Tomasz Piątek napisał do mnie i wymieniliśmy kilka cywilizowanych maili (co nie jest oczywiste w dzisiejszych czasach). Natomiast ostatnio (2022) ktoś przysłał mi obrazek, którego początkowo nie zrozumiałem. Okazuje się bowiem - o czym nie miałem pojęcia - że Tomasz Piątek zajmuje się teraz testowaniem kontrowersyjnej hipotezy Stanleya Milgrama. Głosi ona, że nasz świat jest tak mały, a kontakty międzyludzkie w nim tak gęste, że każdy z nas jest powiązany z dowolnym innym człowiekiem na Ziemi za pośrednictwem najwyżej pięciu innych osób, czyli w sześciu krokach. W uproszczeniu wygląda to tak, że jeśli Jan zna Iwana, Iwan zna Hansa, Hans zna Jeana, Jean zna Johna, a John bywa w tym samym pubie, co kierowca Elżbiety II, to Jan jest powiązany z królową angielską.

Hipoteza ta pozwala niekonwencjonalnie spojrzeć na świat, a także na samego siebie. Ponieważ - jak wspomniałem - jestem już korespondencyjnie powiązany z Tomaszem Piątkiem, Tomasz Piątek publikuje zaś w "Gazecie Wyborczej", zacząłem odtąd myśleć o sobie, jako o kimś, kto jest powiązany z Adamem Michnikiem - i to w zaledwie dwóch krokach!

[2] Tomasz Piątek, Jak się robi bogatych, 8 kwietnia 2011.

[3] Jak na ironię, w kilka dni po felietonie Piątka prasę obiegła wiadomość o "krwawym finale upadku krakowskiej firmy deweloperskiej". Prezes firmy, widać niepomny na otwierające się przed deweloperstwem złote perspektywy, zastrzelił swego wspólnika, po czym popełnił samobójstwo (zob. Dominika Maciejasz, Jarosław Sidorowicz, Makabryczny koniec dewelopera, "Gazeta Wyborcza", 13 kwietnia 2011).

[4] "Jeśli nie mają chleba, niech jedzą ciastka" - czarna legenda przypisuje te słowa Marii Antoninie, która podobno w ten sposób skomentowała doniesienia, że lud nie ma co jeść. W rzeczywistości królowa nigdy czegoś podobnego nie powiedziała. Zob. Marie-Antoinette. Writings on the Body of a Queen, red. Dena Goodman, Routledge 2003, s. 236, 279, a szczególnie posłowie autorstwa Susan S. Lanser "Eating Cake: The (Ab)uses of Marie-Antoinette".

Samo powiedzonko o jedzeniu ciastek zamiast chleba pochodzi z Wyznań Jana Jakuba Rousseau, gdzie pojawia się pod koniec VI księgi. Rousseau opowiada tam, jak w czasie pobytu u pana de Mably kradł mu wino ("zapałałem skłonnością do pewnego gatunku białego wina, nader smakowitego"), do którego jednak potrzebował też zagryzki ("Na nieszczęście, nigdy nie umiałem pić bez jedzenia"). Chleba ukraść nie mógł, kupić zaś się wstydził ("Czyż można sobie wyobrazić, aby piękny pan, ze szpadą przy boku [tj. sam Rousseau!], wchodził do piekarza po kawałek chleba?"), ale przyszło mu do głowy, że może przecież nabyć wytworniejsze pieczywo u cukierników. To właśnie ów szczęśliwy pomysł opisuje zdanie: "Wreszcie przypomniałem sobie sposób pewnej księżniczki, która usłyszawszy skargi, iż chłopi nie mają chleba, odpowiedziała: «Czemuż nie jedzą biszkoptów?»" (Jan Jakub Rousseau, Wyznania, t. I, przekład Tadeusza Boya-Żeleńskiego, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978, s. 313-314).

W oryginale odpowiedź "pewnej księżniczki" (d'une grande Princesse) brzmi: qu'ils mangent de la brioche i nie ma tam mowy ani o biszkoptach, ani o ciastkach, gdyż la brioche, brioszka, to rodzaj maślanej bułeczki drożdżowej przypominającej nieco chałkę. W osobnym dwutomowym wydaniu pierwszych sześciu ksiąg Wyznań (wraz z Marzeniami samotnego wędrowca), które wyszło w Genewie w roku 1782 pod tytułem Les Confessions de J.J. Rousseau, słowa te znajdują się w tomie drugim na stronie 269. Natomiast w wydaniu Oeuvres posthumes de Jean-Jaques (sic!) Rousseau... opublikowanym w tym samym roku, także w Genewie, jest to strona 203 tomu dziewiątego. Podaję oba wydania, gdyż czasem jedno, a czasem drugie bywa uznawane za pierwodruk pierwszej części Wyznań.