EBENEZER ROJT

Agata Bielik-Robson opowiada o swoim tajemniczym życiu
albo kompletna ściema

Od strony filozoficznej rozmowa Agaty Bielik-Robson z Michałem Sutowskim [1] przypomina jej późniejszą rozmowę z Tadeuszem Bartosiem [2]. Raz jeszcze te same fantazje o judaizmie, mesjanizmie i oczywiście o życiu. Życiu w ogóle. "Życie jest dla mnie nieskończenie tajemniczym zjawiskiem, o którym w zasadzie mogę myśleć bez przerwy" (Żyj, s. 250).

Jednocześnie cóż za różnica tonu!

W tamtej rozmowie, gdy pani Profesor zapragnęła przygwoździć swego rozmówcę argumentem naprawdę nieodpartym, wołała "Gucio prawda!" (Kłopot, s. 301). W tej, bywa, podsumowuje uwagi redaktora Sutowskiego pobłażliwym "Ech, pierdolisz..." (Żyj, s. 134). Ale nie tylko argument z Gucia (argumentum ad Gucium) został zastąpiony argumentem z pierdo..., cóż, nazwijmy go może "argumentem z cudzołóstwa" (argumentum ad adulterium). Używa się też w tej rozmowie - i to bez jakichś wstydliwych wykropkowań - słów 'kurwa', 'wpierdol', 'zajebie', 'spierdalać', a nawet 'chuj', w dodatku 'interesowny' (Żyj, s. 180, 189, 239, 294, 311).

Ponieważ Agata Bielik-Robson prócz rzucania kurwami równie często rzuca jeszcze szkaradniejszym słowem 'subwersja' i gorąco zachęca do wszelakiej 'subwersywności', być może wszystkie te kurwy i chuje to właśnie ta zalecana przez nią w imię bujniejszego życia subwersywność i zarazem spełnienie odwiecznego marzenia studentów o zniesieniu rozdziału Akademii od Knajpy. Tak czy owak, filozofia niewątpliwie zyskuje dzięki temu na jędrności i znacznie wzrastają szanse, że - jakby powiedział Karol Marks - piorun myśli uderzy wreszcie w głąb naiwnej gleby ludowej [3].

Nowością są też opowieści Agaty Bielik-Robson o jej własnym życiu.

Genialna była już od dzieciństwa. W wieku dziesięciu lat (to znaczy w roku 1976) czytała teologię bizantyjską (Żyj, s. 33, 35, 245), a w wieku lat trzynastu - Gershoma Scholema (Żyj, s. 246). W tym samym czasie studiowała również Freuda:

Ja już miałam trzynaście lat, czytałam już Freuda, pamiętam, że wszystkim moim kolegom tłumaczyłam sny, bo akurat wyszedł Wstęp do psychoanalizy i ja natychmiast wszystko zmemoryzowałam. Już się bawiłam w psychoanalityka i wszystko wiedziałam o sporze między Jungiem a Freudem (Żyj, s. 38).
Nic więc dziwnego, że polscy mężczyźni boją się jej i okazują "niechęć już na wejściu", wskutek czego - wyznaje z odrobiną goryczy pani Profesor - poużywała sobie erotycznie w Polsce "jak pies w studni" (Żyj, s. 206-207). Ba, nawet jej obecny mąż, Cezary Michalski, nie jest wolny od "lęków związanych z wyzwoloną kobiecością" i "bardzo się tego boi" (Żyj, s. 199). Ale jak tu się nie bać geniuszki, która może człowiekowi dołożyć Freudem, poprawić teologami bizantyjskimi i jeszcze, kto wie, czy na koniec nie usłyszy się od niej, że się jest na przykład "interesownym chujem"?

Warto jednak pamiętać, że geniuszka programowo nie korzy się przed "fetyszem rzeczywistości" (Żyj, s. 259), toteż jej autobiograficzne wyznania wypada brać z lekkim przymrużeniem oka. W szczególności jeśli idzie o te urocze opowieści o małej Agatce nad Freudem, to znacznie więcej w nich fantazji niż memoryzacji. Jak łatwo sprawdzić w katalogach Biblioteki Narodowej, w latach siedemdziesiątych Agatka nie mogła czytać po polsku ani żadnej książki Scholema, ani Teologii bizantyjskiej Meyendorffa. Podobnie ze Wstępem do psychoanalizy Freuda: nie mógł wtedy "akurat wyjść". Drugie powojenne wydanie wyszło w roku 1958, trzecie zaś dopiero w roku 1982. Mogła, owszem, czytać Scholema w oryginale, ale przeczucie podpowiada mi, że w takim wypadku dowiedzielibyśmy się o tym przynajmniej trzy razy i to rozstrzelonym drukiem.

Nie mogła też wtedy Agatka przeczytać w całości Starego Testamentu "od Genesis aż po kroniki", bo taki układ ksiąg ma Biblia hebrajska, a hebrajskiego przecież chyba z mlekiem matki nie wyssała [4]. Jeśli zaś czytała po polsku - czy to Biblię katolicką, czy protestancką - to w nich obowiązuje inny układ i Stary Testament kończy się Księgą Malachiasza [5].

Natomiast predylekcję dużej Agaty Bielik-Robson do małych niepotrzebnych zmyśleń najlepiej pokazuje jej opowieść o tym, jak to ze swym przyszłym angielskim mężem poszła w Londynie na mecz piłkarski między Millwall a West Ham United. Najpierw długo i zajmująco opisuje, co działo się na trybunach: przyśpiewki i obyczaje kibiców etc., a na koniec Michał Sutowski pyta ją: "Wynik pamiętasz?". Ponieważ mecz odbył się 20 lat wcześniej, a rozmówczyni nie zadeklarowała się jako fanatyczna i dozgonna fanka Millwall, można by oczekiwać czegoś w rodzaju "Eee, nie pamiętam" albo "O co ty mnie, kurwa, pytasz..." i całej opowieści nic a nic by to nie zaszkodziło. Ale pani Profesor odpowiada bez zająknienia: "Było 0:0, wyjątkowo non eventful, zupełnie beznadziejne spotkanie" (Żyj, s. 131). Gucio prawda! Było 2:1 dla Millwall [6].

Bez zająknienia recytuje też swoje fantazje dotyczące znacznie poważniejszych niż piłka nożna kwestii.

[Judaizm] to właśnie była pierwsza religia, która zakazuje urzeczowienia, to jest pierwsze ludzkie wyobrażenie, które go zakazuje. "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" - to nie chrześcijaństwo wymyśliło, to jest zalecenie, które pada w Księdze Powtórzonego Prawa, wśród bardzo szczegółowych rozważań na temat tego, jak należy traktować swoich pracowników, i że niewolnictwo jest naganne.

W końcu cały ruch abolicjonistyczny opierał się na tych kilku zdaniach z Księgi Powtórzonego Prawa. Żydzi nie brali niewolników, co zresztą nie przeszkadzało im tymi niewolnikami handlować (śmiech) (Żyj, s. 269).

Bardzo to przyjemna i humanistyczna wizja. Tyle że całkowicie nieprawdziwa.
Kiedy będziecie potrzebowali niewolników i niewolnic, to będziecie ich kupowali od narodów, które są naokoło was. Także będziecie kupowali dzieci przychodniów osiadłych wśród was, przychodniów i potomków ich, urodzonych w waszym kraju. Ci będą waszą własnością. Zostawicie ich w dziedzictwie waszym synom, aby ich posiadali na własność, na zawsze. Będziecie ich uważać za niewolników. Ale z braćmi Izraelitami nie będziecie się obchodzili srogo (Księga Kapłańska 25, 44-46).
Gdyby Agata Bielik-Robson rzeczywiście przeczytała Stary Testament od deski do deski, nie mogłaby nie zauważyć, że o braniu niewolników mówi się tam chyba więcej niż sto razy - i to jako o czymś zwyczajnym i nie zasługującym na naganę (aczkolwiek należy się z nimi w miarę dobrze obchodzić). Już praojciec Abraham paraduje w księdze Genesis otoczony niewolnikami i niewolnicami, a z jedną z tych niewolnic ma nawet pierworodnego syna (choć ostatecznie wypędza ją wraz z synem na pustynię).

Tak nawiasem, nakaz kochania bliźniego jak siebie samego nie pada w Księdze Powtórzonego Prawa, ale w Księdze Kapłańskiej (19, 18). Nadto wszyscy egzegeci są zgodni, że chociaż w Starym Testamencie bliźnim bywa czasem również przybysz (ger - ale to słowo może oznaczać też prozelitę) czy cudzoziemiec, to jednak w pierwszym rzędzie jest nim zawsze inny Izraelita. Gdyby było inaczej, nowotestamentowa przypowieść o miłosiernym Samarytaninie - wygłoszona jako odpowiedź na pytanie "A kto jest moim bliźnim?" - nie miałaby żadnego sensu.

Jeśli zaś idzie o starotestamentowe zdania, na których w czasach nowożytnych opierały się rozmaite ruchy, to prawdopodobnie najbardziej wpływowe było krótkie i słynne "Nie pozwolisz żyć czarownicy" z dwudziestego drugiego rozdziału Księgi Wyjścia. To właśnie przejęcie się tym zdaniem spowodowało, że protestanci w sprawach oskarżeń o czary byli może nawet bardziej pryncypialni niż katolicy.

Jednak zmyślanie zawartości Starego Testamentu najwidoczniej Agacie Bielik-Robson nie wystarcza [7], więc jeszcze bezceremonialnie poszturchuje różne autorytety rabiniczne.

Prawo i życie wchodzą ze sobą [w judaizmie] w konflikt; skrajni zwolennicy Prawa, na przykład Raszi, najsłynniejszy komentator talmudyczny, będą twierdzić, że z judaizmu interesuje ich tylko prawo, tylko przykazania. Choćby pierwsze zdanie jego komentarza: "Tora nie interesuje mnie aż do momentu, w którym pada pierwsze przykazanie". A ono pada dopiero w Exodusie, zatem cała pierwsza księga, czyli Bereszit, wcale go nie interesuje, ona coś tam opowiada, może to prawdziwe, a może nieprawdziwe... A gdy pada przykazanie - to już jest się czego trzymać (Żyj, s. 253).
Wywody te są świadectwem dość żenującej ignorancji. W rzeczywistości pierwsze przykazanie z 613 micwot halachy pada już w pierwszym rozdziale Bereszit: "Bądźcie płodni i rozmnażajcie się". To właśnie z tego przykazania wyprowadza się obowiązek ożenku i posiadania potomstwa [8].

Było już wyżej o Freudzie w życiu małej Agatki Bielikówny, ale na szczęście jej samej nie trzeba psychoanalizować, bo wszystko jest tam jak na dłoni.

Zawsze miałam taką skłonność, która zdumiewała moich rodziców - bo nie bardzo wiedzieli, jak sobie z tym poradzić - do domorosłego, spontanicznego filozofowania, czyli na przykład pisania niewiarygodnie długich traktatów na każdy możliwy temat. Nie mam pojęcia, skąd mi się to brało, ale strasznie to lubiłam (Żyj, s. 246).
Później zaś dochodzi jeszcze drugi wątek:
Pamiętam, że przez całe dzieciństwo ja i moja siostra cioteczna Joasia, rok ode mnie starsza córka wujka Kazika, ciągle coś robiłyśmy. Pomagałyśmy w kolejnych interesach. [...] Potem, w latach 80., biznes się rozkręcił i jeden z moich wujów założył produkcję czegoś, co z moją kuzynką nazywałyśmy "szanelkami", czyli sztyftów perfumowych, niby to o zapachu Chanel № 5. Wujek miał znajomości w ZSRR i tam szanelki eksportował. Po pięciu minutach od otwarcia zapach się ulatniał - kompletna ściema (Żyj, s. 17-18).
Jak już pewnie sami zauważyliście, z czasem w życiu dojrzałej Agaty Bielik-Robson oba te wątki - zamiłowanie do długich traktatów na każdy możliwy temat oraz robienie interesów na kompletnej ściemie - udało się pięknie pogodzić.

Ponurzy antysemici (jak również niektórzy weselsi Żydzi) mają na coś takiego jeszcze inną tradycyjną nazwę: chucpa gdola - wielka chucpa.

[1] Agata Bielik-Robson, Żyj i pozwól żyć. Rozmawia Michał Sutowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2012. Dalej cytuję jako Żyj.

[2] Agata Bielik-Robson, Tadeusz Bartoś. Kłopot z chrześcijaństwem. Wieczne gnicie, apokaliptyczny ogień, praca, Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2013. Dalej cytuję jako Kłopot. Kto chciałby wiedzieć więcej o nieposkromionej fantazji Agaty Bielik-Robson, niech przeczyta w OSOBACH: "Agata Bielik-Robson rozmawia z Tadeuszem Bartosiem. Część I: A. B.-R. wymyśla biografię Spinozy" oraz "Agata Bielik-Robson rozmawia z Tadeuszem Bartosiem. Część II: A. B.-R. wymyśla nowy wspaniały judaizm".

[3] Marks naprawdę tak powiedział! W młodości był z niego całkiem dziarski publicysta.

"Jak filozofia znajduje w proletariacie swą broń materialną, tak proletariat znajduje w filozofii swą broń duchową, a gdy piorun myśli uderzy w głąb owej naiwnej jeszcze gleby ludowej, dokona się emancypacja Niemców - przemiana ich w ludzi" (Karol Marks, Przyczynek do krytyki heglowskiej filozofii prawa. Wstęp, przełożył Leszek Kołakowski, [w:] Karol Marks, Fryderyk Engels, Dzieła, tom 1, Książka i Wiedza, Warszawa 1976, s. 472).

Dla koneserów to samo w oryginale:

"Wie die Philosophie im Proletariat ihre materiellen, so findet das Proletariat in der Philosophie seine geistigen Waffen und sobald der Blitz des Gedankens gründlich in diesen naiven Volksboden eingeschlagen ist, wird sich die Emancipation der Deutschen zu Menschen vollziehn" (Karl Marx, Zur Kritik der Hegelschen Rechtsphilosophie. Einleitung, [w:] Karl Marx, Friedrich Engels, Gesamtausgabe (MEGA), I.2, Dietz Verlag, Berlin 1982, s. 182; wyróżnienia za oryginałem).

[4] Agata Bielik-Robson wprawdzie zastrzega, że "w kwestii etnicznej" ma o swojej rodzinie niewiele do powiedzenia, niemniej jakimś trafem już na wstępie, dosłownie na pierwszej stronie tej rozmowy, można się dowiedzieć, że jest to "rodzina żydowskiego pochodzenia", a ona sama - halachiczną Żydówką. Potem zresztą wbrew wcześniejszemu zastrzeżeniu wspomina o żydowskości swej rodziny i rozmaitych tego przejawach jeszcze parokrotnie (Żyj, s. 9, 17, 27, 164).

[5] "Ja chyba nigdy nie byłam chrześcijanką, bo moja przynależność do kościoła katolickiego opierała się na zupełnym nieporozumieniu. W dzieciństwie uległam katolicyzmowi dlatego, że uwiodło mnie jego łagodne pogańskie sacrum. A potem jeden raz - bo w kościele katolickim, poza fragmentami liturgii słowa, rzadko czyta się ze Starego Testamentu - usłyszałam czytanie z Izajasza i to zrobiło na mnie tak gigantyczne wrażenie, że od razu poszłam do domu, wzięłam Biblię i przeczytałam. Przeczytałam w całości, od deski do deski. Czytałam, aż przeczytałam całość, od Genesis aż po kroniki. I pomyślałam: to jest to. To jest religia, to jest potężne" (Żyj, s. 33).

Mimo tego zamaszystego "od deski do deski", akurat w wypadku tej książki Agata Bielik-Robson miała spore kłopoty ze "zmemoryzowaniem" i jeszcze długo potem myliły się jej nawet księgi Pięcioksięgu Mojżesza. Co naturalnie natychmiast nadrabiała fantazją. Kto chciałby o tym wiedzieć więcej, niech przeczyta w OSOBACH: "Agata Bielik-Robson studiuje Biblię albo o pożytku z istnienia dobrych redaktorów".

[6] W latach 90. Millwall tylko dwa razy grał u siebie z West Ham United: 10 listopada 1990 zremisował 1:1 (ale ta data nie pasuje do biografii A. B.-R.), natomiast 15 listopada 1992 roku wygrał 2:1. Było to zarazem ostatnie spotkanie tych drużyn na starym stadionie Millwall (old Den), na który szło się przez Cold Blow Lane, "miejsce najbardziej paskudnych zasadzek i potwornych jatek" (Żyj, s. 129-130) urządzanych kibicom gości przez kibiców Millwall.

Kiedyś można było takie rzeczy zmyślać całkowicie bezkarnie, ale dziś niestety jest Internet (o czym profesor Bielik-Robson jako osoba starszej daty zdaje się nie pamiętać). Nb. gdyby sama zechciała odświeżyć w Internecie swoje meczowe wspomnienia, zajęłoby to jej najwyżej tyle samo czasu, ile zajęło sprawdzenie w książce byłego angielskiego męża, jak brzmi jedna z przyśpiewek Millwall, by później płynnie wyrecytować ją "zmemoryzowaną" Michałowi Sutowskiemu: "Brzmi mniej więcej tak..." (Żyj, s. 130). Kto chciałby porównać to "mniej więcej" z tekstem zapisanym przez ex-małżonka, niech zajrzy do: Garry Robson, 'No One Likes Us, We Don't Care'. The Myth and Reality of Millwall Fandom, Berg, Oxford 2000, s. 177.

[7] Agata Bielik-Robson równie gładko zmyśla też zawartość innych książek. Na przykład w pisanym mniej więcej w tym samym czasie Errosie zmyśliła, że Martin Buber w Dwóch rodzajach wiary (Zwei Glaubensweisen) "wprost oskarża Marcjona o dostarczenie Hitlerowi poręcznej doktryny nieprzejednanego antysemityzmu". W rzeczywistości Buber w tej książce niczego takiego (ani nawet odrobinę podobnego) nie napisał. Marcjon pojawia się tam u niego w zaledwie kilku zdaniach i w całkiem innym kontekście, a o Hitlerze czy antysemityzmie nie ma nawet bladej wzmianki. Zob. Agata Bielik-Robson, Erros. Mesjański witalizm i filozofia, UNIVERSITAS, Kraków 2012, przypis 6 na stronie 37.

[8] Nb. Agata Bielik-Robson nie musi się niewypełnieniem tej micwy przejmować, gdyż dotyczy ona mężczyzn: "Jest to przykazanie nakładające na mężczyznę obowiązek ożenienia się i spłodzenia dzieci. Mężczyzna musi spłodzić przynajmniej jednego syna i jedną córkę, którzy sami będą zdolni do płodzenia dzieci" (613 przykazań judaizmu oraz Siedem przykazań rabinicznych i Siedem przykazań dla potomków Noacha, opracowanie Ewa Gordon, wydanie poprawione i rozszerzone ze słowem wstępnym Michaela Schudricha, Naczelnego Rabina Polski, Wydawnictwo Austeria, Kraków 2011, s. 12; wydanie to zachowuje układ z Sefer ha-Chinuch).