EBENEZER ROJT

Alina Cała - habilitacja
Część I albo jak przechytrzyć mędrców Syjonu

Kto porządnie przestudiował słynne Protokoły, ten wie, że mędrcy Syjonu okropnie lubią grube książki, a bardzo nie lubią chudych.
Książki, liczące mniej niż trzydzieści arkuszy, będą płaciły podatek zdwojony. [...] - środek ten zmusi literatów [do] pisania książek tak obszernych, że nikt ich nie będzie czytał, zwłaszcza wobec ich drożyzny [1].
Co prawda nie jest pewne, jak należy rozumieć w tym wypadku termin "arkusz", ale roboczo można przyjąć, że te 30 arkuszy to przynajmniej 400-450 stron druku [2]. Alina Cała na wszelki wypadek jeszcze podwoiła tę liczbę i dlatego książka, którą przedstawiła jako swoje największe osiągnięcie naukowe przy pierwszym podejściu do habilitacji, liczyła tych stron prawie 900 [3].

Niestety! Mimo tak starannego zastosowania się do zaleceń mędrców, zapewniających, że "nikt [...] nie będzie czytał", niektórzy jednak tę książkę z wielkim samozaparciem przeczytali, również niektórzy recenzenci, i potem pisali o niej tak:

Wracając do rozdziału na temat badań - to mamy już tutaj do czynienia z rodzajem zasadniczych błędów i pomyłek autorki. Z absolutnym zdziwieniem przeczytałem, że postawy antysemickie bada się za pomocą tzw. skali Bogardusa i że, co więcej, używając tej skali prof. Jasińska-Kania badała przez wiele lat sympatię i antypatię do różnych narodów. To zasadnicze nieporozumienie, za które student nie zaliczyłby u mnie egzaminu [4].
Cóż było robić. Po utrąceniu tego grubego dzieła Alina Cała przycupnęła na prawie trzy lata w kącie, po czym spróbowała z habilitacją po raz drugi. Tym razem już nie w mieście stołecznym Warszawie, pełnym niedobrych ludzi, którzy czepiają się jakiejś tam głupiej skali Bogardusa, lecz w Olsztynie, gdzie, da Bóg, o żadnych Bogardusach nie słyszeli. Teraz jednak radykalnie zmieniła taktykę. Zamiast kolejnej grubej książki przedstawiła jako podstawę postępowania habilitacyjnego książkę, która tylko z wierzchu wygląda grubo, a w rzeczywistości jest chuda [5]. No bo skoro grube recenzenci i tak czytają, to po co się wysilać, mędrcy zaś - w końcu zajęci rządzeniem światem - przecież i tak niczego nie zauważą.

To kolejne osiągnięcie naukowe dr Całej liczy 461 stron, czyli - zdawać by się mogło - dociąga do tych trzydziestu arkuszy wymaganych przez mędrców. Ale na stronach 353-461 jest aneks z obrazkami, na stronach 155-323 - wybór źródeł, a jeśli jeszcze odliczyć spis treści, bibliografię, indeks osób oraz inne dodatki, to na twórczość własną autorki zostaje mniej niż 150 stron, w dodatku hojnie upstrzonych cytatami (na przykład od strony 145 do strony 149 cytowany jest ciurkiem dokument, który jak najbardziej mógłby w całości znaleźć się w wyborze źródeł). Nic więc dziwnego, że sama dr Cała bez problemu streściła potem tę swoją książkę na zaledwie trzynastu stroniczkach, też nieprzesadnie gęstych od treści [6].

Książka traktuje o powstaniu, działalności i likwidacji Komisji Specjalnych; formacji mającej tuż po wojnie chronić bezpieczeństwo Żydów w Polsce. Prawda, formacji mało znanej, niemniej Alina Cała nie wyprawiała się na teren dziewiczy. O Komisjach Specjalnych pisał kilkanaście lat wcześniej Jan Tomasz Gross [7], natomiast skromny materiał archiwalny, raptem "0,25 mb. akt", też został już wcześniej uporządkowany przez Tadeusza Epszteina "dzięki wsparciu finansowemu the United States Holocaust Memorial Museum w Waszyngtonie" [8].

Ale tak swoją drogą te żydowskie Komisje Specjalne to jednak intrygująca sprawa!

Spójrzcie zresztą sami. Jest rok 1946. Po Polsce swobodnie promenuje NKWD, Władysław Gomułka zdążył już zapowiedzieć, że "Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy", a tu tymczasem pojawia się paramilitarna formacja podporządkowana Centralnemu Komitetowi Żydów w Polsce, licząca 2500 ludzi i wcale nieźle uzbrojona. Jeśli wziąć pod uwagę ówczesne rozmiary mniejszości żydowskiej, to taki PSL Mikołajczyka musiałby wtedy dla zachowania proporcji wystawić chyba stutysięczną armię. Oczywiście, gdyby mógł. A mniejszość żydowska, widać, mogła.

I rzecz najciekawsza:

Choć wydaje się to dziwne, jej utworzenie nie było poprzedzone ani dekretem, ani rządową lub sejmową uchwałą. Także w archiwach Bieruta [...], KRN, Urzędu Rady Ministrów, Ministerstwa Administracji Publicznej, Ministerstwa Informacji i Propagandy, Biura Ministra Bezpieczeństwa Publicznego nie ma żadnego pisemnego rozkazu lub rozporządzenia powołującego taką formację (Ochrona, s. 40).
Nic. Ani jednego papierka. Wszystko szuru-buru ściśle tajne (tu mędrcy Syjonu z uznaniem kiwają głowami). Równie tajemnicze jest też zniknięcie tej formacji.
Tak jak przy powołaniu CKS [Centralnej Komisji Specjalnej], także przy jej likwidacji brakuje dokumentu lub dokumentów zawierających rozporządzenia władz. Nie wiemy nawet, które organa państwa zdecydowały o likwidacji, czy było to MBP [Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego], MAP [Ministerstwo Administracji Publicznej], Ministerstwo Sprawiedliwości, a może osobiście prezydent lub gen. Jóźwiak? (Ochrona, s. 63).
Duch konspiracji ożywiał ją do tego stopnia, że czasem nawet w wewnętrznych meldunkach używano tajnego kodu opartego na jidysz. Na przykład buty (szich) oznaczały automaty, guziki (kneplech) - kule, a UB to była spółdzielnia (kooperatiw) (Ochrona, s. 49).

Z tą "spółdzielnią" żydowskie Komisje Specjalne starały się zresztą kooperować jak najściślej. "Trzeba pamiętać - mówił w grudniu 1946 roku Salomon Kac - że organy władzy będą miały do was odpowiedni stosunek, jeśli będziecie im przysparzać korzyści" (Ochrona, s. 147). Toteż przysparzali. Jak się zdaje, w sumie najwięcej korzyści przysporzyła organom władzy rozległa sieć żydowskich donosicieli.

Kontakt [...] w całym kraju z Organami M.B.P., M.O. i O.R.M.O. był ścisły i współpraca dała dobre rezultaty. [...] W okresie swej działalności K.S. [Komisje Specjalne] przeprowadziły przeszło 2000 interwencji u władz w całym kraju. [...]

Praca naszego aparatu informacyjnego była wszechstronna. Mieliśmy swoich ludzi na fabrykach, bazarach, szkołach, uniwersytetach, itp. Ludzie nasi chodzili do kościołów [...] [9].

Donoszono więc o mowie nienawiści w kościelnych kazaniach (Ochrona, s. 109, 138), w kawiarnianych rozmowach (Ochrona, s. 110) i o tej rozlegającej się na bazarach (Ochrona, s. 143). Lustrowano także biblioteki. Na przykład sekretarz Komisji Specjalnej we Włocławku, obywatel Icek Łepek, odkrył w bibliotece miejskiej szereg książek "o treści wybitnie antyżydowskiej, antydemokratycznej i antyradzieckiej".
Po interwencji Kierownika KS [Komisji Specjalnej] w UB biblioteka miejska została zamknięta, a kierowniczka aresztowana (Ochrona, s. 314).
Właśnie tak na ogół kończyły się te donosy - aresztowaniem przez UB. Sprawny "aparat informacyjny" pomagał również skutecznie tłumić w zarodku wszelkie rozruchy.
Na warszawskiej Pradze, na targowisku przy placu Szembeka rozpuszczane były pogłoski o zabiciu kolejarza przez żydowskich repatriantów. Rozjuszony tłum ruszył w stronę baraków przy ul. Garwolińskiej, gdzie mieszkali repatrianci. Po zawiadomieniu WUBP [Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego] w ciągu 10 minut [sic!] pojawiły się patrole, które rozpędziły tłum i obstawiły baraki (Ochrona, s. 76; zob. też s. 86, 90, 92, 122, 138).
Finałem działalności Komisji Specjalnych był ich udział w styczniu 1947 w nadzorowaniu sfałszowanych wyborów [10]. To chyba głównie po to je wymyślono, a ochrona żydowskiej ludności była tylko poręcznym pretekstem i okazją do wcześniejszego przeszkolenia wiernych janczarów, dzielnie skupiających na sobie nienawiść miejscowej ludności. Dlatego też po wyborach fiuuu... zniknęli. Żyd zrobił swoje, Żyd może odejść.

Wprawdzie Alina Cała nie ma głowy do drobiazgów [11], źródła czasem traktuje bezkrytycznie [12], a czasem nawet nie rozumie, co czyta [13], niemniej gdyby ktoś chciał wiedzieć, jak konkretnie tuż po wojnie przejawiało się to, co potocznie nazywano "żydokomuną", z pewnością znajdzie w jej książce coś dla siebie.

Kto wie, czy nie będzie to nawet pierwsza książka dr hab. Całej, którą z przyjemnością przeczytają również P.T. antysemici.

Alina Cała - habilitacja. Część II albo śmieszne tarapaty i fikołki.


[1] Janusz Tazbir, Protokoły mędrców Syjonu. Autentyk czy falsyfikat?, Wydawnictwo ISKRY, Warszawa 2004, s. 230-231. Na końcu tej książki znajduje się przedruk polskiego wydania Protokołów z 1938 roku, ale miejscami niechlujny (tutaj opuszczone "do"), co w całej rozciągłości potwierdza brutalną i zwięzłą diagnozę mędrców, że goje to "stado baranów" (s. 227). Por. Protokóły Mędrców Syjonu czyli wykłady mędrca syjońskiego wtajemniczonego w plany podboju świata przez Żydów, opracował Bolesław Rudzki, Wydawnictwo "Samoobrona Narodu", Poznań 1938, s. 63. W wydaniu tym kolejne protokoły/wykłady podzielone są na paragrafy, których nie ma w oryginale.

[2] W rosyjskim oryginale Protokołów też jest tylko ogólny termin "лист" ("книги, имѣющія менѣе 30 листовъ"). Zob. Сергѣй Нилусъ, Близъ грядущій антихрістъ и царство діавола на землѣ, Сергіевъ Посадъ 1911, s. 95 (drukowane w ławrze Troicko-Siergijewskiej; Protokoły (Протоколы собраній Сионскіхъ мудрецовъ) na stronach 57-133). Umberto Eco w wyjątkach Protokołów, które zamieścił w swoim Cmentarzu w Pradze, daje zamiast 30 arkuszy ledwo 300 stron ("libri con meno di trecento pagine"), ale nie wiem, na jakiej podstawie uznał, że już skromne 300 stron mędrców zadowoli.

[3] Alina Cała, Żyd - wróg odwieczny? Antysemityzm w Polsce i jego źródła, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2012. Kto chciałby wiedzieć więcej o tym największym osiągnięciu naukowym, niech przeczyta w OSOBACH: "Alina Cała na tropie antysemitów albo bzdury pospolite i ezoteryczne".

[4] Prof. Ireneusz Krzemiński, "Opinia na temat dorobku pani dr Aliny Całej", s. 7.

[5] Alina Cała, Ochrona bezpieczeństwa fizycznego Żydów w Polsce powojennej. Komisje Specjalne przy Centralnym Komitecie Żydów w Polsce, Żydowski Instytut Historyczny im. Emanuela Ringelbluma, Warszawa 2014. Dalej cytuję jako Ochrona.

[6] Alina Cała, Tajny epizod działalności Centralnego Komitetu Żydów w Polsce. Komisje Specjalne, [w:] Żydzi i judaizm we współczesnych badaniach polskich, tom VI., redakcja Stefan Gąsiorowski i Magdalena Ruta, Polska Akademia Umiejętności, Kraków 2017, s. 39-51. Dalej cytuję jako Tajny epizod.

[7] Zob. Jan Tomasz Gross, Upiorna dekada. Trzy eseje o stereotypach na temat Żydów, Polaków, Niemców i komunistów 1939-1948, wydanie II, Universitas, Kraków 2001, s. 94 i n.

[8] Cytuję opracowanie: Tadeusz Epsztein, Inwentarz Archiwum Centralnej Komisji Specjalnej Centralnego Komitetu Żydów w Polsce 1946-1947, Sygn. 303/XVIII/, Warszawa 2008, które w postaci elektronicznej można znaleźć tutaj.

[9] Jest to cytat z końcowego sprawozdania Komisji Specjalnej z 30 maja 1947. Cytuję za Upiorną dekadą Grossa (patrz przypis 7), gdzie znajduje się on na s. 94-95, ponieważ z niezrozumiałych dla mnie powodów Cała to sprawozdanie traktuje po macoszemu; rzecz jasna, nie zostało ono również przedrukowane w wyborze źródeł.

[10] Cytowany już Salomon Kac kończył swoje grudniowe wystąpienie słowami:

"Wniosek: okres wyborów będzie zapewne najważniejszym momentem naszej działalności, wtedy przyjdzie nam zdać egzamin dojrzałości. Pokażmy, że trud i wydane środki nie poszły na marne. Miejmy nadzieję, że ostateczne zwycięstwo demokracji nastąpi już wkrótce, byśmy mogli całą energię skupić na wytwarzaniu produktywnych i kulturowych wartości dla zdrowej społeczności żydowskiej w Polsce" (Ochrona, s. 149).

O udziale Komisji Specjalnych w styczniowych wyborach zob. też s. 57-58, ale w sumie kwestia ta jest u Całej potraktowana raczej marginalnie.

[11] "Nawiasem mówiąc, mogę się pochwalić, że to mnie udało się zidentyfikować tę niebanalną postać, której życiorys zachował się w archiwum Wydziału Personalnego CKŻP" - chwali się Cała (Tajny epizod, s. 45, przypis 20). Ta niebanalna postać to sekretarz Wojewódzkiej Komisji Specjalnej w Bydgoszczy, Fania Dimentman. Ale jej "aryjskie" nazwisko to u Całej konsekwentnie (i trzykrotnie) "Ragolska" (Ochrona, s. 136; Tajny epizod, s. 45). Tymczasem Tadeusz Epsztein w Inwentarzu Archiwum Wydziału Personalnego Centralnego Komitetu Żydów w Polsce (1945) 1946-1950, dostępnym tutaj, równie konsekwentnie (i czterokrotnie) podaje je w formie "Rogalska".

[12] Na przykład w spisanej po pogromie kieleckim relacji Idy Gersman pojawia się następujący akapit:

"Dotarłam do Słowik o godz. 5 nad ranem. Przy stacji słyszałam, jak jedna z bab mówiła: «jadę w drogę, zabieram nóż, jak złapię Żyda lub Żydówkę, będę krajać z niego kawałki mięsa i solić!» Kupiłam bilet i wsiadłam do pociągu, szczęśliwa, że nikt mnie nie rozpoznał" (Ochrona, s. 182).

Brak jakiegokolwiek komentarza sugeruje, że Cała uważa tę relację za w pełni wiarygodną. Ale opowieść o tym, że chrześcijanie pragną przerabiać Żydów na peklowane mięso, nie jest przecież bardziej wiarygodna niż opowieści, jakoby Żydzi pragnęli przerabiać chrześcijańskie dzieci na macę. Jeśli zatem świadek się na coś takiego powołuje, to albo zmyśla, albo daje się ponieść zbiorowej histerii, co stawia pod znakiem zapytania również resztę jego relacji.

[13] Jeden z oskarżonych po pogromie kieleckim na pytanie prokuratora "A po co tych Żydów braliście?" odpowiada: "Ja nie dysponowałem niczym". Komentarz w przypisie objaśnia te słowa tak: "Tzn. nie wiedziałem, nie dysponowałem wiedzą" (Ochrona, s. 188, przypis 32). Tymczasem oskarżonemu chodzi najoczywiściej o to, że on wtedy niczym nie kierował (niczego nikomu nie zadysponował), czyli że to nie on wydawał polecenia, które ostatecznie doprowadziły do zbrodni.